64
Taak! Powracam. To jeden z rozdziałów, na który mam dobry pomysł. Mam nadzieję, że nie uciekliście przez tamte nudne rozdziały. ;)
Dzień po koronacji Aragorna, Arkadia w zaawansowanej ciąży.
Proszę wysłuchać piosenki na górze^^^ jak ktoś nie rozumie to mogę coś tam wytłumaczyć później.
Elfy wracały do Mrocznej Puszczy, ale tylko na chwilę.
Już ciągnęło je, coś je ciągnęło nad morze.
Nie mogły znieść zła, które wsiąkło w ziemię.
- Musicie już jechać?- spytał zawiedziony Aragorn.
- Niestety.- odparł Legolas, już siadając na konia.
Itan pomoc wejść Arkadii, choć ta wyraźnie powiedziała, że da radę sama.
- Jeśli źle się poczujesz to od razu powiedz. Jak będzie cię bolał brzuch, zakręci ci się w głowie...może lepiej jedź ze mną na jeden koniu? - troskliwy tatuś zaczął swoją balladę o bezpieczeństwie.
- Przestań biadolić. Jedziemy. Przecież mam Gwen, jej poród przeszedł bardzo dobrze i szybko, pomoże mi. - uśmiechnęła się Arki.
- Mhm...jasne.- Itan był okropnie zdenerwowany. - Żegnaj Aragornie i Arweno. Życzymy wam szczęścia.- wymruczał i wskoczył na swojego czarnego wierzchowca. Tak, czarnego, ostatnio ten kolor bardzo go pociągał. - Jedziemy. - zarządził krótko i ruszyli.
***
Legolas i Gwen wraz z świtą i Arkadią mieli świenty humor i całkowicie ignorowali to, że Itan przeżywa rozpacz.
W środku umierał "ajm ded insajd'
Uświadomił sobie coś ostatnio.
Nie powinien mieć dziecka.
Nie będzie potrafił być ojcem, nie będzie się potrafił zająć nim, przecież sam nie miał praktycznie dzieciństwa.
Nie miał pojęcia co się robi z dzieckiem, prócz przewijania.
Bał się, że jego syn, lub córka nie będzie przy nim bezpieczne.
Zrobił niewidzialne pole siłowe wokół Arakdii, choć nie było to raczej potrzebne, w końcu podobne zło przeminęło.
Ale według Itana to przeminęło oko Saurona, nie zło. A gdzie reszta Saurona? Zginęło przecież tylko oko...
Można by sobie pomyśleć, że świetnie już mu się układało z ojcem, (który nie żył) ale to nieprawda.
Za każdym razem gdy patrzył w te lodowe oczy czuł strach i choćby Thranduil starałby się nie wiem jak, Itan nigdy nie mógłby zupełnie mu zaufać.
Gdy patrzył w oczy, widział w nich dawną nienawiść.
Gdy słyszał jego głos, słyszał jak mówi mu te wszystkie okropne rzeczy.
Gdy czuł przyjazny już dotyk dłoni, lub przytulenie, czuł jak ta sama dłoń uderza, jak ojciec zadawał mu zawsze ból.
Bał się, że będzie takim samym, złym ojcem.
Teraz najdrobniejszy szelest liści przyprawiał go prawie o zawał.
- Zachowujesz się jakbyś miał schizę. - stwierdziła Arkadia, masując się po brzuchu.
Itan tylko spojrzał na nią spod łba i dalej cały spięty jechał na przód. Niedługo później dołączył do nich orszak elfów z Rivendell.
Jechali tak jeszcze jakiś czas, elfowie śpiewali różnie pieśni, głównie o morzu.
Nastał wieczór, więc zatrzymali się wśród drzew i rozłożyli namioty.
Księcia Mrocznej Puszczy strasznie bolała głową.
Usiadł na gałęzi.
Wreszcie samotnie mógł sobie odpocząć.
Do morza zostało kilkanaście kilometrów, czuć już było jego słony zapach i słychać było płacz mew.
Patrzył na zachodzące słońce.
To nie koniec. Nie umkniecie. Nie uda się, przykro mi.
Przyśpieszył oddech, serce zabiło mocniej.
"Mylisz się, wygraliśmy."- odpowiedział głosowi w głowie.
Naiwne elfy. To nie koniec, to początek, potomkowie Melkora tu już są...
Itan znów zobaczył tego chłopca. Brązowe włosy, jednak nie tak długie jak u reszty elfów. Błękitne, jak u Thranduila oczy.
Patrzył mu prosto w oczy.
Nie koniec.
Okropny śmiech, który narastał i przeradzał się w złowrogi wrzask nabrzmiewał. Strasznie piekło, bolało. Itan nagle poczuł coś, czego nie czuł od czasu zniszczenia Saurona. Ból w znaku. Tak mocny jak nigdy.
Wrzasnął, a może nie. Chciał krzyczeć, ale ból tak duży, że nawet tego nie mógł. Spadł z gałęzi, trząsł się. Ktoś mocno szarpnął go za ramię, ale może mu się tylko wydawało.
Elf zamknął oczy, aby się uspokoić.
- To nie koniec...on tu wróci! - krzyknął.
- Spokojnie, paniczu...- był to głos Lindira. Nawet nie zdążył pomyśleć, skąd Lindir zna go, jako "panicza". Przecież w Rivendell był raz. - Tylko się tak paniczowi wydaje, proszę być spokojnym. Ferenie, kocha...Ferenie, przynieś wody!
Itan chwilę później poczuł się lepiej. Ale gdy powiedział o tym co słyszał nikt nie wziął go na poważnie!
Następnego dnia natarczywe szepty ustały. Zbliżali się do Szarej Łodzi. Tylko taką można było się dostać do Valinoru, gdzie zostali zaproszeni.
Tam też maili ich oczekiwać królowie, a nawet sami Valarowie, lub Majarowie, którzy mieli przyjrzeć im ziemię, królestwa, oraz zaszczyty, które miały otrzymać najbardziej zasłużone elfy.
Arkadia i Itan jechali na końcu.
Słońce zachodziło, gdy po raz pierwsze je zobaczyli. Morze...
Złapali się za ręce i chwilę patrzyli w milczeniu na wodę. Teraz będzie tylko lepiej.
Od teraz miał się zacząć nowy rozdział ich życia.
Gdzie indziej.
Rozpoczęło się wielkie pakowanie.
Wymyślna fryzura Arkadii, specjalnie na tę okazję, lekko się rozwaliła, pod wpływem słonych podmuchów.
Itan pierwszy raz w życiu widział morze i był zachwycony, jednak towarzyszyła mu jakąś dziwna nostalgia i okropną niepewność.
Czy na pewno robią dobrze...?
Jedno jest pewne.
Zacznie się nowe życie, w nowym miejscu, z nowymi osobami.
Życie jest kapryśne, lubi nieźle pomiatać. To tu, to tam. Lubi się naśmiewać. Jednak zawsze robi to co jest najlepsze. Jak nie dla nas to dla innych.
"Gra nigdy się nie kończy. Dochodzą tylko nowe postacie, nowe pionki." I nowe miejsca.
KONIEC CZĘŚCI II.
ZAPRASZAM NA NOWĄ KSIĄŻKĘ, KTÓREJ PROLOG OPUBLIKUJĘ NIEDŁUGO.
WSZYSCY, KTÓRZY TO WIDZĄ NIECHAJ POWIEDZIĄ INNYM I INNYM.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top