Na Szkołę
Szkoła nasza nie ukochana,
Teraz nie chodzę do niej z rana,
Lekcje zdalne mam prawie w dupie,
Potem będą jęki trupie,
Gdy matura przyjdzie znienacka,
Powachluje sobie wacka,
Będę mieć na to ostro wywalone,
Marzenia o pracy zostaną przymglone,
Wtedy siądę na mym trawniku,
Popłaczę sobie dużo bez liku,
Pomyślę nad swym istnieniem,
I nad tym, jakim ja jestem leniem,
Jednak nic zrobić z tym nie mogę,
Choć wreszcie muszę przełamać trwogę,
Odzyskać marzenia muszę spróbować,
Lenia muszę przestać adorować,
Za siebie wsiąść trzeba się wielce,
Nie nabijać nauki na widelce,
Uczyć się płóki Bóg daje,
Nie liczyć na żadne haje,
Szkoła jest jednak w życiu potrzebna,
Niewiedza jest teraz bardzo haniebna,
Bez niej do pracy się nie dostaniesz,
Życia okrutnego posmakujesz,
Pójdziesz w wielkie zapomnienie,
Po tobie pustki rozejdzie się brzmienie,
Sam zostaniesz jak jedyny palec,
A potem przejedzie cię walec.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top