Lód i ogień cz.2
Itan łapczywie wciągnął powietrze i jęknął. Następnie gwałtownie poderwał się z łóżka. Świeża rana na plecach dała o sobie boleśnie znać.
- Itan! Idioto, myśleliśmy, że umarłeś! -zawołała z wyrzutem Maya.
- No to się zawiedliście, nie? Jeszcze trochę pożyję.- odezwał się elf i dopiero poczuł jak bardzo boli go gardło i jak bardzo ma zachrypnięty głos. Położył rękę na szyi.
- Boli, co? A mówiłem ci: Nie Pij tego cholerstwa!- powiedział Matthew.
A wszytko zaczęło się tak...
Itan, Matthew i Maya siedzieli na stogu siana.
- Ach jak tu pięknie. Tylko strasznie zimno! Br...nie rozumiem jak w lato może być taki mróz. - powiedziała Mayka. Choć miała rękawiczki i szalik drżała z zimna. Matthew id razu zareagował.
Szatyn rozłożył ręce, żeby zdjąć kurtkę i dać ją dziewczynie, ale gdy to zrobił ona delikatnie się w niego wtuliła.
Matthew oblał się rumieńcem a Itan zaśmiał się cicho.
- Ja ciebie przytulę, chodź do mnie!- często się tak wygłupiali, żeby wkurzyć Matthewa.
Dziewczyna wpadła w rozłożone ramiona elfa i oboje spadli z siana.
Maya się śmiała, ale Itan nagle spoważniał.
Usłyszał jakieś dziwnie znajome dudnienie w ziemię. Dużych, płaskich, okutych w zbroje stóp.
Czy...czy to te same stwory co w tym zamku? Opuszczonej twierdzy? Nagle przypomniała mu się Arkadia i poczuł bolesne ukłucie w żołądku.
- Coś się stało? Itan?!
Ona...jak mógł ją opuścić?! Dlaczego o niej zapomniał...? Przecież nie chciał. A...a może kto inny tego chciał?
Nie, nie może zrzucać winy na innych. To tylko jego wina, jak ją odkupi? Ma jechać do Mrocznej Puszczy? Teraz? Kiedy już ma przyjaciół, ich też opuści? Potrzebują go tu.
A poza tym skąd weźmie konia, nawet nie zna drogi.
Nagle tuż obok niego przeleciała strzała i wbiła się między nogami Matthewa. Szatyn pisnął i zeskoczył ze stogu.
- No ej!-zawołał.
- Orkowie...ORKOWIE!!! Uciekać! Szybko!-wrzasnął Itan i wskazał na wioskę.
Sam wyjął łuk i strzelał do potworów. Zestrzelił kilkunastu .
- A wt na co czekacie? Idźcie po pomoc! -rozkazał przyjaciołom, a oni popedzili ku wiosce.
Po jakimś czasie nadbiegło sporo wieśniaków i tylko kilku żołnierzy. W tak małej wsi nie było ich dużo.
- Kto to?! Co to jest?!
- Orkowie. Są źli. Zabiją nas. Jeśli my nie zabijemy ich. -powiedział elf i mocniej zacisnął pięści. A w zasadzie piąstki.
- Kto nas poprowadzi?-pytali wieśniacy.
- On. Itan...prosimy.- Matthew wyjął z pochwy zakurzony miecz. Wyglądało na to, że nikt go nie używał.
- Ale...ja...No dobrze. A teraz: jaką mamy broń?
- Widły, trzy miecze, dzidy i pochodnie. A ty masz swoją moc i łuk. - odpowiedział Matthew. Był najbardziej opanowany.
- I ja...ja mam łuk! -zawołała Maya.
- May?! Co ty tu robisz? Nie, nie. Nie idziesz z nami. Zabiją cię. - powiedział szatyn z troską wymalowaną na twarzy.
- Idę! Jestem częścią tej wioski, przyadam wam się! -oburzyła się dziewczyna.
- Kobiety nie walczą.-skomentował wieśniak.
- U nas walczą, jeśli chcą. Ty też możesz, ale wiedz, że to niebezpieczne. - zadecydował wtedy Itan.
Zanim zdążył cokolwiek jeszcze powiedzieć nadeszli orkowie. Było ich coś koło pięćdziesięciu.
- Ustawić się w trzech rzędach. Równo. -rozkazał Itan.
Już słyszał jak orkowie krzyczą "Rhasz!". Czuł ten dziwny dreszcz. On był tu dowódcą. Nie może zawieść.
- Do boju!-wrzasnął elf u ruszył jako pierwszy.
Nie mieli praktycznie żadnych szans. Było ich mało, nieuzbrojonych, niedoświadczonych wieśniaków.
Itan zestrzelił pierwszego orka.
Matthew spojrzał na niego zdenerwowany.
- Co?
-Pod jakim kątem mam ustawić miecz?-zapytał wnuk kowala.
Itan w odpowiedzi zaśmiał się cicho, co było ledwie słyszalne wśród okrzyków potworów. - Pod jakim chcesz. Najlepszy jest 45 stopni, ale najważniejsze jest żebyś osłaniał swoją dziewczynę.
Matthew pokiwał głową, złapał Mayę za rękę i ruszył na orka.
- Czterdzieści pięć stopni!!!- ryknął rozcinając mu łeb.
Itan pokiwał z uznaniem, wszyscy walczyli dzielnie. Ale i tak po chwili klęczeli na ziemi, związani przez orków. Słońce już znikło za horyzontem.
- Kto jest waszym przywódcą?!-zapytał jeden z nich we Wspólnej Mowie.- Spotka go sroga kara za buntowanie mieszkańców. Od teraz jesteście pod ręką pana Saurona.
Nikt nie wskazał na Itana. Wszyscy go lubili i nie chcieli jego cierpienia.
- Nikt? No dobrze, wszyscy dostaną karę.- inny potwór podał mu bat. Długi, spleciony ze skóry i bardzo gruby.
- Ja!- krzyknął Itan. Orkowie spojrzeli na niego zdezorientowani.- Ja...ja jestem odpowiedzialny za bunt. Jestem przywódcą.- powiedział już czując ból na plecach.
- Ty?!- ork podniósł go na nogi. Teraz chłopak sięgał potworowi do połowy tułowia. Musiał zadrzeć głowę, żeby spojrzeć mu w oczy.- Ha, ha, ha! Tego szczeniaka wzieliscie za wodza? Głupcy. Dobra, związać mu ręce.
Inni orkowie położyli swoje paskudne łapy na jego ramionach i juz zaraz Itan usłyszał świst bicza a potem piekielny ból na plecach. Znowu. Chłopak był prawie pewny, że jego stare blizny znów się otworzyły. Aua.
(Itan: Dorwę cię jeszcze, MOD-MAJ! DORWĘ!) Odrzucili obolałego elfa na śnieg, który od razu się zabarwił na czerwono.
- Zarządzamy tu nowy porządek. A teraz mała pańszczyzna. Musimy mieć co jeść i czym się zabawić. Nasze władze to Mroczne Elfy, może znacie je już. Radzę wam się nie sprzeciwiać. Weźmiemy sobie najmłodsze mięso. - jeden ork popchnął Matthewa ku generałowi.
- Nie!-wrzasnęła May.
Wtedy orkowie zwrócili na nią uwagę.
- Uuu...mamy tu zakochanych. Panna, spodoba się naszemu panu. Bierzemy ją.- rozkazał ork.
Potwory zaczęły ją szarpać i popychać.
- Zostawcie ją!!!
- Itan, Matthew! Itan! Itan, pomocy! -w ten czas elf leżał na ziemi i spazmatycznie się trząsł.
Kiedy ork złapał ją za rękę, Maya zrobiła się niebieska i wystrzeliła lodem.
Ostrymi soplami, które przecięły połowę orków. Itan nagle wstał i zabił resztę.
Wieśniacy stali otępieni.
Matthew podbiegł do Mayi i przytulił ją do siebie.
Itan ledwo podszedł do dowódcy orków. U jego pasa była jakaś dziwna peleryna. Zielona ze złotą broszką. Płaszcz z Lothorien. Nie wiedział skąd wie co to Lothorien, ale wiedział że tam są elfy. W kieszeni było jakieś zawiniątko.
A w nim buteleczka i list.
Haldirze,
Przekaż to Itanowi. Król Thranduil jest w śpiączce, a Itana znajdziesz w więzieniu. Gdy mu to dasz i wypowiesz zaklęcie odzyska pamięć.
Niech wypije ten eliksir, pośpiesz się, proszę.
-Galadriela
Itan zmiął kartkę. Był nadal obolały i nie do końca jasno myślał.
Spojrzał na buteleczkę.
- Chyba nie zamierzasz tego wypić, co?- spytał Matthew nadal trzymając Mayę w ramionach.
Widząc opętany wzrok elfa przestraszył się. - Nie pij tego, nie pij! Itan, postradałeś zmysły, czy co?
Itan zignorował to i pociągnął spory łyk z butelki. Płyn był ciepły, ale zimny i słodki, ale kwaśny.
Dziwne. He, he. O Valarze, ależ to przyjemne!
Łaskocze.
Nagle w jego oczach pojawiła się Arkadia. Jej obraz był taki wyrazisty i mocny. Zaraz potem padł nieprzytomny.
- Zdejmij koszulę, muszę opatrzyć ci plecy, po tych batach.
- Nie, dzięki. Nje chcę.- Nagle Itan zrobił się czerwony. - Nie trzeba.
- Oj dawaj nie mam czasu.
- Nie...Au! - elfem potrząsnął dziwny dreszcz a w oczach pojawiły się łzy.
Maya delikatnie go ułożyła na łóżku. Zaraz potem mdlał. Coś było z nim nie tak.
Maya stwierdziła, że musi opatrzyć mu plecy. Zdjęła koszulę chłopaka, przekręciła go na brzuch i zaniemówiła.
Matthew złapał ją za rękę.
Na plecach Itana (prócz blizn) widniały dziwne znaki. Począwszy od drzewa na karku poprzez dziwne pręgi na łopatkach i wzdłuż linii kręgosłupa, kończąc na miednicy znajdowały się czarne znaki, runy.
Teraz zrozumieli czemu zawsze nosił bluzki i koszule z kołnierzem na szyi, guziki zawsze ciasno i dokładnie zapięte.
Te znaki musiały boleć. Wokół nich skóra była czerwonawa.
Za to plecy i cały tors był wręcz biały, żebra widocznie odstające, ślady po różnych walkach i zabiegach. Szkoda wymieniać, po prostu zepsute ciało.
(Elrond zrobi mu lifting brzucha, przecież Thranduil dostał od niego lifting twarzy! - Dop. Od autorki :-* )
- Zadowoleni?- wychrypiał elf pomiędzy jednym kaszlnięciem a drugim. Poczuł potem jak zimne ręce Mayi kładą opatrunki na plecach. Cis zapiekło i zasnął.
***
Arkadia nie mogła zasnąć. Smutek ogarniał jej serce i gasił ogień radości niczym śnieg, lub lód.
Było jej również zimno.
Zwykle przytuliłby ją Itan.
Zawsze tak robił. Kładł się tak blisko, że czuła jego ciepły oddech na uchu, gdy szeptał jej czułe słowa. Mocno przytulił i wtedy było jej ciepło i na ciele i na sercu.
A teraz? Zimna pustka. Brak. Musi go znaleźć.
W końcu okazało się, że Gwen nie do końca wiedział gdzie jest Thranduil. Nie znaleźli go i bali się, że....Już nie żyje.
Leżała tak całą noc rozmyślając.
Zawsze spali razem, ale nigdy żadne z nich nie zdjęła ubrania. Pełnię szczęścia dawała im sama obecność drugiego. Oczywiście planowali założyć rodzinę, ale nie musieli się śpieszyć. Mieli na to całą wieczność.
Przynajmniej im się tak wydawało.
BUM! Udało się? Było tylko 8☆, ale macie. Nie mogłam się powstrzymać. Proszę o opinię. I może....może taki maraton za tydzień?
Szczegóły w ogłoszeniach.
Papatki!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top