🌹

Kookie był kimś, kto nigdy nie bał się zmian. Nie bał się zrobić tego pierwszego kroku w nieznane. Kochał ryzyko, za to nienawidził stać w miejscu. Irytowało go to jak nic innego.
Tae był zupełnie inny. Bał się właściwie wszystkiego. Zaczepienie przez niego ekspedientki w sklepie i spytanie jej o cokolwiek graniczyło z cudem. Cichy, niczym niewyróżniający się z tłumu spośród swoich rówieśników. Nie lubił zmian. Za każdym razem, kiedy podejmował jakąkolwiek decyzję, myślał o tym przez naprawdę długi czas. Uwielbiał planować, co robił w swoim notesie, który dostał od swojego przyjaciela - Ho-seok'a. Zapisywał tam dosłownie wszystko.
Właśnie dlatego spotkanie tych dwóch - na pozór różniących się od siebię pod każdym względem osób - musiało być conajmniej dziwne. Niby takie zwykłe, zupełnie przypadkowe, a jednak miało w sobie to coś.

Tae spieszył się do pracy. Ten poukładany, zawsze punktualny chłopak zaspał prawdopodobnie pierwszy raz w życiu. Nieprawdopodobne, a jednak w końcu do tego doszło. W tamtej chwili nie liczyło się dla niego nic z wyjątkiem tego, by jak najszybciej znaleźć się na miejscu. Miał też ogromną nadzieję, że jego szef także jeszcze nie dotarł. Znał go już na tyle dobrze, że wiedział, iż tamten nie tolerował spóźnień. Paradoksem było dla niego również to, że gdyby ten zdążył pojawić się w pracy przed nim, musiałby  tłumaczyć się przed kimś, kto był w jego wieku i to od niego zależałoby, czy będzie miał z czego opłacić czynsz. Czyż to nie było głupie? Praca kelnera nie była szczytem jego marzeń, ale z czegoś musiał przecież żyć. Wbrew pozorom - jak niektórym mogłoby się wydawać - życie to nie bajka, w której zjawi się książę  na białym koniu, który cię uratuje. Będąc w liceum zaczął umawiać się z chłopakiem, który, jak mu się wtedy wydawało, miał być miłością jego życia. Jednak, jak to często bywa, rzeczywistość okazała się być okrutna i najzwyczajniej w świecie im nie wyszło. 

Biegnąc ile sił w nogach, wpadł na wielu przypadkowych ludzi, żałując, że nie mógł zatrzymać się chociażby na chwilę, żeby przeprosić za swoje niecodzienne zachowanie i pomóc pozbierać im porozrzucane przez siebie rzeczy pod wpływem zderzenia, ale nie miał na to czasu. Wiedział, że jeśli nie zdąży, będzie mógł pożegnać się ze swoją pracą.
Cały zmachany wbiegł do kawiarni, rozglądając się za swoim szefem. 

- Szef już jest? - spytał zdenerwowany, zdejmując w pośpiechu kurtkę i wchodząc za ladę. 

- Jeszcze nie przyszedł - odpowiedziała zdziwiona dziewczyna, która już od jakiegoś czasu gotowa była do pracy. - Co się stało?

- Niby czemu cokolwiek miałoby się stać?

- Bo się spóźniłeś, a, komu jak komu, ale akurat tobie to się nigdy nie zdarza, więc pomyślałam...

- Nic się nie stało. Po prostu zaspałem i tyle. Koniec tematu. 

- Okey, okey - westchnęła zrezygnowana. - Ale pamiętaj, że jakby coś się działo, zawsze możesz ze mną o tym pogadać i mam nadzieję, że o tym wiesz. 

- Dziękuję, Rose - przytulił dziewczynę w momencie, kiedy drzwi wejściowe otworzyły się na oścież, a do środka wszedł ich pierwszy klient. 

Od momentu, kiedy Kim przyszedł, zdążyło się całkiem mocno rozpadać, więc nie mógł jeszcze ujrzeć twarzy osoby, która skrywała się za parasolem, z którego strasznie kapało. Po chwili, kiedy tajemnicza osoba już się z nim uporała, jego oczom ukazała się twarz chłopaka, o którym już w pierwszym momencie Taehyung pomyślał, że nigdy nie widział nikogo piękniejszego. 

- Poproszę karmelową latte i ciasto czekoladowe - powiedział, podchodząc do kasy z uśmiechem. 

- Um, tak... pewnie - zaciął się, patrząc w jego oczy, jednak po chwili zreflektował się, mówiąc: 

- To będzie 7000 wonów. Możesz usiąść, a ja zaraz podam ci do stolika. 

- Dzięki - ponownie posłał mu uśmiech, po czym udał się wgłąb lokalu. Temu wszystkiemu z boku przyglądała się Rose, uśmiechając się pod nosem. Tego chłopaka znała bardzo dobrze, można by było wręcz powiedzieć, że przez całe życie. Przyjaźnili się od lat, a on nie zaszczycił jej ani jednym spojrzeniem. Nawet się z nią nie przywitał. Ale nie była na niego zła, ponieważ doskonale znała powód jego zachowania. Już wcześniej widziała, jak Jungkook przychodził, zamawiał coś i z ukrycia przyglądał się jej współpracownikowi. 

- Zaniesiesz mu to? Ja muszę...

- Przepraszam, ale nie mogę - posłała mu przepraszający uśmiech. Nie było mowy, żeby pozwoliła zniszczyć mu kolejną szansę na dobrze zapowiadającą się znajomość. Nie była ani ślepa ani głupia i doskonale widziała, że tych dwoje coś do siebie ciągnęło. Do tego wszystkiego doskonale znała jego historię i wiedziała, dlaczego jego poprzedni związek się rozpadł, ale to nie był powód, żeby tak bardzo zamykał się na ludzi i od nich izolował. Nie miała zamiaru dłużej mu na to pozwalać. 

- Muszę rozłożyć towar - skłamała gładko. Wiedziała, że się bał, ale chciała mu tylko pomóc. I wiedziała też, że kiedyś jeszcze jej za to podziękuje. Jednak nie do końca była pewna, kiedy nadejdzie ten dzień, bo, patrząc na ich dziecinne zachowanie, czuła, że bez jej pomocy się nie obejdzie. 

- Um, okey - westchnął, chwytając tacę i ruszając w kierunku stolika, przy którym siedział ich jak na razie jedyny klient, który wpatrzony był w ekran swojego smartfona. - Proszę, oto twoje zamówienie. 

- Dziękuję. 

Tae już chciał odchodzić, kiedy nagle usłyszał:

- Usiadłbyś ze mną na chwilę?

- Nie wolno mi siadać z gośćmi, a mój szef... hmm... on i tak już tylko czeka, aż nadarzy się okazja, żeby mnie stąd wyrzucić. 

- Jeśli stracisz tą pracę, chętnie pomogę szukać ci nowej - uśmiechnął się, ale widząc niezbyt zadowoloną z, jak przypuszczał, jego słów minę chłopaka, dodał: - Oczywiście nie chcę, żebyś ją tracił. Chodziło mi tylko o to, że chętnie spędziłbym z tobą trochę czasu i poznał cię bliżej, a znudziło mnie już przychodzenie tu i obserwowanie cię z daleka. 

Kim zamarł, słysząc te słowa. Spodziewałby się wszystkiego, ale na pewno nigdy czegoś takiego. 

- Ty... przychodzisz tu dla mnie? - wyjąkał. 

- Cóż... tak. Chciałem jeszcze trochę poczekać, ale zmieniłem zdanie. Zapraszam cię na randkę.

- Ty... co?

- Zapraszam cię na randkę - powtórzył ze śmiechem, który był najpiękniejszym, jaki chłopak kiedykolwiek słyszał. Zastanawiał się właśnie, co powinien mu odpowiedzieć, kiedy usłyszał charakterystyczne przy otwieraniu się drzwi skrzypienie, odwrócił się w stronę, z której dochodził dźwięk i zobaczył, że to jego szef. 

- Ja... muszę iść. To mój szef... on... ja... muszę iść...

- Odpowiedz mi. 

- Słucham? Ah, tak! Dobrze. Przyjdź po mnie dzisiaj o 19. Wtedy kończę pracę i możemy gdzieś iść. - Powiedział, po czym odszedł, nie oglądając się za siebie. Nie wierzył, że się na to zgodził.

* * *

Dla Taehyung'a ten dzień był naprawdę ciężki. Ruch w kawiarni był o wiele większy niż zwykle, przez co nie miał nawet chwili na to, by pomyśleć o tym, co czekało go po pracy. Co więcej - totalnie o tym zapomniał. Do tego wszystkiego, odkąd tylko pojawił się jego szef, miał do niego problem dosłownie o wszystko. Dlatego, kiedy zobaczył wchodzącego do środka uśmiechniętego chłopaka, którego pamiętał z rana, nie do końca ogarnął, co się dzieje. 

- I jak? Gotowy?

- Gotowy? - zdziwił się? - Na co?

- Nie mów, że zapomniałeś - zaśmiał się. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale nie było mu to dane, bo Tae mu przerwał.

- Nie, nie, już pamiętam! Przepraszam, mieliśmy tu dzisiaj straszne urwanie głowy, ale już pamiętam o naszej... o naszym spotkaniu - poprawił się.

- Nie bój się nazywać rzeczy po imieniu. Cieszę się, że pamiętasz o naszej randce - puścił mu oczko. 

- Um, tak. Wezmę tylko swoje rzeczy i możemy iść - powiedział, po czym zniknął na zapleczu.

* * *

Szli przez centrum miasta, udając się w kierunku bliżej Kimowi nieznanemu, kiedy ten nagle uświadomił sobie pewną raczej dosyć istotną rzecz, o której najwyraźniej oboje zapomnieli. 

- A właściwie to... jak masz na imię? - spytał zmieszany. Było mu głupio, że umówił się z nim, nie wiedząc nawet jak się nazywa.
- Jeon Jeongguk, ale możesz mówić do mnie Jungkook. 

- Ja jestem...

- Kim Taehyung. Tak wiem - przerwał mu. 

- Czy ty...? Skąd...?

- Spokojnie, nie jestem żadnym chorym psychicznie stalkerem z obsesją na twoim punkcie ani nic z tych rzeczy. Po prostu... 

- Więc skąd wiesz? - tym razem to Tae mu przerwał. 

- Daj mi dokończyć, a się dowiesz - warknął, zirytowany tym, że chłopak cały czas mu przerywa.

- Przepraszam - szepnął zawstydzony. - Mów. 

- Nic się nie stało, Tae - znowu się uśmiechnął. - Wiem, jak się nazywasz, bo dosyć dobrze znam się z Rose i... 

- Znasz Rose? Skąd? - spytał, jednak po chwili, widząc jego wzrok, dodał: - Przepraszam.
Jungkook, zamiast skomentować jego zachowanie, po prostu kontynuował tak jakby cała sytuacja wcale nie miała miejsca. 

- ... i właśnie ona mi powiedziała. A znam się z nią od dzieciństwa. Jest moją najlepszą przyjaciółką i... to właściwie tyle w temacie. 

- I ona kazała ci się ze mną umówić? - spytał, czując, że mogła mieć z tym coś wspólnego.
- Ani trochę. Chciałem, więc cię zaprosiłem i wierz mi, gdybym tego nie chciał, Rose nic by tu nie zdziałała. 

- Um... rozumiem - wyjąkał. 

- To co? Może chcesz iść gdzieś usiąść? - widząc jego skrępowanie, zgrabnie zmienił temat. - Jesteś głodny? Zupełnie wyleciało mi z głowy, że przecież cały dzień byłeś w pracy, więc na pewno...

- Daj spokój, Jeongguk. Nic się przecież nie stało, a ja wcale nie jestem od razu jakiś tam strasznie głodny. 

- Nie kłam. Na pewno jesteś. 

- Skąd niby możesz to wiedzieć? Siedzisz w mojej głowie i czytasz mi w myślach czy jak? - zaśmiał się, jednak zamilkł od razu, kiedy usłyszał:

- Twojego śmiechu mógłbym słuchać nawet i do końca życia. Jest naprawdę piękny.
- Ja... um... dziękuję... chyba...

Tae był bardzo nieśmiały, co było doskonale widoczne podczas całego spotkania z Jungkookiem. Czerwienił się i jąkał prawie cały czas. Co do spotkania, było bardzo miło, przekonał się co do Jeongguk'a i mógł mówić co chciał, ale jedno było pewne. Musiał przyznać, że był on naprawdę ładny i nie chciał, żeby dopiero co rozpoczęta znajomość skończyła się na tym jednym wyjściu. Miał ogromną nadzieję, że tak się nie stanie. Liczył na to, że on myślał o nim w choć trochę podobny sposób.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top