61
- Lord Elrond prosi o opiekę i uwięzienie tego oto Golluma.- Aragorn wskazał na brzydkie stworzenie, które warczało na wszystkich i szarpało się wściekle.
- Oczywiście. -Itan podszedł do Smeagola (Golluma).- Hej, mały...jak będziesz grzeczny, my będziemy mili. Umowa stoi?- zapytał ze współczuciem na twarzy. Może przez tego właśnie Smeagola zginie wielu ludzi, ale stworzenie dużo się nacierpiało.
- Niech będzie...- zaskrzeczał Gollum.
Niecały dwa miesiące później
Arkadia i Itan spali sobie smacznie, aż obudził ich płacz. Podwójny płacz...
Wstali szybko i podeszli do kołyski przy łóżku.
Arkadia podniosła jedno małe elfiątko a Itan drugie.
Daendrys i Ivan, dwa przeurocze bliźnięta zamilkły.
Arkadia czule pogłasakała niemowlęcia po głowach i spowrotem odstawiła do kołyski.
Do ich sypialni wparował Legolas z Gwen. Oboje wyglądali jak zmęczeni ludzie. Bo nimi byli.
-O matko, nawet nie wiecie jak wam dziękujemy! Wczoraj byliśmy tak zmęczeni po tej audiencji, że całkiem zapomnieliśmy zabrać je od was na noc...- Gwen wzięła od Arkadii Ivanka.
- Tak, naprawdę. Nie wiem co byśmy bez was zrobili. - przyznał Legolas.
- Jasne, nie ma za co.- uśmiechnęła się Arki.- Są bardzo grzeczne.
Gwendolyn prychnęła.- Przy was.
Itan uśmiechnięty od ucha do ucha oddał Legolasowi córkę.- Bierz córkę. Zabierajcie je do Rivendell?
- Tak...chyba tak, w końcu kto wie ile będzie trwała narada. Ponoć hobbit Frodo, siostrzeniec Bilba...pamiętasz go chyba? Przyniósł już Pierścień.- Legolas był bardzo smutny.
- Czemu ja nie mogę jechać?!- oburzyła się Arkadia.
- Ja też chcę...- jęknął Itan.
- Wy jesteście jak Daendrys i Ivan. Jęczycie a ja nawet nie wiem o co chodzi.- załamała się Gwendolyn.
- Czemu ja muszę zostać? Całe królestwo na mojej głowie, dobrze wiesz, że tego nienawidzę, Legolas.- marudził książę.
Gwen pokręciła głową.- Zostaniemy jeszcze jakiś czas...
Kilka godzin później Itan i Arkadia postanowili wybrać się na spacer. W końcu jesień była piękna, a zwłaszcza w Mrocznej Puszczy. Prawda, mieszkańcy osiedlili się w pałacu i wokół niego, bo było coraz niebezpieczniej, ale ogrody były pilnie strzeżone.
Arkadia cały czas przymierzała się do powiedzenia mu czegoś ważnego.
Kilka dni wcześniej
Arki wróciła właśnie z przejażdżki konnej, podczas której polowała na orków.
Strasznie bolał ją brzuch, a ona podejrzewała co to może znaczyć.
Jako, że była odważna po prostu poszła do jednej ze starszych i bardziej zaprzyjaźnionych uzdrowicielek i spytała się wprost.
Odpowiedź sprawiła jej radość, ale wtedy przypomniały jej się słowa Itana.
Zaczęła się poważnie martwić.
Szli razem obok jeziora, trzymając się za ręce.
- Skarbie...- zaczął Itan.
- Hm? - wyrwał ją za głębokiego zamyślenia.
- To jest jezioro, w którym prawie się utopiłaś. Pamiętasz? Wściekła mnie goniłaś, bo chciałaś mnie pobić...
- Nie chciałam cię pobić! Mówiłam ci już wtedy, że chcę POROZMAWIAĆ.- obruszyła się i już podniosła na niego rękę.
- Dobrze, spokojnie. W każdym razie...mam tu dla ciebie niespodziankę.- książę zakrył jej oczy i zaczął prowadzić w stronę polanki przy zbiorniku wodnym.
Przygotował wcześniej dla niej piknik. Może nie był królewski, ale przecież Arkadia nie lubiła tej atmosfery.
Ba, nawet teraz była w butach do jazdy konnej i stroju treningowym.
- O, Itan! Jest ślicznie! Z jakiej to okazji? - zapytała, w głębi ducha myśląc, że może się już dowiedział o TYM i zareagował w ten sposób.
- Muszę mieć okazję, aby spędzić czas z moją piękną żoną? - uśmiechnął się uwodzicielsko i chciał ją pocałować, ale Arkadia juz siedziała na kocu.- Wybacz, ale jestem głodna. - zmieniła temat i zabrała się za owoce.
Elf usiadł obok i w milczeniu patrzył jak Arkadia pochłania piątą porcję sałatki. Nie, żeby jej żałował, czy coś, ale wydało mu się to trochę dziwne.
Otworzył wino i chciał jej nalać do kieliszka, ale szybko odmówiła.
- Nie, dziękuję, naprawdę.
- Napij się, choć troszeczkę. - elf przekręcił głowę w pytającym geście.
Rozmawiali sobie chwilę i śmiali się z byle czego, ale Arkadia wydawała mu się niespokojna.
Zaś księżna miała wrażenie, że Itan zaczął już coś podejrzewać i tego się bała.
- Wszystko dobrze? Może nie masz ochoty na jedzenie...? Możemy się przejść. - elf zaczął się o nią martwić. W oczach Arkadii zobaczył łzy.
- Dobrze...- wymamrotała.
Itan pomógł jej wstać i objął ramieniem. Martwił się, ale wiedział, że teraz napewno mu nie odpowie.
- Nie płacz, będzie dobrze. - żeby ją pocieszyć podniósł delikatnie i obrócił się z nią.
Szli wokół jeziora, nie obchodziło ich teraz sprawy Królestwa, tysiące elfów w zamku i obok niego, ani nawet Legolas, lub ten cały Pierścień. Patrzyli sobie w oczy i to było najważniejsze.
W pewnym momencie Itan zepchnął Arkadię tak, że prawie wpadła do jeziorka, ale cały czas mocno trzymał. Zrobił to, żeby ją pocieszyć i rozbawić.
- Czyżbyś zapomniał jak się poznaliśmy? - zapytała Arki jak zwykle w momentach, kiedy jej mąż przestawał być potulnym stworzonkiem.
- A ty może zapomniałaś, że jesteś na mojej łasce - ja cię zawsze mogę puścić...- odparł z zadziornym uśmiechem.
- Przeziębisz mnie.
- Słuchaj moja, droga żono. Zdaża się.
- A...a co jeżeli oprócz mnie przeziębisz jeszcze kogoś? - zaczęła niepewnie.
Elf postawił ją już na ziemi.- To znaczy? - spytał, jakby znając odpowiedź, ale nie będąc pewnym. Nie potrafił dopuścić takiej myśli do mózgu.
- Czy...? - wydukał.
- Tak.- odparła Arkadia nie do końca wiedząc no on na to. Przecież całkiem niedawno mówił, że dziecko to zły pomysł.
- Będę tatą? - na jego twarzy zagościł najpiękniejszy uśmiech jaki kiedykolwiek widziała. Nie patrzył na nią blady, chory elf, a najszczęśliwszy, blady, chory elf. Zaczął się śmiać z radości i aż ją podniósł, podrzucając do góry i znów tuląc.- Będę tatą!!! Niech cały świat się dowie!!!!!!! Jestem taki...taki najszczęśliwszy!!! - Itan zaczął wprost skakać z radości.
Oboje się cieszyli.
I chyba tylko ta, właśnie ta rzecz mogła zmącić ich radość.
Moi kochani! Zbliżamy się do końca!
A to taki Polsacik...>:)
Jestem zła, ha ha, bardzo zła. Będzie niedługo next.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top