10 - inwalida
- Z miłą chęcią zobaczę ciebie jako trupa. - stwierdził czarnowłosy i rzucił się na elfa...
- Zostaw go! Zostaw go, on jest ranny!-wrzeszczała Gwen.
Agärwen podniósł się z Legolasa, popchnął go spowrotem ku ziemi.
- Hm...masz rację. Mam jednak swój honor. Zejdź mi z drogi, inwalido a może ci przebaczę.
- NIE NAZYWAJ MNIE TAK!!!- głos Lego zabrzmiał dość dziecinnie i piskliwie.
- Ha ha ha...A jak mam Cię nazywać, jaśnie kaleko? Wasza poranioność? Mości cherlaku? - zaśmiał się paskudnie zdrajca.
- Moje imię brzmi: Legolas, ale ty nawet nie jesteś godny, aby się do mnie odzywać. - warknął blondyn.
- Skarbie...nie zaczynaj.- Gwen złapała go za ramię.
- Nie zaczynaj, bo jeszcze coś ci się...- Agärwen złapał się za krwawiący nos, w który przyłożył mu przed chwilą Legolas.- O ty...doigrasz się, kaleko.
Skończyło się na tym, że książę dostał wyrzucony ze szpitala tuż po tym jak został duszony(he he.) swoją własną kulą.
Jak to musi wyglądać! Jiii ha ha.
Nie mogę! Mój umysł jest...ha ha ha!!!!!
Gwen wręcz zaciągnąła go do ich komnaty, bo nie mógł ruszyć nogą.
- Au...Au...Jak to boli...- jęczał.
- Pysiu, spokojnie. Czekaj. Zaraz będziesz w komnacie...spokojnie.
- Nic się nie stało, nie boli. Nie musisz mi pomagać. - Szybko odpowiedział Legolas wyginając się z bólu. - Jał...Au...
***
Itan skulił się w kącie celi. W ustach miał metaliczny posmak krwii, która wciąż lała się ciepła, gorzka. Spojrzał na swoje ręce. Całe podrapane, bo próbował wygiąć kraty.
Było mu przykro, że nie ma przy nim Arkadii.
Chciał, żeby go dotknęła, powiedziała coś, przytuliła, albo chociaż się uśmiechnęła. Tymczasem był tu sam. Zamknięty. Nie mógł jej zobaczyć. Zaraz przyjdzie tu Agärwen jak codzień i znów zacznie go katować. Miał już tego dosyć a jego rodzina...on nie miał rodziny?
Nikt go nie kocha?
Drzwi się powoli otworzyły.
***
Arkadia siedziała na ziemi opierając się o drzwi.
Tak strasznie chciała zobaczyć swego ukochanego.
Było jej przykro, że nie ma przy niej Itana. Chciała by ją dotknął, powiedział coś, przytulił. Albo chociaż uśmiechnął jak tylko on potrafił. Jego śmiech, choć słyszany rzadko był śliczny. Zawsze marszczył ten swój piegowaty nosek i oczy.
Przy nim nikt nie potrafił się wtedy zachowywać poważnie.
A jego uścisk był taki ciepły, delikatny, ale w jego ramieniu czuła się bezpieczna. Ale teraz w królestwie nikt nie był bezpieczny. Nie przy tym...GADZIE.
***
-Witaj, Itan. Jak tam? Bardzo...-Agärwen nachylił się nad nim.-...boli?- chwycił jego twarz zmuszając do spojrzenia na siebie. Ściskając go za gardło czuł jak oddycha, przełyka ślinę. Patrzył na niego przerażony. I dobrze. Miał się mu podporządkować. - Pokłoń się królowi, może cię oszczędzę.
- Nigdy nie pokłonie się tobie. Wolę zginąć. - warknął Itan.
- Wiedz, że tak się stanie, ale najpierw troszkę się z tobą pobawię. Wejdźcie.
Dwóch elfów weszło do celi. Jeden trzymał bat a drugi noże.
- Czy...panie, czy ja mogę tego
nie...nie robić? Proszę? -załkał jeden z nich. Wydawał się znajomy. Jakby...jakby z dzieciństwa?
Mały elf biegł przez las. Słyszał jak Lego umówił się Będzie Rainheerem. Będzie się z nimi bawić! Pięciolatek (w rzeczywistości miał 134 lata (400÷ 14= 27
27 ×5 =135).
On też ma prawo do zabawy!
Zauważył elfa o blond włosach i małym łukiem i elfa o złotobrązowych włosach. W ręku trzymał drewniany mieczyk. Bawili się w wojowników. Itan wdrapał się na drzewo, wziął w rękę swoją drewnianą szabelkę i zeskoczył działając z zaskoczenia.
- Ha! Oddajcie broń! -zawołał naśladując najlepiej jak mógł męski głos.
- I...Itan?! A co ty tu robisz?- zapytał Legolas zerkając ukradkiem na Rainherra. - Robie nie wolno wychodzić z pałacu. Jesteś chory, Itan.
- Jaaa! Nie mów mi Itan, na imię mi....pułkownik Generał!
- Idiota...Generał to nie imię. To tytuł. A teraz idź do pokoju. Wracaj. - syknął Legolas.
- Ale...ale ja chce się z wami bawić! -zaprotestował chłopiec.
- Ale my nie chcemy się z tobą bawić. Nie chcemy kaleki w naszej zabawie. Nie nadajesz się. - powiedział książę naśladując głos brata przyrodniego.
Itan patrzył na niego z nienawiścią, ale koniec końców rozpłakał się i usiadł na ziemi.
- Itan? Wszytko dobrze?-Rainheer chyba poczuł litość. Zażenowanie.
- Zostaw go, robi sceny stwierdził Lego.
- Ja...nie...robię...scen...-wrzasnął Itan a z każdym słowem jego głos robił się głośniejszy i niższy a on sam uniósł się w powietrzu.
- Aaaa!!!!- chłopcy zaczęli uciekać.
Itan opadł na ziemię. Spojrzał na nich.
- Wracajcie...
Oki. No to mamy mały maraton, co? Zaczynamy. Rodział co godzinę. Chyba. Pa pa. Odzanzczam
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top