Wolny?
To kolejna część maratonu. Czy ja was nie rozpieszczam?
Wystarczy już, co? :-D
Objawienie mocy Itana po raz drugi:
Mały elfik biegł radośnie przez korytarz. Dziś miała przyjść do niego nauczycielka! Nauczy się kilku rzeczy, ona odpowie mu na nurtujące pytania.
I wreszcie ktoś z nim porozmawia.
Siedział przy biurku. Wszystkie ołówki i kredki były naostrzone, cztery pióra gotowe a stos kartek ułożony równo. Czekał na nauczycielkę. Szczęk drzwi...otworzyły się....
- Dzień dobry, pani profesor. -powiedział odrazu, gdy elfka weszła. Wstał i zaprowadził ją do biurka. Pięciolatek wydawał się młodszy, był niski i chudy a w każdym razie bardzo zaniedbany. Wyglądał jakby sam się ostrzyzgł, ubrał i umył. Ale zachowywał się bardzo poważnie.
- Cześć, kochanie. Rozumiem, że chcesz się ze mną uczyć, tak?-zapytała radośnie.
- Tak, proszę pani.
- To co? Siadamy. Weź kartkę i pióro. Nauczymy się pisać litery i cyferki.
- Ja już potrafię pisać, wolałbym naczuyć się trochę o atomach, albo trzech stanach skupienia, albo może pisać opis postaci, ale tak poprawnie. I nauczyć się jak rysować konia.- powiedział szybko Itan.
Nauczycielka zamrugała.
- Jak to?- spytała otępiała.
- Po prostu, proszę pani. Możemy zacząć?
- Ale ja znam inny program...Twoje wiedzą jest zbyt...duża. Oczywiście pomogę ci, nauczę cię prawie wszytkiego co chcesz.
- Dziękuję, pani! -Pięciolatek rzucił się, aby przytulić nauczycielkę.
- Chłopcze...Itan. Twoje włosy się...świecą? One się świecą! -wrzasnęła elfka.
- Tylko, gdy jestem bardzo szczęśliwy.
- Niesamowite.
- Albo bardzo, bardzo, bardzo smutny lub zły.- wyznał Itanek.
- Cudowne.
***
Itan leżał w celi a jego włosy świeciły w ciemności. Był tak smutny, życie wręcz uchodziło z niego jak z balona.
Właśnie nachylał się nad nim Rainheer, to był jeden ze strażników, którzy przynosili mu czasami jedzenie. On nie był zły, biczował, bo musiał.
Elf uniósł nóż nad Itanem.
- To już mój koniec. -pomyślał książę. - Szkoda, że nie zobaczę Arkadii...
Rainheer rozciął więzły, które krepowały Itana.
- Jesteś wolny. Uciekaj. -powiedział.
Itan ani drgnął.
- Uciekaj, na co czekasz?! Szybko...Pośpiesz się, zaraz przyjdzie tu...
- Pośpiech nie jest rzeczą wskazaną w życiu, chłopcze. -powiedział Agärwen, który pojawił się dosłownie z nikąd.
- Em...ja...panie....eee....jak to?
- Zawiodłeś mnie. - czarnowłosy pstryknął palcami a Rainheer zniknął.
Agärwen go wygnał, miał moc, która pozwalała na to.
- A z tobą się jeszcze policzę, szczeniaku.- zdrajca kopnął elfa w brzuch. Tylko dlatego, że mógł sobie na to pozwolić.
Wyszedł.
Agärwen szedł przez korytarz prosto do sypialni, w której czekała na niego uwięziona ptaszyna. Kathrine. Tylko dla niego.
Wszyscy po drodze kłaniali mu się pokornie.
Jest królem! To jest to.
Gdy dotarł już do przedpokoju komnaty, w której zamknął Kathrine usłyszał dziwne szuranie. Jakby dziewczyna przesuwała meble...A może?
Stanowczym ruchem otworzył drzwi i z impetem wszedł do środka.
Księżniczka odskoczyła spłoszona od wysoko położonego okna.
Zeskoczyła ze stołka, na którym był stołek na którym leżały książki.
- Uciekasz tak szybko?- zapytał Agärwen z udawaną słodyczą w głosie.
- Tu nic dobrego mnie nie spotka.- odparła oschle elfka. Jednak widać było, że się boi.
Popchnął ją ku ścianie i przyszpilił.
- No? Co się stało? Panna-wiem-to-wszytko nie jest już taka wygadana? Nie lękaj się, śliczna. Nie gryzę. - Jeszcze.-dodał w myślach.
Boisz się? - zapytał.
- Nie...- drżał jej głos, kłamała.
- Nauczył cię ktoś, dziecko, że nieładnie jest kłamać? Nie? To ja cię nauczę!- nachylił się nad nią, aby ją pocałować.
- Proszę, zostaw mnie!-załkała Kathrine.
Zniechęcony opuścił ręce.
- Tylko dlatego, że jestem tak miłosierny i zgodny z tradycją; odpuszczę ci. Dzisiaj. - zaśmiał się paskudnie zdrajca. - A teraz poczekaj, trzeba cię związać, bo widzę, że nie można ci zaufać.
Znalazł jakiś sznur i przywiązał do jednego z filarków od łóżka.
- Rozwiąż mnie, zdrajco! Sługa zła! Wąż! Gad z ciebie jest! - wrzeszczała na niego.
Zapadła noc.
Więc tak ma skończyć? Jako niewolnica Agärwena?
Dlaczego jej ojciec się na to zgodził? Co się dzieje w tym królestwie?!
***
Tu też była noc i ktoś też tu nie mógł spać.
Odkąd tylko się obudził dręczyły go koszmary gorsze niż w snach, bo prawdziwe. I jeszcze ten ból.
POV LEGOLAS
Otworzyłem oczy. Powoli i z trudem. Od razu pożałowałem, bo oślepiło mnie światło a głosy z korytarza boleśnie wbiły się do uszu.
Rozejrzałem się po pokoju. Gwen tu nie było, ale stał kto inny. Chwila, ale kto...? Wytęrzyłem wzrok, ale nic.
Tylko ten potworny ból nóg! Chyba jęknąłem, bo postać się odwróciła.
Nie! Czy to...czy to jest...?
Ona? Niemożliwe. Orchidea.
Ona...nie żyje. Przecież zabito ją i to dwa razy!
Chyba mój wzrok postanowił sobie robić ze mnie żarty. Miała na sobie czarną koronkową sukienkę do ziemi z bardzo dużym dekoltem, długimi przezroczystymi rękawami.
(Ale włosy złote.)
Patrzyła na mnie kpiąco.
- Cześć, Legolasie. Jak leci?
Nie odpowiadałem.
- Co to? Języczek tez ci ucieło? Czy tylko nóżki? Aaa...jeszcze nic nie wiemy?
- N...nie.-bąknąłem.
- Znasz takie pojęcie jak amputacja?
Podeszła do mnie bliżej. Usiadła na łóżku. Tuż obok mnie.
- Bardzo cię boli?-spytała.- Myślę, że za mało. - wyjęła nóż tak z nikąd.
Nie...wcześniej pogryzły mnie pająki, które sam sobie wyobraziłem a teraz potnie mnie Orchidea z głowy?
Elfka wręcz położyła się na mnie, ostrze wylądowało tuż przy mojej szyi.
Jęknąłem cicho. Wbiła ostrze w okolice obojczyka, ciągnęła dalej w dół.
- A...Au! Proszę, przestań! Co ja Ci zrobiłem?!
- Legolas?! Legolas!- gdzieś z odległej krainy słyszałem głos Gwen.
A ta zołza nadal mnie raniła, gdy położyła się na mojej klatce piersiowej czułem, że się duszę.
Orchidea zamieniła się nagle w...węża z twarzą Agärwena!
Wrzasnąłem. Agärwen mnie przeraża.
- Legolas, kochanie. Spójrz na mnie! O Manwe, on krwawi! Szybko, pomocy...!-ktoś podniósł moją głowę.
Zrobiło mi się niedobrze...I zakreciło w głowie. Zaraz...
Otworzyłem ponownie oczy.
Tym razem nie było już Orchidei. Zamiast niej był Feren z bandażem i wielką strzykawką w ręku.
Sam nie wiem kogo wolę.😤😩😷
Obok niego stała Gwen. Taka piękna, mądra i wspaniała. Moja narzeczona. Ona się mną opiekuje. A co ja daję jej w zamian? Nic. Jestem nic niewartym, beznadziejnym kaleką. Agärwen mówił prawdę.
Czułem jak tracę przytomność.
- Lego! Legolas!- ał. Soczysty policzek, mający na celu ocucić mnie zabolał.
- Jestem beznadziejny.- pomyślałem.
- Wcale nie.- odparł Gwen całując mnie w policzek.
Acha. Czyli jednak powiedziałem to.
Super...AUA!
Idioto, Feren! Dlaczego w tyłek? Dlaczego zastrzyki ZAWSZE są w tyłek?
He he...he...
Nr. 3osobowy
- Nie czuję...rąk i nóg! -zabełkotał Legolas śmiejąc się.
- To normalne? -zapytała Gwen lekko się odsuwając.
- Tak. Lekka głupawka uśmierzy ból, a potem zaśnie.- odpowiedział Feren zadowolony z siebie.
-Mm...Gwen jesteś taka piękna! Kocham cię...o! Jakie ślicznie motylki...a nie. To kowadła. - Legolas wybuchł niekontrolowanym śmiechem.
- Zostawmy go w spokoju.- powiedział lekarz.
Lego jeszcze długo gadał do nikogo i śmiał się.
Potem zapadł w głęboki sen.
****
Obudził się na...gdzie on jest?! Był przykuty do kamiennego stołu, w którego środku był jednak materac. Było całkiem miękko. Rozejrzał się niespokojnie.
Był w pokoju...?
Jeśli można to tak nazwać.
Na środku zakurzonej komnaty było właśnie to "łóżko" okryte czerwonym baldachimem. Były cztery wąskie, długie okna zza których świecił księżyc.
Na honorowym miejscu znajdował się ogromny portret Itana.
No to wiemy czyja jest ta komnata. -pomyślał Lego. Przekreciłem się na drugi bok i zamarł.
Obok niego leżała...Gwen.
Była martwa. Martwa. Nie żywa. Nie. Niemożliwe. Martwa. To sen. Tylko sen.
Obudź się.
To sen, koszmar.
Nie może być martwą!
Nie.
Jest żywa.
Nie martwa.
Martwa...
Odwrócił się znów na drugi bok niehcąc patrzeć na Gwen. Jej włosy były złote, takie jak za życia. Twarz wyglądała jak u manekina.
Ubrana w białą sukienkę leżała martwa...o! A teraz stała.
Spojrzał w jej stronę, a ona na niego.
- Zabiłeś mnie. Jesteś nic niewartym inwalidą. Nie kocham cię. -powiedziała Gwendolyn.
- Gwen!
- Dla ciebie już nie istnieję.-warknęła i odwróciła się a jej suknia zmieniła nieco kolor.
-Żegnaj Legolasie Greenlef. Zapomnij o mnie.
Zniknęła!
Nie... zawiódł ją. Nie wróci.
Orchidea pozwolą się bardzo szybko.
- Wiemy już jak to jest, gdy ktoś kogo kochamy odchodzi? -zaśmiała się z niego.
- Nie! Ona wróci. Gwen kocha mnie.
- Po co komu taki ktoś jak ty, Legolasie?
- Po nic...-przyznał elf.
Obraz mu się rozmazał.
Obudził się we własnym łóżku. Tym razem nie był przerażony.
Był załamany. A niech śmierć go dopadnie. I co z tego? Nikt nie będzie płakał po nim.
***
Gwen podeszła do jednej ze służek.
- Mam prośbę. Co do Itana.-szepnęła.
- Zrobię co chcesz, pani.
- Nie chcę, żeby się już męczył. Za długo cierpi. Jest głodny i słaby. Chyba sobie poradzisz?-Gwen złapała ją za ramię.
- O...oczywiście, pani. Co sugerujesz?
- Nie chcę żebyś go zabijała teraz. Ani w pałacu. Złóż go w lesie. Poczekaj godzinę i pochowaj.
Gwen przekereciła się na drugi bok. Musi pomoc Itanowi. Każe Ramenesi go nakarmić. Tak. Tak będzie dobrze. Legolas spał obok niej.
Był spokojny.
Kobieta ciacha wstała i ruszyła, aby poprosić służkę o pomoc...
Tam -Tam - tam! Muzyka grozy.
I jak? Zaraz rozkręci się akcja, nie martwcie się. 😈😈😈
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top