Ja przecież żyję.
-Pomóżcie mi. Trzeba założyć opaskę uciskową na nogę. Stracił dużo krwi. Długo nie pociągnie.
-Jaką ma grupę krwi? Szybciej!
-B, tak powiedział jego partner. Wezwij kilku lekarzy. Sami nie zdołamy utrzymać go przy życiu.
Ból ustąpił. Co za ulga. Był nieskończenie wdzięczny temu, kto go uśmierzył, ale nie potrafił wyrazić swoich uczuć słowami.
-Oglądał pan tę ranę na głowie, doktorze? Uszkodzenie czaszki jest bardzo niebezpieczne.
-Przygotujmy się na najgorsze. Chyba nie zdołamy go uratować.
-Cholera! Tak młody mężczyzna. Jak to się stało? - rozległ się zdecydowany, męski głos.
-Rzucił się pod ciężarówkę, żeby uratować siostrę. Tak powiedział jego chłopak. Na skrzyżowaniu mała wyrwała się i niespodziewanie wybiegła na ulicę - odparła przygnębiona kobieta.
Taehyung domyślił się, co było powodem jej smutku. Widok był okropny. Krople krwi skapywały na podłogę, tworząc kałużę. To zapewne sala operacyjna. Czy ludzie kszątający się wokół to lekarze?
Spoczywający na metalowym stole mężczyzna doznał poważnych obrażeń, a jego twarz była w opłakanym stanie. Pokrywała ją skrzepnięta krew. Tae nie był pewny, czy spojrzałby ponownie na tą głowę, nawet gdyby ją starannie obmyto.
Ohyda. Nienawidził widoku ran i krwi. Jimin kpił z niego, bo nie był w stanie oglądać drastycznych filmów. Dlaczego więc z ciekawością obserwuje tą scenę?
Sięgnął po pilota, aby wyłączyć odbiornik, ale dłoń zawisła w powietrzu.
-Boże miłosierny! - zawołał, ale nikt z obecnych nie zwrócił uwagi na jego krzyk.
Patrzył na nich z góry. Jak się tu dostał? Niespokojnie zmierzył wzrokiem swoją postać. Był cały i zdrów, odniósł jednak wrażenie, że unosi się pod sufitem pomieszczenia. Ofiara wypadku na metalowym stole... krótkie, jasne włosy... Nie! Co powiedziała tamta kobieta? Chłopak rzucił się na ratunek siostrze i wpadł pod ciężarówkę?
Siostra. Lu. Gdzie jest Cao Lu? Taehyung poczuł, że szybuje w powietrzu. Nie poruszał rękami i nogami, leczy szybował bez wysiłku. Z trudem uświadomił sobie, że mur nie stanowi żadnej przeszkody. Przeniknął przez ścianę.
Nagle zrozumiał, co się stało.
O Boże! Nie pozwól, żeby mnie to spotkało. Nie chcę umierać. Mam zaledwie 22 lata. Jestem potrzebny Jiminowi i mojej siostrze. Błagam, zmiłuj się nade mną!
Minął kolejne pomieszczenie. Tae od razu zauważył ponure miny lekarzy. Człowiek w fartuchu z rezygnacją pokręcił głową i ruszył w stronę drzwi.
Kolejna ściana. Tae szybował coraz szybciej. Krzesło, biurko... dobrze znana poczekalnia szpitala położonego niedaleko ich domu w Seulu. Jimin! Jestem tutaj! Jimin! Nic mi się nie stało. Nagle uświadomił sobie, że to nieprawda. Patrzył na zgarbione ramiona partnera, który siedział z twarzą ukrytą w dłoniach. Kochał całym sercem tego mężczyznę, który był jego jedynym kochankiem. Chciał go przytulić, ukoić ból, lecz ulatywał coraz szybciej. Przemknął obok matki Parka, która stała w przeciwległym rogu pokoju, tuląc w objęciach Lu. Dziewczynka zawzięcie ssała kciuk. Płakała.
O Boże, nie. Jak mogę opuścić moją siostrzyczkę, która nie skończyła jeszcze 3 lat? Tak długo na nie czekaliśmy. To wszystko co mam. Nie odbieraj mi tego.
Pędził bardzo szybko. Wydostał się ze szpitala, pokonując bez trudu ceglane ściany i pomknął dalej. Teraz niebo pociemniało. Miotały na nim gwiazdy. Tae kontynuował swój lot. W górę? Przed siebie? Dokąd?
Gwiazdy pobladły, gdy zbliżył się do wielkiej jasności. Światło było tak jasne, że w pierwszej chwili Tae próbował zasłonić oczy, ale pojął, że światło go nie razi. Znalazł się w długim korytarzu albo tunelu podobnym do trasy metra. Tylko światło było inne. Im bardziej się do niego zbliżał, wydawało się jaśniejsze, choć był to niemożliwe. Powinien czuć lęk, ale ciepło ze źródła światłści nie budziło w nim obaw.
Jimin pragnął mieć dużą rodzinę. Taehyung czuł się winny, bo nie mógł spełnić jego oczekiwań. Nie miał o to do niego pretensji, ale widział jak cierpiał, gdy lekarze przedstawili mu diagnozę. Przez kilka miesięcy trudno było im się porozumieć, chociaż tak bardzo go kochał. Teraz czuł, że nie może odejść, póki Jimin nie pojmie jego uczuć.
Jasność przyzywała go, obiecując życie doskonałe i szczęśliwie, o jakim Tae zawsze marzył. Chciał odpowiedzieć na wezwanie, ale coś go powstrzymywało. Gdzieś daleko, w innych czasie, w innym życiu widział mężczyznę rozpaczonego. Nie mógł opuścić Jimina.
Nie chciał zostawić Lu, ukochanej siostrzyczki. Ona też go potrzebowała. Mała dziewczynka nie powinna dorastać bez wsparcia.
Pomknął z powrotem. Błyskawicznie pokonał odległość dzielącą go od szpitala. Tym razem wpadł prosto do pomieszczenia, w którym spoczywał jego ciało. Lekarze i pielęgniarki opadli z sił.
-Współczuję jego chłopakowi, ale może tak jest lepiej - stwierdziła jedna z kobiet.
Nie! Próbujcie dalej! Wróciłem. Potrzebne mi ciało. Ratujcie mnie! Niemy krzyk nie zwrócił niczyjej uwagi. Zdawał sobie sprawę, że nie warto. Leżące na stole martwe ciało Kim Taehyunga było niczym rozbite naczynie. Nie chciał pogodzić się z klęską. Szukał sposobu, by wlać w nie odrobinę życia i wślizgnął się do środka.
Tylko na chwilę przekonywał sam siebie. Chciał zapewnić Jiminowi, że rozstają się na krótko, że będzie na niego czekał...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top