Rozdział 3 - „Nie, to ja dziękuję Jude"

Pokonawszy bramkarza Ava zaczęła się zbierać, aby wrócić do domu. Nie musiała tam pędzić jako, że nie miała treningu, ale nie miała też nic innego do roboty. Zanim zdążyła podnieść torbę z ziemi i przewiesić ją przez ramię podbił do niej Mark.
- Było miło - również założył torbę na ramię - Robisz coś teraz? Po takiej wyczerpującej rywalizacji miło by było przejść się coś zjeść.
Dziewczyna wpatrywała się w niego przez dłuższy moment jakby pogrążona w myślach. Wtedy właśnie zrozumiał, co zrobił.
- Wybacz! Wygrałaś, więc miałem się odczepić.. - spuścił głowę wyraźnie zawiedziony. Odwrócił się na pięcie i poszedł w swoją własną stronę.
- Właściwie to z wielką chęcią pójdę - odparła po chwili. Mark zatrzymał się i stał przez krótką chwilę tak odwrócony do niej tyłem. Kiedy w końcu raczył stanąć na przeciwko niej na jego twarzy wymalował się uśmiech. To nie było tak, że nagle za sprawą jakiegoś magicznego uroku Ava polubiła Mark'a. Dalej ją irytował i to bardzo, ale sama miłość do piłki nożnej nie była w stanie utrzymać jej psychiki w normie. Potrzebowała znajomych i dopiero podczas dzisiejszego strzelania karnych to zrozumiała. Na miejscu mieli być jego znajomi z drużyny, więc była ewentualność, że pozna tam kogoś z kim lepiej się dogada. Zanim jednak miała spróbować swoich sił w relacjach międzyludzkich zawiadomiła kolegę z klasy, że musi iść do domu się przebrać. Chłopak bez żadnego problemu zaproponował, że przejdzie się z nią. Nie poczuła wtedy zdenerwowania, właściwie to nic nie poczuła. Droga do domu Avy zajęła nawet krócej niż zawsze. Mark nadawał ich podróży większego tępa, za to ona idąc do szkoły nie starała się nawet iść szybko. Weszła tylko na chwilę do domu się przebrać oraz wziąć rzeczy takie jak portfel i klucze. Spakowała to do niewielkiej torebki. Mark oczekiwał na nią na zewnątrz. Po paru minutach wróciła do niego w zwykłej różowej koszulce i czarnych szortach zważając na to, że było wyjątkowo ciepło tamtego dnia. Wspólnie poszli do restauracji i jak się później okazało, jej właścicielem był trener ich szkolnej drużyny. Mark i pewnie inni członkowie drużyny o tym wiedzieli, jednak Ava nie miała o tym pojęcia. Weszli do środka i usiedli przy barku, gdzie właśnie przywitał ich wcześniej wspomniany trener Hillman. Znajomy z jej klasy pogrążył się z nim teraz w zaciekłej dyskusji. Ava westchnęła ze zrezygnowaniem i zaczęła się rozglądać po lokalu. Rozpoznała w tłumie większość twarzy z jej szkoły, z czego jeszcze duża ich część była w szkolnych mundurkach, co sugerowałoby, że przychodzili tu od razu po szkole, aby coś zjeść. Nieopodal jej i Mark'a siedział Nathan, którego imię jako jedyne zapamiętała. Obok niego siedziało parę innych znajomych twarzy, ale dziewczyna nie była w stanie teraz przywołać ich imion. Oprócz drużyny z gimnazjum Raymon'a było też paru dorosłych, ale i tych w jej wieku, których po prostu nie kojarzyła. Rozglądała się tak jeszcze przez chwilę kiedy nagle jej spojrzenie natrafiło na ostatnią osobę, którą chciałaby zobaczyć. Jude Sharp, czyli powód, dla którego ominęła wczorajszy mecz z Królewskimi. Mimo, że chłopak miał na sobie gogle to doskonale wiedziała, że właśnie złapali kontakt wzrokowy. Nie była w stanie nic wyczytać z jego wyrazu twarzy, ale podejrzewała, że był równie zaskoczony, co ona. Patrząc na niego, gdy był bliżej niż wtedy, gdy obserwowała go zza trybun poczuła, jakby wszystkie wspomnienia wróciły do jej głowy w ułamku sekundy.

*1 wrzesień 2007*
Dzieci zaczęły schodzić się do niewielkiej salki. Wszystko było tam kolorowe i dla przeciętnego sześciolatka mogło się to miejsce wydawać czymś bajecznym. Dzieci od razu zaczęły wyciągać ze skrzynek najróżniejsze zabawki albo ze swoich bajkowych plecaków, żeby pochwalić się innym, co rodzice im kupili. Wyjątkiem była zapłakana dziewczynka, która była już spokojniejsza, ale i tak łzy spływały jej dalej po policzkach. Malutka Ava rozglądała się po pomieszczeniu i tak już roztrzęsiona, a krzyki dzieci nie pomagały jej w odprężeniu się. Nie chciała tu być, ale mama nie miała co z nią zrobić, więc musiała się męczyć w tym miejscu przez parę bitych godzin. W równoległym rogu sali zobaczyła chłopca, który również siedział niezadowolony z pobytu w tym miejscu. Nad nim stała mała grupka dzieci. Wyglądało to jakby się z niego naśmiewały. Dziewczynka podniosła się z podłogi i poszła niepewnie w ich stronę. Dotknęła jednego ze stojących chłopców lekko w ramię, a ten się odwrócił.
- Nie śmiejcie się z niego.. - powiedziała cicho, ale jednak na tyle głośno, aby usłyszeli.
- Bo co? To twój chłopak? - zripostował ją, a reszta zaczęła się śmiać i krzyczeć na całą salę „Zakochana para, zakochana para".
- Ej no, to nieprawda! - nadymała policzki. Zapłakany chłopiec podniósł głowę i spojrzał przepraszająco swoimi szkarłatnymi oczami. Ava olewając pokrzykiwanie dzieci chwyciła chłopca za rączkę, a ten ku jej zdziwieniu posłusznie się podniósł. Poszła z nim do niewielkiego domku, a kiedy już weszli do środka pozamykała okienka i drzwiczki, aby chociaż trochę zagłuszyć szum bawiących się dzieci.
- Patrzcie, pewnie poszli się całować - dzieci znowu zaczęły się śmiać, ale Ava już tego nie słyszała, a przynajmniej starała się nie zwracać na to uwagi, aby dodać otuchy nowopoznanemu.
- Ja jestem Ava, a ty? - zaczęła rozmowę na spokojnie. Chłopiec wahał się przez chwile, ale w końcu wziął głęboki wdech.
- Jestem Jude - miał spuszczoną głowę kiedy to mówił - Przepraszam, że przeze mnie się z Ciebie śmiali.
- To nic takiego, nie warto się przejmować takimi rzeczami - machnęła niedbale ręką, uśmiechając się pokrzepiająco - Płakałeś, bo się z ciebie śmiali?
Jude słysząc go automatycznie wytarł łzy.
- Nie. Śmiali się, bo płakałem, ale nic na to nie mogę poradzić.. - zacisnął dłonie w pieści - Nie dość, że mama i tata odeszli to teraz jeszcze rozdzielili mnie i moją siostrzyczkę.
W oczach Avy pojawiło się współczucie po tym, co powiedział jej Jude. Nie wyobrażała sobie życia bez swojej mamy. Czasami się na siebie denerwowali, ale gdyby nie jej opieka to dziewczynka nie przeżyłaby.
- Bardzo mi przykro - spuściła na chwilę głowę. Potem otworzyła okienko i przez nie wyjrzała. Zamknęła je i odwróciła się do niego ponownie - Wiesz co? Chodźmy się pobawić na zewnątrz.
Chłopiec trochę się przestraszył. Bardzo nie chciał wracać do tych wszystkich biegających i krzyczących dzieci, ale Ava chciała, żeby ten zobaczył w niej koleżankę i, że nie ma się czego bać mimo, że sama przed chwilą nie była co do tego przekonana. Wyszła z nim za rączkę. Jude stąpał niepewnie obok niej, ale nie zatrzymywał się. Na przeciwko nich stanęła ta sama grupka dzieci.
- I jak tam nasi zakochani? - jeden z chłopców popatrzył na nich szydząco. Ava zmierzyła go nieodgadnionych spojrzeniem, mocniej ściskając dłoń nowego kolegi.
- Dobrze - odrzekła pogodnie i ucałowała Jude'a w policzek. Chłopiec, którego imienia nie znała, jak i reszta dzieci nie wiedzieli co powiedzieć, więc po prostu się powoli wycofali. Jude był nieco zdezorientowany przez całusa od Avy, ale mimo to zdobył się na delikatny uśmiech, widząc jak skołowane dzieci oddalają się od nich.
- Dziękuję..
- Nie, to ja dziękuję Jude.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top