II

Po tym jak udało mi się zebrać z podłogi. Powlokłam się do swojej ławki. Zastanawiałam się jak bardzo muszę mieć dzisiaj niefart skoro tyle rzeczy wydarzyło się już od rana. Zastanawiając się nad swoim krótkim i dość burzliwym żywotem wiecznie nieszczęśliwego ziemniaka, usłyszałam głos naszej wychowawczyni.

- Droga młodzieży od dzisiaj w klasie macie nowego kolegę. Przedstaw się kochaniutki.

Wbrew pozorom tę kobietę dało się lubić. No oczywiście pomijając, to że mówiła jakby była z odległej planety i strojem przypominała bardziej starą zasłonę mojej babci niż człowieka płci damskiej w średnim wieku, to była to bardzo przyjazna kobitka.

-Hej wszystkim, nazywam się Zhang Yixing, ale mówicie mi Lay. - jednorożec uroczo uśmiechnął się i pomachał krótko łapką

-Wolne miejsce masz tam na końcu koło Elise. - mówiąc, to wychowawczyni wskazała pulchną dłonią w moim kierunku

Szlag. Szykuje się wspaniały rok...

Lay posłusznie skinął głową i usiadł koło mnie. Myślałam, że normalnie zaraz zapadnę się pod ziemię z zażenowania przez zdarzenie, które wcześniej miało miejsce.

Lekcja nareszcie się rozpoczęła. Diablica miała chyba dzisiaj dobry dzień, bo postanowiła nie brać mnie do odpowiedzi, ale w zamian za to wybrała sobie na moje miejsce trzy inne ofiary. Chwała tęczy i jednorożcom. Chociaż raz przyniosły mi szczęście.

Chłopak siedzący obok mnie zaczął rozglądać się dyskretnie po klasie, aż na samym końcu jego spojrzenie wylądowało na mnie. O boziu. Jakie on miał śliczne oczy. A ten uśmiech z tymi uroczymi dołeczkami. Normalnie cukrzyca, grób i kaplica. Wpatrywałam się w niego niczym w obrazek, nie słuchając nikogo i myśląc o tym jakim on jest cudnym jednorożcem...

- Czy Ty mnie w ogóle słuchałaś? - chłopak zapytał mnie, zadziornie się przy tym uśmiechając

- Jesteś cudnym jednorożcem - o tak, z całą pewnością. Czekaj! Czy ja to właśnie powiedziałam na głos?! Sądząc po jego nieco zdziwionej minie to chyba raczej tak. No świetnie. Teraz pomyśli, że ma doczynienia z wariatką. Przekichane od samego początku.

- Ameba umysłowa...
- Szczym głos mózgu

- Emm... dziękuję? - jego mina wyrażała więcej niż tysiąc słów - Wiesz, ale na przyszłość wystarczy, że powiesz do mnie Lay. - kolejny uroczy uśmiech - Chociaż w sumie w tym momencie to ty raczej wygladasz jak jednorożec - zachichotał

Popatrzyłam na siebie i rzeczywiście... Miałam na sobie zieloną koszulkę, jasno niebieskie shorty, czerwonego i granatowego trampka ma stopach, do tego różnych kolorów skarpetki, a całości dopełniała fioletowa bluza... Koszmar.

Na moje szczęście w tym momencie zadzwonił dzwonek. Jak poparzona wybiegłam z klasy, kierując swoje kroki w kierunku sali, w której moja najlepsza przyjaciółka miała właśnie lekcje. Dobiegając do odpowiedniego pomieszczenia zauważyłam jak wychodzi z klasy, więc jeszcze bardziej przyśpieszyłam kroku.

- Hej Suzy - krzyknęłam dobiegając wreszcie do swojej kumpeli

- Cześć El - uwielbiam te jej zdrobnienia

- Normalnie stara nie uwierzysz co mi się dzisiaj rano przytrafiło - ekscytowałam się jeszcze bardziej niż zwykle i wymachiwałam swoimi witkami we wszystkich możliwych kierunkach.

- No niech zgadnę... Znowu spóźniłaś się na matmę?

- Ha...ha... bardzo śmieszne, turbo śmieszku - odparłam wcale niesarkastycznie - No właśnie niekoniecznie. W ostatnim momencie dosłownie wjechałam do sali, a potem jeszcze nie zostałam wzięta do odpowiedzi. Normalnie święto lasu. Muszę mieć chyba dzisiaj wielkie szczęście albo wreszcie mój pech zniknął. - normalnie paszcza sama mi się szczerzyła

- Nie. Moim zdaniem to tylko zwykły przypadek.

Jęknęłam zawiedziona. Jak zwykle do bólu szczera i twardo stąpająca po ziemi realistka. Żyć nie umierać.

- Zamiast jęczeć zbieraj cztery litery na następne zajęcia, bo tym razem naprawdę się spóźnisz.

- Tak mamo.

***

Po przesiedzeniu jeszcze czterech lekcji z Layem i usilnym próbowaniu aby więcej nie zbłaźnić się, nadeszła wreszcie moja upragniona przerwa obiadowa.
Szczęśliwa na samą myśl o jedzeniu niemalże w podskokach pobiegłam na stołówkę, gdzie już z oddali zobaczyłam przy naszym ulubionym stoliku Suzy.
Idąc w jej kierunku poczułam wibracje w kieszeni, więc natychmiast sięgnęłam po telefon i zaczęłam odpisywać na wiadomość. Pech chciał, że gapiąc się w telefon nie zauważyłam jakiejś laski, która szła właśnie z pomidorówką.
Tak jak można było się spodziewać wpadłam na nią, zupa znalazła się na mnie, a ja na podłodze.
To moje szczęście chyba już mnie opuściło. Podnosząc się dzisiaj już drugi raz zobaczyłam przed sobą nikogo innego jak zdziwionego Yixinga.

No pięknie...

°°°°°°°°°°°°°°°°°°

Przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam, ale życia nie mogłam ogarnąć. Teraz powinnam dodawać rozdziały już regularnie. Zostawcie coś po sobie. ;) ☆

Suuugarrr

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top