Agärwen przejmuje władzę
Oto to pisze. Ten rodział pisaliśmy razem - ja i @mr_alpaczka. Podziękowania też do niej. :-) ale bardziej do mnie.
XDDDDD
Itan powoli otworzył oczy. Powieki były ciężkie, ale dał radę. Natychmiast pożałował, bo światło go bardzo oślepiło.
Rozejrzał się. Nie było już Arkadii. Szkoda...
Książę chciał wstać, ale stwierdził, że ręce ma przykute kajdanami do łóżka! Ale...ale dlaczego? Przecież nic nie zrobił.
Służka podeszła, aby przemyć mu twarz wilgotną szmatką.
- Dlaczego jestem skuty? -spytał Itan.
- Rozkaz króla. -Cicho oznajmiła elfka i odwróciła wzrok.
- Ale elfy mówiły, że są moją rodziną...Czemu mi to robicie? Co takiego zrobiłem ja?!
- Itan, posłuchaj. - nachyliła się nad nim.-Zrobię wszystko, aby cię ocalić. Elfy są twoją rodziną, ale coś niedobrego dzieje się w królestwie. Jak tylko znajdę klucz...
- Nie znajdziesz, kochana.-jakiś czarnowłosy elf podszedł do niej od tyłu i złapał za ręce. Przycisnął do siebie i przemawiał spokojnie, ale sarkastycznie wręcz do ucha.
-Chcesz uwolnić więźnia, tak? Nie sądzę, aby był to dobry pomysł, skarbie.-Agärwen.
- Zostaw mnie...
- Nie tak się zwracamy do doradcy.
- Doradca czy nie. Zostaw mnie, gburze!-krzyknęła Ramenesi.
Agärwen podniósł rękę, chcąc ją spoliczkować, ale oberwał w twarz białą kulą ze światła.
Itan zareagował instynktownie, nie wiedział, że ma moc.
Czarnowłosy opadł chwilowo nieprzytomny.
- Uciekaj!-zawołał Itan.
- A ty?-służka zaczęła szarpać za łańcuchy księcia.
- Ja dołączę później. Szybko. Wyjdź oknem.
Ramenesi wciąż przerażona pokiwała głową i uciekła rzucając Itanowi podziękowanie.
Agärwen coś jęknął i wstał.
- A gdzie jest...zresztą. Nieważne. Widzę, szczeniaku, że jesteś hardy. Może małe tortury się osłabią?
- Nie wiem o co chodzi.-warknął Itan i wiedział, że nie lubi tego gościa.
- Zdrajca.-powiedział usmiechając się szyderczo.
- Ale ja nic nie zrobiłem...ja nawet nie pamiętam jak się nazywam...
- Milcz, kmiotku. Idę po straż a ty nie się ruszaj...Ojoj. Nie możesz się ruszyć? Poczekaj i odpoczywaj póki możesz, bo w lochu nie będzie już tak fajnie.
- W...w lochu?
- A co myślałeś? Tatunio wydał rozkaz, aby cię uwięzić. Smutno? Poczekaj. Idę po straż, oni cię pocieszą. Biczem. -zaśmiał się elf.
- Król...kazał mnie zamknąć?-zapytał Itan. Jak to? To był ten, który chciał go ocalić?
- Tak. Podpisał dokument.
Thranduil patrzył w oczy mężczyzny o czarnych włosach. Wydawał się dziwny, ale taki przekonujący. Dobrze mu się z nim rozmawiało.
Nie wydawał się zdrajcą ani nic z tych rzeczy.
- Och, panie. Na twej biednej głowie spoczywa taki ciężar. Korona, rodzina, sprawy świata i jeszcze ten niedorzeczny Itan.
- Itan? On nic nie zrobił...To nie jego wina.-dość nieprzytomnie mówił król. Głowa i brzuch bolały go tak jak nigdy. Jak tysiąc igieł wbijanych w jedno miejsce.
- Tak, królu. To nie twoja wina. Przecież to Annabell cię kusiła, to jej wina. Wykorzystała cię podle a teraz proszę! Syn, nieślubny i zdradliwy. - Agärwen dolał "wina" do kieliszka króla. Thranduil wypił je szybko.
- Ale...On...-tracił jasność umysłu. Za dużo wina?
- Och, nie obciążaj się tym, panie. Od tego teraz będę ja. Oczywiście nie do końca za darmo. Ale ja się martwię, panie. Proszę. Odpocznij.
- Dobrze. Dzięki ci, że jesteś Agarwenie. Wynagrodzę ci zasługi. A teraz; nalejesz mi wody?
Już nawet wiem co sobie wezmę za nagrodę. -pomyślał elf. Ale powiedział tylko: Tak, królu.
I nalał wina, które wraz wpoił w bladego władcę. Potem pomógł mu wstać.
Tęczówki Thranduila stały się się rozszerzone.
- Odpocznij panie. Śpij. - zaprowadził go do łóżka i pozwolił się położyć. Czuł, że już ma styczność i łącze z jego umysłem. I dobrze.
- Itan...nie rób mu krzywdy.- jęknął jeszcze elf.
- Oczywiście, panie. Podpisz jeszcze to, proszę. To zatwierdza twoją wolę. O Itanie.
Thranduil bazgrnął podpis i ułożył się na poduszce. Tak strasznie bolała go głową. Nieznośnie. Agärwen mu pomoże...jutro.
Agärwen przykrył go. Musi dbać o Thranduila. Jeszcze.
Czarnowłosy zdjął ze skroni króla koronę, jednak nie odłożył jej. Założył ją sobie na głowę.
- Nie długo będziesz moja. I ty też, Kathrine. Szykujcie się obie.-szepnął i zgasił świeczki.
Straże odprowadzili Itana do celi.
Kathrine widziała jak go ciagneli przez korytarz. Oburzona ruszyła prosto do gabinetu ojca, z którym miała zawsze bardzo dobre kontakty.
Bez pukania weszła do komnaty.
Zastała Thranduila obok, którego stał Agärwen.
- Cóż za zbieg okoliczności. Właśnie mieliśmy po ciebie wołać, Kathrine. -wysyczał czarnowłosy.
- Nie z tobą rozmawiam. - warknęła Kath.
- Uspokój się, to jest ważna sprawa. Podjąłem pewną decyzję.
- Słucham ojcze.
- Stwierdziłem, że muszę jakoś wynagrodzić Agärwena za świetną pomoc...- Thranduil z trudem przełknął ślinę.-...więc wyjdziesz za Agärwena.
- C-co?!- księżniczka automatycznie pobladła.
- Wyjdziesz za Agärwena.- powtórzył król. On również był bardzo blady i mówił jakby wymuszonym głosem.
Dla dobra królestwa, aby przedłużyć nasz ród, ...dla dobra królestwa. - jąkał się władca.
- O moim dobru nie pomyślałeś, ojcze. Czy nie liczę się dla ciebie?!-Nie powstrzymała łez cisnących jej się do oczu.
- To nie tak, córeczko...nie tak.
- Przepraszam.-wyłkała i wyszła.
Thranduil westchnął głośno i pomasował sobie skronie.
- Jak ty ją wychowałeś? -oburzył się czarnowłosy.
- Wybacz...ona taka nie jest. Na codzień jest bardziej...ułożona.
- Nie martw się, panie. Wypij wino i idź spać. - poklepał władcę po plecach.- Ja ją już ułożę.-mruknął pod nosem i ruszył ku komnacie Kath.
***
Wszedł zamykając za sobą drzwi. Kathrine leżała z twarzą wtuloną w poduszkę.
- Wyjdź.
- Ach, kochanie, czyż moją winą jest to, że twój ojciec podjął taką decyzję?- usiadł obok niej i lekko się nachylił nad elfką. Teraz leżała na plecach, cofając się w głąb łóżka.
- Zostaw mnie...
- Nie tak się zwracamy do wysokiej rangi doradcy króla, skarbie.
- Będę się zwracać do zdrajcy jak chcę.-krzyknęła Kathrine.- Wyjdź stąd!!!- wrzasnęła księżniczka a strażnik, który akurat przechodził usłyszał to.
- Pani, wszytko dobrze?-zapytał i wszedł do środka. - Coś się stało? -łypnął groźnie na elfa.
- Nie, nic. Właśnie wychodziłem. Ach te kobiece humorki. Sam wiesz jak to jest.- zaśmiał się sztucznie i wyszedł pośpiesznie.
Kathrine nadal płakała, więc Espadiroin (strażnik.) podszedł do niej i pogłasakał po plecach.
- Nie płacz. Ten drań nic ci nie zrobi. Pamiętaj, księżniczko. Jak tylko cię skrzywdzi możesz powiedzieć to mnie. Ja się nim zajmę.
- Dziękuję...dzięki ci.-zarzuciła mu ręce na szyję z wdzięczności.
Potem wyszedł, ale nie zamierzał wrócić na wartę. Będzie szpiegował tego zdrajcę.
****
Gwen miała teraz swoje problemy. Legolas cały czas był nieprzytomny. Rany się zagoiły, ale nie budził się, nie mówił nic. No chyba, że mówieniem można nazwać jęczenie i mamrotanie o jakimś dziecku i Gwendolyn.
- Gwen. Gwendolyn...-uporczywie powtarzał do jakiegoś tygodnia.
- Jestem tu. Jestem cały czas. -odpowiadała za każdym razem.
- Pożar...
- Nie. Nie było pożary. Żaden ogień nie zniszczy naszej miłości, Lego.
Rozległo się pukanie. Wszedł Feren i lekarz wynajęty przez Agärwena.
- Witam szanowną pannę, księcia i...
- PO PROSTU GO UZDRÒW!
- Już, pani. -odparł urodzony lekarz.
Kleryk podszedł do łoża, na którym leżał Legolas i delikatnie zdjął z niego kołdrę.
Gdy rozpieli mu koszulę, ukazał im się umięśniony tors z prawie niewidocznymi bliznami. Nic nie krwawilo. Wszytko powinno być w porządku, ale nie było. Lekarz wyjął z torby jakieś dwa granatowe kamienie i położył je na klatce piersiowej księcia.
- Co to?-spytała oschle Gwen.
- Gwiezdne kamienie. Wyssą z niego złą energię. -powiedział Kleryk tonem znawcy.
- Nie jestem pewna.
- Proszę nie zwątpiać w moje umiejętności.
Lekarz rozpoczął uzdrowienie. Położył ręce na kamieniach i zaczął mówić dziwnym językiem.
Kamienie zrobiły się czarne a Lego jęknął. Po chwili jęk zamienił się w stłumiony krzyk. To go musiało bardzo boleć. Oczy elfa otworzyły się w przerażeniu.
- To go boli! Zostaw go. -krzyknęła.
- Skoro nie chcą tu mojej pomocy...żegnam. -Facet spakował swoje cudowne kamienie i wyszedł mamrotał coś pod nosem.
Gwen uklęknęła przy Leggym głośno płacząc.
- Panienko... przykro mi. Postaram się zrobić wszytko...
- Wyjdź. Wy już nic nie zrobicie.
Jedną z łez Gwen spłynęła prosto w otwarte oko księcia. Blondyn zamrugał i ...
Tak! Nje mógł się oprzeć. Magia łez. Magia przyjaźni. Miłość! Jiiiiuuu. Przesłodzone. Ale organizm ludzki najbardziej lubi sacharoze- najczęściej stosowany cukier.
I jak? Proszę o ☆. Next pewnie niedługo. Zależy ile osób poprosi o następny.
Papatki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top