PESYMISTKA
Zaintrygowało mnie to, bo jej ostatnie zachowanie przecież nie wpasowało się w mój kanon piękna, które mnie kusiło.
A jednak chciałem dalej za nią podążać.
Tym razem wokół niej była jakaś przykra, szara aura, jakby czarne chmury nad jej głową. Była zła, zmęczona, smutna...
Miała dosyć tego wszystkiego i pytała się siebie samej, czy na pewno nie jest chora psychicznie. Każdy dźwięk, błysk światła, czyjś nieprzewidziany ruch wprawiał ją w coraz większe rozkojarzenie, czuła się jak rozjuszone zwierzę w klatce.
Chciała krzyczeć, lecz nie mogła...
Chciała śpiewać, brak jej tchu...
Serce tamte jej wydarli, serca tego nie ma już...
Chciała tylko mówić prawdę, lecz zamknięto usta jej...
Chciała komuś podać ręce, teraz ręce są we krwi!
Też lubiła tą piosenkę, zupełnie jak ja.
Pogoda na podwórzu również nie zachęcała do radości. Było buro i ponuro, nawet wyjść się nie chciało.
Nigdy nie dostrzegłem u żadnej osoby tak diametralnej zmiany nastawienia do świata. Szczególnie u kobiety. Jeszcze wczoraj chciała wszystkich przytulać, dziś... dziś zastanawiała się, czy ktokolwiek zauważyłby, gdyby jej nie było.
Udawała szczęśliwą przed rodzeństwem, gdy jedno z nich odnalazło jej wiersz o umieraniu. Nie chciała nikogo martwić, ale tu nie chodziło o empatię i troskę.
Twierdziła, że skoro mają ją w dupie na codzień, to czemuż mają się ruszyć, gdy coś się jej stanie. Ostre słowa jak na taką delikatną osobę.
Nie cięła się, nie biła, nie zadawała sobie w żaden sposób bólu. Chyba wydawało się jej, że boli ją wystarczająco.
Wrzucała rzeczy do torby, szykując się do szkoły. Kolejny fałszywy uśmiech, stary dowcip...
Na lekcjach głównie spała, nie czuła się za dobrze. Wyobrażała sobie, jakby to było, gdyby popełniła samobójstwo na szkolnym strychu. Ostatecznie jednak odchodzi od tego pomysłu, myśląc o tym, że na stałe zszargała by psychikę niejednej osoby stąd, która nie wyobraża sobie, że samobójca mógłby kiedykolwiek przejść obok i umrzeć w miejscu, do którego chodzi codziennie.
Wraca do domu i bierze się za pisanie kolejnych smutnych wierszy, tym razem skrzętnie po wszystkim chowając swój tajemniczy zeszyt.
Trzeba się uczyć na błędach, nieprawdaż?
Gdy poszła na strych postrzelać z dziecięcego łuku i porzucać rzutkami, miała kiepskiego cela. Tu jeszcze bardziej było widać jak kiepska wokół jest pogoda.
Dziewczyna przyłapała się na myśli, czy gdyby skoczyła z tego okna, to by się zabiła, czy tylko połamała. Przewróciła oczami, spoglądając na krzaki, w które zapewne by spadła po skoku.
Zaśmiała się, gdy strzała po wystrzeleniu trafiła w tarcze od rzutek, wspomniane pierodłki zrzucając na ziemię.
Pierwszy raz miałem nadzieję, że humor mojego celu się poprawi. Czułem, jak gdyby był jakiś większy cel w powstrzymaniu jej.
A przecież ja jestem ten Kikai, który pcha do śmierci, w jej zimne, kościste ramiona. Co więc we mnie wstąpiło? Nie wiedziałem. Miałem podejrzenia, czy to nie jest jakaś niesamowita dziewczyna albo taka, która już otrzymała swoją szansę.
W końcu zeszła na dół. Wtedy słońce na moment wyjrzało zza chmur i zawitało także do pokoju w którym była.
Zamknęła oczy, myśląc sobie, że to zaraz przeminie.
Że i tak umrze.
Jednym słowem: Pesymistka.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top