16
[Tydzień później]
*Dawid*
Zapukałem do drzwi w mieszkaniu bloku. Bo dłuższej chwili stanął w nich starszy mężczyzna. Podejrzewam, że mógł być w wieku mojego ojca. Koło 50 na oko.
- Słucham pana - powiedział dość niskim ale spokojnym głosem. Przyjrzałem mu się dokładnie by dojrzeć podobnieństwa między nim a Lidią. Zdecydowanie oczy miała po ojcu.
- A tak. Nazywam się Dawid jestem adwokatem pana żony w sprawie córki, jednak bardzo mnie niepokoi ta sprawa dlatego chciałem z panem porozmawiać. Najbardziej mi zależy na tym by rozstrzygnięcie było jak najbardziej sprawiedliwe. Czy zechciałby pan odpowiedzieć na kilka pytań? - spytałem wychodząc z transu. Mężczyzna przez chwilę popatrzył na mnie wielkimi oczami, a potem ruchem ręki zaprosił do mieszkania. Zaproponował mi coś co picia, po krótkim namyśle zgodziłem się na herbatę. Uradowany przyznał, że w takim razie zrobi i sobie. Ugościł mnie w salonie i poszedł do kuchni zaparzyć napój. Po chwili wrócił z dwiema szklankami gorącej herbaty.
- Dobrze, a więc co pan chce wiedzieć? - spytał słodząc cukrem, który stał na stole
- Dobrze, a więc po pierwsze dlaczego pan odszedł od żony, co się między wami stało, dlaczego wcześniej pan nie walczył o prawa rodzicielskie i co się zmieniło? - powiedziałem mu od razu wszystkie pytania my mógł się z tym rozgadać. Mężczyzna wciągnął kilka razy głębiej powietrze i zaczął mówić.
- A wiec tak może zacznę od początku. Krótko przed tym zanim urodziła się nasza córka Lidia, moja żona zaczęła mieć kłopoty natury psychicznej. Z racji, że będąc w ciąży nie mogła brać leków kazali mi ją trzymać w domu. Jednak zaczęła się robić w stosunku do mnie agresywna. Nie wpuszczała do pokoju, krzyczała i rzucała talerzami, wazonami i innymi rzeczami. Pewnego dnia wzięła szpikulec do mięsa i przyłożyła do brzucha. Powiedziała, że jeśli nie przestanę to zabije dziecko. Nie wiedziałem co mam przestać. Nic jej nie robiłem. Była chora. Bardzo chora. Zaproponowałem ugodę. Obiecałem, że odejdę jak tylko urodzi. Zgodziła się. Kiedy urodziła lekko jej się poprawiło, brała leki. Gdy Lidia miała rok, żona powiedziała, że jej obiecałem. Że nie chce ze mną być. Powiedziała, że sama wychowa córkę i mam się nie zbliżać. Nie walczyłem, chciałem by moje dziecko dorosło na tyle by mogła sobie z tym wszystkim poradzić. Chciałem ją zabrać. Żona poznała Johnny'ego jej aktualnego męża. Wydawało by się, że wszystko im się układa. Jednak ja już nie mogę się z tym pogodzić. Już wystarczającym bólem dla mnie jest to, że ten mężczyzna dotyka kobietę, którą mimo wszystko nadal kocham. Jednak myśl, że wychowuję moje dziecko, które nawet nie wie o moim istnieniu. Które z każdym dniem jest narażone na działanie tej kobiety. Sprawia, że czułem się bezsilny. Sprawia, że chciałem ją odebrać nawet w nieuczciwy sposób. Jednak postawiłem na drogę sądową. Teraz sądzę, że dobrze zrobiłem. W końcu jest pan tu. Jest ktoś kto chcę wysłuchać prawdy. To niesamowicie mnie motywuje. - zakończył swoją długą wypowiedź upijając kilka kolejnych łyków herbaty. Przez chwilę nie wiedziałem co powiedzieć, słusznie myślałem, że nie podobała mi się matka Lidi.
- Dobrze, a co z listem który pan wysłał? Napisał pan tam, że pana żona pożałuje.- zapytałem
- Cóż miałem nadzieję, że to ją przestraszy i zmusi do działania. Naprawdę nie chcę zostawiać córki z nią dłużej niż to konieczne. - prawie zaśmiałem się na to zdanie. Nie chcę, a opuścił ją na 16 lat
- Niemniej to co pan zrobił to była groźba- przyznałem dość niechętnie. Jakoś miałem ochotę stać po stronie tego mężczyzny. Niemniej chciałem dla Lidi jak najlepiej
- To prawda. Myśli pan, że mam jakieś szanse?- spytał zatroskany
- Myślę, że tak. Przedstawię w sądzie to co spisałem podczas rozmowy z panem- mężczyzna jakby dopiero teraz się zorientował, że zapisywałem każde jego słowo. Podziękowałem mu za herbatę i wyszedłem z jego mieszkania. Wracając do swojego miałem w głowie plan jak skonfrontować ich zeznania i przy okazji podjąć dobrą decyzję. Wiedziałem, że ostatecznie zdecyduje sąd, ale musiałem zdecydować po której stronie stanąć, by było jak najlepiej dla mojego skarba
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Kto by się spodziewał? Mamy kolejny dłuższy niż zazwyczaj rozdział. Szaleję :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top