Nowa funkcja, czyli Itan królem

W królestwie na powrót przyszła cisza. Elfowie dość spokojni, lecz szczerze przerażeni sytuacją, powoli dochodzili do siebie po stracie króla. Nie narzekali na Itana, ale dość sceptycznie podchodzili to tego "rudego dzieciaka" jako króla...

Las, magiczna Puszcza, była teraz bardzo niebezpieczna. Wszędzie czaili się orkowie, pająki i Wargowie, oraz jakieś inne, źle siły, o bardzo wielkiej mocy, więc nowy król zmuszony był ogłosić coś ważnego.

Drodzy mieszkańcy Mrocznej Puszczy, przyjaciele!

Jestem zmuszony wydać dość drastyczny rozkaz. Wszyscy, bez wyjątku zobowiązani są do opuszczenia swoich domów i udanie się wprost do pałacu.
Puszcza jest już inna, niebezpieczna. Nie chcę start na mieszkańcach, więc choć wiem, jak ciężko będzie się Wam rozstać z Waszymi szałasami, chatkami i drzewami...MUSICIE udać się do pałacu. Drzwi są otwarte. Nie prosiłbym, o to, gdyby nie było to koniecznością. W ciągu czterech dni wszyscy poddani tego królestwa mają się stawić u mnie, jeśli tego nie zrobią w przyszłości nie zostaną uznani za poddanych, przyjaznych królestwu i  mogą zostać aresztowani.
W Moim jak i Waszym już domu, postaram się, by niczego nie brakowało.
Powtarzam, mój drogi ludu, że jest moją królewską powinnością, niezwykle konieczną.
                              - Itan Thranduilion, książę i tymczasowy król Mrocznej Puszczy.

Itan odłożył pióro i głęboko westchnął.
Rozmasował sobie skronie, po czym zawołał służkę.

- Przyniesiesz mi wody, proszę?

- Oczywiście, panie.

- Nie panuj mnie tu, tylko. To mnie postarza! (Dop. Pożyczyłam sb to od raviehl. Soreczka) mam zaledwie 550 lat! Tylko 550 lat na tej przesiąkłej łzami, wodą, krwią i sam nie wiem czym, obrzydliwej, skażonej tysiącami orków, ludzi i krasnali ziemi!!! - nawrzeszczał na nią elf. Po chwili oddychania i uspokajania się wymusił uśmiech, którym zmuszony był witać poddanych. Odchrząknął. - Więc...tak jak mówiłem...poproszę szklankę wody. Dziękuję.- siadł ciężko na tronie wzdychając głęboko, jakby jakiś ork uwiesił mu się na szyi.

- A cóż to się stało, że pan-nie-panuj-tu-mnie jest aż tak znudzony? - zapytał Gandalf wchodząc na schody i uśmiechając się od ucha do ucha.

- Domyśl się, czarodzieju.- warknął Itan. Był niewyobrażalnie wściekły na tego starca.

- Hm...pomyślmy. Jest ci smutno, bo twój zimny, oschły, nie - kochający cię ojciec szczeznął? - zapytał Majar, jakby mówił o jakimś orku.

W jednej sekundzie srebrne, nienagannie czyste, staroelfickie ostrze znalazło się przy jego szyi.- Nigdy nie obraża się zmarłego. A na pewno nie tak szlachetnego, wspaniałego króla i mojego ojca...- Itan poczuł już, że łzy gwałtownie napływają mu do oczu.- On kochał mnie...tylko mi tego nigdy nie powiedział. - opuścił ostrze.  - Z resztą ja też tego nie zrobiłem...i nigdy nie zrobię! Bo ktoś sobie zażyczył żeby właśnie taki cholerny los mnie spotkał! - elf zdał sobie sprawę z tego, że Gandalf powiedział to specjalnie, żeby mógł wyrzucić z siebie ten żal. I, że wcale tak nie myśli...- Mithrandirze...nigdy mu już tego nie powiem! -  zaskomlał i się rozkleił.
Przytulił się do przyjaciela ojca i od razu zrobiło mu się lepiej. Jeszcze chwilę płakał cicho, ale mu przeszło i się uspokoił. Po tym jak na niego nakrzyczał wszystko z niego "wypłynęło".- Dziękuję...

- Nie ma za co. Wiesz przecież, że nigdy bym nie powiedział tak o twoim ojcu. Miał wady, ale miał honor i był prawdziwym przyjacielem. - odparł spokojnie.- był dla mnie jak młodszy brat. Ale się jeszcze z nim spotkamy. Spokojnie.

- Wiem. A, Gandalf. Ostatnia wola mojego ojca. Przekazać ci to.- Itan podał mu list. Potem usiadł ja krześle, żeby chwilę odsapnąć. Usłyszał dźwięk otwieranych drzwi i poczuł zapach trawy cytrynowej. 
Wiedział, że za chwilę poczuje jej ciepły, miły dotyk na ramionach.

- A jak ogólnie królowanie? - zapytał Gandalf.

- Hm...plecy mnie bolą.- odpowiedział spokojnie Itan, żeby Arkadia nie wiedziała, że płakał.

Poczuł zaraz potem uścisk na plecach. Powstrzymał wtedy krzyk i tylko cicho syknął. Ona nie wiedziała co się stało z jego znakiem. Pewnie chciała zrobić masaż. Brutalnie, na swój sposób, ale...masaż.

- Coś nie tak, kochanie?- słodkie usta pocałowały jego policzek.

- Wszystko dobrze.- skłamał, żeby ją uspokoić. Dopiero teraz zauważył, że przyszła tu w koszuli nocnej.- Arki...ktoś cię mógł zobaczyć...- jęknął.

- O Manwe!- krzyknęła Arkadia do Gandalfa.- Od kiedy jest królem zachowuje się tak poważnie! - zaśmiała się. - Itan, nie pamiętasz już kim jestem? Jak ktoś by się przyczepił to potem bolałaby go twarz! Jest bardzo późno...nie możesz przez całą noc pisać rachunków czy innych rzeczy. Król też musi spać. Jadłeś chociaż kolację?

- Taaaaaaakkkkkkk. - przeciągnął sylaby.

- Mhm. Napeeeewno. Jazda do jadalni.

- Nie, zaprzestnę dziś na deserze. - powiedział całując delikatnie słodkie usteczka swojej żony.

- Eh, niech Ci będzie. A teraz pożegnać Gandalfa i marsz do spania.

- Od kiedy jest królową jest taka poważna.- poskarżył się żartobliwie Itan czarodziejowi, przez co oberwał w czuprynę.

Starzec się zaśmiał i odszedł zostawiając ich samych.

Po chwili byli już na balkonie swojej królewskiej sypialni. Arkadia opierała się o Itana, który przytulił ją od tyłu.

- Śliczny księżyc. Widać go doskonale, mimo tych kilku chmur. Widzisz tamtą? Przypomina pająka. - mówiła.

- Taak. Rzeczywiście. A ta, tuż obok tego pająka wygląda jak książka.

- Mhm. A ta przypomina miecz, ta psa...o! A tamta przypomina małe dziecko. Dzidziusia! - wykrzyknęła Arki. - Eh...jak ja bym chciała mieć dziecko. Myślałeś już o tym? - spytała znienacka, nieostrzeżony Itan poczuł się jak ofiara tygrysa. Arkadia poczuła natomiast jak mimowolnie się cały spina i zmniejsza lekko uścisk. Czuł się taki...osaczony. Dziecko?

- Nie...znaczy tak, ale...no. Chcesz dziecko naprawdę TERAZ? - zapytał jeśli nie powiedzieć, że jęknął.

Elfka poczuła się szczerze zawiedziona i urażona. - A czemu niby nie, hm?

- Bo jakby Ci to powiedzieć...spójrz tam!!! Orkowie, orkowie, orkowie! Wszędzie czai się niebezpieczeństwo. Czy naprawdę chciałabyś, żeby dziecko było w śmiertelnym niebezpieczeństwie? Groziłaby mu śmierć, z resztą jak każdemu z nas grozi teraz! Wszędzie czyhają tylko na nasze zdrowie, zdrowie życie i krew! To nie jest już ten sam las, nie można już go brać za dom! Nawet nie wiesz jak ciężko być odpowiedzialnym, a jakieś widzimisię nie są teraz najważniejsze! Wszędzie czai się zło.- zakończył Itan spuszczając głowę.

Zauważył, że po gładkim policzku jego niewinnej Arkadii spływają teraz dwie, krystalicznie czyste łzy.

Przestraszył ją, o wiele za ostro ją potraktował i nie powinien tak krzyczeć. Skarcił się w myślach i patrzył jak ona powoli się cofa płacząc, co robiła bardzo rzadko.

Szybko złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie, żeby przytulić. Po kojącej chwili milczenia wreszcie się odezwał. - Przepraszam. Histeryzuję, bo się o ciebie martwię. Nie powinienem tak krzyczeć, wybacz, słodka. - szepnął.

- Nie, Itan. To co mówisz to prawda... rzeczywiście masz rację a ja niepotrzebnie poruszałam temat. - z pokorą spuściła głowę. Elf podniósł lekko jej brodę i nakierował jej wzrok na swoje oczy. W jej niebieskich tunelach widział strach a jednocześnie nadzieję.

- Aż tak źle nie będzie, ja trochę przesadzam.- powiedział pocieszającym tonem Itan.- po prostu jest też inny powód. Bardziej...hm...mniej bohaterski, a egoistyczny. - przyznał.

- Hm?

- Powiedzieć wprost? Dzieci trzeba najpierw stworzyć. - zaczął i skończył szybko, odwracając wzrok i rumieniąc się.

- Ale...nie rozumiem. Itan, taka jest naturalną kolej rzeczy! Czy ty...czy ty się mnie wstydzisz?- zapytała wojowniczka ze wzrokiem potulnego baranka.

- Nie, oczywiście, że nie!- zapewnił chłopak unosząc ręce.- Wręcz przeciwnie...- Itan odszedł kilka kroków i oparł się o balustradę balkonu. -...wstydzę się siebie.- przyznał cicho.

- Itan. Tobie niczego nie brakuje. Jesteś mądry, zabawny, troskliwy, opiekuńczy, miły, silny, odważny...

-...Taak! Te dwa ostanie to już w ogóle! Arkadia, oprzytomniej! Jestem tak niski i słaby, że o sile nic nie można powiedzieć!

- Jak ci to tak bardzo przeszkadza to może zacznij jeść. Nie mówię o takiej sile. Wiesz o jakiej mowa i ją masz. - groźnie przyznała.

- No...wiem i chyba mam.

- Kontynuując.  Jesteś odważny, przystojny.

Wtedy Itan wiemy być niekontrolowanym i dość psychopatycznym śmiechem. - Ja?! Ja?!- w jednej chwili jego twarz pokryła się szramami. Nosił takie samo zaklęcie jak jego ojciec.- Podobam cię się taki?- w geście rozpaczy zdarł się siebie koszulę, ukazując blade ciało, z wystającymi  żebrami i bliznami. Jednak odwrócił się, żeby pokazać elfce swoje plecy.
Jakiż to był kontrast. Białe ciało i czarne, tak bardzo czarne znaki, jakby tatuaże, układające się w nasączone krwią litery Mowy Cienia. (Zdjęcie macie na górze.) Podobam ci się taki? Skazany na wieczne cierpienie, dający je innym. Skażony. Tak mnie nazywali jak byłem mały. Skaza. Odbiegali ode mnie, wrzeszcząc: Skaza! Skaza idzie, uwaga zaraza! Nikt mnie nie kochał. Taki ci się podobam?- zrozpaczony elf usiadł na skraju łóżka.

- Tak. - odpowiedziała Arkadia, wygładzając fałdkę na swojej sukni (tak, jako królową musiała nosić tę okropną suknię!)- Kocham właśnie takiego Itana. Z takim znakiem. Z taką chorobą, wystającymi obojczykami, krzywym nosem. Bo gdyby nie miał tego wszytkiego to nie byłby to mój Itan. - odparła spokojnie.- Kocham cię właśnie takiego. No może prócz anoreksji. Tak. - Elf patrzył na nią, dogłębnie poruszony jej słowami. Właśnie takiego go kocha. A on kocha ją. Itan pocałował swoją żonę, bardzo długo i tak prawdziwie.

- Popadasz  w skrajności w skrajność.- zaśmiała się elfka.- Zachowujesz się jak kobieta w ciąży, ciągle zmiany nastroju.

- Podobno właśnie takiego mnie kochasz?- szepnął pomiędzy jednym buziakiem na jej szyi a drugim.

- Taak. Właśnie takiego.- Ledwo co odpowiedziała czując te jego ciepłe ręce na ciele. Tak. Właśnie takiego...




Um, cóż za romantyczne zakończenie, nieprawdaż?
Możemy się chyba sami domyśleć co było potem, ale damy rudemu królowi i jego żonie troszkę prywatności i pominiemy te kwestię eleganckim milczeniem.
Przepraszam za wszytkie błędy, ale rozdział jest tak długi, że gdy sprawdzałam, mogłam czegoś nie zauważyć.
W końcu to jest 1530 słów!
Jestem magiczna!
Nieźle, nie? Napisałam to o tak. Jakoś. Jestem dumna.

Papatki!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top