Rozdział 31

Dwa miesiące później

Arkadia zsunęła się ostrożnie z łóżka. Z pokoju nad nią dobiegały dziwne dźwięki.
Potem trzasnęły drzwi.

Czyżby Kathrine wybierała się na nocny spacer? Zabawne, Arkadia też chciała się przejść.
Założyła jedwabny szlafrok w kolorze pudrowego różu a na stopy pantofle. Z przyzwyczajenia wyszła cicho. Dopiero przy drzwiach zorientowała się, że przecież Itana nie ma. Łza jej się aż zakręciła w oku, ale obiecała sobie, że wyjedzie. Po niego. Niedługo.

Elfka szła dalej i zobaczyła Kathrine. Miała na sobie białą koszulę nocną oraz niebieską narzutę. Widać było już u niej zaokrąglony brzuch. Całkiem spory. W końcu to już połowa czwartego miesiąca.

Arkadia chciała do niej zagadać, ale zobaczyła coś dziwnego. Księżniczka miała w ręku plecak i...klucze. Do lochów!

Mogłam się spodziewać. -pomyślała wojowniczka.

Postanowiła iść za siostrą ukochanego.
Kathrine co chwila odwracała się nerwowo. Gdy już Arkadia upewniła się,  że kobieta idzie do lochów, złapała ją za nadgarstek.

- Kathrine!- krzyknęła na nią szeptem.- Co ty robisz?!

Księżniczka pobladła. - Em, no ja...- jednak po chwili przybrała bardzo królewską pozę i zlustrowała ją zimnym wzrokiem. Arki musiała jej przyznać, że wyglądała jak damska wersja Thranduila, aż ją dreszcz przeszedł.

- Idziesz uwolnić Agärwena.- powiedział Arkadia. - Wybacz, nie mogę do tego dopuścić, Kathrine. Idziemy do twojego ojca.

- Co ja? O cóż chodzi?- zapytał Thranduil, który pojawił się z nikąd.
Najwyraźniej wiele osób zachciało pójść dzisiaj na nocną przechadzkę.
Król zobaczył klucze w ręku Kathrine i powiedział łagodnie.

- Nie chcesz tego. Rozumiem Cię. Agärwen jest czarujący. Wiesz w jakim znaczeniu. Nie rób tego, córko. Chodź ze mną.

Księżniczka stała w miejscu pobladła, kręcąc głową i powtarzając:

- Muszę...kazał...obiecałam... muszę...

Kathrine nagle upadła. Ojciec ją delikatnie podniósł i wziął w ramiona, otulił swoim płaszczem i powiedział, żeby Arkadia sprawdziła co robi Agärwen. Zaniósł potem swoją Kathrine do Uzdrowicieli.

Ataki miała ochotę powiedzieć, że zapewne śpi i że ona tez by chciała, ale tylko pokiwała głową i ruszyła w stronę lochów.

[...]
Elfka weszła w podziemia i szła przez dobrze znany jej labirynt korytarzy, ścieżek i cel.

Było bardzo cicho. A oprócz Agärwena mało było więźniów.

Brak hałasów wskazywałby na to, że czarnowłosy śpi, więc Arkadia nieco się rozluźliła. Podeszła do jego celi, ale nie spał.

Mroczny Elf siedział ze strasznym uśmiechem na twarzy. Gdy podeszła bliżej zaczął się chrapliwie śmiać. Charkot połączony z uśmiechem. Pluł przy tym krwią.

- I co cię śmieszy?! Przecież jutro zginiesz! -warknęła. Nadal nie mogła zrozumieć, dlaczego ten okrutnik torturował Itana.

- Zabiorę wielu z was... i wcale nie do Śmierci...do mnie, do nas! Mój pan nie opuszcza wiernych sług!

- Cisza ma być. -Arki nie wzięła tego na poważnie. Pomyślała, że zdrajca postradał zmysły w lochu. I dobrze mu tak.

Następny dzień
Arkadii było smutno, że trzeba zabijać. Jednak nie mogli tak po prostu ułaskawić sobie Agärwena. Strażnicy śmieli się.

- Z czego rżycie?- spytała ostro wojowniczka. Elfowie odruchowo stanęli na baczność.

- No bo ten zdrajca wreszcie szczeźnie.

Arkadia spojrzała na nich z politowaniem. Słońce łagodnie spływało na tarasy. Żeby wszytko było tu tak piękne jak wygląda...

- Czyjąś śmierć jest śmieszna?! Czy wy w ogóle wiecie o czym mówicie...?

- Przepraszam, pani, ale zasłużył sobie na śmierć.

Arkadia pokręciła z politowaniem głową i odeszła.

Tłum się już zebrał.

- Śmierć! Śmierć! Śmierć! -wołał elfki i elfowie.
Tsa, niby taki światły, mądry i  dobry naród. A tak naprawdę to od orków różni nas tylko dobry wygląd. Coś za chore ambicje!- pomyślała wojowniczka.
Coraz bardziej ją wszystko denerwowało.

Nie pasowała tu. Mroczna Puszcza przesiąknęła złem.

***
Właśnie, gdy kat miał ściąć Agärwena coś wybuchło. Elfki zaczęli uciekać z piskiem.
Na środku placu pojawił się ciemnofioletowy dymek.
A z niego wyskoczyło mnóstwo elfivh wojowników. Mrocznych wojowników.

Łucznicy Mikrwood natychmiast zaczęli z nimi walczyć. Ostatecznie Agärwen się jakoś uwolnił i znikł.
Kathrine została w pałacu, ale widziała i słyszała walkę.
Walkę, która coraz bardziej przypominała bitwę. Wojowników było bardzo dużo i byli świetnie wyszkoleni.
Thranduil, Arkadia i kilku najlepszych żołnierzy zostało zabranych do pałacu, aby po chwili powrócić w zbrojach. Thranduil zabijał wściekłe.  Miał za kogo.
Za matkę Legolasa i Kathrine, za ojca, dziadka, wielu przyjaciół. Za Itana, Leoglasa!!!

Po chwili wojsko zaczęło się przesuwać na południe do Gór Mrocznej Puszczy.

Król starcił z oczu Arakdię, obiecał sobie, że nie pozwoli jej umrzeć. Teraz była dla niego jak córka.

Wszędzie walało się szkło, trupy i miecze.
Wrzaski zabijających i zabijanych.
Brutalna,  bezwzględna bitwa.
Bitwa o Wyzwolenie.
Mroczni Elfowie zabijali mężczyzn, lub brali ich jako niewolników.
Palili chatki, drzewa i szałasy. Porywali kobiety i dzieci. Zwierzęta wybijali bezdusznie. Thranduil miał już kilka ran, mniej poważnych.
Walki przemiściły się w ciągu jednego dnia do Miasta na Jeziorze.
Opuszczonego miasta...
Orków było coraz więcej.

Posłaniec z Lothorien przyjechał i powiedział, że Galadriela i Celeborn już wysłali pomoc.

Król Leśnych Elfów zabił właśnie orka i Mrocznego za jednym zamachem. Wtem zobaczył Arkadię.
Jeden z orków trzymał ją za szyję w powietrzu. Wojowniczka go kopnęła, ale niewiele to dało. Biegł tam, ile sił, ale była za daleko. Nagle orka przesyła strzała.
Thranduil dobrze znał te strzały.
Legolas...

Blondwłosy elf zeskoczył z jednego z budynków i zabił resztę.

- Legolas?! Ty...- zaczęła jąkać się Arki.

-Mithrandir już tu jedzie...- wydyszał. Co najdziwniejsze miał przy sobie kule, bo nadal bolały go nogi, ale wykorzystywał je głównie jako broń. Widział wszytko.
- I co? Jak odzyskałeś wzrok?

- Szybko ci opowiem. Wpadł na to Gandalf. To zaklęcie dotyczy mnie tylko w Mrocznej Puszczy. Poza nią nic mi nie jest. Zostało na mnie rzucone w lesie, poza nim nie działa. Jeśli tam wrócę znów będę chory. Teraz jestem zupełnie zdrów. Ale straciłem kondycję! Zabiłem tylko dwudziestu dziewięciu, a już zbliża się zachód! - jęknął rozczarowany blondyn. Arkadia klepnęła go po plecach wręczając kilka strzał.

- Mam u ciebie dług życia.
- Wystrczą mi ciasteczka. Lecę dalej.

W tym czasie Thranduil dobiegł do ukochanej syna.

Orkowie znów otaczali ich ze wszystkich stron.
Większość z nich zabili razem.
Wtedy łucznik Mrocznych wystrzelił kilka strzał, za nim zabili go strzelcy Zielonych.
Strzały zabiłby Arakdię,  która w dzisiejszej walce niezbyt dobrze sobie radziła.

Thranduil osłonił ją a pociski wbiły się w zbroję i ciało. Jedną z nich przeszła tuż nad lewą łopatką. Na twarzy miał uśmiech.

- Itan...wybrał najlepszą.- jęknął jeszcze, po czym zamknął oczy.

Haldir, Feren oraz kilku wojowników zabrali króla.
Arakdii przełknęła ślinę nie wierząc w to co się stało. Król oddał jej  życie. On, zimny władca.

Potrząsnęła głową. Walka jej nie szła. Miała cały czas wizję cierpiącego Itana. Krew cieknącą z nosa. A nad nim jakąś dziewczyna i chłopak z czarnymi włosami.
Co to mogło znaczyć?
Przysiągła sobie, że wyjedzie z Puszczy po bitwie.

Biegła dalej. Czuła, że Legolas był niedaleko. Poprosi go o pomoc.

Tymczasem u Legolasa

- Law!*- wrzasnął, gdy jego łuk spadł w przepaść. Wydawało mu się, że to ta sama gdzie podczas Bitwy Pięciu Armii zabił Bolga. 

Pędził dalej.
Był w Esgaroth. Opuszczone, mokre i ciemne wyglądało przerażająco.
Legolas odrzucił kule. Nie potrzebne są już...

Nagle coś złapało go boleśnie za kark. Zacisnęło się jeszcze bardziej. Legolas wrzasnął. Czuł jakby coś palącego przeszło po jego plecach, jakiś dziwny znak.
Odwrócił się i zobaczył orka bardzo podobnego do Bolga.
Kopnął go.

Legolas zdziwiony przyłożył palce do nosa.

Krew...?
Nigdy mu się to nie zdarzało! Nawet jeśli mocno się uderzył to nigdy nie leciała krew.

Szedł dalej. Już wolniej...Czuł się słaby.
No i zły, bo nie udało mu się zabić tego orka! Dziwny śnieg przeszkadzał mu...

***
Arkadia czuła, że zamrza i słabnie.

- Legolas! Legolas! Pomocy! Lego...Itan. - szlochała.
Nie widziała, że za nią czai się niebezpieczeństwo.

- Śmierć wszystkim elfem ścierwom!- wrzasnął ork i rzucił się na nią.
Arkadia próbowała się bronić jak mogła. Była za słaba.

- Legolas!

- Arkadia?! Gdzie jesteś?

- Lego...Tutaj...

- Nie baw się w postać z książki. Tu to znaczy gdzie?

- Legolas, pomocy...Itan.

- Arkadia gdzie jesteś? - zapytał inny głos.

Nie mogła już odpowiedzieć.
Nie dała rady. Ork na nią skoczył. Rzucił Arkadią o skałę. Czuła jakby kręgosłup jej pękł.

Straszny ból.
Rozmazane wszystko...
Nagle zobaczyła znienawidzonego wroga. Agärwen. Myślała, że ją zabije, ale elf rzucił się na orka. Tyle, że ten był od nich dwa razy wyższy.

(Kili to Agärwen, Tauriel to Arkadia. A jak woła "Kili" to ma być Legolas, jasne?!)

- Przepraszam...Kathrine.- zdążył jeszcze wyszeptać Agärwen. Umarł. Nagle im się wszystkim na refleksje i nawrócenie zebrało.

Arakdii było smutno, że jej wybawiciel umarł. Był jaki był,  ale na koniec się nawrócił.

Legolas biegł przez mury. Widział jak Arkadia spada wraz z tym wielkim orkiem.

- Arkadia, już idę!
Itan, wracaj idioto, bo musze się opiekować twoją kobietą.- pomyślał elf i...

Tak!  Drugi raz nie dał się pokonać.
Legolas podszedł lekko utykając do Arkadii.

- Żyjesz?

- Tak, ale...boli...czy Itan wrócił? Aua, boli!!!- wrzasnęła z wyrzutem jakby to była wina Legolasa.

- Spokojnie. Wezmę cię na ręce. Znajdziemy naszych. Bitwa się kończy, wygraliśmy.

Arkadia zaczęła mdleć i narzekać na ostry ból brzucha.

- Ej, czy ty czasem nie jesteś w ciąży? - zapytał Legolas.

Wojowniczka miała ochotę go kopnąć, ale wszytko ją bolało.

- Spoliczkuj się, Legolas.
- Jak chcesz, ale wtedy będę musiał cię pu...a!

Nagle wszyscy elfowie zgięli się wpół.
Wszystkich zaatakował ostry, pulsujący, kłujący ból.
Położyli się na ziemi.

Czy teraz wszyscy zginą? Co to za magia?

***

- Itan! Itan,  przestań! - wołała Maya potrząsając Itanem.

Matthew i reszta ludzi w  gospodzie zginęła się wpół.
- Ta magia...jest zła? -spytał na wpół przytomnie Itan.

- Tak, przestań.

Wtem fioletowa chmura opadła.

- Co ja zrobiłem? Co się dzieje?!

Długi rozdział, ale długo czekaliście. Tsa, napewno czekali.
Oj zamknij się, teraz ja gadam!
Piszesz jak już.
On jest niemiła!!!
A jaka mam być dla ciebie?!

Okey, okey już lepiej. Proszę Proszę o opinię o sorki za błędy. Sprawdzam, ale nie zauważam błędów, bo wiem, co tam jest napisane. W sensie to o co mi chodziło.
Nie wiem czy do świta będzie jakiś rozdział, może tak, może nie.
W Boże Narodzenie będę jechała daleko do rodziny, wiec może coś w samochodzie naskrobię.
Papatki i na wszelki wypadek wesołych świąt!


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top