Jak skończymy?

No dzień dobry!

Po tygodniu nieobecności zjawiam się, by dać wam dawkę czegoś nowego! Nawet nie wiecie ile się męczyłam z tym shotem! Zaczęłam go pisać podczas 3 dnia pobytu Erwina na nopixelu. Wiele czasu minęło, ale jakoś nie potrafiłam się za to zabrać, zawsze mi coś przeszkadzało, jednak w końcu się udało!

Jestem dumna, bo to dłuższy shot, bo ma prawie 5k słów!

Niektóre rzeczy mogą być nielogiczne, jestem tego świadoma, jednak zostawię to tak jak jest. Chcę na bieżąco pracować nad swoim stylem pisania i poprawiać błędy, by być coraz lepsza. Może kiedyś poprawię tego shota, ale niczego nie obiecuję. Mimo wszystko uważam, że wyszedł zajebiście jak na to, że miałam tygodniowe przerwy pomiędzy pisaniem!

Za tydzień kolejny shot!

Jak zawsze zachęcam do komentowania i gwiazdkowania, bo to motywuję mnie do dalszej pracy i uszczęśliwia moje serduszko, gdy widzę wasze reakcję na poszczególne sytuację!

Miłego popołudnia i czytania <333

-------------------------------------------------

Niby tylko trzy dni znajomości. Trzy doby. 72 godziny. Chociaż tak naprawdę spędziliśmy razem o wiele mniej. Może z dwadzieścia godzin, może trochę więcej? Tak mało czasu, a już zdążyłem się do niego przywiązać. Odczuwam przy nim wiele szczęścia, czuję, jakbyśmy byli tacy sami. Dosłownie, jakbyśmy byli bratnimi duszami. Mimo że wyglądamy inaczej, to czuję, jakby wszystko inne było takie samo. Jakbyśmy byli identyczni.

Nie chcę tego stracić.

Zaciągnąć na dno i tam pozostawić, by więcej go nie zobaczyć. Chce go zostawić przy sobie, jednocześnie nie niszcząc jego osoby. Pozostawić nietkniętego, tak bym zawsze kochał go coraz bardziej za te same rzeczy, ale czy tak się da? Ja zawsze muszę coś zepsuć. Być tym szkodnikiem, który wyniszcza organizm, ale tego nie chcę. Jakby taki był mój los. Psuć wszystko wokół mnie.

Ale on musi zostać taki jaki jest. Nietknięty, by pokochał i pozostawił mnie takiego, jakim jestem. Byśmy się nie zmieniali. Żebyśmy zostali identyczni.

Inny kraj, inne pochodzenie, inny język, a dogadujemy się jak nikt inny. Mam wrażenie, jakbym znalazł drugiego mnie. Klona, który rozumie wszystkie moje uczucia, a tak naprawdę to po prostu drugi człowiek, który ma podobne ADHD do mnie...

- Zatrzymaj pojazd! - Usłyszałem krzyk i jak najszybciej zjechałem na pobocze drogi i zgasiłem silnik. Spojrzałem na mężczyznę obok mnie, który uśmiechał się do mnie spokojnie. Nie robiło na nim wrażenia już pewnie jego tysięczne zatrzymanie drogowe, ale ja? Byłem nowy w tym mieście, a już miałem na koncie trzy mandaty.

Usłyszałem kroki kierowane w moją stronę, więc odwróciłem wzrok od różowowłosego i patrzyłem przed siebie. Świetnie, po prostu kurwa świetnie. Co ty robisz? Powinieneś się jakoś pokazać! Zacząć uciekać albo rozstrzelać tych psów, a ty co?! Stajesz do zatrzymania drogowego, jak cipa! Po chwili można było usłyszeć dźwięk pukania w szybę, więc bez patrzenia, nacisnąłem mały guziczek na drzwiach samochodu, a szyba zaczęła się opuszczać w dół.

- Dzień dobry z tej strony Ruger Daniels numer odznaki 438, wie Pan, czemu tu teraz stoimy?

- Bo nie gdzieś indziej - odpowiedziałem, po czym usłyszałem cichy parsk śmiechem po swojej prawej stronie. Obróciłem więc głowę i odwzajemniłem mały uśmiech Zaceed'a.

- Nie proszę Pana - westchnął mundurowy i wyciągnął swój podręczny notes. - Jechał Pan bardzo szybko, nie zważając na znaki drogowe, a poza tym przejechał Pan przez trzy czerwone światła.

- Przesadzasz... - mruknąłem i przerwałem swoją wypowiedź, by przypomnieć sobie imię funkcjonariusza.

- Ruger - szepnął Skengerton z małym uśmieszkiem.

- Przesadzasz Ruger, nikt nie zginął ani nie został potrącony - Mój znudzony głos wskazywał, że ani trochę nie mam ochoty tu być i mam gdzieś słowa policjanta. Dobrze wiemy, że nigdy nie zastosuję się do nakazów i zakazów ruchu drogowego. Najchętniej to zostałbym sam na sam z Zaceed'em... Szkoda, że z tego nic nie wyjdzie.

- Pana imię?

- Erwin Knuckles.

- Zaraz wrócę, proszę pozostać w pojeździe. - Ta sama śpiewka od kilku lat... Ciągle te same słowa, które zdążyły się znudzić każdemu. Dosłownie, każdemu.

- Jesteś poszukiwany? - zapytał wyższy ode mnie mężczyzna, a ja tylko westchnąłem, by po chwili użyć słów do odpowiedzi.

- Nie, ale mam kilka mandatów. - On tylko uśmiechnął się w odpowiedzi, a ja nie wyczułem ani grama fałszywości. Po prostu taki był, szczęśliwy z ciągłym uśmiechem, który rzadko znikał. Chciałbym, żeby uśmiechał się tak do mnie każdego ranka. Tylko dla mnie. Po chwili znów pojawił się policjant, a mój entuzjazm trochę opadł.

- No dobrze Panie Knuckles, będzie mandat w wysokości tysiąca dolarów. - Zaczął wypisywać karteczkę, by chwilę później mi ją dać.

- A nie można dać trochę mniej?

- Nie, nie można. - powiedział stanowczo.

- Daniels co jest?! - Usłyszałem krzyk młodej policjantki, stojącej przy radiowozie.

- Pan nie chce przyjąć mandatu!

- Nic takiego nie powiedziałem!

- Kłóci się Pan ze mną?

- O to co powiedziałem? Oczywiście. - Będę bronić własnego zdania, choćby moje argumenty nie miały żadnego sensu. Nigdy nie odpuszczałem, moja godność mi nie pozwalała.

- No to w takim razie dwa tysiące dolarów mandatu.

- Że co słucham?! - krzyknąłem, po czym wpadłem na dość niekonwencjonalny i głupi pomysł... Ale czy nie warto spróbować? - Jak to kurwa wyższy mandat? - zapytałem zbulwersowany, aż zdecydowałem się pójść z prądem chwili. - Czy jest Pan funkcjonariusz homofobem? Dlatego dostaje większy mandat?! - zacząłem unosić głos. Słyszałem tylko jak Zaceed wciągnął powietrze do płuc wstrzymując oddech. Zrobiłem coś nie tak? Nagle wzrok policjanta ze znudzonego zmienił się na zdziwiony i zdezorientowany.

22 godziny.

- Dlaczego zarzuca mi Pan Knuckles takie coś?! - Mundurowy również uniósł ton głosu, a jego partnerka stała przy oknie Zaceed'a zerkając na mnie.

- Bo ewidentnie ma Pan do mnie jakiś problem! - Wysiadłem z samochodu i dopiero teraz zobaczyłem, jaki policjant był wysoki. Musiałem specjalnie unosić głowę... Jebane geny... Przecież ja nie wyglądam nawet poważnie...

- Nie prawda! To ty wymyślasz jakieś niestworzone rzeczy!

- O więc nagle jesteśmy na "ty"? Teraz pewnie próbujesz wziąć mnie pod włos, żebym się nie kłócił i wziął większy mandat, bo masz do mnie problem?!

- Nie! Dlaczego w ogóle pomyślałeś o czymś takim?! - Policjantka lekko przybliżyła się do nas, a dotychczas siedzący w samochodzie Zaceed, wysiadł.

- No, bo jak widać, masz coś przeciwko związkom między mężczyznami co nie?! - Moje argumenty potrafiły być głupie. Doskonale to wiedziałem, ale musiałem wymyślić coś na poczekaniu, a to było jedyne, co wpadło mi do głowy. Moje prawdziwe uczucia...

- Nie prawda! - Chyba muszę wyciągnąć moją ostateczność... Ale czego nie robi się dla wolności.

- Czyli nie ma Pan funkcjonariusz nic do związku mojego i Zaceed'a? - zapytałem, a po chwili dostałem zdziwiony wzrok policjanta przeskakujący z mojej osoby na Skengerton'a.

- Czekaj, co? - Usłyszałem głos różowłosego, który po moich słowach jakby się zawiesił. Starałem się mu pokazać wzrokiem, żebyśmy to ciągnęli. - A, tak ja i Erwin jesteśmy parą! - powiedział entuzjastycznie, nagle przyciągając mnie do siebie. Złapał mnie w talii i zacisnął swoje palce na moim biodrze. Po moim ciele rozlała się fala gorąca, a gdybym się nie opanował, to bym upadł na ziemię, gdyż czułem uginające się pode mną nogi.

- Chyba trzeba zrobić coś mocniejszego - szepnąłem w stronę Zaceed'a, gdyż zauważyłem nutkę podejrzeń we wzroku policjanta. Zrobiłem coś, na co miałem ochotę zrobić od kilkunastu godzin, ale nie potrafiłem. Miałem dobry pretekst.

Jeszcze bardziej przybliżyłem się do różowowłosego i połączyłem nasze wargi ze sobą. Boże co ja odpierdalam. Zacisnąłem ręce na bluzie mężczyzny, przyciągając go jeszcze bliżej. Nie ma opcji, że była między nami jakakolwiek wolna przestrzeń. Cały czas czułem na swojej talii Zaceed'a, które coraz mocniej się zaciskały.

Co teraz czuję? Szczęście i żal. Szczęście, bo powiedział coś takiego i właśnie się całujemy. Żal przez to, że nie może być to prawdą. To tylko żart, by wyjść cało z opresji. Czuję, jak świadomość tego uderza we mnie z każdą chwilą coraz bardziej. Mam wrażenie, jakbym właśnie dostał strzałą w samo serce. W sam środek. Jakbym mój organ, dzięki któremu żyje, był ze szkła i właśnie się roztrzaskał. Ale mimo że te uczucia bolą, nie da się ich zgasić tak jak wodą ognia. Jest to niemożliwe.

Po kilkunastu sekundach pięknego pocałunku oderwaliśmy się od siebie. Każdy z nas był w lekkim szoku. Targały mną różne emocje. Od niebiańskiego szczęścia, po rozrywającą mnie nienawiść. Do siebie. Mógł tego nie chcieć. Brawo debilu, właśnie zniszczyłeś sobie znajomość. Czas zerwać z nim kontakt, to koniec pięknych uczuć.

Zacząłem zadawać sobie różne pytania. Jak skończymy? Jak skończy nasza relacja? Bo obawiam się, że nie będziemy mogli doświadczyć szczęścia. I to mnie najbardziej przerażało. Jak najgorszy koszmar czekający w cieniu. Im dłużej próbowałem przetrawić świadomość, iż to, co się dzieje, jest tylko przedstawieniem, tym coraz ciężej było wziąć mi oddech i przełknąć porażkę, jaką jestem. Ale już nie ma odwrotu, musieliśmy w to brnąć, by się ratować. Tylko czy warto, żeby tak to się skończyło? Jako nieszczęśliwa miłość, która nie ujrzała końca.

- Dobra niech będzie! Tysiąc dolarów i możecie jechać! - Nim zdążyłem się obejrzeć, siedziałem w samochodzie, który prowadził Zaceed. Po tym, jak różowowłosy powiedział mi, bym zapłacił sumę, odpuściłem. Zapłaciłem i znaleźliśmy się w aucie, jadąc przez miasto w ciszy. Między nami panowała dziwna atmosfera... Napięta i ciężka, czułem, jakbym oddychał kamieniami, a powietrze dało się ciąć nożem. Serce mnie kłuję. Boli jak cholera, ale to moja wina. Ja wszystko spieprzyłem.

Zerknąłem w jego stronę, ale gdy zobaczyłem jego skupioną twarz i zaciśnięte na kierownicy ręce, moja wyobraźnia zaczęła działać w niekontrolowany sposób. Czym prędzej odwróciłem swoje spojrzenie, umiejscawiając je na widokach za oknem, a na moich policzkach poczułem znajome ciepło. Do kurwy ja się rumienię! Działał na mnie jak nikt inny. Jakbym ja nigdy się nie spodziewał. Jak pierwsza miłość z nastoletnich lat. Jednocześnie się dziwiłem, denerwowałem, ale i byłem szczęśliwy... Zakochany. Tak, ja jestem zakochany, sam jestem zdziwiony.

Po chwili przypomniałem sobie, co działo się niespełna piętnaście minut temu. W moich oczach zapiekły łzy, a wargi wygięły się w grymasie. Nie chcę tu być. Chcę się zamknąć w ciemnym pokoju, wziąć z szafki pod oknem narkotyki w postaci kryształków lub proszku i chociaż na chwilę zapomnieć. Mieć z tej sytuacji czysty ubaw. Ale nie mogę. Jestem w innym mieście, kraju, stanie. Daleko od domu i własnej nory, gdzie chowam się, gdy czuję się przytłoczony. Osaczony wszystkimi myślami, lecz tym razem nie mam miejsca ucieczki.

- Jesteś zły, że... - Przerwałem pytanie, nagle zaciskając rękę w pięść i wkładając ją między zęby. Po chuj się pytasz o takie rzeczy, nie pogrążaj się już. Zniknij z jego życia.

- Zrobiłeś to, co uważałeś za słuszne - odpowiedział spokojnie, cały czas patrząc na drogę. Uścisk jego dłoni na kierownicy zelżał, tak samo jak na twarzy pojawił się lekki uśmiech. - Co myślisz o tym, żeby okraść kilka mieszkań? - zapytał nagle, a moja dłoń spoczęła na kolanie, delikatnie je ściskając. Miałem ochotę wysiąść z samochodu i zacząć robić coś, co wymaga ruchu. Nie potrafiłem usiedzieć w miejscu. Za to moje usta z grymasu zmieniły wyraz na uśmiech.

- Nie będę miał nic przeciwko, żeby ukraść kilka mikrofalówek i mikserów. Trochę adrenaliny się przyda. - W odpowiedzi usłyszałem tylko chichot.

Podjechaliśmy pod mały budynek, a przed jego wejściem stał mężczyzna. Wręczyliśmy mu kartki, o tym, iż prosimy o zlecenie, oraz zapisanymi na nich numerami telefonu.

Wsiedliśmy do samochodu, a po chwili Zaceed dostał lokalizację SMS-em. Rozmawialiśmy, jadąc w okolicę Vinewood Hills. Różowowłosy podjechał pod jedną z will. Z daleka było widać, że nikogo nie ma w domu, wszystkie światła były wyłączone, a alarm odwrotnie. Z daleka było widać, że to jedne z lepszych zabezpieczeń, jednak policja miała daleko do tego miejsca z komendy, a właściciele są na wakacjach. Przynajmniej takie dostaliśmy informację.

Uśmiechnąłem się lekko i wysiadłem z samochodu, tak samo jak mój towarzysz chwilę wcześniej.

- Masz tu radio, częstotliwość 443 - powiedział nagle, obróciłem się i złapałem w dłoń urządzenie, które od razu uruchomiłem i ustawiłem na odpowiednią częstotliwość. - Ja lecę wyłamać zamek, mów jakby policja się pojawiła.

- Jasne - odpowiedziałem, a on pobiegł w stronę domu jednorodzinnego i zaczął się włamywać. Patrzyłem z daleka na jego poczynania, co jakiś czas się rozglądając. Po chwili już go nie widziałem, więc musiał wejść do środka.

- Wyłączyłem alarm - Usłyszałem na radiu.

Nie zajęło mu to długo, po dosłownie dziesięciu minutach siedzieliśmy w aucie, jadąc z ogromną prędkością, by uciec przed policją. Widziałem skupienie na twarzy mężczyzny obok mnie i mimo tego, że mogłem trafić do więzienia, to miałem uśmiech na twarzy. Ostatnie wolne chwilę z nim? Marzenie, czyste pragnienie. Niewiele wystarczyło, by Zaceed wykonał skok, tym samym uwalniając się od pościgu.

Po kilkunastu minutach ja dostałem lokalizację od naszego informatora. Nie tracąc czasu, pojechaliśmy na miejsce i zacząłem włamywać się do domu. Ten nie posiadał alarmu bardzo skomplikowanego alarmu, więc szybko się z nim uporałem i ustawiłem tak, by policja dostała powiadomienie dopiero za kilka minut. Spokojnym krokiem wkroczyłem do salonu, a w oczy od razu rzucił mi się telewizor, który szybko odpiąłem od okablowania i wziąłem go w swoje dłonie, by kilka sekund później leżał na tylnych siedzeniach naszego samochodu. Wróciłem do domu, tym razem biorąc się za sypialnie, niestety nie doceniłem ciszy, która dotychczas się utrzymywała na radiu.

- Erwin, jak to z tobą jest? Gdy tylko jesteśmy w towarzystwie twoich znajomych ,mówią coś o randkach i wyrywaniu jakichś babek. - zapytał tak nagle, a ja gdy tylko usłyszałem to pytanie, zamarłem. Dosłownie dopiero po chwili zorientowałem się, że wstrzymałem oddech. - Nie masz nikogo, że tak na ciebie naciskają?

- No mam kilka związków za sobą, ale aktualnie nikogo nie mam - mruknąłem, wyciągając z szafki jakieś mniej lub bardziej wartościowe rzeczy.

- A powiesz coś więcej? - zapytał, a ja westchnąłem głośno. Nie lubię takich tematów.

- Czemu jesteś taki dociekliwy?

- Po prostu jestem ciekawy. I nie odpowiada się pytaniem na pytanie.

- Jak byłem nastolatkiem, nie umiałem sobie nikogo znaleźć. - zacząłem opowiadać, mimo że nie musiałem, to czułem, że chcę mu o tym powiedzieć. Zrzucić to, bo czułem, że mogę się wygadać i on nie weźmie moich rozterek jako żart. - Po prostu nikt mnie nie chciał. Później gdy już wszedłem w dorosłość poznałem Evę McCarrot, tak naprawdę to był związek tylko dla korzyści. - Przerwałem na chwilę i klęknąłem na kolana, żeby wyciągnąć spod łóżka pudełko. Uchyliłem wieczko i wyciągnąłem kilka naszyjników. Może uda mi się za to wziąć z kilkaset dolarów. - Nigdy nic sobie nie obiecywaliśmy. Byliśmy kilka lat w takim układzie. Później dowiedziałem się, że się zakochała, więc postanowiłem się wyprowadzić z tamtego miasta, bo nic mnie tam nie trzymało i od tamtego czasu nie miałem z nią kontaktu. Później pojawiła się Heidi, ale zerwałem z nią po roku. Wiesz, czułem się nadzorowany, jakbym miał drugą matkę, a nie dziewczynę. Nie chciałem być traktowany jak dziecko, któremu wszystko musi być podkładane pod nos. A później pojawił się policjant, z którym miałem mały romans, ale zostawił mnie dlatego, że nie chciał stracić posady. - Mówiłem wywód, sprawdzając różne pomieszczenia i biorąc z szafek różne rzeczy. Znalazło się parę Rolexów jak i bransoletek, które wyglądały na drogie. Możliwe, że jedna była z kilkoma diamentami.

- Zbieraj się, słyszę syreny policyjne. - Zakończył tym temat, a ja chowałem wszystkie drobne rzeczy do kieszeni.

- Biegnę! - Wybiegłem z domu i szybkim krokiem podszedłem do bagażnika. Schowałem tam jeden mikser i kilka drobiazgów. Zamknąłem klapę i wsiadłem na miejsce pasażera. - Myślisz, że dużo za to dostanę? - zapytałem, pokazując kilka zegarków, naszyjników i bransoletek.

- Jeżeli są z wyższej półki i nie są podrobione, może wyjdzie kilkanaście tysięcy. - mruknął i odpalił silnik. Położył nogę na gazie i odjechał.

23 godziny.

Obrabowaliśmy jeszcze kilka mieszkań, z każdym udało nam się uciekać, jednak w niektórych przypadkach, byliśmy tak blisko destylacji silnika, że modliłem się, byśmy uciekli, albo chociaż dostali tę samą celę. Jednak różowowłosy jak zaczarowany wtedy magicznie uciekał. Nim się zorientowałem, znajdowaliśmy się na jubilerze, wyceniając wszystkie przedmioty. Oczywiście, na jubilerze dla półświatka przestępczego. Okazało się, że za wszystko możemy dostać nawet dwieście tysięcy. Zgodziliśmy się na to, każdy z nas wziął po połowie i jeździliśmy bez celu po mieście.

29 godzin.

Z nim czas mijał mi tak szybko. Jakby go nie było. Minuty są sekundami, a godziny zbyt szybko mijającymi minutami. Tak naprawdę nim potrafiłem się zorientować, dzień się kończył i musiałem się z nim żegnać, chociaż czułem, jakbym dopiero co rozpoczął dzień. Może to przez to, że oboje jesteśmy tak energiczni, a może to kwestia moich uczuć i emocji, które sprawiają, że przy nim czuję się tak dobrze...

Jakby nigdy nie było dużo czasu, żeby z nim porozmawiać lub po prostu być. Miałem wrażenie, że nasze okradanie mieszkań trwało do północy, może pierwszej w nocy, a gdy spojrzałem na zegarek i ujrzałem godzinę, moje oczy zrobiły się duże jak spodki. Piąta rano, a jeszcze chwilę, a na zegarku, godzina wskazywałaby godzinę piątą trzydzieści. Nawet nie zauważyliśmy, że niedługo będzie wschodziło słońce.

Staliśmy pod drzwiami do mieszkania różowowłosego, chowając się przed deszczem, który niedawno zaczął padać. Jak na złość, gdy akurat miałem wracać do domu, najpewniej pieszo. Jak zawsze pod górkę...

- Chodź - powiedział i wciągnął mnie do swojego mieszkania. - Przenocuje cię.

- Nie musisz, pójdę do swojego apartamentu.

- Nie będziesz chodził po mieście w taką pogodę i o tej godzinie, jest zbyt niebezpiecznie. - powiedział i przeczesał moje mokre od deszczu włosy. Czułem, jak moje policzki zaczęły mnie piec. Cholera jasna. - Idź, przebierz się, w szafce koło łóżka masz ciuchy.

Byłem ciekawy, ile osób wcześniej niespodziewanie nocował, że teraz ma szafkę, przygotowaną dla swoich gości. Gdy uchyliłem szufladę, zobaczyłem dwie kupki ubrań, jedna dla mężczyzny druga dla kobiety, obydwa rozmiary były sporych rozmiarów.

Jak powiedział, tak zrobiłem. Wziąłem krótki prysznic, szybko przebrałem się w ubrania od Zaceed'a. Tak jak myślałem, wręcz na mnie wisiały, a gdyby spodnie nie miały sznurka, co chwilę by mi spadały. Wyszedłem z pomieszczenia, co jakiś czas zerkając na właściciela mieszkania, który nie zwracał na mnie uwagi. Robił coś w telefonie, może załatwiał jakieś ważne sprawy, lub dogadywał jakąś akcje. Dobrze wiedziałem, jak to jest. Mimo wszystko i tak zrobiło mi się trochę przykro, że nawet na mnie nie spojrzał.

- Połóż się do łóżka, już późno - powiedział nagle, a ja lekko podskoczyłem z zaskoczenia. Wstał i odłożył telefon na półkę niedaleko łóżka. Spojrzał na mnie swoimi piwnymi tęczówkami, a po moim ciele przeszły dreszcze. Mimo że nie musiałem tego robić, to położyłem się na łóżku. Nie chcę robić mu problemów, nawet nie czuje do tego jakiejś potrzeby, tak jak było przy Gregorym. Jemu to lubiłem dogryzać i robić zupełnie na opak niż on by chciał. Robienie mu pod górę było moim czystym hobby. Okryłem swoje ciało, od razu rozumiejąc jedną rzecz, o którą zapytałem.

- A ty gdzie się położysz? - zapytałem, gdy różowowłosy zaczął krzątać się po pokoju.

- Ja prześpię się na podłodze.

- Żartujesz sobie Zaceed?

- Nie, ja mówię całkowicie poważnie. - powiedział, po czym podszedł do łóżka i wziął koc. Złapałem go za nadgarstek i pociągnąłem w swoją stronę. Wydał z siebie dziwny pisk zaskoczenia i już po chwili upadł na łóżko tuż obok mnie. Złapałem za kraniec kołdry i przykryłem go.

- To ja ci się wgramoliłem do domu bez zapowiedzi, więc nie będziesz mi specjalnie ustępował swojego łóżka. - mruknąłem i obróciłem się w drugą stronę. Poczułem ruch materaca, tak jakby miał zaraz wstać. - Ani mi się waż.

Chwilę później znów poczułem go niedaleko siebie. Przyjemne ciepło grzało moje plecy, ale wciąż czułem ogarniające moje ciało zimne dreszcze. Czułem, jak Zaceed przewracał się z boku na bok, a ja nie mogłem zasnąć. Nie czułem się tak bardzo zmęczony, żeby iść spać.

- Erwin? - cichy szept przerwał moje próby zaśnięcia.

- Tak? - Obróciłem głowę w jego stronę, ale ciało cały czas pozostawało w tej samej pozycji.

- Nie mogę zasnąć - powiedział, a ja położyłem się na plecach, by móc spojrzeć w jego oczy.

- Ja też - powiedziałem i przeczesałem włosy, które opadły na moje czoło. Wciąż były lekko wilgotne.

- Czy... - przerwał, a ja patrzyłem na niego wyczekująco. - Przytuliłbyś się do mnie? - zapytał cicho, a moje serce na to pytanie zaczęło bić szybciej. Czułem, jak biję z prędkością światła i miałem wrażenie, że mężczyzna obok mnie, też je słyszy. Zobaczyłem na jego policzkach odcienie czerwieni, a moje usta uformowały się w mały uśmiech, chociaż miałem ochotę uśmiechnąć się, najszerzej jak mogłem. Potwierdziłem niemo, kiwając głową. - Chodź - mruknął i przysunął się do mnie. Zrozumiałem aluzje i znów przewróciłem się do niego tyłem, a on przylgnął do moich pleców.

Przez ciepło bijące od niego, od razu poczułem się senny. Zamknąłem oczy i jeszcze bardziej się w niego wtuliłem. Poczułem jego spokojny oddech na swojej szyi, a jego ręka oplotła moją talię. Czułem się tak bezpiecznie... Nim się zorientowałem, nie kontaktowałem z realnym światem, zatapiając się w słodkie wytwory mojej wyobraźni.

Otworzyłem oczy, od razu je mrużąc, przez światło, które przedostawało się poprzez szpary w roletach. Przewróciłem się na drugi bok, słysząc zza drzwi jakieś rozmowy. Rozpoznałem głos Zaceed'a i jakiegoś innego mężczyzny. Wiem, że podsłuchiwanie nie jest dobrym pomysłem, ale... Jebać. Wytężyłem słuch, by móc usłyszeć cokolwiek z ich rozmowy.

- Naprawdę mi na nim zależy, ale nie wiem, co czuję.

- To ogarnij to co czujesz za nim wyjedzie. Wtedy już wszystko będzie zaprzepaszczone, i dobrze o tym wiesz. Nie czekaj dłużej, rozumiesz? Nawet jeżeli masz wątpliwości, weź się w garść i połóż wszystko na jedną kartę!

Zamknąłem oczy i odetchnąłem głęboko. Czuję, że to będzie ciężki dzień...

Kilka minut później usłyszałem otwierające się drzwi. Otworzyłem powieki i spojrzałem na Zaceed'a, który starał się zamknąć drzwi jak najciszej. Uśmiechnąłem się do siebie i podparłem głowę na ręce, żeby móc na niego patrzeć. Gdy odwrócił się w moją stronę i zobaczył, że się mu przyglądam, podskoczył lekko. Moje usta opuścił śmiech, a jego ręka znalazła się na jego klatce piersiowej, blisko miejsca, gdzie było serce.

- Przestraszyłeś mnie - powiedział cicho, po czym podszedł do szafki. Wyciągnął z niej jedną z koszulek i położył ją niedaleko siebie. - Przebieraj się, zabieram cię w jedno miejsce. - mówiąc to, zaczął zdejmować z siebie bluzkę, którą miał na sobie w nocy. Ukazał swoje zarysowane mięśnie brzucha, nie potrafiłem oderwać wzroku. Czułem, że jeżeli zaraz nie założy z powrotem czegoś na siebie, zacznę się ślinić.

Gdy w końcu nie mogłem dostrzec jego nagiego ciała, zamrugałem, odganiając ich obraz jeszcze sprzed moich oczu i zapytałem:

- Uuu, a dokąd? - zamknąłem oczy, jeszcze na chwilę kładąc się na poduszkach.

- No nie wiem, czy ci powiedzieć...

- No weź! Może jakieś śniadanko przed tym? Strasznie głodny jestem - powiedziałem, a w zamian usłyszałem jego cichy śmiech z łazienki. Nawet nie usłyszałem kroków, które mogły świadczyć o tym, iż tam poszedł. Spojrzałem na zegarek, dochodziła godzina piętnasta.

- Jasne, najpierw pojedziemy na śniadanie, co ty na to, żeby pojechać do kawiarni i zjeść naleśniki? - zapytał, a ja usłyszałem jego przytłumiony głos, w międzyczasie przebierając się w świeże ciuchy.

Dosłownie po kilku dłużących się dla mnie minutach bez niego, wyszedł z łazienki, ubrany, a on niego mogłem wyczuć mocny zapach perfum. O mało nie zakręciło mi się od nich w głowie. Nie dość, że nie drażniły mych nozdrzy, nie zbierało się na łzy, to jeszcze tak do niego pasowały... Nie wiem, jak pachnie anioł, ale teraz jestem pewny, że on jest jednym z nich.

39 godzin.

Dosłownie po chwili siedzieliśmy w samochodzie Zaceed'a i jechaliśmy w stronę jednej z kawiarni. W brzuchu czułem miłe ciepło, gdy mogłem siedzieć obok niego i widzieć jego najpiękniejszy uśmiech. Oglądałem widoki mijanych ulic. Wysokie budynki, szybkie samochody stojące na prywatnych parkingach. Policyjne helikoptery lecące na wsparcie, tak samo jak śmigłowce zwykłych mieszkańców. Ludzie chodzący po ulicach, u niektórych od razu było widać broń w rękach. Niby przerażające, ale czułem się tu dobrze i bezpiecznie, zwłaszcza jak miałem różowowłosego u boku. Dawał mi gwarancję bezpieczeństwa, gdy byłem z nim.

Zaparkowaliśmy na parkingu, należącym do małego budynku. Wysiedliśmy z samochodu i skierowaliśmy się do wejścia. Gdy otworzyliśmy drzwi, cichy dzwonek dał znać, iż w lokalu zjawili się klienci. Natychmiast zza rogu wychyliła się młoda brunetka z miłym uśmiechem.

- Zaraz przyjmę zamówienie - powiedziała i znów schowała się za drzwiami, by wyjść chwilę później. Usiedliśmy przy dwuosobowym stoliku, a ona podeszła do nas z małym notatnikiem w dłoni. - Słucham państwa zamówienia. - powiedziała, uśmiechając się szeroko. Sam miałem ochotę zacząć się uśmiechać, biła od niej delikatność i szczęście, którym zarażała innych.

- Ja poproszę naleśniki z dżemem, a ty, co byś chciał? - Usłyszałem pytanie z jego strony.

- Mogę zjeść to samo co ty - oznajmiłem z małym uśmiechem, który on odwzajemnił.

- W takim razie, za maksymalnie pięć minut będzie wasze zamówienie! - powiedziała entuzjastycznie. Nie widziałem nikogo oprócz nas, cała kawiarnia dla nas... Uśmiechnąłem się pod nosem na swoje niesforne myśli, mimo że nigdy się nie wydarzą, w moim sercu tlił się płomyk nadziei. Kruchej i ulotnej, ale chcącej być prawdziwą i rzeczywistą.

- To gdzie później jedziemy? - Będę próbować, dopóki się nie dowiem. Nie dam mu spokoju.

- Erwin, nie próbuj, bo i tak ci nie powiem. - Jego śmiech zmiękczył moje serce, które jeszcze bardziej zaczęło się roztapiać w jego obecności. - Znam twoje gierki i nie dowiesz się niczego, dopóki nie zabiorę cię na miejsce.

- Ale chociaż powiedz okolice, cokolwiek!

- Hmm - Udawał, że się zastanawia, nie patrząc w moją stronę. Jego tęczówki nagle padły na mnie, a po chwili usłyszałem odpowiedź. - Nie.

- No weź! Zaceed błagam!

- Skoro błagasz... Wciąż ci nie powiem. Na nic ci się to zda, bo nie powiem ani słówka, ale jestem pewny, że ci się spodoba! To urok miasta, którego jeszcze nie zdążyłeś poznać, ale chętnie go zasmakujesz, jestem pewny!

- Nie pomagasz, zaciekawiłeś mnie jeszcze bardziej - Oparłem się plecami o krzesło i splotłem ramiona ze sobą, pokazując tym, iż jestem obrażony. W tym momencie przyszła kelnerka, kładąc nasze śniadanie na stole. Natychmiast wziąłem się za nie, bo czułem niemiłosierny głód.

Podczas jedzenia śniadania, rozmawialiśmy, omijając temat dalszej wycieczki. Oczywiście próbowałem się czegoś dowiedzieć, ale Zaceed dalej trzymał się słów "Zobaczysz na miejscu", więc po kilkunastu próbach się poddałem. Nasze posiłki szybko zniknęły, gdy wychodziliśmy z lokalu, pożegnaliśmy się z kelnerką i wsiedliśmy do samochodu. Zapadła cisza.

Ciążąca i przerażająca. Miałem jej dość, ale nie wiedziałem, jak zacząć rozmowę, więc po prostu patrzyłem na widoki i co jakiś czas zerkałem na mężczyznę obok, który w skupieniu prowadził. Jednak obawa i strach na twarzy różowowłosego nie napawały mnie optymizmem.

- Co to za miejsce?

- To budynek, w którym mam pięćdziesiąt procent udziałów.

- Wygląda jak burdel - powiedziałem pewnie, patrząc na drzwi lokalu, którymi zaraz mieliśmy wejść. Różowowłosy nie odzywał się, ruszając do środka. Ochroniarze, którzy stali przy drzwiach, na widok Zaceed'a natychmiast zeszli nam z drogi, minęliśmy ich bez słowa. A gdy przekroczyliśmy wejście, ujrzałem bar alkoholowy, pełno kanap i kilka oddzielonych od reszty pomieszczenia stanowisk, zasłoniętymi szybami dźwiękoizolacyjnymi. Było kilka scen, a każda miała postawioną rurę na środku.

- Bo to jest burdel - odpowiedział nagle Zaceed na moje słowa sprzed kilkunastu sekund, a mnie zatkało. - Cześć Arthur! - krzyknął do mężczyzny, który znajdował się za barem. Mężczyzna tylko uniósł dłoń w odpowiedzi i zaczął sprzątać na blacie.

Różowowłosy zaczął iść przy barze, aż skręcił do mniejszego korytarza, w którym znajdowało się kilkanaście par drzwi. Oczywiście podążyłem za nim, a gdy otworzył jedno z przejść i pokazał mi, iż mam iść pierwszy, bez słowa skorzystałem z zaproszenia i wszedłem do małego pokoju. Kanapa i łóżko w przeciwległych rogach pokoju, a ściany urządzone w ciemnych kolorach, wraz z dekoracjami, wywołały na moich plecach dreszcz. W podbrzuszu poczułem zbierające się ciepło, które wskazywało na moje podniecenie, ze względu na moją wyobraźnię. Obrazy w mojej głowie, które pokazywały wyobrażenia związane z tym pokojem, przerażały mnie.

Obróciłem się w stronę Zaceed'a, ale ten bez słowa podszedł do mnie i przyszpilił mnie do ściany. Jego usta naparły na moje wargi, od razu wygrywając walkę o dominację. Pocałunek był niechlujny, lecz napełniony emocjami. Jak najszybciej go odwzajemniłem. Zamknąłem oczy, ciesząc się miłymi odczuciami. Ręką objąłem jego kark, chcąc być jeszcze bliżej niego. Chciałem wziąć jeszcze większą część moich pragnień do świata rzeczywistego. Mogłem mu się oddać. W tej chwili wszystko, co mam. Majątek, uczucia, całego siebie, wszystko, co będzie chciał. Czując rosnące w podbrzuszu podniecenie, wypchnąłem biodra, ocierając się nimi o jego udo.

- Jeszcze nie ten czas Erwiś - mruknął, odrywając się na chwilę ode mnie. Położył swoje dłonie, na moich biodrach, przykładając je do ściany, a następnie przeniósł je na moje nadgarstki, które unieruchomił. Westchnąłem, gdy jego język przejechał po mojej górnej wardze, prosząc o dostęp. Udzieliłem mu go od razu, nawet się nie zastanawiając. Moje sny stały się słodką rzeczywistością.

Z każdą chwilą chciałem coraz więcej, ale jego ręce, trzymające moje nadgarstki, bardzo mi to uniemożliwiały. Próbowałem upamiętnić we wspomnieniach i ruchach moich ust, dotyk jego warg. Tak jakby to było tylko snem, jakby już nigdy nie miało się wydarzyć.

Znikąd usłyszałem głośno grającą muzykę i z każdą chwilą głośniejszy gwar, w budynku. Najpewniej są to klienci, którzy przyszli niedawno po otwarciu klubu. Tutaj imprezy zaczynały się bardzo wcześnie, co nie było takie złe. Zaceed złapał mnie za rękę, patrząc mi pytająco w oczy. Pokiwałem głową, mimo że nie wiedziałem, o co dokładnie mu chodzi. Wyciągnął mnie z pomieszczenia i udaliśmy się do głównej części budynku. Tam, gdzie trwała było pełno ludzi, tancerki tańczyły, a alkohol lał się litrami.

Nagle w moich rękach wylądował drink, którego podał mi Zaceed. Zaśmiał się w moją stronę i pociągnął mnie stronę kanapy, znajdującej się w rogu lokalu. Wszystko działo się tak szybko, że ledwo nadążałem za tym co się dzieje. Chyba za szybko, nawet jak na mnie. To był jeden z najbardziej osłoniętych miejsc, jednak było widać z tego miejsca, to co działo się na głównej scenie i na początkowych rzędach publiczności.

- Zatańczysz mi tak kiedyś? - zapytał mnie różowowłosy, wskazując na kobietę, która tańczyła przy rurze, dumnie eksponując swoje kobiece walory. - Prywatny taniec, w prywatnym pomieszczeniu, co ty na to? - Przybliżyłem twarz do jego ucha, by wypowiedzieć swoją odpowiedź i żeby na pewno ją usłyszał.

- Kusząca propozycja... Pomyślę nad tym - powiedziałem i zbliżyłem się do jego warg, patrząc mu prosto w oczy. - Czy to też propozycja głębszej znajomości, niż przyjaźń? - zapytałem i delikatnie się odsunąłem.

- Erwin gdybyś miał wątpliwości... - Nagle zbliżył się do mnie niebezpiecznie. - Jesteś mój. - Przejechał kciukiem po mojej wardze, a ja tylko szeroko się uśmiechnąłem na jego słowa. Patrzyłem na kobietę, studiując każdy jej ruch. W końcu coś musiałem umieć na ten prywatny taniec...

Gdy mówił mi, że chętnie zasmakuje tego uroku miasta, nie myślałem, że chodzi o imprezy, burdele i pocałunki z nim, chociaż tego ostatniego faktu w ogóle się nie spodziewałem i nie żałowałem, że go posmakowałem. Załapałem za kieliszek i upiłem łyk, patrząc na uśmiechającego się brązowookiego. To był mój świat, on był mój. Uśmiechnąłem się na swoją myśl i położyłem głowę, na ramieniu, swojego chłopaka, zamykając oczy.

40 godzin.

Tylko tyle czasu ich znajomości, a ile stworzyli? Ile przeżyli i ile uczuć im towarzyszyło? Ledwo dwie doby, a zdążyli przeżyć dobry serialowy romans w tak krótki czas. To zabawne jak wiele czynników może wpłynąć na szybkość rozwijania się relacji. Niewinne kłamstwo, zrozumienie uczuć i wyznanie ich, ryzykując całą znajomość, by odnaleźć miłość. Tę jedyną.

Mimo że niektórzy mogli mieć ich za wariatów, dla nich taki czas był wystarczający. Nie znali się może najlepiej, nie wiedzieli o sobie wszystkiego, ale wiedzieli, że odkryją swoje tajemnice razem. Razem podbili swoje serca, więc dowiedzą się też wszystkiego, tak jak z otwartej księgi, bo byli szczęśliwi. Mieli siebie, a to było dla nich najważniejsze.

Skończyli razem na zawsze ze sobą u boku i to było najpiękniejsze po tym przypadkowym spotkaniu, gdy Erwin po raz pierwszy przemówił do Zaceed'a. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top