*Święto Gwiazd i jak to się zaczęło*
Witajcie! Jak tam? Żyjecie? Nie? Tak? To świetnie! Ja się cieszę, bo dostałam dziś sporo piątek i czwórkę z plusem (samochwała) wiec wstawiam rozdział i macie się cieszyć. Jasne?!
Jak to się zaczęło? Prosto. Święto Gwiazd, zaślubiny Legolasa i Gwen. Śpieszyli się z tym, ale zdążyli. Wesoła muzyka rozebrzmiała na polanie i choć było już ciemno to małe elfki biegały w tę i we tę jak szalone. Jedni jedli i pili, drudzy tańczyli a jeszcze inni modlili się przy ołtarzach o dobre małżeństwo Legolasa i Gwendolyn do Valarów. Itan, Arkadia, młoda para i Gandalf siedzieli na jednej z gałęzi ogromnego dębu i patrzyli na Thranduila. Mithrandir nie mógł powstrzymać śmiechu. Gdy tylko władca zobaczył najmłodszą córkę Galadrieli tak mu się spodobała, że nie słuchał co mówi Galadriela a gadał do Rosalie. Mała elfka też go polubiła i teraz ciągnęła za sobą po ogrodzie.
- A co to?-spytała wskazując na latarnie.
- To są latarnie. Świetliki dają światło. Oczywiście na drugi dzień je wypuszczamy. To lepsze niż węgiel, który zanieczyszcza nasze środowisko...
- PODNIEŚ MNIE! NA RĄCZKI! NA RĄCZKI CHCĘ! CHCĘ ICH DOTKNĄĆ!!! - wydarła się Rosalie.
- Dobrze.- Thranduil z uśmiechem podniósł ją do góry. Była lekka piórko a, że władca był silny uniósł ją tak, że mogła dotknąć latarni. Ale znalazł się ktoś kto musiał im przeszkodzić. Stara, zrzędliwa pielęgniarka.
- NIE WOLNO KRÓLEWSKIEJ MOŚCI DŹWIGAĆ. - zaskrzeczała.
Król spojrzał na Rose a Rose na króla i pobiegli w stronę drzewa. Niczym małe dzieci (w przypadku Rosalie to nie jest zaskakujące, ale Thranduil...Ech. )
- NIE WOLNO KRÓLEWSKIEJ MOŚCI BIEGAĆ!
Thranduil dotarł do Gandalfa i oddał Rosalie Itanowi a sam przewalił się na Gandalfa. Beceremonialnie i zapewne specjalnie. Przygniótł go do ziemi i leżał.
- Złaź Thranduil, głupcze!
- Oj dobrze, Gandalf głupcze.
- Wiesz się ogarnij, głu...idioto.
Zszedł z niego, ale zaraz nie znów przewrócił, tym razem nie specjalnie.
- Aua, moja głowa.
- Tak, Thrandi dźwigaj więcej. Może wtedy wyzdrowiejesz. - mruknął Gandalf, ale widząc minę króla szybko odprowadził go do uzdrowicieli. Itan został trzymając Rose na rękach. Arkadia zaczęła czule do niej przemawiać.
- Ktio tu jeśt śłodkim dzieciaćkiem, no kto?
- Przestań. Do dzieci nie powinno się tak mówić. Uczą się złej wymowy. -skarcił ją Itan.- Kochanie czy nie zechciałabyś sobie pobiegać, bo już mnie rączki bolą? Moje kończyny się jeszcze mi przydadzą.
- Mogę sobie pobiegać, ale zaraz wrócę. - Rosalie zeskoczyła i pobiegła w stronę fontanny.
Nagle Itan coś dziwnego przeszło przez księcia. Jakieś zimno, ostre jak noże. A znak go tak zapiekł jak nigdy. Jego ręką automatycznie dotarła do zaklejonego plastrem miejsca. Pod nim krył się znak.
- Wszystko dobrze? - zapytała Arkadia.
- Tak. - skłamał odwracając wzrok.
- Uwaga, uwaga!- rozebrzmiał głos Galadrieli. Obok niej stał Legolas.
- A teraz druh pana młodego- Itan wybierze druhnę.
To było jasne. To będzie Arkadia.-zdziwił się Itan. Wszystkie oczy (ku złości księcia) zwróciły się na niego.
- Weźmiesz udział w pewnej grze.
- G-grze? -przestraszony Itan spojrzał błagalnie na Legolasa. A blondyn uśmiechał się wrednie.- Tak. Wybierz z tłumu dziesięć panien i kiedy już je przygotujemy, ustawią się w rzędzie i wybierzesz jedną z nich.
- Ale...Błagam. Nie chcę.- zajęczał złotowłosy. Ale Lego uśmiechnął się złośliwie, bo bardzo kochał brata i zawsze robił mu na złość.
- Wybierz dziesięć panien.
Elfki otoczyły go chcąc być druhną. Wybrał jako pierwszą Arkadię a potem dziewięć przypadkowych dziewczyn. Zniknęły po chwili za Galadrielą. Weszły gdzieś do zamku. Wszyscy w milczeniu patrzyli się na Itana. Krępującą ciszę przerwał Legolas.
- Prosimy panny!
Wtedy wyszło dziesięć jednakowych postaci różniących się jedynie wzrostem. Były ubrane tak samo. Białe sukienki z niebieskimi wstążkami na biodrach a twarze zakryte welonami. Itan od razu rozpoznał wśród nich Arkadię, ale nie wiedział jeszcze wszytkiego. Ustawiły się w rzędzie. Elf myślał, że podejdzie do Arkadii i już, ale zawiązali mu oczy. Nic nie widział.
- A teraz znajdź swoją znajdź swoją damę.-polecił mu głos Legolasa.
Itan czuł, że robi się czerwony. Wszyscy się na niego gapią, śmieją się a on pewnie jak zwykle się potknie.
Minął już dwie panny rozpoznając, że to nie Arkadia. Po prostu to wiedział. Czwarta z nich pachniała trawą cytrynową. Dla pewności Itan wziął jej dłoń w swoją. Tak to była Arkadia. W mniemaniu Itana tylko ona mogła mieć tak delikatne, gładkie, ale silne ręce. Odsłonił welon.
- Czy zechcesz być druhną?- spytał, bo był pewny, że to Arkadia.
- Oczywiście. - elfka odwiązała chustę i książę znów przejrzał.
Nareszcie. I nic dziwnego się nie stało.-pomyślał Itan.
- Pocałuj ją! Pocałuj!-rozebrzmiały głosy.
Itan udawał, że wzdycha i podniósł Arkadię uśmiechając się promiennie. Wojowniczka musnęła tylko wąskie usta Itana a on ledwie dotknął jej wargi, gdy wydarzyło się coś dziwnego. Jakaś siła odepchnęła ich od siebie. Pole siłowe. Itan w ostatniej chwili wyczarował w locie poduszkę kinetyczną dla Arkadii, ale sam nieźle rąbnął w pień drzewa. Srebrna chmura leciała wprost do niego. Jedyne co czuł to zimno. To zaczęło się formować w... twarz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top