62.Nie ufam Ci
Mojej uwadze nie uciekło, że wzrok Villenda od razu powędrował na osobę Ezarela lustrując go. Otrząsnął się szybko, kładąc uszy. Następnie zaczął.
-------------------
-Słuchajcie. To jest Natan. -wskazał na bruneta- To on miał zdobyć tłumaczenia.
-Jakie tłumaczenia?! -wrzasnęła Miiko-
-Nooo...Ostatnio znalazłam w piwnicy przejście i w pewnym momencie były trzy rozgałęzienia, a nad nimi jakieś dziwne znaczki. W bibliotece nigdzie o tym nie było.
-CO TAKIEGO?!
-Miiko. Uspokój się i tak byście się nie dowiedzieli. -szybko uspokoił ją Vill-
-Jak to?
-Zrozum, że czasem trzeba zaryzykować życiem, żeby otrzymać takie rzeczy, albo mieć znajomości.
-To jakim cudem Ty jeszcze żyjesz? -warknął Ezarel-
-Nie wiem. -odpowiedział spokojnie-
-Możecie się przytkać?! Macie gdzieś w swoich deamona! -pisnął różowo oki-
-CO? -ryknęli wszyscy równocześnie-
-Te tłumaczenia. To jest ich język i znaki.
-Co one znaczą? -zainteresował się wampir-
-Prowadzą one do różnych wiosek. Misteja, Świątynia Fenghuangów i Wybrzeże Jaspisu.
-To musi być Leiftan.
-Czemu on? -zapytała zaskoczona kitsune-
-To Leiftan. -zacisnęłam ręce w pięści-
Widziałam jak Nevra chce do mnie podejść. Jednak wyprzedziła go hybryda. Chłopak złapał mnie delikatnie za ramię.
-Leila? Dobrze się czujesz? -zapytał troskliwie-
-Jak byłam w Misteji. On tam był. Na Akio jechałam tam koło czterech godzin. Później wróciłam. On już był tutaj. To jest niemożliwe.
-Może to nie on? -Miiko chciała znaleźć racjonalne wyjaśnienie-
-Muszę znaleźć Lance'a.
-Co? -oczy Valkyiona przypominały pięciozłotówki-
-Lance. On będzie wiedział.
-Leila on nie żyje. -wtrącił Nev-
Przeleciałam po nich wzrokiem po czym zamieniłam się w wilka. Szybko wybiegłam przez drzwi i zaczęłam biec przepychając się przez tłumy. Kiedy znalazłam się za bramą popędziłam w głąb lasu pomimo gigantycznego niebezpieczeństwa.
Pov Villend~
Kiedy Leila wybiegła z pomieszczenia wszyscy stali ogłupieni nie mogąc zrozumieć dziewczyny. Natan spojrzał na mnie po czym westchnął.
-Hej! Cisza!
-Hm?
-Bo Lance to wasz zamaskowany. On musiał się ukryć, ale chyba lepiej jak on wam się będzie tłumaczyć. Po prostu zaufajcie tej wilczycy. Czuć w niej wielką siłę. Pomimo małego doświadczenia, ona wie co robi.
-Dobra. Trzeba coś zacząć robić. Natan mówi prawdę. -zaczęła Miiko- Nevra. Ty oprowadzisz na szybko Nata i dasz mu jakąś broń. Valkyion ty pójdziesz ze mną uspokoić tłum i zobaczyć czy nie ma tu gdzieś Leiftana. Ezarel...Ty zostaniesz z Villendem. Jeżeli nie masz wystarczającej ilości eliksirów to idziecie tam, jeżeli masz wszystko to tu zostańcie.
Bez zbędnego gadania wszyscy oprócz mnie i elfa wyszli. Wziąłem głęboki oddech i spojrzałem na chłopaka. Spojrzał na mnie w tym samym momencie.
-Szukasz czegoś? -warknął-
-Masz wszystkie eliksiry?
-Mam.
Zrezygnowany usiadłem na schodach. Przytuliłem ogon do swoich nóg i oparłem brodę o dłonie ułożone na kolanach. Nagle poczułem, jak elf siada obok mnie.
-Chyba pójdę za nią. -mruknął-
-Boli Cię coś?
-To moja przyjaciółka. Nie chce żeby coś jej się stało.
-Zrobisz sobie krzywdę. Ona ma moce, a Ty? Jeżeli byś na kogoś natrafił nie dałbyś radę sam.
-Skąd możesz to niby wiedzieć? -warknął-
-Bo wiem jak wygląda życie. Dla każdego jesteś nikim. Nikogo nie interesuje, czy masz schronienie, pieniądze, leki, jedzenie. To jest sztuka przetrwania. Gdybyś umarł to nikt nawet by się nie zorientował.
-Nie ma się nikogo? -uśmiechnąłem się lekko na jego pytanie-
-Nie masz nikogo. Liczysz sam na siebie. Każdy to fałszywa kurwa. Cały czas masz tą świadomość, że zaraz możesz umrzeć. Wystarczy chwila, aby ktoś Cię zabił.
-Co jeżeli jej się coś stanie? Pójdę...Pomogę jej.
-Ezarel. -spojrzałem na niego, a on na mnie- Nie idź. Jeszcze Ci się coś stanie. Zrozum, że to nie jest zabawa.
-Wiem, że może mi się coś stanąć.
-Więc czemu ryzykujesz? Nie zasługujesz na to. Nikt nie zasługuje na śmierć, każdy powinien mieć szansę. Nawet Twoi wrogowie. Przecież oni nie są tacy z wyboru. To jaki jesteś to zasługa towarzystwa, czasów, czynów.
Spojrzałem mu prosto w oczy. Widziałem, że maluje się w nich zdziwienie. Westchnąłem cicho i odwróciłem głowę nie chcąc okazywać emocji na swojej twarzy.
-Śmierć jest koniecznością. Nikt nie powinien jej wybierać. Jednak rozumiem ludzi, którzy targają się na swoje życie. Przecież nie robią tego bez przyczyny. To tylko pokazuje, że nie mają osoby, która im pomoże. Osoby, która jest dla nich ważna. Kogoś komu mogą zaufać.
-A zabójstwo? -wydawał się zaciekawiony moimi słowami-
-Zabicie kogoś. Bywają różne sytuacje. W obronie własnej, rodziny, przyjaciół. Ale jest też zemsta. Ciężko się o tym mówi.
-Chyba powinniśmy im pomóc. Przynajmniej na terenie Kwatery.
-Miiko kazała nam zająć się eliksirami, albo siedzeniem tutaj.
-Ale...
-Nie wychylaj się przed szereg jeżeli nie chcesz na czymś stracić.
-To wszystko wyniosłeś ze swojego życia, prawda?
-A skąd miałem? To upadki mnie wszystkiego nauczyły.
-A Twoi rodzice?
- Mama nie żyje, a z ojcem nie mam kontaktu -zagryzłem wargę-
-Współczuje.
-Szkoda mi tylko matki.
Zacisnąłem mocniej zęby. Nagle po mojej szczęce zaczęła płynąć krew z wargi. Spojrzałem na rękę, na którą zaczęła skapywać ciecz. Wytarłem szkarłatną stróżkę wierzchem dłoni. W tym samym momencie Ezarel bez żadnego komentarza kucnął przede mną i wytarł moje usta jakąś błękitną ścierką, drżącymi rękoma. Zerknąłem na niego zaskoczony, ale ten unikał mojego wzroku.
Chwilę później znów siedział obok mnie. Między nami panowała cisza. Żaden z nas nie chciał przerwać tej niezręcznej ciszy. Kilka minut później elf przełamał się.
-Masz swój pokój?
-Nie. Po co?
-Nie zostajesz tutaj?
-Nie mam po co, ani dla nikogo. Teraz jestem tu bo przyszedłem do Lei. Chciałem z kimś posiedzieć. Przez Leiftana moja wizyta się przedłuża.
-Wolisz siedzieć w lesie?
-Oczywiście, że nie. Nienawidzę siedzieć samemu. Tam jesteś sam ze sobą. Walczysz o życie.
-Dlaczego nie zostaniesz?
-Po co? Nikt mnie tu nie chce. Może Leila, ale ona ma zbyt dobre serce. Nie widzi tego zła, które widzi każdy.
-A co jeśli ktoś jeszcze chce żebyś został? -parsknąłem cichym śmichem-
-Niby kto? Jestem dla każdego zwykłym śmieciem. Boją się mnie. Jestem tego świadom. Nikt nie jest zadowolony z moje wizyty tu. Nie oszukujmy się. Ty też.
Spojrzałem na niego, ale na jego twarzy widoczne było zmieszanie. Przekręciłem lekko głowę nie rozumiejąc.
-Ez... Ja wiem, że Ty mnie nienawidzisz. Dałeś mi to jasno do zrozumienia. Wiem, że jutro znowu będziesz mnie wyzywał, a nawet za kilka minut.
-Nie ufam Ci. Jesteś dla mnie kimś...Innym. Znam Cię tylko...
-Tylko z tej złej strony? Wszyscy mnie znają z tej strony.
Nastała cisza. Jednak nie niezręczna. Obydwoje zaczęliśmy analizować tą rozmowę. Oboje zaszyliśmy się w swoich myślach. Trochę cieszyłem się, że porozmawiałem z Ezarelem bez słuchania z jego strony obelg i wyzwisk. Jednakże moje ciało opanował lekki niepokój oraz jedno pytanie. Dlaczego w ogóle do tego doszło? Dlaczego rozmawialiśmy w dosyć normalny sposób?
---------------------------------
1067 słów. //chyba sprawdzone
Trochę taki rozdział z perspektywy chłopaków. Mam nadzieję, że i tak wam się spodobał ♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top