#22- Będzie dobrze, Tae...

TaeHyung pov.
- S-Suga ja ci w-wybaczę...K-kazdy ma jakieś odpały...J-ja czasami mam g-gorsze dlatego w-wiem jak się z tym cz-czujesz...-Powiedziałem a YoonGi tylko wizął chusteczkę i zaczął wycierać nią krew na mojej twarzy. To tak bardzo piekło. Czasami nawet musiałem krzyknąć, bo Suga nawet lekko dotknął mojej rany.

- Taeś ale czemu to robisz?! Czemu ty mu jeszcze wybaczasz?! Nie widzisz co on ci zrobił?!- Zaczął krzyczeć na mnie JiMin a JungKook tylko popierał jego słowa.
- J-ja rozumiem że to d-dla was szok, ale ja go r-rozumiem...- Jako jedyny mówiłem ze spokojem z tego całego grona. Dla mnie to jest bardzo zrozumiałe, że Suga mnie tak potraktował...Czasami sam mam takie odpały np. Kiedy mój były ze mną zerwał...Nie wiem co we mnie wtedy wstąpiło, ale dostałem takiego ataku agresji, że go chciałem nawet noże zadźgać...

- Taeś proszę...Przemyśl to jeszcze...Przecież on może tak mówić, przepraszać a za kilka dni będzie tak samo, lub nawet i gorzej! Błagam ja nie chcę, żeby tobie stała się jakakolwiek krzywda...Martwię się razem z JiMin'em, to chyba oczywiste!- Zaczął znów krzyczeć na mnie Kook. Czy oni nie rozumieją że ja mu wybaczam?!
- Kookie...Ty się mną nie przejmuj...Ja sobię dam radę, jakoś, ale dam! Z-zobaczysz...Lepiej by było g-gdybyś sam się pilnował z JiMin'em, bo dużo tutaj rzeczy się działo a gdzie indziej może być tylko jeszcze gorzej...Ja nie chcę, żeby to wam się stała krzywda! J-ja to ja, ja sobie sam radę a jak nie to dopiero wołam o pomoc! Ale i tak, i tak dziękuję wam że byliście i jesteście...Fajnie mieć takich przyjaciół, jak wy- Uśmiechnąłem się do nich najlepiej jak teraz potrafiłem i po prostu odleciałem...

JiMin pov.
- Boże Tae!! TaeHyung obudź się, słyszysz?!- Zacząłem panikować a z moich oczu leciały już łzy. On nie może teraz odlecieć!
- Kookie dzwoń po karetkę, a ty Suga jak coś się stanie Tae, a nie daj boże umrze!...To się z tobą sam, na sam policzę!!- Zacząłem się na niego drzeć. Niech w końcu zrozumie, że źle zrobił!
- Dobra, dobra przepraszam! Ja naprawdę nie chciałem naprawdę, naprawdę!! JiMin, JungKook błagam musicie mi uwierzyć! Już mi nie zależy, żeby mieć JiMin'a dla siebie...Obiecuję że się zmienie!!!- Krzyczał tak nadal. Kookie był nawet gotów mu wybaczyć, ale ja nadal nie miałem pewności co do jego słów.
- Na razie najważniejszy jest Tae, a z tobą rozprawię się później. Jak narazie to szukaj wymówki, chyba że chcesz wylądować w kiciu...- Suga od razu pokręcił głową na nie, więc zaczął wymyślać jakoś wymówkę, żeby faktycznie tam nie trafić, chociaż to co zrobił V nie było fajne i nie powinnismy się z nim już przyjaźnić, ale jak Tae chce...Nie mamy innego wyjścia...Tae nie poradzi sobie sam.

Kiedy Kookie zadzwonił po karetkę Suga wymyślił co mamy mówić. Ja bym powiedział najlepiej prawdę ale nie mogę tego zrobić Tae...
- T-to będzie tak...Jak l-lekarz się zapyta co się stało t-to powimy że T-Tae schodził po schodach i się potknął o-oraz wywalił na siebie coś szklanego...W-wiem że to nie jest n-najleprze, ale leprze i t-to...- Powiedział cały zalany w łach. Niby dobry pomysł ale nadal nie jestem przekonany, że od tak postanowił przepraszać V oraz błagać go, żeby z nami został na tym świecie.
- Karetka przyjechała!- Krzyknął Kook widząc karetkę za oknem. Od razu wybiegł, żeby im pokazać gdzie jest Tae. Suga cały się zaczął trząść jak galareta, a ja za to kołysałem lekko V i szeptem mówiłem, żeby nie odchodził.
- Proszę się odsunąć...!- Poprosił jeden z ratowników. Zrobiłem tak jak kazali, a kiedy zapytali się co się stało powiedziałem im sytuację, którą kazał mi powiedzieć Suga.
- Widzieli Państwo kiedy to się stało?- Zapytał jeden z nich. Nie, nie widzieliśmy jak Suga bije biczem Tae...
- Nie...Nic nie widzieliśmy. Jak wróciliśmy to już tak leżał...- Powiedziałem a jeden z facetów zaczął chodzić po pokoju, zamiast pomagać. Trochę dziwne...

- A co to tu robi? Czy to jest...Bicz?- Zapytał ten facet. O kurde...Co my teraz powiemy?! Przecież na bank będą coś podejrzewać!
- T-to? Heh...N-nie wiem...Nie bylo n-nas tutaj, byliśmy w kinie, a że Tae nie chciał iść z n-nami to poszedł do domu, a nie wiem co on tam r-robił...-Odpowiedział Suga drapiąc się po karku. Dobrze to w sumie rezegrał, ale i tak, i tak nie wybaczę mu tego...
- Hmm no dobrze nie zajmujmy się takimi rzeczami, skoro mamy pacjęta prawda?- Uśmiechnął się i pomógł podnosić Tae na takie łóżko (wiecie o co chodzi co nie?) Oraz zaprowadzili go do karetki. Postanowiłem jechać za nimi i zobaczyć co się będzie tam działo.
Dobrze, że mam prawo jazdy, bo gdyby nie ono to bym musiał jechać innym pojazdem, a to by tylko spowalniało drogę...
- Chodź Kookie, jedziemy.- Powiedziałem i pokazałem na auto, które sobie stało na parkingu.

Kookie i ja wsiedliśmy już do auta a ja ruszyłem z piskiem opon. Nie wiem gdzie jest Suga i co zamierza zrobić, ale dlatego go nie wziąłem, bo nie zasłużył...Niech radzi sobie sam z dojazdem do szpitala, ja nie będę marnował na niego czasu.
- ChimChim a co jak...Tae się już...N-nie obudzi?- Zapytał JungKook z lekką chrypą wywołaną płaczem.
- Nawet o tym nie myśl, że się nie obudzi!- Powiedziałem a JungKook się trochę uspokoił. Wie, że jak powiem to będę się starał, żeby nie było na odwrót.
- A co gdyby się jednak bie obudził?- Pytał mnie tak nadal. Obudzi się, i ja tego dopilnuję...
- Jak się nie obudzi, to rozrzarpię Sugę, albo zrobię mu coś gorszego...Jeszcze nie wiem co, ale jak na razie to planuję mu coś zrobić za ten bicz...Ugh biedny Tae...- Zacząłem się martwić, co będzie jeśli jednak się nie obudzi, ale szybko wymazałem tę myśl z głowy. Tae się obudzi,
Obudzi,
Obudzi,
Obudzi,







Obudzi!!!
















Byliśmy już pod szpitalem. Kiedy byłem już w środku wraz z JungKook'iem szukaliśmy Tae gdzie tylko się dało. Zapytaliśmy się pielęgniarki, gdzie może być V, ale ona nic nie wiedziała.
Kolejna pielęgniarka, ale ona też nic nie widziała...Zaraz wpadnę w szał! Przecież to musi być ten szpital, widziałem jak jechał Tae na tym łóżku tutaj!
Dobra...Do trzech razy sztuka...Kolejna pielęgniarka.
- Dzień Dobry, czy widziała może Pani Chłopaka- brązowe włosy, czarne oczy oraz czarna koszula jak i spodnie...Nazywa się Kim TaeHyung...Błagam niech Pani powie, że Pani wie gdzie on jest...- Ostatnia deska ratunku to była ta pielęgniarka, bo żadnej tutaj już nie widzę.
- Tak, widziałam...Trzeba jechać windą na 2 piętro...Drzwi 105 po prawej stronie...- Powiedziała a ja sam sobie oraz Bogu dziękowałem, że ta kobieta wiedziała.
- Dziękujemy Pani bardzo!- Ukłoniłem się lekko oraz pogiegliśmy aż do windy, która była niedaleko.

Byliśmy już pod drzwiami, a gdy je otworzyłem moim oczom ukazał się Tae, który był przypięty do różnych kabli, miał na sobie setki bandarzy oraz spojrzałem na jego klatkę piersiową, gdzie ona prawie się nie unosiła...Biedaczek męczy się, a to przez głupiego Pana YoonGi'ego...
- Będzie dobrze Tae...Obiecuję...- Usiadłem koło niego i złapałem jego rękę, a łzy spływały same po raz kolejny po moich policzkach.
-----------------------
Mam pytano na którę oczekuję odpowiedzi:
Za co lubicię tą książkę?

Papatki :***

~ Aizos

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top