One shot. Sherlock.
To będzie historia młodego Sherlocka. Na grupie klasowej zdecydowaliście (mało kto to czyta z grupy)
mr_alpaczka
JulcixM
natasza567... Tsa. Dobra, pisamy.
Co tu mówić?
Chyba nie trzeba nic, zresztą. Zapewne jesteście idiotami, jak cała reszta i i tak będziecie patrzeć, ale nic nie będziecie widzieć.
Jesteście tu jeszcze?
Dobrze, w takim razie może jednak nie jesteście idiotami.
John Watson wybiegł ze szkoły. Miał bardzo dobry humor, aż dwie dziewczyny zgodziły się z nim pójść na randkę! Teraz tylko wybierze tę ładniejszą. Poza tym, znów wygrali zawody w rugby.
Wyszedł wśród grupki wiernych znajomych. Może nie był najbogatszym dzieciakiem w szkole, ale wszyscy go lubili. Nigdy nie był samotny. Wracali właśnie do domów i rozmawiali o czymś zawzięcie, gdy po drugiej stornie chodnika zobaczyli innego chłopca.
Był niższy i znacznie chudszy od swoich rówieśników, ale różnica wzrostu nie była bardzo duża. Brązowoczarne, bujne loki opadały dziko na drobny nos, ukrywając oczy.
Jeden z kolegów Johna, Thomas uderzył Watosna łokciem i spojrzał znacząco na chłopca po drugiej stronie ulicy.
- To ten Holmes, o którym ci mówiłem. Strasznie wredny.
- Nie wygląda. - Blondyn pomyślał, że nie warto oceniać po tym co mówią.
- Ale jest. I do tego psychol.- szybko odpowiedział Billy. - Że też gł jeszcze nie usunęli ze szkoły, jest niebezpieczny. To morderca, zabił Victora.- powiedział kiwając głową.
- Weźcie...on to wszysyko może słyszeć. - szepnął John patrząc na chłopaka skrytego za czarnym płaszczem. Niestety nie widział go zbyt dobrze.
- I dobrze, niech słyszy. Zresztą...hej, świrze! - zawołał Bill jednocześnie przechodząc na drugą stronę. Znajomi Watosna naturalnie poszli za nim, więc on sam też.- Świrze, gdzie tak biegniesz?- zapytał szatyn z uśmiechem na twarzy.
- To nie twoja sprawa. - mruknął Holmes. Johna zdziwiło to, że ma jeszcze w miarę dziecinny głos. Nie widział jego twarzy zza zasłony czarnej czupryny, ani sylwetki zza płaszcza.
- Myślę, że teraz już moja, skoro się zapytałem.
- Na miejsce zbrodni.- odparł szybko tajemniczy chłopiec.
Wszyscy zaczęli się śmiać, szyderczo i paskudnie.
- Boże, jaki wariat! Może będziesz spijał krew z trupa?- zaśmiał się Henry- kapitan drużyny rugby.
- Nie, będę dedukował kto popełnił morderstwo. To lepsze zajęcie niż te twoje kursy baletu, Henryku. A może powiedzieć raczej twoje prawdziwe imię? Dobrze, Hana.- uśmiechnął się wrednie Holmes i ruszył dalej.
Henry stał chwilę z wytrzeszczem na twarzy.
- To jeszcze nie koniec, morderco!- krzyknął do niego i ruszył do domu.
***
John wszedł do mieszkania.
- Wróciłem.- wymruczał do Harry.
- Cześć, braciszku. Co taki nie w humorze?- odpowiedziała mu siostra jedząc chipsy.
- Ja? Coo, nie no co ty. Po prostu niedługo mam dwa okropne sprawdziany. Jeden z biologi, drugi z chemii. Biologię zalicza bez problemu. Ale z chemii ktoś mi musi dać zeszyty, bo nie było mnie na kilku lekcjach. A jeżeli chce iść na studia lekarskie, to muszę zaliczyć. A z mojej klasy nikt nie pisze dobrze i nie zna się na chemi...
- Hm...jest taki chłopak o trzy klasy niżej niż my. Na nazwisko ma Holmes. Zabierz mu zeszyt. - poleciła zeszyt Sherlocka Harriet.
- Zabrać? Spytam go, może mi da.- John przełknął ślinę.
Będzie musiał prosić tego dziwoląga o zeszyt tuż po tym jak był wśród tych, którzy go obrażali?
Będzie ciężko...
***
Sherlock szedł sobie po korytarzu. Minął jakąś blondynkę. Całuje się ze wszystkimi z którymi popadnie, nie jest zbyt bogata.
Otrząsnął się. Shelrock do diabła! Przestań dedukować wszystko co się rusza, przez to nikt cię nie lubi.- zabrzmiał mu głos Mycrofta w głowie.
Samotność mnie chroni.
Ruszył do szafki.
Stanął nagle przy nim John Watson. Szybko go zanalizował.
Blondyn wziął oddech, żeby coś powiedzieć.
- Nie. Nie dam ci swojego zeszytu. Spisanie pracy domowej nic ci nie da, a nawet jeśli to przeczytasz to nie zrozumiesz. Nie jesteś wzrokowcem, John. Ty potrzebujesz nauczyciela, który Ci pomoże to ZROZUMIEĆ.- powiedział zamykając szafkę i ruszył w stronę klasy.
John chwilę jeszcze stał tam z otwartą buzią, lecz po chwili się opanował i pobiegł za nim.
- Ej, Holmes!- złapał go za ramię.
Chłopak momentalnie pobladł i zesztywniał. Pomimo swojej masy ciała i chudych rąk, przerzucił Johna nad sobą.
- Nigdy. Mnie. Nie. Dotykaj.- wycedził przez zęby. - Dobrze. Mogę dać ci te lekcje. Sherlock Holmes, adres 221 B, to wynajmowane mieszkanie mojej...-zwiesił głos.- znajomej mojej mamy, do mojego domu nie idziemy.- warknął nad leżącym Watsonem i ruszył dalej.
Samotność mnie chroni, samotność mnie chroni...
Powtórzył w duchu. Ale widział tylko te piękne oczy Johna.
I jak? Dobrze? To pierwszy one shot specjal. Umówmy się tak. Jeśli pod tym rozdziałem będzie 10 gwiazdek do następnej niedzieli to dostaniecie kontynuację, oczywiście o ile chcecie.
Następny one shot będzie młodość Itana ;)
Wesołego Alleluja tak w ogóle czy co tam sobie chcecie.
Smacznego gotowanego, niezapłodnionego zarodka kury w optoczce z tlenku krzemu 😎 (to tak zwane jajko.) Piszcie opinie i pytania do postaci wszystkich książek, jakie piszę. :))))
Dobranoc.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top