|Rozdział 5|

Atmosfera w pomieszczeniu dla każdej z osób w nim przebywających była inna. Dla Usui'ego była to niezła komedia. Kano bał się oddychać w jego obecności, a Misa niepotrzebnie się martwiła. Powstrzymywał się od śmiechu, gdy mina jego ukochanej gwałtownie się zmieniła kiedy wspomniał o planach zabicia Satoro, które były oczywiście kłamstwem.

- N-nie zabijaj mnie U-Usui... J-ja nie chciałem wy-wyrządzić jej krzy-krzywdy... - jąkał się Kano. W obecności kobiet czuł się jak wielki pan świata, a bał się potulnego jak baranek Takumiego, którym oczywiście blondyn był tylko przy Misaki. Innych traktował z dystansem.

- Usui, nie zabijaj go! To jeden z moich uczniów... Mnie wyrzucą z pracy, a ciebie zamkną w więzieniu! - blondyn usłyszał przerażony głos swojej dziewczyny. Ujrzał na twarzy Kano mały uśmiech nadziei, którą zielonooki odebrał mu, gdy uderzył go otwartą ręką w policzek.

- Nawet o tym nie myśl, Satoro Kano. Nie wypuszczę cię nawet, gdyby Misa miała zatańczyć na rurze... Chociaż czekaj, to kuszący układ. - rozmyślił się blondyn, jednak krzyk brązowowłosej przywrócił go do pionu.

- O czym ty do cholery myślisz w takiej sytuacji kosmito?! - ryknęła na cały głos, myśląc, że ktoś ją usłyszy. Jednak poza ich trójką, był tylko Aoi, który włączył sobie muzykę na telefonie i włożył słuchawki. Nie słyszał niczego poza swoim ulubionym kawałkiem.

- Powiem wszystko co zechcesz, przysięgam. Nie zabijaj mnie, życie mi miłe. Proszę, błagam. Usui, chyba się dogadamy, czyż nie? Zależy Ci pewnie na ukochanej... a ja mam pewne wtyki... - zaczął Kano, lecz głośny krzyk blondyna mu przerwał.

- Jeszcze mi grozisz mała gnido? Nie starczy ci, że jeszcze żyjesz? Inni to dawno zrównaliby cię z błotem, a ja jednak jestem miły. Nie pasuje ci, Satoro? Znam takich, którzy chętnie się tobą zaopiekują, może chcesz abym cię do nich zaprowadził? - przerażony Kano nie mógł niczego dodać. W tej chwil naprawdę się bał.

Misaki miała zawiązane ręce i nogi, więc cierpliwie czekała, aż jej ukochany domyśli się, że ona nadal tkwi w pułapce i nie może się ruszyć. W końcu doczekała się upragnionego momentu, gdy blondyn odplątał sznur zaciskający się wokół jej nadgarstków i kostek. Przeciągnęła się i podeszła do nieprzytomnego Kano. Usui postanowił go kilka razy uderzyć, aby mieć czas, by zastanowić się co zrobić z tym małym gnojkiem.

Oboje doszli do wniosku, aby zostawić go przed domem, gdzie jego rodzina się nim zaopiekuje. Takumi wziął na ręce Satoro i jak najszybciej pobiegł szukać jego domu. Misa została sama... no nie całkiem. Przecież był jeszcze Aoi, którego jakby nie było, więc jego obecność w Maid Latte zdała się na nic. Ayuzawa zabrała się za sprzątanie szkód, które powstały w wyniku jej konfrontacji z Satoro Kano. Krew na podłodze, worek, który wiązał ze sobą nieprzyjemne wspomnienia nie mogły zostać ominięte przez spostrzegawcze oczy Misaki. Uwinęła się kilka sekund przed powrotem Usui'ego.

Blondyn położył ręce na jej talii i zmniejszył odległość między ich ustami, porywając je w przyjemny wir francuskiego pocałunku.
- Martwiłem się o ciebie, Ayuzawa. - wyszeptał Usui, kiedy zabrakło im powietrza i musieli przerwać miłą chwilę, głaszcząc brązowooką po głowie.
- A ja martwiłam się, że mnie nie znajdziesz...  i że już się nie zobaczymy... - szepnęła dziewczyna, patrząc w oczy Usui'emu, mając na policzkach soczysty rumieniec. Blondyn zaśmiał się.
- Ja i nie przybyć ci na pomoc? To nie ta bajka, Misa. - dodał, a dziewczyna tylko wtuliła się w jego tors. Była szczęśliwa, że ten straszny czas się już skończył, ale czy na pewno?

~~~

Drugi rozdział :33
Włożyłam w niego wszystko co możliwe i mam nadzieję, że się podoba :)
Widzimy się jutro :D
Paaa!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top