II
Hah. Proszę Was. Mówcie co myślicie. Boli mnie to. Bardzo.
A tam macie muzykę, do której można czytać ^^^
_________
Narada trwała cały dzień. Burzliwe zdania i seria elfickich przekleństw potoczyła się echem po Wielkiej Sali.
Tymczasem Itan łaził w kółko po łodzi. Legolas, bojąc się, że ta się przewróci próbował go uspokoić.
Na nic.
Jakieś dwie godziny temu zaczęło się.
Arkadia poczuła mocny skurcz, a potem jeszcze wiele następnych. Feren i Gwen się nią zaopiekowali, ale przecież nie o to chodzi!
Rudy elf obiecał, że będzie przy niej i... zawiódł. Zawiódł najważniejszą osobę w swoim życiu...
Stres wyżerał, wypalał go od środka, jakby ogień.
Nerwowo pociągał za końcówki swoich spłowiałych włosów, chodząc dookoła własnej osi.
Blondyn zdał sobie sprawę, z tego, że nie może w żaden sposób pomóc bratu, ale starał się po prostu być przy nim, mimo zmęczenia.
- Ahhjjjj, czemu ja jestem takim przegrywem? - jęknął Itan, siadając wreszcie w miejscu. - Arkadia rodzi, a ja nie mogę być przy niej, święty Gandalfie, czemu?
- Przestań użalać się nad sobą. - odparł mu Legolas.
- Pfff, powiedział. Ty zawsze użalasz się nad sobą, mimo, że nie masz problemów! - zirytował się elf.
- Zamknij się. To Arkadia powinna marudzić. W końcu to ona rodzi, a nie ty.
- Powtórz to, gargulcu! - brat Legolasa, gwałtownie wstał, podnosząc piąstki do góry.
- Nie bulwersuj się tak, bo zaraz urodzisz!
- Ty śmieciu...
Itan rzucił się na księcia z bojowym okrzykiem łysej wiewiórki i zaczął go na ślepo okładać, szarpać i gryźć.
- Ha, ha! Uważaj, wiewióreczko, bo jeszcze się zmęczysz... Ha, ha! Ojej, ojej, jak strasznie łaskocze... ha, hah... aua! To nawet zabolało! Teraz popamiętasz!
Elfowie zaczęli się turlać po pokładzie łodzi, która zaczęła się niebezpiecznie kołysać.
Pomyśleć, że już niedługo to kołyska będzie się kołysać.
- Ty imbecylu!
- Ojciec cię nie kocha!
- Nie masz matki!
- Ty też nie!
- Byłeś bity szpadlem za płodu!
- Twój płód właśnie się rodzi!
- Ekhem...panowie. - Legolas i Itan zwrócili uwagę na siwowłosego, barczystego elfa o bardzo długich uszach. - Jeśli nie przeszkadzam... panicz Itan zyskał pozwolenie na opuszczenie łódki i wejście na ląd. Dostał też wiadomość z... - zaczął mówić jegomość w marynarce i koronkowej bluzce.
- To znaczy, że tej bariery już nie ma? - przerwał mu przyszły tatuś.
- Nie ma... - odparł elf, unosząc brew do góry.
Itan zaśmiał się dziko, po czym skoczył prosto na kamienny brzeg, po czym z groźnym wrzątkiem pełnym emocji pobiegł w stronę konia siwowłosego lokaja.
- Ale, paniczu...
Ale panicz już nie słuchał, tylko pędził na wschód, na wschód, tam gdzie jego żona i dziecko!
Był wdzięczny Gandalfowi za uczenie magii (No i Bromowi trochę też...) bo mógł jej teraz użyć do szukania jego domu.
O ile domem można nazwać wielką, otoczoną wzgórzami i lasem willę ze starą dzwonnicą.
Gdy wjechał do niewielkiej wioski ludzkiej, widział już biały punkt w oddali.
Okazało się, że jest to dworek z czerwonym dachem. Prowadziła do niego długą, piaszczysta droga, otoczona zewsząd soczystymi trawami.
Itan nie miał czasu, aby się przyglądać, jednak ogrom i piękny wystrój nieco go przytłoczyły. Czy to na pewno będzie jego...?
Podbiegł do drzwi, chciał już pędzić do żony i nanath* swojego dziecka, gdy nagle silna dłoń go zatrzymała.
- Gdzie tak pędzisz, chłopczyku? - zapytał rosły mężczyzna. Rudy elf zdążył go kilka razy zabić wzrokiem, gdy jeszcze dodał. - Zgubiłeś się? Szukasz mamy i taty? Straszny problem z tymi statkami i przeprowadzkami... Zgubiłeś rodziców?
- Nie. Zgubiłem żonę, która rodzi mi dziecko. - wypalił Itan i korzystając z nieuwagi strażnika, wszedł do środka.
Nie wiedział gdzie ma biec, gdy białe, wielkie drzwi zamknęły się z hukiem, nastał półmrok. Światło dawały tylko płomienie świec i pochodni, odbijające się w perfekcyjnie czystych, czarnych płytach w holu. Itan mógł się w nich przejrzeć (i żałował tego, bo zobaczył swoją twarz).
Nie miał pojęcia czy biec na górę po wysłanych czerwonym dywanem schodach, czy może...
Elf usłyszał krzyk, który wskazał mu drogę.
Nie, nie był to krzyk. Nie tylko.
Krzyk Arkadii i... płacz noworodka.
Hej, hej, witajcie po dłuuugiej przerwie. Pewnie już zapomnieliście, co? Hah. Dlatego oznaczę kilkoro z Was w komentarzach.
Muszę Wam coś powiedzieć.
Chyba wyrosłam już z elfów.
Bynajmniej, z takich co są w LOTR.
Książka będzie pisana powoli, ale nie zniechęcajcie się! Akcja dopiero się zaczyna. *-*
Prawdopodnie, gdy skończę inne książki, będzie tu nowa, o złym elfie, który pojawi się też tu.
Do zobaczyska!
Wszelkie błędy poprawiajcie, rady dawajcie.
Co myślicie?
Nanath - matka
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top