*Mały kłopot*

Nie pamiętał kim jest ona. Ale wiedział jedno: wcześniej ją pamiętał i chciał ją ocalić.

Nie odda jej nikomu.Tulił istotę mocno. Była piękna. Miała na sobie białą suknię z kryształkami i niebieską wstegą, niby pasek. Suknia była długa, prawie jak ślubna, ale miała ślady krwii na piersi. Tuż przy dekolcie, który zresztą był spory... A te wspaniałe czarne włosy, rozpuszczone.

Przebudziła się na chwilę.

- Itan...- westchnęła.- Ocaliłeś nas znów...

- Wybacz, ale...nie wiem kim jesteś. Nie wiem co takiego zrobiłem.

- Itan. Nie żartuj.- wiedziała, że on nie żartuje w takich sprawach, ale nie miała siły cokolwiek więcej powiedzieć. Znów straciła przytomność.

Nie wiedział gdzie ją zanieść, więc w milczeniu trzymał ją i wpatrywał się w jej twarz. Nie zdążył nawet zapytać jak ma na imię...

Huki były coraz głośniejsze.
Od jednej strony nadbiegli brzydcy, straszni, głośni ludzie. A może nie ludzie? Nie wiedział kto to. Potwory a na nich czele człowiek w zbroi, niby wielka wieża na jego głowie. Za za nim długi, czarny płaszcz.

Wskazał oskarżcielsko palcem na przystojnego, blondwłosego człowieka w zbroi. Srebrnej.

Zabijał on te brzydkie stwory. Itan w milczeniu patrzył na to.
W końcu naprzeciw siebie stanęły dwie armie.

- It-an podejdź do mnie synu.-odezwał się Sauron.

Nie zabrzmiało to zachęcająco...

- On jest moim synem!!! Itan nie nabierze się na twoje kłamstwa.
Jest elfem i nim zostanie na zawsze! - warknął (chyba) król w zbroi. Blondyn powoli podchodził do Tegobrzydkiego.

He, he. Było to nawet zabawne w odczuciu zagubionego księcia. Ciekawe kim jest ten biedak - Itan?
Wygląda na to, że ma całkowicie zrąbane życie, skoro dwie armie się o niego biją. A może jest kimś ważnym?

Wszytskie oczy skierowany się na niego.

No, nie...

Po chwili zrozumiał jednak, że chodzi o niego.

- Nie wiem o co wam chodzi, ale jeśli o nią...- uniósł lekko do góry dziewczynę. -...nie dostaniecie!

Elfowie i orkowie spojrzeli po sobie zdezorientowani.

- C-co?-jęknął blondwłosy.

- Panie...- inny elf szepnął mu coś na ucho.

Król przemówił głośniej.

- Itan, wiem, że coś jest nie tak. Nie pamiętasz nas. Ale uwierz. My jesteśmy twoją rodziną. My - elfy cię kochamy.*Chodź do nas.

-O nie, Thranduilu. Dobrze wiesz, że on do was nie należy. Odchowany wśród was. I co z
tego? I tak jest mój i nie zmienisz tego. -syknął Sługa Ciemności.

Skinął na orków. Podeszli do Itana i chcieli podnieść go, wyrwać mu Arkadię. Trzymał ją.
Elfy już chciały się rzucić, aby mu pomóc, ale wyszedł spośród nich...Gandalf! Oczywiście Itan nie rozpoznał go.

- Bierzcie go. -warknął Cień.

- Lepiej wy bierzcie. Nogi za pas. - zawołał Mithrandir i nagle wszystkie elfy poczuły ukłucie w okolicach pępka. Wznieśli się do góry i zanim orkowie zdążyli wystrzelić trujące strzały, znikli. Wszyscy się ucieszyli, poczuli miło; Gandalf znów ich uratował.

Jedyny Itan wydał z siebie urwany okrzyk. Poczuł się jakby ktoś wyrwał z niego całą energię. To bolało, ale nadal trzymał piękną dziewczynę.

Wylądowali na ziemi. Ból ustąpił, więc rozejrzał się zaciekawiony dziwnym lasem. Niedaleko był pałac. A oni wylądowali w pięknym ogrodzie pełnym kwiatów, murów i piaskowca i kolorowych latarnii. Teraz było już ciemno. Elfowie kręcili się i nosili różne rzeczy a niektórzy rozchodzili się do domu.

Nagle obok niego przebiegli wojownicy (chyba), którzy nieśli na noszach zakrwawionego blondyna. Wrzeszczał coś i jęczał o jakieś tam Gwen. Wydawał się dziwnie znajomy.
Król, srebnowłosy wojownik rozmawiał z lekarzem. Wyraz twarzy miał zmartwiony.

To miejsce było takie...nowe. Jednak rudy elf wiedział, że powinien je pamiętać.

Itan zastanowił się czy jego...zaraz...nie jego, tylko czy ta dziewczyna ma na imię Gwen.

Chyba nie, bo z zamku wybiegła brunetka w pistacjowej sukni i chwyciła rękę blondyna. Zanieśli go i znikli za wrotami. Itan czuł się bardzo słabo, ale nadal trzymał piękną osobę. Stał w miejscu czując się nieswojo. Nikogo tu nie znał. Nie wiedział o co chodzi.

Miał wrażenie, że stanie się coś złego.

- Paniczu, czy zechcesz oddać mi narzeczoną? - jakiś złotowłosy mężczyzna w białej koszuli podszedł do niego.

Paniczu...skądś to znał. Nienawidził tego słowa.

- Nie...NARZECZONĄ?!

- Tak, panie. Czyżbyś zapomniał o waszych planach? -zaśmiał się facet, ale widząc szczerze zdziwionego Itana zamilkł. -W-wszytko dobrze?
Miał śmieszną minę. Mówiła ona: C-co?

- Jak ona ma na imię?

- Arkadia...panie...idziemy do skrzydła szpitanego.

- Ach, tak. Ona jest ciężko ranna.

- Orkowie to zrobili?

- Oraknowie?! A cóż to?-zawołał książę.

- O światły Manwe...IDZIEMY DO UZDROWICIELI. - załamał się sługa.

- Nie, Dormed. (Imię sługi.) Panicz jest wyzywany do króla. Natychmiast.- jakieś inny mężczyzna mocno zacisnął rękę na ramieniu Itana.

- A Arkadia?

- Zajmiemy się nią, paniczu.

Itan niechętnie oddał im bezwładną kobietę i poszedł za tym drugim elfem.

Chociaż czuł się podle nie mógł powstrzymać zachwytu. Ten pałac był piękny!
Na ścianach były wyrzeźbione złote gałęzie drzew. A może to prawdziwe, tyko pomalowane? Drzwi z dębowego drewna, ciemne i mocne. Wspaniałe obrazy, rzeźby i latarnie. Pięknie.

Facet otworzył drzwi i przepuścił go.

- Dzięki. - mruknął Itan.
Wszedł powoli do ogromnego pomieszczenia. Na środku był tron. Jakby połączenie drzewa z rogami majestatycznego jelenia. A wszytko zrobione w zgodzie z naturą.

A na nim siedział rzekomy król. Itan widząc jego straszny wzrok zatrzymał się.

- Podejdź tu. - jego głos nieznacznie drżał.

Książę czuł, że powinien się bać tego elfa.
Już się bał.

Itan zrobił kilka kroków do przodu, nadal czując się niepewnie.

Podszedł aż pod sam tron a władca zaczął mu się przyglądać. Spojrzał mu w oczy, westchnął.

- Dobrze, że żyjesz. - w jego oczach pojawiły się łzy.

Wstał i ku zdziwieniu Itana, usciskał go.

- Bałem się...że znów coś ci się stanie.

- Emm...przepraszam? Ja...nie pamiętam co takiego zrobiłem. Nie pamiętam kim jestem i dlaczego...Dlaczego tak...no...em...może mnie pan puścić?

- Jak to? Chwila, o co chodzi? Nie pamiętasz nas?!

- Po raz kolejny powtórzę : Nie. Nie pamiętam nikogo. Oprócz takiej pięknej pani w świetle.

- Galandriela. Jeśli ona maczała w tym palce to może sobie przewidzieć śmierć! *- wrzasnął blondyn.
Pociągnął Itana za rękę i zaprowadził do jakiejś sypialni. Wyglądała na dziecięcą. Nieduża, a na ścianie mnóstwo szkiców, rysunków, kartek wydanych z ksiąg.

-Poznajesz? -zapytał z nadzieją Thranduil. Sam pokazał mu jeden z rysunków, przedstawiający konia.

Itan przecząco pokręcił głową.
- Jestem! Czekacie...muszę ci coś powiedzieć. -do pokoju wbiegł jakieś staruszek w spiczastej czapce, brodzie i krzaczastych brwiach.

- Mithrandir? Przyjacielu, wykonałeś potężny czar! Powinieneś odpoczywać. - powiedział władca.

- Nie użyłem swojej mocy. Skorzystałem z many Itana!

- Dlaczego? Czy to czasem nie jest niebezpieczne dla zdrowia i życia?! - blondyn potrząsnął Gandalfem.

- Jest... ale co innego miałem zrobić. Objawy tego to na przykład...

- Kręci mi się w głowie. Zaraz upadnę. -j ęknął Itan.- Niedobrze mi. Naprawdę. D...Duszę (khy) się. - Itan łapczywie wciągnął powietrze.

- A co następuje po tych "objawach"?-zapytał król.

- Zgon.- odparł czarodziej i ruszył po nosze.

Aby Itan się nie udusił Thranduil chwilowo go uzdrowił. Na tyle na ile pozwalała mu moc zwykłego elfa.

- Pamiętasz chociaż kto jest twoim ojcem? - szepnął prawie płacząc.

- Nie. Przykro mi. -to było ostatnie co powiedział Itan zanim zemdlał.

Zanieśli go do skrzydła szpitalnego i posłali po Galadrielę.

**********************************
Czarnowłosy elf wjechał w granice królestwa Elfów Leśnych. Zielonych. Puszczańskich. Jak zwał tak zwał. I tak były głupie jak dzieci.
Tak, teraz będzie musiał być doradcą tego ich "króla." On przejmie władzę w królestwie.
Thranduil to władca ani stary ani młody. Z wieloma problemami. Nie tacy już mu się ugieli. Da radę, a z pomocą swego pana...Pff. Łatwizna. On jako odległy kuzyn pomoże mu, zaopiekuje się nim. A droga do tronu będzie łatwa. Podobno jego pierworodny, prawowity potomek leży w szpitalu. Um, ciekawe. A...jest jeszcze córunia króla. Kathrine. Podobno jedna z najpiękniejszych, najczystszych na sercu dziewicy. Heh. Kiedy on się już nią zajmie zmieni się w tej opinii co nieco. Miał już plan. I to doskonały. A Kathrine mu tylko umili czas, będzie nagrodą. Już nie mógł się doczekać...

- Imię! -czarnowłosy dopiero teraz zauważył, że dojechał już do bram.
- Jestem Agärwen. Syn Atarna, kuzyn króla. Jestem dziedzicem tronu w trzeciej lini.- skłamał.

Strażnik się na nim nie poznał.

- Och, przepraszam, panie. Już otwieram.

* Ten moment jest ważny. Potem zobaczycie.
*Galadriela mogła przewidzieć nieco przyszłości a Thranduil znając ją...em...pozwoli sobie użyć tej gry słów.
I jak? Zostawiajcie gwiazdki i komentarze. Zaczyna się robić ciekawe. Myślę.

Następny rodział...em...to zależy jak dużo osób mnie o niego poprosi. XD
Zobaczymy.

Kto napisze: Kathrine ma przerąbane wlicza się do sanitarnego Mediolanu elitarnego rysowania furii. (SMERF) i tym samym głosuje na następny rodział. Dziwna Ankieta MOD-MAJ (czyt 3X) (Dam-dam-dam) Start!
I oczywiście proszę o rodział xX8Lamentia8Xx zeswirowanyelf
Oraz
:
Tak, ty Knopersik04.
A to dedykowane jest Lilianna3600, choć i tak tego nie czyta. Ale opublikowała rodział u siebie i to jest super. Oby tak dalej.
Sorki za błędy, nie chce mi się sprawdzać. 😉😆😆😊😂😊

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top