Czy możliwa jest ucieczka z lochu króla Elfów?

Thranduil szarpnął wściekłe łańcuch. I nic.

Powtórzył działanie kilka razy.

Przecież kiedyś udało mu się uciec!
No tak, ale wtedy był w lochu orków a nie elfów.

I uratował go Itan.
A teraz, gdy Itan potrzebuje ratunku jego ojciec mu nie pomoże.

Król walnął głową o ścianę. Nie wiedział, że obserwuje go Mroczna Elfka.

- Przestań się rzucać, to ci nic nie da. - kobieta z wręcz białymi włosami, niskim wzrostem i dużymi oczami wyszła na światło dzienne.
Thranduil wszędzie rozpoznałby ten głos, wygląd. Na chwilę zaniemówił. Potem zdołał wymusić z siebie tylko:

- Annabell?! - zawołał. Istota przestała rzucać sztyletem.

- Skąd znasz moje imię?- zdziwiła się kobieta.

- Ann...moja słodka Annabell! Jak mógłbym Cię nie pamiętać? - Ann spojrzała na niego jak na wariata. Stwierdziła, że Thranduil był już torturowany i postradał zmysły. - A ty? Nie wiesz kim jestem?- władca stanął przy kratach.  

- Nie. A kim ty jesteś? - serce mu prawie stanęło. Nie pamięta go? Przecież spędzili tyle chwil! Tyle dni i nocy, tyle pięknych, radosnych jak i smutnych momentów.

- Twoim mężem. Znaczy się prawie, bo umarłaś przed ślubem, ale żyjesz! - cieszył się Thranduil.

- Spokojnie...pamiętasz może co ci podawali? Chyba było za mocne.

Cała Ann.- pomyślał elf. Tak to jest jego kochana, piękna narzeczona. Był pewny.

- Słuchaj nie chcę Cię martwić, ale  ja nie  miałam  męża. - powiedziała. - Może jesteś dla mnie kim innym? Pamiętam cię jakby przez mgłę...

- Jestem też ojcem twojego syna. - powiedział Thranduil czując, że łzy napływają mu do oczu.

- Itan. - jęknęła nagle Annabell i wybiegła z lochu.

***
Bernard rozmawiał z dowódcą straży. Powiedział mu, że Thranduil się już wybudził. To dobrze. Ma patrzeć na swoją krew, krew swoich dzieci. Ma cierpieć, tak jak cierpiał on. I ma umrzeć.

Nagle stojąca za nim Ann pociągnęła go za rękaw.

- Bernard! Natychmiast...- zaczął.

- Nie teraz.- przerwał jej machnięciem ręki.

- Teraz! Jak śmiałeś...Thranduil. Dlaczego mi nie powiedziałeś?! On był moim mężem, mam z nim dziecko! Czemu ja nic nie pamiętam?!- wrzeszczała szarpiąc go.

- Oj,  nie wrzeszcz. Pożyczyłem sobie wtedy twoje ciało na dziewięć miesięcy, potem cię "zabiłem", żeby zemścić się na wrogu. I oddałem ci świadomość, już jest ok. - odparł Sauron ze stoickim spokojem. Co mu mogła zrobić jego siostra?

Tak, Sauron miał siostrę, którą przyjął pod dach z litości. A jednak się mu przydała.

Ann dała mu plaskacza. Zamierzała dać drugiego, ale powstrzymał jej rękę. - Ty go naprawdę nigdy nie kochalaś. I on ciebie też nie, on cię pożądał, siostrzyczko. Ja cię kocham i się tobą zajmuję. A teraz przyszedł mi do głowy świetny pomysł. Powinienem cię teraz ukarać, zabroniłem ci wchodzić do lochów. Ale mam dla ciebie inne zadanie. Thranduil tobie powie wszystko. Możesz z nim spędzać czas. Tyle ile chcesz, wypytasz go o ukryte wejścia do Mikrwood. A potem...ha, ha, zabijesz. - powiedział śmiejąc się i podkreślając oddanie słowo.

***
Itan stanął pod drzwiami Bilba Bagginsa. Jacyś mijani hobbici powiedzieli mu gdzie mieszka.

Matthew i Maya stali z tyłu.
Elf zapukał.

- Nikogo nie ma w domu!!! Wynocha stąd!- zabrzmiał przemiły głos Bagginsa.- To nie jest żadną gospoda, miejsce na nocleg ani nic z tych rzeczy! Nie ma tu miejsca.

- Nawet dla starego przyjaciela?- spytał Itan.
Drzwi natychmiast się otworzyły.

- Itan. Ty przebrzydły elfie, myślałem, że nie żyjesz! -Hobbit wybiegł z domu i uściskał przyjaciela.

I co? Jak rozdział? Mam sporo weny. Sporo, sporo. Więc spodziewajcie się kilku rozdziałów w najbliższym czasie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top