**8**
Espadiroin ruszył pewnie za Agärwenem, który na szczęście się nie odwracał.
Wszedł do ciemnej sali i wyjął z komody szklaną kulę. Położył na niej dłoń i zamknął oczy. Strażnik schował się za jednym z filarów.
- Panie...-zaczął.
- Agärwen.-rozebrzmiał niski, mroczny głos. -Jesteś moim najlepszym sługą. Jednak zawiodłeś mnie, chłopcze. Zawiodłeś.
- Ależ, królu...
- Twoje działania są za wolne. Thranduil żyje. Jego dzieci również. Za długo.
-Panie. Obiecałeś mi, że będę się mógł na nim zemścić. Że będzie długo umierał. A jego dzieci są już załatwione. Najmłodszy jest w więzieniu. Średni...nim się jeszcze zajmę a dziewczyna jest w moim władaniu, panie. Jestem na dobrej drodze.
- W takim razie wyślę ci to.- w kuli pojawił się żółty kwiat.
- Mordownik? Ale to śmiertelnie trująca roślina. - zdziwił się Agärwen.
- W małych ilościach wywołuje jedynie cierpienie i chorobę. Do czasu. Wiesz co robić? - zapytał głos.
- Teraz już tak, panie.- czarnowłosy z pokornym uśmiechem odłożył kule do komody.
Kątem oka zauważył Espadiriona, więc wyjął z zanadrza wąski sztylet. Agärwen odwrócił się i zaczął się powoli przechadzać po ciemnym pokoju, niby nie widząc strażnika.
- Ufff...nie zauważył mnie.-pomyślał elf i cicho zaczął się wycofywać.
Musiał ostrzec króla. Szybko ruszył ku jasnym, brzozowym, pięknie rzeźbionym drzwiom sypialni władcy. Co chwila się odwracał, ale nie widział skradającego się elfa za nim, bo Agarwen dobrze umiał zaklęcie niewidzialności.
Po chwili dotarł do wrót. Stanął przed nimi układając sobie w głowie słowa, które miał za chwilę powiedzieć. Już chciał położyć rękę na klamce, już chciał wejść, gdy poczuł mocny uścisk męskiej dłoni na ramieniu, który jakby go sparaliżował. Czując na karku ciepły oddech odwrócił się napotykając złośliwy wzrok Agärwena.
- Nieładnie jest przeszkadzać innym, wiesz? Chciaż wiedzieć za dużo też nie jest dobrze.
Espadiroin poczuł zimno stali przeszywające jego lewą łopatkę.
- Nie...ujdzie ci to...na sucho...sługo zła. - wycharczał jeszcze.
- Już mi uszło. Szkoda. Nawet cię lubiłem.
Czarnowłosy pokręcił nożem pogłębiając ranę. Oczy strażnika rozszerzyły się w ostatnim grymasie bólu, potem jego ciało opadło bezwładnie na Agärwena . Czarnowłosy podniósł martwego i zabrał pod drzwi pewnego pokoju...
************
Gwen spojrzała na twarz powoli budzącego się Legolasa.
- Gwendolyn...-mruknął jakby dopiero co obudził się z drzemki.- Gwen!-pisnął uradowany, gdy ją zobaczył. Chciał podnieść głowę, ale jęknął i spowrotem opadł na poduchy.
- Lego. Ja...ja...ja się tak martwiłam! Kochanie, żyjesz. A już się bałam...-z nadmiaru emocji elfka zaczęła płakać.
- Ćśśś. Już tu jestem i nigdy cię nie opuszczę. Na zawsze będziemy razem, rozumiesz? - książę objął ją mocno i przytulił.
Feren odkchrząknął znacząco.
- Przepraszam, ale koniecznie muszę zbadać księcia. Teraz.-powiedział usmiechając się.
- Już. -Gwen pomogła podnieść się ukochanemu.
Zadrżał z zimna, zauważył, że od pasa w górę jest nagi. Brunetka tez sobie to przypomniała i chciała przynieść mu koszulę, ale zatrzymał ją lekarz, twierdząc, że musi osłuchać Legolasa.
Gdy już usiadł (co zajęło mniej więcej trzy minuty) i lekarz go zbadał (co zajęło mniej więcej osiem minut) kazał mu wstać.
Legolas próbował, ale się nie udało. Byłby się przewrócił, ale Feren go przytrzymał i posadził go spowrotem na łóżku.
- Uszkodzony błędnik. Nic dziwnego, po tak długim czasie letargu to musiało się tak skończyć. Mam tylko jedną uwagę. Powiedz, panie czy widzisz normalnie?-zapytał lekarz nerwowo przygryzając wargę.
- Nie, ale to chyba normalne. Tak?
-Obawiam się, że nie.- uzdrowiciel zajrzał mu w oczy i smutno pokręcił głową. -Przykro mi, panie. Niedługo stracisz wzrok.
- Ale...ale jak to?- Jak to?! On? Legolas? Najlepszy łucznik w królestwie? On, który potrafił wypatrzyć orków z odległości trzech kilometrów?! Miał zostać ślepcem? To niemożliwe.
- Jest jakaś szansa, że...że to się nie stanie?-zapytał z nadzieją.
- Jest. Ale tak mała, że mniejsza od komara. Oczy były zbyt długo zamglone a ciało w śnie, aby zachowywał o się normalnie, przykro mi.
-Lego, dasz radę? Nie musisz ukrywać nic, skarbie.- Gwen otoczyła go ramieniem.
Widział ją niewyraźnie.
- Nie. Nie potrzebuje. To nie jest teraz najważniejsze. -stwierdził usmiechając się sztucznie.- Dam radę. Może jeszcze się wyleczę. -Nie dał rady ukryć nadziei.
- Przykro mi. -powiedział Feren i poprosił Gwen, żeby poszła z nim po leki.
Lego opadł na łóżko.
Miał stracić wzrok? Na zawsze? Kto wtedy wyżywi rodzinę? Kto ich obroni? Minęły ze dwie minuty i...
Feren wrócił z...KULAMI. Miał o nich chodzić? O ile oczywiście w ogóle da rade chodzić. Nie. Nie będzie inwalidą. Woli zostać tu niż pokazać się innym o kulach. Jak jakiś słaby, gorszy od innych chorowity...Chwila. Czy to właśnie czuł Itan? Czy za każdym razem kiedy w dzieciństwie Legolas odrzucał jego propozycję zabawy, ale nie dlatego, żeby zrobić mu na złość. Bal się o brata. Czy wtedy TO czuł Itan?
Chwila. (Jeszcze raz ) gdzie jest Itan?
***
A Itan leżał na zimnym kamieniu w celi. Nad nim stało dwóch elfów. Jeden trzymał bicz.
Dla Itana nie oznaczało to nic dobrego.
To był chwilowy nawrót weny. I jak? Mrocznie?
Miało być.
Było to pisane w mrocznym miejscu o mrocznym czasie (w-f) razem z @mr_alpaczka. (Ja nie ćwiczę a ona udawała, że boli ją brzuch XD)
Dzięki za pomoc, alpaczko. (*^*)
Nwm kiedy next. .może jutro, że nie. Czy ja wiem? Jak się podobało?
Ta książka jest dla mnie teraz czymś tak ważnym. Są w niej moje myśli. (Patrz ostanie linijki.) I niestety taką mną miał tu być Lego. He he.
Papatki!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top