Lodowe serce

Obwieszczam, że ten jest ostatni. Więcej nie będzie dziś ani jutro.
To tyle. I jeszcze jedno. Muszę wymyślić dla Was jakąś nazwę. Dajcie mi proszę propozycje w komentarzach.
Może różowe mamuty? Albo...Brzózki?  Itany, Thranduile i Le Golasy. Co wy na to?

Kathrine stała pod drzwiami gabinety ojca.
Król przesłuchiwał Agärwena.

Elfka nie słyszała prawie nic.
Zdołała wyłapać zaledwie kilka słów.

-...I dlatego? Tylko dlatego?[...] Nie rozumiesz? Ty, potworze nie wiesz czym jest miłość. A zwłaszcza jej utrata. - szepnął Thranduil. Księżniczka była prawie pewna, że płacze.

- Ha, miłość. Odbierasz ją swojej córce. Ty i miłość [...] nie okazujesz jej nikomu. I jeszcze śmiesz mi zarzucać, że ja skrzywdziłem twojego synalka?  Ja chciałem go tylko uwolnić od krzywd. [...] Jesteś bezduszny a nie ja. To ty...

- Milcz!!! Milcz i przestań tak mówić... Nigdy już więcej nic nie powiesz! Nigdy, bo zabiję cię, tak jak ty zabiłeś moje dziecko...

- Nie!- Kathrine wbiegła do komnaty.

Thranduil zdziwiony opuścił miecz.

- Kayhrine? Podsłuchiwałaś. Co się stało? Chyba ci na nim nie zależy.

-Nie możemy być tacy jak on. Zabijał a teraz my to zrobimy, zniżymy się do jego poziomu?- zapytała.

Agärwen i król patrzyli na nią z uznaniem.
Thranduil przywołał gestem dłoni strażnika i kazał mu zaprowadzić czarnowłosego spowrotem do lochu.
Gdy wyszli poprosił córkę, żeby usiadła.

- Kathrine, kochanie. Jestem z ciebie dumny, córeczko. Myślisz zupełnie jak twoja matka. Ona miała dobre serce, tak samo jak ty. Podjęła iście elficką decyzję. Ale nie mogę tak po prostu go ułaskawić. Nie, nie po tym co zrobił. Mam piękną, mądrą córkę. Nie płacz,  melisse. Nie płacz, słońce. Nie jestem pewien co z nim zrobić. To już nie twoje zmartwienie, skarbie.

- Ale, tato...Ja jestem w ciąży!- jęknęła Kathrine.

Thranduilowi wydawało się, że to wszytko sen, żart. Nie może być. Ten drań... jego biedna córeczka.
Księżniczka zadrżała i zaczęła płakać. Król objął ją ramieniem i jemu też zaczęły kapać łzy. Kathrine szlochała przytulona do taty, mocząc przy tym jego koszulę.

- Nie martw się. Będzie dobrze. Będziemy je kochać. Takim jakim jest, ciebie też. Nie jesteś niczemu winna, kochanie. Nie płacz. Już jest dobrze, wszytko się ułoży.- powiedział łagodnie, choć w jego oczach czaiła się czarna żądza mordu na Agarwenie.

***
Sokół leciał długo. Najpierw zapytał Orły gdzie jest Itan. Teraz leciał do wioski.

Był bardzo posłuszny swojej pani.
Ptak wleciał w dziwną śniegową chmurę.
Wcześniej był duży i czarny, ale wyleciał jako biały, mały ptaszek. Nie zdołał utrzymać ciężkiej koperty i upuscil ją. 

A list spadł w dół.
Lecz już nie taki sam.

Sorki za wszystkie błędy, nie sprawdzam, bo nie mam czasu.
Może jednak wieczorem będzie jeszcze jeden. To zależy od tego ile będzie głosów. To taka moja nowa polityka.
Zobaczycie co się będzie działo! Te rozdziały to był mały odpoczynek od dziwnych przygód Itana.
Ten elf wraca na pierwszy plan! Wejście smoka!!!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top