6. Baby weapon

- No bo... - Sam ponownie chciał się wyprostować całą sytuację, ale mu przerwałam.

- Na Deana została rzucona klątwa i teraz jest bobasem. - wypowiedziałam na jednym wydechu. Długo nie dostaliśmy odzewu z drugiej strony słuchawki, ale po chwili usłyszeliśmy brzdęk szkła o stół.

- Mam tylko dwa pytania. Pierwsze to w jaki sposób macie zamiar zdjąć klątwę?

- Do maksymalnie kilku dni sama przestaje działać. - odpowiedział Sam, będący równie mocno zaskoczony reakcją Bobby'ego co ja.

- A po drugie... kto go przewija? - młodszy Winchester parsknął śmiechem, gdy w głosie Singera dało się wyczuć jak hamuje się przed wybuchem śmiechu. - Wnioskuję, że Cami.

- Ale za to mam pewną broń, która teraz zaatakuje Sama, za ten śmiech.

- Cameron, wiesz, że bronie nie atakują same? - Bobby wyraźnie płakał z poziomu niedorzeczności całej sytuacji, którą doprawiłam swoimi słowami.

- Ta, tak. Dean atakuj! - poraczkował ku brzegu łóżka, następnie uderzył Sama prosto w udo. - Mój mały wojownik. - udałam, że ścieram łezkę z policzka. - Bobby, gdybyś to widział, byłbyś dumny.

- Ile już wypiłaś, żeby tak majaczyć? - zapytał głos ze słuchawki.

- Tak. - stwierdziłam, kładąc się krzyżem na łóżku, tuż obok rozbawionego niemowlaka.

- Jest wymęczona opiekowaniem się tym kurduplem. - sprostował Sam. - Do usłyszenia, Bobby. - nacisnął czerwoną słuchawkę, rozłączając się.

- Dobranoc. - leniwie przysunęłam się ku poduszce, a również wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że to jest łóżko Deana. Przez co niechętnie klapnęłam na swoje.

- Cam. - głos młodszego Winchestera był wymownie spokojny, ale to nie spowodowało, że oderwałam się od kołderki. - Bo Dean chce do Ciebie wskoczyć. - leniwie podniosłam głowę, próbując się skupić na skaczącym przy łóżku dziecku, które nie potrafiło na nie wejść. Sam szybko chwycił go pod pachami, sadzając go naprzeciwko mojej twarzy.

- Sam? - obróciłam się na plecy, aby móc resztkami sił zabić mężczyznę wzrokiem. - Płacisz mi za kolejny miesiąc subskrypcji na Netflixie. - szybkim ruchem dłoni zarzuciłam na Deana kołderkę.

Zaledwie kilka minut później zasnęłam, ale nie na długo, ponieważ leżące obok mnie dziecko zaczęło dotykać moją dłoń. Ledwo uniosłam powieki, a to co zobaczyłam było zaskakujące. Dean starał się odsunąć leżący na nim materiał, aby przysunąć się w moją stronę. Bez dłuższego namysłu podniosłam poszewkę, a dziecko zrobiło to co myślałam, kładąc się naprzeciwko moich oczu.

- Jednak potrafisz być uroczy. - ledwo słyszalne wyszeptałam do uszka Winchestera, który zaczął się we mnie wtulać. - Dobranoc, Deano.

- Cami lulu.

- Za bycie słodkim mnie nie przekupisz.

Tej nocy nie mogłam zaliczyć do odpoczynku, była to praca na pełnych obrotach, która była przerywana drzemkami. Albowiem Dean raz to miał pełną pieluchę, a następnie zaś chciał jeść. Wtedy ponownie został wykorzystany garnuszek z ciepłą wodą do podgrzania zawartości buteleczki. A żeby Winchester nie obudził również swojego brata, trzymałam go na lewym przedramieniu, a całym swoim ciałem zaczęłam nieznacznie podskakiwać, aby uspokoić niemowlę. Z czasem zaczęło nam towarzyszyć nucenie, które nieświadomie wykonywałam.

- Tak, tak. "Sweet child o' mine" to genialna piosenka, nie musisz mnie w tym uświadamiać. Puściłabym ci jakąś muzykę, ale jest kilka minut po czwartej rano a nie chcę słuchać chrząkania twojego brata. - Dean, ku mojemu zaskoczeniu, zaczął się uspokajać, gdy podśpiewując, podałam mu buteleczkę. - Jak za kilka dni nie będziesz już niemowlęciem, to najprawdopodobniej nie ruszę się z łóżka... - westchnęłam ociężale.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top