Ślub
Przystroili ją w białą suknię, długą, piękną. Do włosów przypieli welon. Śliczny. Na szyi piękny naszyjnik. Suknia z najdroższych jedwabów, wspaniałych materiałów i mulfinu.
Lecz cóż z tego, skoro szła pod przymusem za mężczyznę, którego nie chciała?
A u elfów małżeństwo jest na zawsze. Nie da się ich rozdzielić niczym prócz śmierci. Jednak elf, który sam się zabił nie idzie do Valarionu.
Więc co wybrać?
- Panienko. Już czas.-szepnął sługa.
Trudno jej się szło w tej sukni.
Dlaczego ojciec się na to zgodził? Czemu jej nie słuchał. Uporczywie powtarzał tylko, że jest podobna do matki, w której się zakochał i która tragicznie z nim skończyła, bo nie słuchała się swego ojca. Chciała się rozpłakać, ale doszło do niej, że jest już dorosła i musi być silna.
Nie będzie go bałagać o litość. Będzie wyglądała świetnie.
Będzie silna.
Uwodzicielska.
Będzie i tak szczęśliwa.
Chociaż to raczej niemożliwe.
Usłyszała muzykę. Agärwen wszytko przygotował tak, że większość elfów pewnie myślała, że ona wychodzi za niego z własnej woli.
A może naprawdę ją kochał?
Mała nadzieją pojawiła się w niej. Kto kocha nie krzywdzi.
Ale czy ten gad ma w ogóle serce?
Dlaczego nie myśli już tak o nim?
Jak o zabójcy i zdrajcy?
Dlaczego tak bardzo podoba jej się jego mroczność a kiedy jest blisko czuje jak ściska się coś w jej brzuchu...?
Czy...czy ona...kocha go?
Nie! To niemożliwe.
On jest zły i...to czemu nie jest jej tak bardzo smutno jak powinno być?
Wtedy podszedł do niej Agärwen. Położył ręce na jej ramionach.
Założył na szyję złoty naszyjnik.
- W niczym nie oddaje twojej piękności, śliczna. -powiedział z z tym swoim uśmiechem. A jednak patrzył na nią...z czułością? Jak na skarb.
- D-dziękuję. -wyjąkała.
- Słucham? -zdziwił się.
- Dziękuję. -powtórzyła.
Złapała go za rękę.
POV Agärwen.
Chwyciła moją dłoń. A podobno mnie nienawidzi.
Ucieszyłem się? Już dawno nie czułem...radości.
Chyba, że zimna satysfakcja z zemsty, bądź zabijania można nazwać radością.
Ja tez miałam uczucia. (Głód i pragnienie na przykład. XD)
Nic o mnie nie wiecie. Postrzegacie jako "tego złego." Ale ci "źli" też mają jakieś cele w życiu.
I mogą się zakochać naprawdę.
Nigdy nie wiedziałam jak wyrazić uczucia.
Z zresztą. Tu coś takiego jak uczucia nie istnieje. Jestem sługą Morgotha. Muszę być silny.
I taki jak byłem.
Ale to co czuje do Kathrine nie jest zwykłym pożądaniem. Ale miłość to też nie jest.
Patrzyłem jej w oczy.
A ona w moje.
Nie. Czyżby się we mnie...? Nie. Ona mnie nienawidzi. A ja robie to żeby zostać królem i mieć ją.
Nic więcej.
Ona jest taka deliktana, naiwna. Słodka.
Ogarnij się, Agärwen.-pomyślałem.
Odchrząknąłem. Puściła moją rękę.
-Musisz przygotować się do ceremonii. -wycedziłem przez zęby tak jak to miałem w zwyczaju.
Kiwnela glową i odeszła.
Ma bardzo zgrabne nogi i ogółem jest piękna.
I będzie moja. Chciaż sama tego nie chce. Co ja robię ze swoim życiem? Nie. Nie mogę się teraz zatrzymać. Jestem prawie u celu! Jestem...jestem królem!
Nr. 3osobowy
Godzina później.
Stał przy ołtarzu.
A ona obok niego. Kapłan mówił e języku Quennya.
- Od teraz jesteście związani ze sobą nierozerwalnym węzłem. Przypieczętowane krwią. - oboje odruchowo spojrzeli na lekkie zadrapanie na dłoniach. - Niech stanie się prawdą. Możecie teraz stać się jednym ciałem. Niech uwieczni to pocałunek.- patrzył na nich wyvzekująco.
Cały tłum też. Nie mieli pojęcia, że Kathrine robi to pod przymusem. Nie wiedzieli też gdzie jest król, ale nie martwiła się tym zbytnio, póki wszytko byli w porządku.
Zapanowała niezręczna cisza.
- Coś nie tak?-spytał cicho kapłan. - Nie. Wszytko jest dobrze.-odparł Agärwen i zbliżył się do Kathrine.
Przycisnął ją do siebie, ale zdawała się nie protestować.
Spojrzał na nią pytająco, wręcz nie jak on.
A potem pocałował.
A elfka...oddała pocałunek.
Może odruchowo?
Może nie? Wydawała się spłoszona. I zdziwiona tym co przed chwilą zrobiła.
Nie. Nie kocha go! Co z tobą jest? -zadała sobie pytanie.
*** dzień później.
A teraz obejrzyjcie to. To jest piękne i smutne.
Ryczę. No tak to było. A potem był Itan.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top