Jedna obietnica
Dawno nie pisałam czegokolwiek niezwiązanego z BTS, jednak wczoraj naszła mnie wena właśnie na TaeWin i po prostu musiałam to napisać :3
~~~~~~
Jako jeden z idoli SM entertainment musiałem przyznać, że owa wytwórnia zasługuje na miano najlepszej z całej Korei. „Fabryka robotów", jak często ją nazywano, wyprodukowała kolejną lalkę, może trochę z cięższym charakterem, nad którym nadal wszystkie dobre duszyczki pracują od rana do nocy, dodając nowe trybiki i zabijając tym samym człowieka. Czasami żałowałem, że jednak zgodziłem się zostać trainee akurat tutaj. Niestety w tamtym okresie nie miałem innego wyjścia, będąc zmuszonym nauczyć się nie tylko kombinować, aby jakoś przetrwać przy słabej sytuacji rodzinnej, a również rozwijać swoje pasje i nie zatracić w tym siebie. Te kilka lat nauczyło mnie nie tylko tańca, rapu, odpowiedniego pozowania, czy też języków, a także tak bardzo brakującej mi cząstki – miłości.
Nigdy nie interesowałem się tą samą płcią, tym bardziej mało wyróżniającymi się osobami, a Sicheng właśnie do takich należał. Chłopak był bardzo ułomny w komunikowaniu, dlatego już na początku go skreśliłem, chcąc go jedynie traktować jak swojego dongsaeng i jedynie przy fanach pokazywać jak bardzo się wszystkimi jako lider opiekuję. Na szczęście przy pierwszym unicie nie musiałem się nim przejmować, mając w swoim zespole całkiem ogarniętych ludzi. Oczywiście z nich wszystkich to z Markiem byłem najbliższej. Od zawsze tworzyliśmy wspólnie muzykę, wspieraliśmy się, dążąc do debiutu. I chociaż sam koncept wytwórni, której udało się nas zniewolić, był mocno przesadzony, nie mogliśmy powiedzieć o tym ani słowa, nawet między sobą, czasami po prostu mając wrażenie, że we śnie wszczepili nam jakieś podsłuchy i nadajniki, dzięki którym utrzymują nad nami kontrolę, sterując naszym mózgiem.
Tak przetrwaliśmy pierwszy, nietypowy debiut z dwiema piosenkami tytułowymi, dziwnymi stylizacjami i kilkoma skandalami, tym samym wesołym krokiem wkraczając na koreański rynek muzyczny, który już na wstępie miał nas dosyć, szczególnie mnie. Nie żebym się przejmował, jedynie szefostwo widziało w tym wielki problem, każąc mi okazywać skruchę przy każdej możliwej okazji. Byłem do tego dobrze przygotowany, nawet przy temacie rodziców potrafiąc się wzruszyć. To prawda, tęskniłem za nimi, jednak fani stwarzali historie nie z tego świata, sądząc, że to moja delikatna natura zmusiła mnie do tego płaczu, czy też wciąż rozdrapywałem tamten skandal, który niestety był znacznie częściej przypominany niż bym tego chciał.
To właśnie drugi unit zmienił sposób mojego myślenia, wrzucając mi pod skrzydła wystraszone pisklę, przekonane – w sumie słusznie – że nie chcę mieć z nim do czynienia.
- Jesteś dobry w tańcu, prawda? – zacząłem na wstępie, ustawiając jednego z maknae na środku pustej sali, udostępnionej mojemu zespołowi, który obecnie udał się na inne zajęcia, kiedy ja utknąłem tutaj z chińską niemową. – Rozumiesz mnie czy mam sobie połamać język przez ten twój chiński? – Starałem się upewnić, przyglądać wystraszonemu chłopakowi, który stał w wyćwiczonej pozycji na robocika.
Niestety musiałem przyznać, że urok swój miał. Te żółto-różowe włosy dodawały mu go jeszcze więcej, a moje serce z barierą ochronną wokół niego, zaczynało rozczulać się nie tylko na ten widok, ale i przerażenie widoczne gołym okiem na jego twarzy.
Chłopak kiwnął, odpowiadając tym samym na moje pytania i starając się unikać mojego wzroku, dlatego postanowiłem mu z tym pomóc, łapiąc jego podbródek i kręcąc odrobinę głową młodszego, tak, aby w końcu zmusić go do skrzyżowania spojrzeń i wywołania tym samym salwy przeprosin.
Zaśmiałem się przez taką reakcję, prosząc go już o powtórzenie tego, co ćwiczyliśmy na dzisiejszych zajęciach, chcąc wytknąć mu wszelkie błędy i poprawić je w miarę możliwości i tych niewielkich pokładów cierpliwości.
- Widziałem kiedyś, że jesteś całkiem giętki. – Znowu to ja rozpocząłem temat, mając świadomość, że chłopak połowy z tego i tak nie zrozumie, po prostu przytakując i pijąc swoją wodę podczas przerwy, którą zarządziłem. – W sumie buźkę też masz niczego sobie. – Specjalnie używałem wyrażeń, w których za cholerę się nie połapie, mimo wszystko kiwając głową i patrząc na mnie tym razem z zaciekawieniem, a nie strachem, przez co zachciałem wywołać nie tylko te negatywne uczucia w tym pisklęciu, a również uśmiech, widywany najczęściej tylko przy Yucie.
- Skoro i tak mnie nie rozumiesz, to w sumie powiem ci mały, że pomimo twojego wieku, chętnie sprawdziłbym jak bardzo jesteś giętki nie tylko na tej sali, ale i w łóżku. – Uśmiechnąłem się tuż po tym zadziornie, zostawiając go właśnie z tym stwierdzeniem i kierując się do wyjścia z pomieszczenia, w którego progu minąłem się z Taeilem, szybko usuwającym mi się z przejścia i nawet niezadającym mi jednego pytania, chociaż na pewno wszystko słyszał, znając przy tym koreański, w przeciwieństwie do niektórych z naszego wesołego zespołu robocików.
***
Niestety zauważyłem, że po tych kilku romansach jako trainee, będąc już idolem posiadających fanki, a co za tym szło, odczuwającym także ich miłość i oddanie, zaczynało brakować mi osoby, którą mógłbym kochać równie mocno. Coraz częściej to uczucie przenosiło się na jednego z maknae. Nawet nie pytając go o zgodę, kupowałem mu na każdym kroku jedzenie, pomagałem podczas wywiadów oraz nagrań, nieraz coś tłumacząc i upewniając się, że nikt nie zrobi z niego idioty, którego ja w przeszłości niestety potrafiłem robić, wywołując tym samym smutek w chłopaku. Nie odpuszczałem mu również wspólnych treningów, oczywiście kładąc spać o odpowiedniej dla niego godzinie i nie przejmując się przy tym jego współlokatorem, zaczynającym mnie nieco uważniej obserwować.
Czy miałem w tym jakiś cel? Chciałem spełnić tamtą luźną myśl, rzuconą kilka miesięcy temu? Raczej nie, a przynajmniej tak to sobie tłumaczyłem, w końcu znajdując jakąś odskocznię od codziennej rutyny i obowiązku obecnie głównego robota SM entertainment.
Promocje z pierwszym, pełnym albumem naszego tworu – NCT, wydawały się nie mieć końca, a pod koniec lipca wszyscy zaczęliśmy odczuwać skutki uboczne nieustannej pracy i zmęczenia, które popchnęło mnie nie tylko do braku chęci do czegokolwiek, a również uwolniło wszelkie pokłady agresji.
- Hyung jadł? – Pytanie, które padło z tak dobrze znanych mi ust, nadal nieśmiałych podczas wypowiadania każdego koreańskiego słowa, zmusiło mnie do zaprzestania maltretowania telefonu, podczas siedzenia w salonie i czytania artykułów, których nie powinienem w ogóle przeglądać.
Młodszy zrozumiał w jakim jestem stanie, jednak nie zrezygnował z posunięcia się o krok dalej, przysiadając przy mnie niepewnie i kładąc jedną z dłoni na moich palcach.
- Hyu... - zaczął ponownie, jednak moje mięśnie zadecydowały o tak gwałtownej reakcji, której nawet ja się nie spodziewałem, odpychając moją rękę na bok i trafiając maknae w twarz, przez co chłopak przerwał w półsłowa, umieszczając dłonie na uszkodzonym miejscu.
Przestraszyłem się, naprawdę się przestraszyłem, patrząc na niego zaniepokojony i bojąc się, że to co budowałem przez ostatni miesiąc zostanie w tym momencie zniszczone.
- Winnie, przepraszam. Tak bardzo cię przepraszam, nie chciałem. Pokaż to, proszę. Wszystko w porządku? – zapytałem na koniec swojego lekkiego okazania paniki, po którym odrzuciłem telefon na bok, przenosząc swoje ręce na te jego, aby odsunąć je od przerażonego maknae, któremu już zbierały się łzy w tych pięknych oczkach.
- WinWinnie, nie, nie płacz, proszę – wyszeptałem, rzucając szybko spojrzeniem na trafione miejsce, które co najwyżej mogło zarobić niewielkiego siniaka. Poczułem ulgę, wiedząc, że gdybym trafił go w nos, nie tylko ja miałbym kłopoty, bo wytwórnia obwiniłaby właśnie Sichenga o nieuważanie na siebie i niepotrzebne narażanie.
- Chodź tutaj, nie płacz, nie chciałem cię skrzywdzić. – Połowa mojej wypowiedzi jako tako była właśnie w jego języku, którego ostatnio zacząłem się nieco pilniej uczyć, chcąc z nim porozumiewać. Przerażenie młodszego zamieniło się przez to właśnie w lekki szok, na tyle uroczy, by tuż po wytarciu jego łez, posłać mu niewielki uśmiech, wywołując również ten jego.
- Jesteś taki śliczny kiedy się uśmiechasz. Przepraszam. – Po raz kolejny okazałem skruchę, w takich sytuacjach zupełnie szczerą i spotykającą się z całkowicie inną odpowiedzią, tak bardzo dla mnie przyjemną, w postaci jego ręki na boku mojej głowy, która co prawda jedynie ją delikatnie musnęła, jednak dla mojej osoby znaczyło to naprawdę wiele.
- Hyung nie musi przeprosić, hyung ma uprzejme serce i dongsaeng to wie – odezwał się w końcu młodszy, wywołując tym nawet szerszy uśmiech, podczas którego nie mogłem się powstrzymać, aby się do niego nie przybliżyć, chcąc dokładniej zbadać jego oczy i ujrzeć w nich wszelkie emocje.
- Mój mały Winnie. Kiedy zacząłeś aż tyle dla mnie znaczyć, zamieniając te wszystkie negatywne cechy w „uprzejme" uczucia? Tylko przy tobie mogę jeszcze odnaleźć coś pozytywnego, oczywiście poza sceną, na której najchętniej spędziłbym wieczność. Wiele razy to powtarzałem, hmm? – Zaśmiałem się, nadal wpatrując się w jego oczy, o dziwo już nieco spokojniejsze. – Będę ci już zawsze pomagał, nie musisz się bać, niczego już nie musisz się bać, obiecuję. – Tym razem zastanowiłem się chwilę, zanim wypowiedziałem te słowa, ponownie w języku młodszego, czekając na reakcję, by najchętniej znów ujrzeć ten uśmiech, zasłonięty obecnie skupieniem przez mój monolog.
- Lubię być tutaj. Być z hyung... umm...
- Mów po chińsku, zrozumiem – zaproponowałem, przejeżdżając opuszkiem palca po boku jego policzka i rozpraszając go tym odrobinę, bo jego wzrok powędrował na tę stronę, zawieszając się na mojej dłoni.
- Dotyk hyunga jest przyjemny, czuję się przy hyungu naprawdę bezpieczny i nie chcę hyunga nigdy stracić.
Lekcje języków, wpisane przez SM w nasz grafik, w końcu się na coś przydały. Mogłem w pełni zrozumieć te piękne słowa, sprawiające, że zaraz zamknąłem go w swoich ramionach, głaszcząc po głowie i przymykając przy tym oczy, aby skupić się tylko na cieple płynącym od jego ciała.
- Nie stracisz – wyszeptałem jeszcze, pozwalając sobie dodatkowo pocałować go we włosy, już kompletnie zapominając o tych kolejnych szkalujących mnie artykułach.
Ten chłopak naprawdę stał się moją odskocznią, miłą ucieczką. A wystarczyła do tego jedna rozmowa, spojrzenie, jeden uśmiech.
***
Od mojego wybuchu i tych wyznań, staliśmy się sobie jeszcze bardziej bliscy, a reszta zespołu oczywiście to widziała, wspominając o tym podczas audycji radiowych, czy zwykłych wywiadów. Nie zliczę już ile razy w ciągu ostatniego miesiąca zdążyliśmy dodatkowo zmienić kolory włosów. WinWinnie kilka razy zachwycił mnie tymi zmianami, wywołując dziwne ciepło w środku, ponieważ oprócz tej dziecięcej słodkości w każdym geście i ruchu, przez niektóre stylizacje pobudzał moją wyobraźnię, w końcu w przeciwieństwie do niego nie należałem do tych niewinnych członków NCT.
Powrót czerni na mojej głowie na pewno dla wszystkich był szokiem, jednak to reakcja Sichenga należała do tych najdziwniejszych. Chłopak widząc mnie z samego rana, powiedział coś niezrozumiałego, uciekając do vana jako pierwszy i zostawiając mnie na korytarzu z pytaniami cisnącymi się na usta.
- Sichengie już wyszedł? – Usłyszałem za sobą głos Jae, odwracając się i wzruszając ramionami. Młodszy jeszcze coś mówił, jednak skupiłem się na szybkim zabraniu swoich rzeczy i wybiegnięciu za uciekinierem, który nie powinien opuszczać dormu bez managera, sprowadzając tym samym problem na nas wszystkich.
Obiecałem się nim opiekować, nawet jeśli nie rozumiem niektórych jego zachowań... Obiecałem.
- Winnie? Powiesz mi co się stało? – zapytałem jak tylko ujrzałem blond czuprynę, należącą do młodszego, siedzącego pomiędzy piętrami i zajmującego zimne schody. – Przeziębisz się. Wstawaj – poprosiłem, wyciągając w jego stronę rękę i trochę żałując, że nie mam na tyle sił, aby zrobić to bez jego minimalnej pomocy.
Maknae podniósł wzrok, zawieszając go na chwilę na moich oczach i chyba ponownie natrafiając na fryzurę, bo standardowo się zarumienił, spuszczając głowę i wywołując tym mój uśmiech.
- Chodź tu do mnie, nie uciekaj jak wystraszona myszka, tylko od razu spróbuj wyjaśnić sprawę, dobrze?
Tym razem nie widząc żadnej reakcji, sam chwyciłem jego ręce i z lekkim oporem podniosłem go do góry, niestety przez swoją gwałtowność wręcz wrzucając go w swoje ramiona. Głównym plusem nowego położenia było to przyjemne ciepło i kontakt wzrokowy z młodszym, który umieścił ręce na mojej klatce piersiowej, chyba jednak postanawiając coś powiedzieć. Byłem tylko ciekawy czy jego serce bije w tym momencie równie mocno, kiedy moje dłonie obejmują to drobne ciałko, a nasze oddechy zaczynają się ze sobą mieszać.
Niestety tę piękną chwilę przerwały czyjeś kroki, zmuszające nas do szybkiego oderwania od swoich ciał i udania się z powrotem do dormu. Puściłem go przodem, jak zwykle, oczywiście z dwóch powodów – oceny oraz ochrony. A mijając managera, przeprosiliśmy za ten akt nieposłuszeństwa, mimo wszystko otrzymując sowity opieprz, przed którym nawet nie byłem w stanie uchronić mojej ptaszyny.
Dopiero po nagraniach i kilku godzinach ćwiczeń znów znaleźliśmy się w dormie. Co prawda zazwyczaj zostawałem z pełnoletnimi członkami NCT, aby wykorzystać w pełni wszystkie godziny przeznaczone na trening oraz trochę im przy okazji pomóc, jednak dzisiaj powróciłem wraz z całą maknae line tuż przed godziną dziesiątą, chcąc w końcu porozmawiać z Sichengiem.
- WinWinnie, weź prysznic, będę czekać na ciebie w twoim pokoju – powiedziałem tuż po przekroczeniu progu naszego mieszkania. Reszta chłopaków już dawno uciekła do swoich sypialni, dlatego zostaliśmy w korytarzu sami.
Blondyn odwrócił się do mnie, kiwając energicznie głową i uśmiechając się przy tym uroczo, przez co poczochrałem mu włosy, ponaglając go jedynie, aby dokończył ściąganie butów i już uciekał do tej łazienki, kiedy sam skierowałem się do odpowiedniego pomieszczenia, zajmując tak dobrze znane mi łóżko Sichenga, by zaraz pochwycić leżącą na nim książkę, której raczej nie byłbym w stanie przeczytać, dlatego zająłem się telefonem, odpisując znajomym, dla których już od dawna nie mam czasu, co starają się rozumieć, nie mając mi tego za złe. Pośród wszystkich wiadomości odnalazłem również tę, którą jakiś czas temu wysłał mi Sichengie. Uśmiechnąłem się przez jej treść, zaraz wykonując zrzut ekranu, aby nigdy jej nie zgubić.
- Byłeś niemiły kiedyś, hyung. – Głos właściciela zajmowanego przeze mnie łóżka, odciągnął mnie od wykonywanej czynności, odkładając telefon na bok i patrząc na stojącego przy mnie chłopaka.
- Byłem – przyznałem, patrząc mu prosto w oczy, nie mając zamiaru niczego się wypierać.
- Dlaczego teraz już nie? – Pytanie blondyna spotkało się jedynie z moją całkowitą powagą. Rozsunąłem odrobinę nogi, klepiąc miejsce między nimi, aby młodszy zrozumiał co mam na myśli. Zawahał się, ale tylko przez chwilę, zaraz spełniając moją prośbę i opierając niepewnie plecy o moją klatkę piersiową. Objąłem go rękoma, złączając je ze sobą i umieszczając na dole jego brzucha. Był już do tego przyzwyczajony, dlatego nie spinał mięśni, tak jak za pierwszym razem, chyba zaczynając lubić tę bliskość ze mną.
- Byłem niemiły, bo nie znałem cię do końca, a nasza współpraca trochę nas do siebie zbliżyła, prawda? – zapytałem, na co chłopak przytaknął, najwyraźniej nie mając problemu ze zrozumieniem tego zdania.
- Taeil hyung... ummm... pokażę – zadeklarował, zaraz wyciągając swój telefon i wpisując jakiś kod, którego nawet nie byłem w stanie rozszyfrować, bo jeśli chodzi o chiński mogłem coś tam wydukać, ale z pismem było znacznie gorzej.
Młodszy szukał czegoś chwilę, a kiedy otworzył plik tekstowy, zaznaczył go, przenosząc do jakiejś aplikacji, chyba tłumacza.
- Mądre, mądre. – Zaśmiałem się, wtulając bok twarzy w jego szyję i śledząc przetłumaczone słowa. – „Taeyong hyung chciał mnie skrzywdzić. Taeil hyungie powiedział, że nie powinienem spędzać z nim czasu sam na sam"? – Zdziwiłem się, czytając to, ponieważ nie przypominałem sobie żadnej sytuacji, która mogłaby popchnąć najstarszego do takiej konkluzji. – Sichengie, to nieprawda. Wiesz, że jesteś moim ukochanym, małym braciszkiem i nie zrobiłbym ci krzywdy – wyjaśniłem, biorąc od niego telefon i starając się zrozumieć jego klawiaturę, aby usunąć cały ten tekst. Chłopak nie sprzeciwiał się, pozwalając mi na wszystko i jedynie obserwując moje działania. – To jest przeszłość, którą czasami trzeba zaakceptować, nie skreślając człowieka, który popełnił błąd. – Moje słowa brzmiały naprawdę przygnębiająco, w końcu tak właśnie chciałem, aby fani potraktowali wszystkie moje błędy.
- Nie skreślam, to jest przeszłość, dobrze... - odezwał się młodszy, widząc chyba, że nie jestem w stanie wydusić z siebie choćby jednego zdania. – Jesteś mój, tak hyung? – To pytanie, wywołało mój szeroki uśmiech i jeszcze mocniejsze przytulenie do jego pleców.
- Tak, jestem twój, Winnie – zacytowałem samego siebie z nagrań do którejś z serii, czując jak ręce młodszego lądują na tych moich, a jego uśmiech przeradza się w chichot. – Jestem twój – wyszeptałem jeszcze, przymykając oczy i uświadamiając sobie, że jeden „chiński niemowa" tak bardzo potrafił zmienić moje życie w zaledwie kilka miesięcy. Już nie byłem tym samym robotem, którego wypuścili na rynek w kwietniu, tego roku. Otrzymałem nowe ulepszenie, nie tylko jako lider i opiekun grupy, a również jako chłopak mojego zagubionego pisklęcia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top