Rozdział chyba 22

Itan jeszcze jakiś czas przebywał w łóżku, ale zaraz też wrócił do obowiązków nauczyciela.
Miał tylko dwa zmartwienia. Orkowie. Oczywiste, że musiał coś z nimi zrobić.

Ale po drugie Maya. Ma moc lodu i nic nie mówiła?
Dziewczyna zamknęła się ostatnio w swoim domu i z nikim nie chciała rozmawiać.

Itan zapukał.

Nic.

Itan zapukał znów.

Nic.

Itan zapukał po raz kolejny, tym razem mocniej.

- Czego chcesz?! Odczep się.- zimny głos dobiegł elfa.

- Maya, zrozum. Ja chcę ci pomoc.- łagodnie powiedział Itan.

- Ale ja nie chcę rozmawiać z tobą. Nie chce z nikim...

POV Maya
- Maya, zrozum. Ja chcę ci pomóc.- Itan mówił bardzo łagodnie. Jego głos brzmiał pięknie o przekonująco, jak to u elfa, ale nie miałam zamiaru mu otworzyć.

Ja jestem potworem! Co ja robię rękoma, jakiś dziwny lód, zabijam.
Jestem sierotą, której nikt nie chciał. Może właśnie dlatego. Przez tą moc.
Łza spłynęła mi po policzku.

- Ale ja nie chcę rozmawiać z tobą.- warknęłam.

- A ze mną?- ktoś spytał.

Dobra, nie był to zwykły ktoś a Matthew.
Otworzyłam drzwi.

Matthew spojrzał na mnie z troską, tak samo jak Itan.

- Nie bój się. Tego nie musisz się bać. Twoją moc można wykorzystać. Proszę, możemy porozmawiać? - zapytał elf.

- Nie.- stanowczo nie! Nie ma o czym...

- Maya. Chcemy jak najlepiej, nie zrobimy ci krzywdy.

POV MATTHEW

Była taka smutna, zapłakana. Nie wiedząc dokładnie co robię położyłem jej rękę na ramieniu.

- Nie płacz, wszytko będzie dobrze. Nie płacz, bo nie wybacz sobie, że przeze mnie płaczesz...- na chwilę nastąpiła krępujące cisza, ale zaraz Maya głęboko westchnęła i zaprosiła nas do środka.

- Chcecie coś do jedzenia?- zapytała.
Pokrecilismy głowami.

- Usiądź. Spokojnie, tylko porozmawiamy, ok?- Itan mówił kojącym głosem, że aż chciało mi się spać. Jestem prawie pewien, że przechodził to samo, kiedy dowiedział się o swojej mocy. Właśnie dlatego on to najlepiej jej wytłumaczy.

Z tego co mówił nie dużo zrozumiałem, bo Maya przyznała, że jest półelfką i zaczęli gadać pi elficku. Mówili coś tam, że jest Córką Żywiołu, jest też kilka innych osób, Syn Żywiołu- taki od ziemi. Jego dziecko miało moc skał, mogło wszytko zamienić w skałę, ale oni już nie żyją.

Córka Żywiołu- powietrza. Ona nie miała dziecka, które miałoby prxekształconą moc, bo była próżna. Teraz lata w powietrzu i totalnie nie obchodzi ją co się dzieje na świecie.

Syn Żywiołu- Ogień. Jego syn (nieznany) pi jego śmierci został gdzieś tam wysłany, nie do końca rozumiem o co chodzi.

No i była ostatnia. Matka Mayi była też żoną gostka od skał. No i powstała Maya- władczyni lodu i śniegu.
Zawsze była dla mnie zimna.

- Czy...czy to przeze mnie nad wioską jest zima?- spytała przestraszona. Ścisnęła mnie za rękę.

- Nie. Ty nie zrobiłaś nic złego, prócz zamrożenia ręki Matthewa. - odparł spokojnie Itan.

Co?! Aua! Ja...moja ręka jest e lodzie?!

- Dlaczego nas nie ostrzegłeś?! Ręka mi zamarzła...- jęknąłem.

- Teraz jest ciekawiej. Poza tym miałem dobry przykład. Możesz go rozmrozić.

Spojrzałem na nią błagalnie.
Po chwili lód znikł.
Uf...

Wytłumaczyli sobie jeszcze parę rzeczy i umówiliśmy na treningi. Nie wiem czemu ja mam w nich uczestniczyć, ale może być. Będę mógł częściej spotykać się z...z.. no....Z ITANEM! Chodziło mi o Itana, tak.

Wyszliśmy razem z elfem i usiedli my na ośnieżonej gałęzi dębu.

- Powiem ci jednak, że miałem pewne wątpliwości. Ale twarz jestem już pewien.- stwierdził Itan.
- Ale co?- zdziwiłem się.

- Wiedziałem, że twoja miłość jest odwzajemniona. Matthew i Maya- zakochana para. Nawet ładnie to brzmi. I patrz. Nawet inicjały macie takie same.- śmiał się chłopak.
Teraz za to ja jestem pewny, że elf jest przegrywem, bo chciałem tylko zepchnąć go z gałęzi...a on złośliwie przeleciał przez całą górkę (drzewo było na pagórku) i spadł poza moim wzrokiem. Nie chciałem tak mocno....UPS.

Nr. 3osobowy

Matthew uśmiechnął się na samą myśl jak będzie wyglądał Itan po upadku. Miał powiedzieć: " Masz takie same inicjały jak ziemia, wiesz? Myślę, że ona cię kocha." To był słaby tekst, ale nie zdążył wymyślić nic lepszego.
Ale usłyszał krzyk bólu.

Matthew szybko zbiegł na dół. Miał nadzieję, że nie zrobił mu krzywdy.
Może Itan złamał sobie coś...No to kiepsko.

Ale to co zobaczył Matthew było o wiele gorsze.

***
Gwen trzymała za rękę Legolasa.
Elf był bardzo blady, martwił się o swojego ojca.
Obok nich siedziała Kathrine. Była cicha, niespokojna.
Miała podkrążone oczy i wyglądała jak upiór. Gwen miała wrażenie, że elfka nie do końca chce, żeby Thranduil wyzdrowiał, jakby się czegoś obawiała.

Kobieta stwierdziła w duchu, że musi z nią koniecznie porozmawiać.
Drzwi się otworzyły a z nich wyszedł Feren. Był bardzo zmartwiony.

Legolas drgnął i wstał, ale zaraz stracił równowagę i wylądował na ziemi. Ponowił próbę wstania, którą udaremniła Gwen sadzając go na krześle.

- Puść! Ja muszę zobaczyć adę! Proszę cię...to mój ojciec. Mogę tam wejść? -spytał Ferena.

- Tak, proszę. - odparł cicho.- Ale ostrzegam, że możesz się przerazić.

Weszli. (Znaczy się Legolas został wwieziony na wózku.

Na twarzy króla blizny były bardzo widoczne. Wyglądały jakby były to nowe, świeże rany a nie z pod pamiętnej bitwy. Gwen syknąła, Lego spytał co z ojcem.

- Dlaczego ma te blizny?!-krzyknął,  gdy usłyszał odpowiedź.- Przecież już kiedyś...kiedyś Elrond je wyleczył.

- Przepraszam bardzo, panie, w robie co w mojej mocy, ale ja nie jestem Elrondem. Na królu ciąży zaklecie.

- Wiem, wiem. Zostaniesz wynagrodzony, przysięgam. Jakie dokładnie zaklęcie?
- Nie wiem.-odparł Feren opuszczając z rezygnacją ręce.

- Kiedy się obudzi?-spytał Legolas.

- Nie wiemy tego, panie. Naprawdę, robimy wszytko by mu pomóc

Nagle król jęknął i poruszył się niespokojnie.

- Czy...to niemożliwe! A jednak...Legolasie, podejdź bliżej do ojca. - poprosił lekarz wstając.
Thranduil otworzył wtedy oczy. Kathrine spojrzała na niego przerażona i szybko wyszła.

- Ada! Słyszysz nas?

- T-tak...Legolasie. - powiedział król i odwrócił się zdziwiony. -Co tu się stało? Gdzie jestem? Czemu Legolas jest na...Co tu się dzieje?! Czy nie można zostawić was na jedną noc i sobie pospać, żebyście nie zniszczyli królestwa?! Gdzie jest Agärwen?- spytał jednocześnie siadając i przytula jąć do siebie syna.- Legolas. Twoje oczy...cz ty?

- Niestety, ojcze.

Thranduil  pokręcił z rezygnacją głową.
- Gdzie Agärwen? -ponowił pytanie.

- Panie...on...

I jak? Pierwszy rozdział do maratonu! Będzie co dwie, jedną godzinę. Poproszę o opinię. ☺☺☺😉😉😉

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top