9

Agärwen wszedł do pokoju. Był już dawno nie odwiedzany, świadczyły o tym pajęczyny na ścianach. Okno było otwarte, księżyc w pełni spoglądał ciekawie za okna. Wiatr zawył i wpadł do pokoju a rysunki na ścianach podniosły się i opadły jakby błagając elfa, aby tego nie robił.
Niewzruszony Agärwen otworzył komodę. Dawniej musiało mieszkać tu dziecko,  chłopiec, bo w środku były chłopięce koszulki. Drewniany mieczyk, drewniany konik, kartki, ołówek. A gdzie on trzymał broń?! Jakąkolwiek.
Jest. Piękny złoty sztylet ze zdobieniami w kształcie końskich głów. Na rękojeści napisane: Od ojca dla syna, z okazji urodzin.

Czarnowłosy zdrajca wziął to w swoje łapska i wyszedł. Następnie wyciągnął z rany martwego własną broń i wbił ponownie ten złoty nóż. I odszedł.
Zszedł do lochów,  o dziwo nikogo nie napotykając. Otworzył wrota do celi Itana, który zakrwawiony spał na sianie.
***

-Błagam. Powiedzcie mi. Gdzie on jest?! Zapłacę, oddam wszytko co chcecie.  Naprawdę. - błagała Arkadia na kolanach.

- Niestety Panienko, jestem zmuszony odmówić. - odparł strażnik pilnujący  jej drzwi. Agärwen ją uwięził.
- Zaraz ja będę zmuszona cię zabić!!!-wydarła się.
Strażnik odsunął się przerażony od drzwi.
Chyba wolał gniew Arkadii niż Agärwena.
***

Legolas leżał na łóżku przykryty kołdrą i przygnieciony prawdą. Nie wyleczy się. Zostanie kaleką. Na zawsze? Czy to tak musi się skończyć? A wszytko przez Itana!

- Kochanie, chcesz coś zjeść? -spytała Gwen.

- Nie.
- Może spróbujesz się przejść o kulach? Lekarze mówili żebyś spróbował wstać. Idziesz?
- Nie.
-Dobra. W takim razie ja idę coś zjeść. - oświadczyła Gwendolyn i wyszła.

Legolas wpatrywał się w sufit. Wcześniej widział każdy szczegół, każdą rysę,  pajęczynkę, oddzielnie każde ziarnko kurzu.
A teraz? Nic. Biała plama nad głową.
Po jakiejś godzinie wróciła jego ukochana, która w rękach trzymała miednicę z wodą.

-Po co to?-zapytał chłodnym tonem.
- Pomyślałam, że mógłbyś umyć włosy. Spokojnie jak nie chcesz to nie musisz. Ja ci pomogę.-zaoferowała.
- Nie potrzebuje pomocy. Sam dam radę.
- Ale, skarbie. Ja ci z chęcią...

- Nie potrzebuje pomocy!!! Dam radę sam!-warknął.
- Dobrze. - odwróciła się z zamiarem wyjścia,  ale Lego ją zatrzymał.
- Gwen...przepraszam. Wybacz, nie chciałem. - powiedział. -Ja...jest mi ciężko. Tak naprawdę...to nie dam rady sam. Potrzebuję pomocy.-przyznał.

-Rozumiem Cię. Nie gniewam się. Myjesz głowę?  Nie chce spać z brudasem!-zaśmiała się.

- Chcesz...nadal chcesz ze mną spać?-zdziwił się.

- Oczywiście,  że tak. Mimo wszytko, zawsze będę cię kochać. Takiego jakim jesteś.- odparła i wyszła po wodę.
Położył się na poduszce powtrzymując łzy. Ona się nim opiekuje a on? Nic jej nie może dać.
***
Itan z przerażeniem patrzył na strażnika ze sznurem w ręką.

- Chodź tu, szczeniaku! Ile mam czekać?
Elf w odpowiedzi uciekł parę kroków.
- Wracaj!
Do celi wszedł drugi.
- Za bardzo się z nim cackasz. Musisz go złapać, związać i zaprowadzić do króla. Co w tym trudnego. Jesteś za delikatny, Rainheer? - strażnik złapał Itana, który się wyrywał *pomyślcie jak to komicznie musiało wyglądać. *
I z łatwością związał. No bo co trudnego w złapaniu smarkacza, lekkiego jak dziecko i prawie tak niskiego?
Uniósł go na sznurze i wlókł za sobą do Agärwena.
Gdy dotarli zobaczyli, że na tronie siedzi elf w koronie i najlepszych szatach.

- Itan. Nasz morderca. Jak mogłeś to zrobić,  podły zdracjo?

- On nie jest zdrajcą!-zawołała Kathrine wbiegając do sali.- Nic nie zrobił.
- Zrobił. Zabił, zamordował z zimną krwią młodego elfa, który miał przed sobą jeszcze wiele lat.-powiedział czarnowłosy z smutną miną.
- Nikogo nie zabiłem. Cały czas byłem w celi. Jak mógłbym uciec? - zapytał Itan.

- Nie wiem jak, ale ci się udało. Uciekłeś,  splamiłeś ręce krwią i wróciłeś. A za to spotka cię kara. Wyprowadzić księżniczkę, nie powinna oglądać krwi.-zadecydował Agärwen. Zabrali stamtąd szamotającą się Kathrine i wrócili.

- Dobrze. A teraz spróbujemy czegoś. Moc, którą posiada zdrajcą należy mu odebrać. Nie przyda się już elfowi, który zabił swego brata. Za to mnie tak i to bardzo. Znam odpowiednie zaklęcie. Trzymajcie go i nie puszczajcie jakby głośno krzyczał i błagał. Niech cierpi za cierpienie naszego brata. - powiedział zdrajcą.
- Ale...- zawachał się strażnik. 
- Chcesz być następny?!
- Nie, panie.
- To trzymaj.

Po chwili słychać było rozpaczliwie wołanie i jęki Itana, któremu zabrali większość mocy, pi czym spowrotem wrzucili do lochu, aby się zregenerował. Tylko po to, aby móc "zabieg" powtórzyć.
Tymczasem do uszu elfów dotarła wieść, że ich król jest umierający.
Legolas stwierdził,  że nie obchodzi go co inni pomyślą i zamierzał iść do ojca,  choćby miał być tam zaniesiony. (😯 to wcale nie jest fajne.)
Gdy wszedł była tam już Kathrine i... Agärwen. Widząc go zacisnął pięści. Znaczy chciał,  ale ręce mail na kulach i się podpierał na nich.
Za nim weszła Gwen i Arkadia. Ta ostatnia mierzyła wzrokiem głowę zdrajcy jakby miała mu ją odrąbać, choćby teraz.
Kathrine wstała,  aby Lego mógł usiąść,  Agärwen ani drgnął.
Legolas pokręcił przecząco głową na znak, że nie chce siadać. Spojrzał w twarz nieprzytomnego króla. Tego prawdziwego. Po czole spływały krople potu a oczu zaciśnięte z bólu.
Mamrotał coś niewyraźnie.

- Tak panie?-zapytał Agärwen ze sztuczną troską. Chwile nasłuchiwał i powiedział.- Król chce abyście wyszli.

- Co?! Niczego takiego nie powiedział, szumowino.- warknęła Arkadia.

- Nie masz prawa...- zaczęła Gwen.
- Nie. To wy  nie macie praw w stosunku do mnie. Ja rządzę prawem. Ja jestem królem a wy...wy jesteście śmieciami. W porównaniu do mnie...Pff. Nie da się porównać. Więc wyjdzie cię stąd.

- Po moim trupie.- powiedział Legolas.
- Z miłą chęcią zobaczę ciebie jako trupa. - stwierdziła czarnowłosy i rzucił się na elfa...

Jednak udało się! I jak? Nasptepny  rozdział będzie mnie chaotyczny. Sorki. Starałam. Się.
Macie szczęście, że wstawiam.

Papatki!😇 następny będzie...jeśli dostane 11 głosów :-) że chcecie. Powodzenia. He he.
#wrednamałpa

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top