67.Hybryda!

Po czasie postanowiliśmy iść na stołówkę i porozmawiać co się działo przez ten cały czas kiedy byliśmy osobno. Cieszyłem się, że odzyskałem go.

---------------

[Leila]

Od zeznań Lance'a minęło dwadzieścia minut. Szybkim krokiem weszłam do swojego pokoju i przebrałam sweter, który niechcący dobrudziłam. Czysta, wyszłam i skierowałam się w stronę schodów. Wspięłam się na górę i stanęłam z boku. Już po chwili obok mnie zjawił się Nevra.

Równo z czasem cały korytarz był zapełniony. Na sam środek schodów stanęła Miiko, która zaczęła uciszać gadający tłum. Niestety nie wychodziło jej to, więc wrzasnęła wywołując ogień. Oczywiście podziałało.

-Zebraliśmy się tutaj, aby podsumować ostatnie działania Lśniącej Straży oraz jej pomocników. Jak zapewne wszyscy wiedzą Leiftan okazał się Deamonem. Cały czas działał przeciwko nam za przykrywką pomocnego i łagodnego osobnika. Na całe szczęścia Leila...-wskazała na mnie. -Wraz ze swoimi przyjaciółmi oraz Lśniącą Strażą odkryła to i przyczyniła się do jego śmierci. Dzięki naszej grupie, jesteśmy znowu bezpieczni.-wszyscy zaczęli klaskać

-Coś jeszcze?-można było usłyszeć w tłumie

-Tak. Villend?-zwróciła się do niego. -Mógłbyś podejść?

-T-Tak.-mruknął cicho i podszedł do niej niepewnie

-Hybryda!-ktoś krzyknął, a między tłumem zaczął panować szum

-Uspokójcie się.-warknęła. -Pomógł nam z Leiftanem prosząc Natana.-wskazała na niego. -O tłumaczenia, które zdobył.-duża cześć zaczęła klaskać przyglądając się Natowi.

-A co on takiego zrobił?-ktoś fuknął

-Uratował dziecko jednej z mieszkanek, dzięki czemu teraz żyje. Naraził swoje zdrowie i życie wychodząc podczas zakazu. Na całe szczęście dziecko ma się dobrze, a on sam dochodzi już do siebie po pobycie w Przychodni.-wszyscy zaczęli radośnie klaskać i gwizdać. -Mam nadzieję, że przyjmiecie ich godnie i obędzie się bez nieprzyjemnych sytuacji. Koniec zebrania. Możecie się rozjeść.

Kitsune poszła w swoją stronę, a dużo osób podeszło do Villenda oraz Natana chcąc o coś zapytać. Ciekawiło mnie jednak, czy Nat na prawdę zostaje. Przebiłam się przez wszystkich i załapałam go za ramię.

-Hej Leila.-uśmiechnął się

-Cześć, naprawdę zostajesz?

-Nie, nie, będę was odwiedzać, ale mam teraz w planach w końcu wrócić do rodziny. Poza tym spodziewam się dziecka.-zaśmiał się

-Gratuluje. Wpadaj czasem.-przytuliłam go delikatnie

-Na pewno. Jeszcze chwilę zostanę i się zbieram.

-Na razie!

Odeszłam z bananem na twarzy i w podskokach skierowałam się w stronę Nevry. Przytuliłam go od tyłu, a ten odwrócił się i objął mnie. Pocałował w czoło i poczochrał po włosach.

-Idziemy gdzieś potem?-zapytałam

-Nie wiem. Mam pewne załatwienia.-spojrzałam na niego, ale ten uciekał wzrokiem

-Nevra? Stało się coś?

-Nie tylko muszę coś zrobić.-zaśmiał się lekko

-Oh, okay. To ja idę do Ezarela.

-Nie! On jest mi potrzebny.

-Uh, to idę znaleźć sobie jakieś zajęcie.

Pocałowałam go w policzek i poszłam do biblioteki. Zaczęłam przeglądać grzbiety książek szukając czegoś ciekawego. Nagle do środka wbiegł Mery krzycząc moje imię. Podbiegł do mnie i wtulił się we mnie.

-Potrzebujesz czegoś?-uśmiechnęłam się

-Pobawisz się ze mną?-pisnął radośnie

-A Twoja mama wie?

-Nie...

-To pójdziemy do niej, a później się w coś porobimy, okey?

-Tak! To ja idę zapytać!-uciekł w podskokach

Uśmiechnęłam się rozczulona i wyszłam z pomieszczenia kierując się na stołówkę. Wzięłam od Karuto jabłko, marchew oraz kilka kostek cukru po czym wyszłam. Znajdując się przy studni zaczęłam rozglądać się za Merym. Ten szybko do mnie podbiegł i zaczął skakać.

-Mamusia się zgodziła!

-Później Cię odprowadzę.

-Dobrze.

-Chcesz iść ze mną nakarmić Akio?

-Tak! Tak!

Złapałam go za rękę, a on ją delikatnie ścisnął. Wyszłam z nim za bramę przypominając, aby się nie oddał. Zawołałam Shaukobow'a a ten przybiegł z lasu. Parsknął szczęśliwie, a ja pogłaskałam go po chrapach. Wręczyłam dziecku marchew, a ten radośnie wystawił ją w stronę zwierzęcia.

Koniec końców spędziliśmy całą trójką dobre dwie godziny na zabawie. Czując, że robi się chłodniej pogłaskałam futrzaka i wraz z chłopcem wróciłam do K.G. Odprowadziłam go do domu, a w następnej kolejności poszłam do swojego pokoju. Wzięłam swoją gitarę i usiadłam na łóżku po turecku. Zaczęłam stroić instrument, aż w końcu był gotowy. Zaczęłam grać cicho podśpiewując. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Od razu zaprzestałam swoich czynności i podbiegłam do drzwi. Otworzyłam je, a w nich ujrzałam Karenn. Już miałam się z nią przywitać, ale ta wystrzeliła jak z procy.

-POGADUSZKI I NOCOWANIE!

-C-Co?

-Przyszłam u Ciebie spać i pogadać.-uśmiechnęła się

-O, nie spodziewałam się. Wchodź.-przepuściłam ją

Weszła do środka, a ja zamknęłam drzwi. Wampirzyca od razu rzuciła się w głąb mojego pokoju. Usiadła na łóżku uśmiechając się głupkowato. Zajęłam miejsce tuż obok niej.

-Jak się czujesz po tym wszystkim?-napomknęła

-Jest dobrze.

-A jak Villend?

-Dochodzi do siebie.-uśmiechnęłam się

-Słyszałam, że zostaje u nas. Tak?

-Zgadza się. Dostał już pokój.

-Mega! Muszę go poznać. Gdzie ma sypialnie?

-Obok Sali Alchemicznej.

-Dzięki.-uśmiechnęła się

Przeciągnęłam się i położyłam dalej mając zgięte nogi. Dziewczyna zaśmiała się głaszcząc Black'a. Jako jedyny nie poszedł na polowanie. Chowaniec łasił się i wydawał zadowolony z dotyku. Nagle wskoczył na łóżko i ułożył się na poduszkach. Już po chwili spał, a ja podniosłam się do siadu.

-Ej, Lei?

-Hm?-mruknęłam

-Wiesz może co stało się Ezarelowi?

-Nie. Nic mi nie mówił.

-Bo jest taki dziwny.

-W jakim sensie?

-No wiesz rozkojarzony, zamyślony, myli się dużo, przed chwilą Miiko się na niego darła, bo zapomniał, że kazała mu coś tam zrobić.

-Myślisz, że to coś poważnego?

-Nie mam pojęcia. Wiesz nie lubię się zbytnio z Ezem, ale wolę jak ma do wszystkich problem i go denerwować niż kiedy jest...No taki dziwny.

-Porozmawiam z nim.

Uśmiechnęła się do mnie. Już po chwili zeszłyśmy z tematu chłopaków. Nasza rozmowa potoczyła się w kierunku ubrań i innych pierdół, które zapewne nikogo nie interesują. Mile spędziłam z nią czas, śmiejąc się do łez. Kilka godzin później postanowiłyśmy pójść w końcu spać.

[Ezarel]

-Miałeś zrobić tuzin eliksirów na jutro! Nawet nie zacząłeś!-krzyknęła Miiko

-Nie miałem czasu! Żaden mi nie wyszedł!-warknąłem

-Zawsze dawałeś radę. Umiałeś zrobić nawet do trzydziestu w dwa dni. Teraz nagle nie umiesz nawet jednego w tydzień?!

-Zepsułem to dobra?!-podniosłem głos wkurzony

-Jak? Jesteś najlepszym alchemikiem w K.G. jak i nie całej Eldaryi. Nagle wielce Panu Ezarelowi nic nie wychodzi?!

-Tak! Nie wychodzi i nic Ci do tego!

-Ezarel!-w jej oczach widoczna była furia.- Jesteś nieodpowiedzialny. Mogłeś mi to zgłosić, jeżeli masz problemy to mi powiedz. Nie musisz się zwierzać, ale przekazałabym to zadanie komu innemu. Przejrzyj na oczy. Dobrze wiesz jak ważne są te eliksiry.

-Wiem. Popełniłem błąd.

-Zaufałam Ci znowu. Zrozum, że to leżało w Twoich rękach. Co było ważniejsze od tego?

-Nie potrzebujesz tej informacji.-fuknąłem

-Przejrzyj na oczy. Z takim postępowaniem nikt nie będzie chciał przy Tobie przebywać.

-Nie musisz się o to martwić.

-O to nie, ale o to, że jeżeli nie uda mi się wybłagać o dłuższy termin wywozu eliksirów to jesteśmy w kropce. Jedynym warunkiem pokoju był głupie eliksiry!

-To trzeba było samej je zrobić!

-Ja tu jestem Alchemikiem?! Gdybym miała czas to bym to zrobiła, mam mnóstwo rzeczy na głowie.

-No tak świetna panująca kitsune. Najlepiej sobie radzi, jest taka wspaniała, jedyne co umiesz to rozkazywać nawet nie wiedząc co robić! Nie nadajesz się do władania Kwaterą.-syknąłem

-Dopóki nie przemyślisz swojego zachowania i nie opamiętasz się jesteś zawieszony w swoich obowiązkach.-spojrzała na mnie chłodno

Wyszła z sali trzaskając drzwiami, a ja usiadłem na ziemi łapiąc się za głowę. Postąpiłem jak największy kretyn. Słysząc pukanie do drzwi, ani drgnąłem. Siedziałem skulony pastwiąc się nad sobą myślami.

-E-Ezarel?-usłyszałem cichy głos Villenda

-Czego chcesz?-podniosłem na niego pusty wzrok

-Wszystko dobrze?-zamknął za sobą drzwi

-Tak.

-Mógłbyś nie kłamać?-podszedł o krok bojąc się bardziej zbliżyć

-Co, przyszedłeś jeszcze bardziej mnie dołować? A może wyśmiać?

-Słyszałem trochę z waszej kłótni.-jego uszy drgnęły

-I co? Pewnie zaraz wszystkim rozpowiesz.-fuknąłem

-Nie.-podszedł bliżej.- Nie jestem taki, zrozumiesz to kiedyś?-kucnął przede mną kładąc dłonie na swoich kolanach

-Wszyscy są tacy sami.-prychnąłem

-Każdy jest inny. Różnimy się. To sprawia, że jesteśmy wyjątkowi. Ty też Ezarelu. Nie śmiałbym śmiać się z Ciebie w takiej sytuacji.

-Co próbujesz osiągnąć swoich sztucznym zachowaniem?

-Ono nie jest sztuczne. Ja się po prostu martwię. Najwyraźniej nie znasz takiego słowa jak i uczucia. Martwić się to bać się równocześnie o drugą istotę. Poczułem coś do Ciebie. Chciałbym mieć Cię za przyjaciela, ale Ty chyba nie. Szkoda. Pamiętaj jednak, że Twój upór i chowanie się za maską wredoty i obojętności kiedyś Cię zgubi.

Moje serce zabiło szybciej, a mężczyzna podniósł się obdarowując mnie krótkim smutnym spojrzeniem. W następnej kolejności opuścił mnie zapewne kierując się do swojego pokoju. Moje ciało opanowała złość. Podniosłem się i uderzyłem pięścią w ścianę. Czując ogromny ból w dłoni usiadłem na sofie. Zmęczony psychicznie patrzyłem jak krew z moich kostek płynie spokojnie po skórze.

-Jestem jebanym dupkiem.-westchnąłem

Nie mając siły, ani ochoty na cokolwiek położyłem się i zamknąłem oczy. Pomimo widocznej Miiko oraz Villenda przed oczami zasnąłem wiedząc, że moje sumienie będzie mnie zżerać.

_______

Słowa: 1426||dłuższy rozdział yea XD

Halo, co tu się odwala? Powiem szczerze. Osoby wrażliwe powinny na następny rozdział przygotować sobie chusteczki.


***Zostaw po sobie ślad ^-^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top