XXV - Niechciana zmiana. | Alternatywne zakończenie.

No ale na razie musiałem jechać windą dalej, bowiem co mogłem zrobić. Żałowałem w sumie, że nie potrafiłem przenikać przez ściany, to by mi znacznie ułatwiło ucieczkę z tego miejsca. Wszakże po co to wszystko przedłużać i tak, i tak wiedziałem, że niezależnie od wszystkiego umrę. Pogodziłem się już z tą myślą, a fakt, że nie miałem do kogo bądź czego wracać tylko mi w tym pomagał. No ale szybko uciec nie mogłem, choćbym tego chciał, bowiem po pierwsze nie umiałem przenikać przez ściany, a po drugie na razie nie widziałem możliwości nawiania z toru testowego.

– To pewnie nic takiego. – powiedziała GLaDOS, wyrywając mnie z zamyślenia, dzięki czemu zauważyłem, że winda zatrzymywała się – Testuj dalej, a ja poszukam wyjścia. – dodała, kiedy winda zatrzymała się, a drzwi otworzyły.

Ta, nic takiego. Jeżeli mówiło się coś takiego w Aperture, to oznaczało, że coś było na rzeczy. Czemu nie chciała mi powiedzieć, dlaczego Wheatley nagle zmienił swoje nastawienie do testowania? Prędzej czy później i tak pewnie bym się tego dowiedział, więc po co to tak przeciągać? No ale cóż, zrozumienie PotatOS to jak próba zrozumienia najbardziej stereotypowej kobiety jaką można sobie wyobrazić. Widać nawet mimo wsadzenia do ziemniaka GLaDOS nadal pozostawała trudna do zrozumienia.


W każdym razie, po wyjściu z windy od razu ruszyłem przed siebie. Na ekranach nie znajdowało się nic nowego, co mógłbym wam opisać, jedynie przypomnienie o treningu ewakuacyjnym. Nuda, mogłoby na tych ekranach znajdować się coś ciekawego. Nie wiem, może na przykład nadchodzący test zawierał jakiś nowy element testowy? To zawsze dało się pokazać na takim monitorze. No albo zawsze mogłyby wyświetlać BSOD-a, w ośrodku pod rządami Wheatleya taki widok to tylko kwestia czasu. W sumie to wyglądałoby śmiesznie jakby tak się zastanowić, szczególnie, że nie wyobrażałem sobie co w tymże miejscu mogłoby pokazać BSOD-a po zjebaniu się. Plus też wątpiłem, aby obecne tu maszyny jechały na Windowsie, podejrzewałem, że ta placówka posiadała jakiś własny, dedykowany system operacyjny.


Nie zdążyłem się jednak dłużej zastanowić, bowiem stosunkowo szybko wszedłem do kolejnego pomieszczenia testowego. Od razu po wejściu do niego, odezwał się Wheatley:

– No dobrze. – zaczął swoją wypowiedź, gdy zauważyłem w oddali tubę transportową oraz kostkę leżącą pod dyspozytorem – Ten ostatni test mnie...rozczarował. – stwierdził, kiedy zauważyłem, że monitor wyświetlający Wheatleya wysunął się z ściany po prawej stronie – Wygląda na to, że uprzejmym zachowaniem trudno cię zmotywować. – mówił, gdy zauważyłem w tej komorze również przycisk na kostkę, który z jakiegoś powodu prowadził do tuby transportowej – Więc spróbujmy po twojemu...grubasie. – mówił, kiedy uznałem, że wejdę na przycisk, aby zobaczyć, czemu został doprowadzony do tuby – Adoptowany. Gruby bez rodziców. – obrażał mnie dalej, gdy szczerze mówiąc miałem to gdzieś, bowiem przyzwyczaiłem się już do tego, że w tym miejscu ktoś zawsze musiał mnie obrażać.

Chociaż z drugiej strony to też nie rozumiałem, o co mu chodziło z tym nagłym obrażaniem mnie. Przecież poprzedni test przeszedłem stosunkowo szybko i też nie miałem podczas niego żadnych problemów. Dlatego też kompletnie nie widziałem powodu, aby poprzednie pomieszczenie miało go rozczarować.

– I...? – zapytała GLaDOS, przerywając me przemyślenia, kiedy wszedłem na przycisk.

No a przynajmniej chciałem, bowiem nim to zrobiłem, ujrzałem w oddali wieżyczkę, której promień przechodził też nad przyciskiem. Problem polegał na tym, że stała ona na metalowej podłodze oraz wokół metalowych ścian. Hmmm...Jakby tu ją zlikwidować...

– Co? – spytał Wheatley, nawiązując oczywiście do pytania PotatOS.

– A dlaczego dokładnie bycie adoptowanym miałoby być gorsze? – zapytała, gdy szybko przebiegłem za szybę i schowałem się za wysuniętym fragmentem ściany nim wieżyczka mnie namierzyła.

Ło kurde, co tutaj się właśnie działo, GLaDOS mnie broniła? Szczerze podejrzewałem, że robiła to tylko po to, abym po wydostaniu się z toru testowego znowu przywrócił ją do normalnej formy. Absolutnie nie wierzyłem, że się zmieniła i, że broniła mnie ot tak o. Po prostu po tym, jak się zachowywała, gdy rządziła Aperture nie zasłużyła na zaufanie. No i sam fakt, że kilkukrotnie próbowała mnie zabić tylko to sugerował.

– Hm...przede wszystkim brak rodziców, a poza tym...nic. – odpowiedział na pytanie GLaDOS Wheatley, przerywając me przemyślenia, kiedy szybko podbiegłem w kierunku wieżyczki tak, aby stanąć za nią – W zasadzie to mam wiele sierot w gronie przyjaciół. – rzekł tę standardową wymówkę na jakikolwiek temat.

W ogóle Wheatley, nie kłam, każdy wiedział, że nikt cię nie lubił. Szczerze mówiąc to Wheatleya nie dało się lubić nie ważne jak się zachowywał. Jak nie rządził tym ośrodkiem to należał do debili wszech czasów, przez co wszystko musiałem robić sam. Dodatkowo wiecznie gadał i nie dało się nawet przez chwilę skupić na swoich myślach. No a kiedy zaczął rządzić tą placówką to chyba wiadomo przez jakie jego zachowanie nie dało się go lubić.

– Tak dla formalności: ty JESTEŚ adoptowany i jest to rzecz straszna. – powiedziała PotatOS, jednak mówiąc to do mnie, dlatego mówiła to ciszej – Ale próbuję go zbić z tropu, więc odgrywaj swoją rolę. – dodała, gdy na chwilę zwróciłem wzrok w jej stronę.

Nie, nie zostałem adoptowany. Gdyby takie wydarzenie miało miejsce w moim życiu, to moi rodzice by mi w pewnym momencie o tym powiedzieli. Po co mieliby zatajać przede mną taką sprawę? Normalnie powiedziałbym, że GLaDOS znowu mnie oszukiwała, ale w formie ziemniaka faktycznie mogła nie mieć odpowiedniej ilości energii na kłamstwa. No cóż, mogłem więc z tego wywnioskować, że miała nieprawdziwe informacje na temat mej przeszłości. W końcu z jakiego powodu rodzice mieliby podczas mego dzieciństwa nie powiedzieć, że mnie adoptowali, co nie?

– A poza tym, spójrz na niego, ty debilu. – powiedziała PotatOS, przerywając me nie tak długie przemyślenia, kiedy chwyciłem wieżyczkę i przewróciłem ją – Nie jest gruby. – dodała, gdy ruszyłem spokojnie w kierunku przycisku.

Taaa, ewidentnie GLaDOS broniła mnie tylko dlatego, aby się mi przypodobać i abym ją ponownie podłączył do centrali. Naprawdę nie miałem podstaw, aby wierzyć, że dwanaście godzin w starym Aperture ją zmieniło. Taki charakter jaki ona miała zarządzając tym ośrodkiem nie zmieniał się tak po prostu, po ledwo połowie dnia. Nie zasługiwała na zaufanie, no co ja miałem na to poradzić. Mogła się swego czasu zachowywać normalnie, a nie w najbardziej żałosny sposób z możliwych.

– NIE! JESTEM! DEBILEM! – krzyknął Wheatley, przerywając me przemyślenia, gdy wszedłem na przycisk. – Po prostu...wykonaj test! – zawołał, kiedy po wejściu na przycisk ujrzałem, że tuba zmieniła kolor na pomarańczowy i zaczęła lecieć w drugą stronę – Wykonaj test. – zakończył, gdy portalami zacząłem przekierowywać kostkę na swoją stronę.

Nie no sorki, ale Wheatleya bezproblemowo dało się zakwalifikować do miana największych debili po tej stronie galaktyki. Na serio, kiedy jeszcze nie został podłączony do centrali i uciekaliśmy z toru testowego ja musiałem wszystko robić. On jedynie zbił szybę i w sumie to tyle. Całą resztę pracy musiałem wykonać sam. No a on wpadał w sumie na najbardziej debilne pomysły i jedyne co robił to gadał jak najęty oraz nawet nie pomagał. No ale powracając do testu, to szczerze fajna wydawała mnie się ta opcja zmiany kierunku tuby transportowej. W przyszłych testach dało się to w jakiś ciekawy sposób wykorzystać. Chociaż jako iż przechodziłem przez testy stworzone przez PotatOS, to nie liczyłem na jakieś urozmaicenia. Tak, pomieszczenia testowe stworzone przez nią miały więcej sensu i należało zrobić więcej, aby je przejść, ale nadal stanowiły kwintesencję prostoty. Z jednej strony to dobrze, bowiem dłużej bym tu siedział i co za tym szło żył, ale z drugiej strony dało się zanudzić na śmierć.


Powracając jednak do mego przechodzenia przez to pomieszczenie, to po chwili kostka znalazła się po mojej stronie. Widząc to, od razu wziąłem ją i zszedłem z przycisku. Znaczy w sumie zrobiłem to już jakiś czas temu, aby kostka mogła dolecieć na moją stronę, ale nie ważne. Po zrobieniu tego, usunąłem portalami znad przycisku tubę, po czym kostkę umieściłem na przycisku. Oczywiście wiadomo, zrobiłem to tak, aby mi nie uciekła. Nadal nie wiedziałem i do dzisiaj nie wiem, co ćpał Wheatley, kiedy wpadł na pomysł połączenia kostek z wieżyczkami. No ale w sumie stanowiło to jakieś utrudnienie komór testowych, bowiem należało uważać, aby kostka nie odeszła. Także ta, nawet taka dziwaczna hybryda miała swoje zalety.


W każdym razie, po postawieniu kostki na przycisku, wszedłem w tubę i zacząłem czekać, aż dostanę się na drugą stronę. Swoją drogą to zastanawiało mnie, czy od zawsze pośrodku podłogi w tym miejscu znajdował się spadek w nicość, czy po prostu podłoga się rozpadła. Po tej placówce pod rządami Wheatleya absolutnie wszystkiego mogłem się spodziewać. Chociaż na dobrą sprawę też nie wiadomo, co GLaDOS mogła wymyślić. Może faktycznie znajdował się tutaj spadek w nicość już od początku. W sumie jeżeli tak, to zawsze to jakieś oryginalniejsze wyjście niż wiecznie kwas i kwas. No ale z jeszcze innej strony PotatOS niejednokrotnie udowodniła, że oryginalność to jej nie najmocniejsza strona, więc bardziej prawdopodobne wydawało się, że podłoga po prostu się rozpadła.


Dłużej to ja zastanowić się nie zdążyłem, bowiem ujrzałem, że znalazłem się nad podłogą. Widząc to, wyskoczyłem z tuby i portal przekierowałem tak, aby tuba zabrała kostkę z przycisku. Dzięki temu umieściłem portal na białej podłodze znajdującej się pod podwyższeniem z wyjściem i wszedłem w nią. Prościzna, taką komorę to każdy bez problemu by przeszedł. No może poza Wheatleyem, bowiem jego głupota wchodziła na wyżyny z każdym razem.

– NNGH! – wyraził swoje niezadowolenie niebieskooki debil, przerywając me przemyślenia – To nie wystarczy! – zawołał, kiedy wyszedłem z tuby transportowej – Jeśli taki ze mnie debil, to dlaczego ty nie możesz rozwiązać prostego testu? – zadał to idiotyczne pytanie, wszakże widział, że właśnie przeszedłem ten test, gdy ruszyłem w kierunku pomieszczenia z windą.

O co do jasnej mu chodziło? Nie, na serio nie rozumiałem, czemu tak się mnie czepiał. Przecież wykonałem to pomieszczenie testowe, sam powinien to widzieć. Nie stanowiło ono również dla mnie żadnego problemu, a nie mogłem przejść go nie wiadomo jak szybko, bowiem tuba nie należała do szybkich. Serio, nie posiadałem nawet żadnej koncepcji na temat tego, co mu odjebało, że się tak do mnie bezpodstawnie przyczepił. W przypadku GLaDOS jeszcze dało się ogarnąć powód, dla którego mnie obrażała. Żałosny, bo żałosny, ale nadal jakąś przyczynę posiadała. A Wheatley? Nie miał żadnego powodu, aby zachowywać się wobec mnie w tak chamski sposób.

– Może tym razem trochę przesadziłam z tym debilem. – powiedziała PotatOS, wtrącając się w me epickie przemyślenia, kiedy zauważyłem, że wsiadłem do windy, a drzwi za mną się zamknęły.

Szczerze i uczciwie to nie, nie przesadziła. Wheatley niejednokrotnie udowadniał, że należał do kompletnych debili. W końcu kto inteligentny doprowadziłby ot tak o reaktor do eksplozji? Znaczy jeszcze nie wybuchł, no ale znajdował się na skraju. W końcu Wheatley powinien mieć możliwość bezproblemowego kontrolowania całym ośrodkiem i jego źródłem zasilania również. No ale właśnie, do inteligentnych się nie zaliczał, więc pewnie też nie wiedział, co mógł robić zarządzając Aperture. No i stąd taki a nie inny rozwój wydarzeń. GLaDOS, cokolwiek bym o niej nie myślał, przynajmniej nie doprowadzała tego ośrodka na skraj autodestrukcji. No i dodatkowo w obecnej formie Wheatley po prostu irytował, a fakt, że zaczął mnie bezpodstawnie obrażać w niczym tu nie pomagał.


Me przemyślenia przerwał fakt, że zacząłem słyszeć jakiś całkiem przyjemny dla ucha utwór klasyczny. Jak już kiedyś tam wspominałem nie przepadałem za muzyką klasyczną, jednak jeżeli w tej placówce takową słyszałem, to brzmiała przyjemnie. Miło, to przynajmniej nie miałem ochoty odrąbać sobie uszu.

– No proszę, teraz gra muzykę poważną. – skomentowała owo zajście PotatOS, gdy winda zatrzymała się.

Szczerze, mimo iż ten konkretny utwór brzmiał przyjemnie dla ucha, to wydawało i nadal wydaje mnie się to tak żałosne, że aż śmieszne. Posiadałem wręcz stuprocentową pewność, że Wheatley puścił muzykę klasyczną tylko po to, aby wyjść na inteligentnego. Tak naprawdę pozostawał nadal takim samym idiotą, tylko teraz żałosnym. Jakby nie mógł poprzez faktyczne czyny starać się udowodnić nam, że nie należał do debili do potęgi nieskończonej.


Dłużej to ja się zastanowić nie zdążyłem, bowiem w którejś chwili me myśli przerwał dźwięk odwracanych kartek. Dopiero wtedy zorientowałem się, że wszedłem już do pomieszczenia testowego.

– Oj, wybacz. – odezwał się Wheatley, kiedy rozejrzałem się po teście – Mam nadzieję, że ci nie przeszkodziłem. – rzekł, gdy zauważyłem, że trafiłem do wielkiego pomieszczenia, również bez podłogi w dole – To tylko odgłos książek. – wyjaśnił oczywistą oczywistość, kiedy dostrzegłem również katapultę i miło, bowiem to mój ulubiony element testowy – Dźwięk przewracanych kartek. – kontynuował wypowiadanie oczywistości, gdy u góry ujrzałem także tubę transportową, a ekran z Wheatleyem na ścianie po prawej stronie – Bo to właśnie robiłem. – wyjaśnił, kiedy widząc biały panel pośrodku komory testowej już wiedziałem, co miałem zrobić – Czytałem książki. – doprecyzował, gdy niebieski portal umieściłem na ścianie, na którą padała tuba transportowa – Więc nie jestem debilem. – dodał, potwierdzając moją teorię o jego żałosności, kiedy pomarańczowy portal wystrzeliłem na białym panelu pośrodku komory – Tak czy inaczej właśnie skończyłem ostatnią. – pochwalił się, gdy wszedłem na katapultę i stosunkowo szybko wylądowałem w tubie – Najtrudniejszą. – kontynuował chwalenie się, kiedy zauważyłem w oddali ustawiony pod kątem panel – Machiavelli. – doprecyzował, gdy niebieski portal strzeliłem na wysunięte pod kątem panele – Nie wiem, o co tyle szumu. – mówił dalej swój wybitnie długi wywód, kiedy wpadłem w portal i pęd wyrzucił mnie na podwyższenie z drzwiami wyjściowymi i przyciskiem na kostkę je otwierającym – Wszyściutko zrozumiałem. – zakończył swój długi monolog, gdy wylądowałem na podłodze i odwróciłem się.

– Tak. – skomentowała tym jednym słowem wypowiedź Wheatleya GLaDOS, kiedy portalami przekierowałem tubę tak, aby leciała w ten sam sposób, co niedawno.

– Wątpię. – powiedział Wheatley, gdy podszedłem do przycisku do naciśnięcia – Zatem ruszamy z testem. – dodał, kiedy nacisnąłem przycisk i dzięki temu z dyspozytora wypadła kostka i spadła na katapultę – Żeby było więcej książek! – powiedział, gdy kostka wpadła do tuby i zaczęła lecieć w górę – Ale nie ma. – zakończył, wreszcie kurde, kiedy pomarańczowy portal dałem na tym samym, wysuniętym pod kątem panelem.

No bardzo zabawne, ale ja praktycznie skończyłem ten test w czasie, gdy on wypowiadał swój wybitnie długi wywód. Aż przypomniało mnie się to pomieszczenie testowe, które przeszedłem w czasie, gdy PotatOS mówiła kloce tekstu na jego temat. Poza tym, co do jego wypowiedzi, to szczerze wątpiłem, aby zrozumiał książkę Machiavelliego. Nie czytałem jej co prawda, ale taki debil jak Wheatley na sto procent nic by nie pojął. Dodatkowo to, że czytał książki nie czyniło go automatycznie inteligentnym. Książki zawsze można czytać dla szpanu, istniało sporo ludzi, którzy czytali książki tylko po to, aby chwalić się tym w Internecie. Najwidoczniej Wheatley również czytał książki oraz słuchał muzyki klasycznej dla szpanu. No a to czyniło go jeszcze bardziej żałosnym niż do tej pory. Normalnie jak normalnie nie dało się go brać na poważnie, to teraz jeszcze bardziej się tego nie dało zrobić.


Dłużej nie zdążyłem pomyśleć na ten temat, bowiem ujrzałem, że kostka wylądowała na podłodze pod drzwiami. Po zauważeniu tego, podszedłem do niej i umieściłem ją na przycisku, oczywiście tak, aby nie uciekła mi. No i brawo, przeszedłem to wybitnie proste pomieszczenie, nie było to takie trudne. Szczególnie, że większość przeszedłem w czasie, kiedy Wheatley się przechwalał jaką to niby zajebistością emanował tylko dlatego, że czytał książki.

– Mhm. – skomentował moje przejście komory testowej Wheatley – Co to w ogóle było? – spytał, gdy ruszyłem w stronę pomieszczenia z windą – Kompletne zero! – dodał, kiedy w czasie drogi przewróciłem oczami z zażenowaniem.

– Ciało, które aktualnie zajmuje, MOJE ciało, ma wbudowaną reakcję euforyczną na testowanie. – zaczęła wyjaśnienia GLaDOS, nie dając mnie się zastanowić nad wypowiedzią Wheatleya, gdy przystanąłem, aby dosłuchać jej wytłumaczenia do końca – Z czasem nabiera się na nią coraz większej odporności, co w końcu robi się trochę...nieznośne. – mówiła dalej, kiedy powoli ruszyłem dalej, mając nadzieję, że zdążę wysłuchać jej wypowiedzi oraz w pewnym momencie spojrzałem na chwilę w jej kierunku – Chyba, że posiadasz instynkt zdolny to przełamać. – dodała, gdy ujrzałem, że na ekranach nie znajdowało się nic, czego bym już nie znał – Mnie to nie przeszkadzało, bo wszystko robiłam dla dobra nauki. – mówiła, kiedy drzwi do windy otworzyły się i wsiadłem do niej, podejrzewając, że PotatOS zaraz skończy swoją przemowę – Ale w jego wypadku... – zakończyła, gdy drzwi zamknęły się i winda ruszyła.

Miło wiedzieć, dlaczego od pewnego momentu Wheatley zachowywał się tak, a nie inaczej. Zawsze warto wiedzieć, że nie odnosił się do mnie w taki chamski sposób ot tak. No i dodatkowo miło też wiedzieć, dlaczego kiedy GLaDOS jeszcze zarządzała tą placówką zachowywała się jak żałosne dziecko, które nie dostało tego, co chciało. Cokolwiek by teraz nie uważała, ta odporność na testowanie na sto procent też na nią wpływała. Co prawda swego czasu PotatOS zachowywała się żałośnie, a nie mega irytująco jak Wheatley, ale i tak. Mogła mówić cokolwiek chciała, ale obecnie okłamywała samą siebie w kwestii tego przedostatniego zdania, które wypowiedziała. Ja i tak znałem prawdę, wszakże spędziłem tu ponad pięćdziesiąt tysięcy lat. No i serio chciałbym się już stąd wydostać, a najlepiej zdążyć przed eksplozją tego miejsca. Los GLaDOS i Wheatleya mnie nie obchodził. To tylko maszyny plus takie, którym jak się przekonałem ufać absolutnie nie mogłem. Gdybym miał do czynienia z ludźmi, to może jeszcze bym się zastanowił czy im pomóc. Jednak w obecnym wypadku mogłem z czystym sumieniem mieć ich głęboko gdzieś.

– Jeśli nie dostanie euforii od rozwiązań – zaczęła PotatOS, wyrywając mnie z zamyślenia, dzięki czemu zauważyłem, że winda zatrzymywała się – możemy mieć poważne kłopoty. – dodała, kiedy budynek zatrząsnął się.

Nie musiała mówić takich oczywistych faktów, domyślałem się tego. Teraz i tak najbardziej zaciekawiło mnie to, że na ekranach ujrzałem BSOD. Kurde, wyższy poziom nieumiejętności obsługiwania systemu. Reaktora przy okazji też, co wnioskowałem po słowach „neutron" i „reactor" widniejących w tymże BSOD. Nie mógłby włączyć tego nieszczęsnego chłodzenia? Na sto procent miał taką możliwość, skoro zarządzał tym całym padołem. Chociaż w sumie racja, należał do takich mega debili, że pewnie nie wiedział jak to zrobić. Cóż, pozostało mi mieć nadzieję, że albo uratuję Aperture od eksplozji, albo ucieknę nim owa nastąpi. Teraz pozostało mi po prostu wejść do kolejnej komory testowej, bowiem za wiele wyboru obecnie to ja nie miałem.

– Nie zwracaj na mnie uwagi. – zaczął Wheatley, gdy wszedłem do sporych rozmiarów pomieszczenia testowego – Tylko sobie przesuwam komorę testową trochę bliżej. – wyjaśnił, kiedy po prawej stronie dostrzegłem wnękę z podwyższeniem, nad którym wisiał dyspozytor kostek, oraz most świetlny umieszczony w poziomie – Bliskość procesu rozwiązywania testów. – mówił dalej, gdy po lewej stronie dostrzegłem wysoką siatkę dematerializującą – Może to da wyraźniejsze wyniki. – zakończył, kiedy niedaleko siebie dostrzegłem mój ulubiony element testowy, czyli katapultę.

– Nie. – skomentowała krótko ową wypowiedź GLaDOS, gdy obok podwyższenia z wyjściem ujrzałem, na ścianie oczywiście, wielki monitor.

– Że co proszę? – spytał Wheatley, kiedy przy okazji dopiero teraz poczułem, że komora testowa zaczęła się poruszać, brawo ja i mój zapłon.

– Nic. Nic. – odpowiedziała PotatOS, gdy w sumie uznałem, że sprawdzę co się stanie, jak zbije się monitor.

– A, wybacz. – odparł Wheatley, kiedy podszedłem do katapulty – Przysiągłbym, że coś mówiłaś. – dodał, gdy przystanąłem, bowiem w sumie chciałem wysłuchać ich rozmowy do końca.

– Prowadzi nas prosto do siebie! – rzekła ściszonym głosem GLaDOS, kiedy zwróciłem wzrok w jej kierunku – IDEALNIE. – dodała, gdy wszedłem na katapultę.

Chwilę potem, zostałem wyrzucony przed siebie i, po kilku sekundach, uderzyłem w monitor. Potłukłem go nieco oraz szczerze uderzenie trochę zabolało, ale nie jakoś bardzo mocno. Kiedy natomiast opadłem na podłogę, Wheatley skomentował to zajście:

– Och, uroczy ten móżdżek praczłowieczy. – mówił, kiedy ruszyłem w kierunku katapulty – Mnie tam z tobą tak naprawdę nie ma. – powiedział ten oczywisty fakt, gdy budynek zatrząsnął się – Czyż nie? – zapytał, gdy wystrzeliłem niebieski portal na biały fragment ściany, na który padał most świetlny – Technologia. – mówił dalej, kiedy pomarańczowy umieściłem na białym fragmencie ściany niedaleko monitora – To jest skomplikowane. – paplał dalej, gdy podszedłem do przycisku do naciśnięcia, który dopiero teraz zauważyłem – Wielkiej, boskiej twarzy nie uszkodzisz. – zakończył swoją przemowę, kiedy po naciśnięciu przycisku z dyspozytora wypadła kostka i poleciała daleko, daleeeko aż wpadła w siatkę dematerializującą. Ups.

Swoją drogą, co do wypowiedzi Wheatleya, to jaki on nieskromny, że aż szok. Szczerze, ten jego brak skromności brzmiał nawet zabawnie. Dodatkowo po tych zdaniach, nie licząc ostatniego, miałem wrażenie, że uznawał mnie za debila. W sumie obecnie w jego wypadku to na dobrą sprawę nie powinno dziwić. Szczerze, miałem nadzieję, że jak najszybciej bym go pokonał. Po prostu chciałem już mieć trochę spokoju od ubliżania mi. Właśnie to w sumie stanowiło zaletę tego, że przez jakiś czas przebywałem w dolnych piętrach Aperture. Tam przynajmniej nie musiałem tego wszystkiego wysłuchiwać. No ale nie pokonałbym Wheatleya gdybym nie doszedł do końca toru, dlatego musiałem tenże test rozwiązać. Dlatego też najpierw, dzięki portalom, przekierowałem most świetlny tak, aby blokował kostkę przed wpadnięciem w siatkę dematerializującą. Swoją drogą, kiedy to robiłem dopiero teraz u dołu zauważyłem celowniki wieżyczek. Meh, to i tak nie sprawiało mi problemu, wszakże od razu widziałem co powinienem zrobić, aby przejść to pomieszczenie. Chociaż w sumie z dwojga złego wolałem przechodzić pomieszczenia testowe stworzone niegdyś przez GLaDOS. Co prawda nadal banalne, ale przynajmniej miały więcej sensu. No a jeżeli już miałem wybierać, to na serio wolałem taką opcję.


W każdym razie, po ustawieniu mostu w odpowiednim miejscu ponownie nacisnąłem przycisk wyrzucający kostkę. Jak dało się łatwo przewidzieć, uderzyła w most i opadła pod ścianę. No, to teraz pozostało ją tylko wziąć, zanieść na przycisk i po sprawie. Dlatego też, aby wszystko poszło prosto, umieściłem pomarańczowy portal na białej ścianie obok kostki, a niebieski na białej ścianie niedaleko wnęki z dyspozytorem kostki. Dzięki temu po prostu wyjąłem ją i nawet wieżyczki nie miały szansy mnie namierzyć. Prościzna, szczerze mówiąc, gdybym to ja miał stworzyć tę komorę, to postarałbym się, aby nie emanowała aż taką banalnością. No cóż, najważniejsze, że dzięki temu przez tor szło się łatwiej, ale i tak.


No ale po wzięciu kostki, portalem przeniosłem most tak, aby nie wpaść na ekran po wyrzuceniu przez katapultę. Kiedy to wykonałem, wziąłem kostkę i razem z nią wszedłem na katapultę. Dzięki temu wylądowałem na kładce i musiałem już tylko dojść do jej końca. Oczywiście za idiotę się nie uważałem, dlatego przed zakrętem postawiłem kostkę i udałem się zablokować celowniki wieżyczek mostem. W końcu nie ma bata, nie zdążyłbym umieścić kostki na przycisku i wrócić bez tego mostu. No a chyba wiadomo, gdzie wolałem umrzeć, co nie? Dlatego też cofnąłem się nieco, portalami przekierowałem most tak, aby blokował promienie wieżyczek i wróciłem po kostkę. Następnie zaś, razem z nią, zeskoczyłem za siatkę dematerializującą i umieściłem kostkę na przycisku otwierając drzwi.

– Czy ty... – zaczął Wheatley, gdy cofnąłem się, aby portalami wrócić na górę – na pewno rozwiązujesz wszystko poprawnie? – zadał to nietypowe pytanie, kiedy pomarańczowy portal umieściłem na białej ścianie koło kładki – Tak, widzę, że „rozwiązałeś" ten test, ale tak sobie myślę – mówił, gdy pomarańczowy portal dałem na białej ścianie na swojej wysokości i przeszedłem przez niego – że może jest wiele rozwiązań, a ty zawsze wybierasz te najgorsze. – zakończył, kiedy ruszyłem w kierunku drzwi, bowiem co innego miałem tutaj do roboty.

Czemu to rozwiązanie miało okazać się złe? Przecież inaczej nie dało się przejść tej komory testowej. Nie, ale na serio, nie widziałem jak inaczej dałoby się przejść to miejsce. Nie wiedziałem więc, co mu do głowy strzeliło, że myślał, iż w tym miejscu istniało wiele rozwiązań. Chociaż w sumie racja, do inteligentnych rdzeni osobowości to się nie zaliczał, o czym już niejednokrotnie przyszło mnie się przekonać. Także nie powinno mnie dziwić, że w ogóle wpadł na taki pomysł.

– Nie. Nie. – przerwał me przemyślenia Wheatley, dzięki czemu zorientowałem się, że przeszedłem przez drzwi – Rzeczywiście, to było rozwiązanie. – zauważył oczywistość, gdy ruszyłem korytarzem w kierunku skrętu w lewo – Grrr! – kontynuował, kiedy stosunkowo szybko skręciłem w lewo – Czego ja nie widzę? – zapytał, gdy przeszedłem przez siatkę dematerializującą i zacząłem schodzić po schodach, przy okazji widząc na fragmencie ekranu znany mi już BSOD.

Jak dla mnie to Wheatley nie widział swojej głupoty. W sumie, do niego idealnie pasowało zdanie, że jak jest się martwym, to nie wie się, że jest się martwym i tak samo dzieje się, gdy jest się głupim. Szkoda, że przed wymianą rdzenia nie wiedziałem, że Wheatley po podłączeniu do głównego systemu stanie się jeszcze głupszy niż normalnie. Gdybym to wiedział, spróbowałbym znaleźć jakąś inną drogę ucieczki z tego miejsca. No ale w sumie najwidoczniej z tego ośrodka nie istniały łatwe drogi wyjścia. W sumie, co do wyjścia, to ciekawiło mnie jak wyglądało główne wyjście z tej placówki. Podejrzewałem, że to po prostu winda jadąca tym razem w górę, bowiem to najsensowniejsze. Zdziwiłbym się, gdyby wyjściem okazały się schody. Chociaż po takim miejscu jak Aperture dało się wszystkiego spodziewać, to jednak sądziłem, że bez przesady.

– Chyba robi się zdesperowany. – powiedziała PotatOS, przerywając me przemyślenia, kiedy zorientowałem się, że winda zatrzymała się, a budynek zatrząsnął – Nie jest dobrze. – powiedziała po tym wstrząsie budynku, gdy wyszedłem z windy.

No co ty kurde GLaDOS nie powiesz. Dopiero teraz się zorientowała, że całe Aperture waliło się i paliło? No może jak na razie nie widziałem nigdzie pożarów, ale sądziłem, że to tylko kwestia czasu. Szczególnie, że na ekranach nadal widniał BSOD, co sugerowało, że z tym miejscem z każdą chwilą działo się coraz gorzej. No ale cóż, z tego miejsca z toru testowego nawiać nie mogłem. Szkoda w sumie, że te części ośrodka zostały odnowione. Gdyby nadal panował w nich bałagan, to może łatwiej przyszłaby mi ucieczka. No ale jako iż na ten moment wyboru nie miałem, to po prostu ruszyłem przed siebie.

– Właśnie wpadłem na pomysł. – odezwał się Wheatley, kiedy wszedłem do korytarza prowadzącego do komory testowej – Nagram cię, jak będziesz rozwiązywać te testy – zaczął wyjawianie swego pomysłu, gdy stosunkowo szybko wszedłem do właściwej komory – a potem obejrzę dziesięć nagrań naraz, taka skoncentrowana dawka nauki. – wyjawił swój debilny pomysł, kiedy rozejrzałem się po teście i ujrzałem, że aby dotrzeć do wyjścia musiałem użyć dwóch platform. Jednak pierwsza stała naprzeciwko podestu z wyjściem, a druga w połowie wysokości tej pierwszej – Aha, tylko w związku z tym będziesz musiał je rozwiązywać dziesięć razy szybciej. – poinformował, mimo iż miałem to gdzieś, gdy w oddali dojrzałem szklany fragment ściany oraz tubę transportową – Czyli tak, pomachaj do mnie tuż przed rozwiązaniem tego, dobra? – poprosił, kiedy pośrodku pomieszczenia testowego ujrzałem biały panel, a po prawej stronie pomieszczenia, w rogu, odbiornik lasera – Chcę mieć niespodziankę, jak to będę później oglądać. – zakończył, gdy po prawej stronie, niedaleko mnie, ujrzałem wysunięty pod kątem biały panel ścienny, a niedaleko niego katapultę.

A niech za przeproszeniem spierdala. Nie zamierzałem mu ułatwiać życia, bowiem na to nie zasługiwał. Dodatkowo serio nie wiedziałem, w jaki sposób nagranie tego, jak rozwiązywałem ten test, miało mu pomóc. No a nawet jakby, to w tym miejscu znajdowały się kamery, więc zawsze mógł obejrzeć nagranie z owych. Plus też nie wiedziałem, jak miałbym przechodzić to miejsce dziesięć razy szybciej. Superszybkości nie posiadałem, więc to tak trochę średnio. Nawet mimo iż umiałem latać, to i tak nie rozwiązałbym tego dziesięć razy szybciej. To kurde niemożliwe, no. Chociaż w sumie dyskusja z debilem sensu nie miała, między innymi dlatego nie skomentowałem jego wypowiedzi. Po prostu uznałem, że zacznę przechodzić to pomieszczenie, bowiem w końcu wypadałoby je ukończyć.


Dlatego też, w akompaniamencie trzęsącego się budynku, najpierw poszedłem w poszukiwaniu lasera. Znalazłem go stosunkowo szybko, znajdował się w dziurze w podłodze niedaleko tuby transportowej. Obecnie wpadał do odbiornika, który to powodował, że tuba transportowa została aktywowana. Dostrzegałem też w tym miejscu, za tubą, pomieszczenie z podwyższeniem, na którym stała kostka przekierowująca. Do niej musiałem dostać się za pomocą pędu, używając w tym celu wysuniętego pod kątem panelu na ścianie. Tylko...hmmm...jak przerwać promień lasera, aby nie wpadał do odbiornika? Najlogiczniejsze wyjście brzmiało, że należało znaleźć drugą kostkę i za jej pomocą to zrobić. Dlatego też od razu zacząłem się rozglądać za takową. Musiała się tu znajdować, bowiem inaczej nie dałoby się przejść tego testu. I faktycznie, znalazłem ją. Leżała na podwyższeniu we wnęce w ścianie niedaleko katapulty. Widząc to, od razu wiedziałem jak się po nią dostać. Dlatego też na chwilę wróciłem do tuby i wystrzeliłem pod nią niebieski portal. Pomarańczowy natomiast umieściłem na białym panelu podłogowym i wskoczyłem w tubę. Przy okazji dzięki temu dowiedziałem się, gdzie znajdował się przycisk na kostkę. Otóż został przyczepiony do sufitu, bowiem w którejś chwili poczułem go pod swoją głową. No cóż, to akurat mnie nie zdziwiło, bowiem miałem już do czynienia z przyciskiem na suficie. Jednak teraz po prostu niebieski portal strzeliłem na wysuniętym pod kątem panelu i dzięki temu spadłem w stronę portalu. Nie ma co, pęd to niby taka prosta rzecz, a się nie nudziła. Aż ciekawiło mnie, szczególnie, że nie miałbym możliwości przekonania się o tym, jak przyjemny owy musiał się okazać na otwartej przestrzeni. Nie zdążyłem się jednak dłużej nad tym zastanowić, bowiem szybko wpadłem w portal i zostałem wyrzucony do wnęki z kostką. Tam po prostu wziąłem ją, zeskoczyłem na podłogę i ruszyłem w stronę lasera.


Nadal wolałem przechodzić komory testowe stworzone przez GLaDOS. Przynajmniej przechodzenie ich nie stanowiło takiej monotonii. Znaczy nadal nie sprawiało mi to problemu, ale przynajmniej nie nudziłem się aż tak bardzo. Chociaż z drugiej strony to może gdybym przechodził przez tor testowy stworzony przez Wheatleya to szybciej wydostałbym się na zewnątrz. Co by nie mówić, testowanie już po prostu mnie nudziło i nie dziwne. Nie pisałem się na trafienie do Aperture, więc nie można mnie winić. Jednak nie zastanowiłem się dłużej, bowiem szybko doszedłem do dziury z laserem i w akompaniamencie kolejnego wstrząsu budynku wskoczyłem w nią. Tam kostką, oczywiście stawiając ją tak, aby nie nawiała, przerwałem wiązkę lasera. Po tym natomiast portalami wróciłem do głównego pomieszczenia i pomarańczowy umieściłem na wysuniętym panelu naprzeciwko wyłączonej tuby. Niebieski natomiast dałem na drugim wysuniętym pod kątem panelu i wszedłem na katapultę. Dzięki temu tym optymistycznym akcentem zostałem wyrzucony na podwyższenie z kostką przekierowującą. Brawo ja.


No, to pozostało mi jeszcze dojechać platformami do wyjście i test uznałbym za zakończony. Tak swoją drogą, to reaktor zasilający ten ośrodek nieźle się trzymał. Mimo iż miał wybuchnąć to na razie jedyne co dało się odczuć to wstrząsy budynku co jakiś czas. Nawet Komunikat od dawna się nie odzywał, co oznaczało, że nie wydarzył się jeszcze wielki zwrot w kierunku eksplozji. No a ciekawiło mnie ile jeszcze czasu miałem nim to wszystko szlag by trafił. W końcu takie rzeczy zawsze warto wiedzieć, bowiem nie żeby coś, ale obecnie to dość istotna sprawa.


Jednak dłużej nie mogłem sobie porozmyślać, bowiem szybko dotarłem do miejsca z laserem. Tam zwykłą kostkę przekierowałem do głównego pomieszczenia portalami, a wiązkę lasera przeciąłem kostką przekierowującą. Następnie, portalami przekierowałem ową wiązkę tak, aby promień wpadł do odbiornika. Dzięki temu pierwsza z platform zniżyła się na moją wysokość. Jednak, przed wejściem na nią, kostkę umieściłem na białym panelu pod przyciskiem. Teraz dopiero wszedłem na platformę i portalami przekierowałem wiązkę tak, aby nie wpadała do odbiornika w głównym pomieszczeniu testu. Kiedy podjechałem do góry, portalami przekierowałem kostkę przekierowującą, wiem, sens, portalami tak, aby wiązka wpadła w pierwszy odbiornik. Po wykonaniu tego, po prostu tubę transportową dałem tak, aby uniosła kostkę do przycisku. No i po wejściu na ostatnią platformę po prostu portalami zrzuciłem kostkę z przycisku.

– Właśnie rozwiązałeś, prawda? – zapytał Wheatley, kiedy platforma podjechała do góry – A prosiłem, żebyś mi powiedział, zanim... – zaczął, gdy odwróciłem się i ruszyłem w stronę wyjścia – NNNNCH! – kontynuował, kiedy przeszedłem przez siatkę dematerializującą w akompaniamencie większego wstrząsu budynku – Dlaczego ty mi musisz wszystko tak utrudniać? – zapytał, gdy schodziłem po schodach, a na ekranach w pomieszczeniu z windą nadal widziałem BSOD.

– Pamiętasz, jak ci mówiłam, że specjalnie go zaprojektowano, by podejmował złe decyzje? – spytała GLaDOS, kiedy zwróciłem wzrok w jej stronę, a budynek ponownie mocniej się zatrząsnął – Bo chyba postanowił się pozbyć – mówiła, gdy po zejściu przystanąłem na chwilę, bowiem chciałem dosłuchać do końca jej wypowiedzi – wszystkich krytycznych procesów, które zapobiegają eksplozji całego obiektu. – dodała, kiedy ruszyłem do windy i, po wejściu do owej, ta ruszyła.

Co do jasnej...? To on mógł okazać się AŻ TAK głupi? W końcu każdy normalny by wiedział, że taka decyzja tylko pogorszy sprawę, a nie ją naprawi. Dodatkowo dlaczego on tak po prostu mógł się pozbyć tych procesów? Przecież takie rzeczy powinny zostać stworzone jako nietykalne. Jasne, twórcy tego wszystkiego nie mogli przewidzieć, że któregoś dnia władzę przejmie Wheatley. Niemniej, przy tworzeniu takich rzeczy to powinno stanowić coś oczywistego. No teraz to tym bardziej powinniśmy się streszczać, jeżeli chcieliśmy żyć. Niby nie powinno mi na tamtym etapie aż tak na tym zależeć, ale rozumieliście. Wolność to zawsze lepszy wybór, jeżeli takowy się posiadało. Liczyłem na to, że udałoby nam się uratować sytuację nim to wszystko szlag by trafił. W ogóle kurde, jak nieprzewidywalne mogło się wszystko okazać. Od wypadku, z którego praktycznie nic nie pamiętam skończyłem w przyszłości w ośrodku badawczym znajdującym się na skraju eksplozji. Od zawsze wiedziałem, że życie pisało najciekawsze historie, ale nie podejrzewałem, że aż tak.


Me przemyślenia przerwał fakt, że poczułem, iż budynek znowu zatrząsnął się. Dzięki temu zorientowałem się, że winda zatrzymywała się. Kurde, jeszcze bardziej zostałem utwierdzony w przekonaniu, że powinniśmy się spieszyć. Coraz częściej i w krótszych odstępach czasu zdarzały się te wstrząsy.

– Mój obiekt... – skomentowała owy wstrząs PotatOS, gdy jako iż na ekranach nadal widniały BSOD-y po prostu ruszyłem przed siebie.

Szczerze, nie zdziwiłbym się, gdyby udało nam się wszystko uratować jak w amerykańskim filmie. Sekundę przed wybuchem, gdy wszystko zaczęłoby walić się i palić. Jasne, znajdowałem się w prawdziwym świecie, a nie w amerykańskim filmie, ale umówmy się. W tej placówce niejednokrotnie przekonałem się, że absolutnie wszystko wydarzyć się mogło. Nie zdziwiłbym się, gdyby i taki scenariusz okazał się realny.


Me przemyślenia ponownie przerwał wstrząs budynku, dzięki czemu zorientowałem się, że wszedłem do testu dwunastego z dziewiętnastu.

– Wszystko właśnie ulega samozniszczeniu, ty idioto! – skomentowała wstrząs GLaDOS, ewidentnie kierując to zdanie do Wheatleya.

– Samozniszczenie już nieaktualne, naprawiłem to. – skłamał, kiedy przewróciłem oczami w reakcji na jego niedojebanie i odwróciłem się w prawo.

Jednak jego kłamstw nie popierał nawet sam budynek, bowiem znowu doświadczyliśmy wstrząsu. Swoją drogą, w tym pomieszczeniu dostrzegłem, że większość owego musiałem zrobić na poruszającej się w prawo i lewo platformie. Znaczy na razie owa nie poruszała się, należało aktywować ją laserem widocznym po wejściu tutaj.

– Zaprogramowałem jeszcze jeden ostatni wstrząs – mówił Wheatley, kiedy zauważyłem, że przeszkodę w tym miejscu, poza wielką dziurą zamiast podłogi w głównej części pomieszczenia, stanowiła wysoka bariera zrobiona z laserów – tak po starej znajomości. – dodał, gdy dostrzegłem również dyspozytor kostek zwisający nad miejscem, przez które miała przejeżdżać platforma.

Jednak budynek nadal stał przeciwko temu karakanowi, bowiem znowu się zatrząsnął. Jezu, co z tym reaktorem obecnie się działo, że Aperture tak często się trzęsło? Nie wiedziałem czy powinienem wiedzieć, niektóre historie powinny zostać niedopowiedziane.

– Dwa. – skomentował zaistniałą sytuację, kiedy dostrzegłem na ścianie niedaleko laserowej bariery dwa odbiorniki lasera – Jeden czy dwa takie tam wstrząsy. – kontynuował, gdy dostrzegłem również po drugiej stronie laserowej bariery podwyższenie z przyciskiem do naciśnięcia – Tak dla zabawy. – dodał, kiedy pomarańczowy portal wystrzeliłem na białej ścianie nad przepaścią.

– Ostrzeżenie: Przegrzanie reaktora. – odezwał się Komunikat, gdy jednak pomarańczowy portal wystrzeliłem naprzeciwko odbiornika znajdującego się najniżej – Zagrożenie stopienia rdzenia. – powiedział, kiedy niebieski umieściłem w miejscu, w które padała wiązka lasera.

– Pozwoliłem mu zachować posadę. – powiedział Wheatley, kiedy zacząłem czekać, aż platforma dojedzie pod ścianę – Nie jestem potworem. – mówił, gdy platforma dojechała odpowiednio blisko – Ale nie zwracaj na niego uwagi, testuj dalej. – zakończył, kiedy pomarańczowy portal umieściłem na ścianie nad platformą, a niebieski na ścianie za sobą.

No spoko, ale Wheatley nawet gdyby chciał, to nie mógłby się pozbyć Komunikatu. Wszakże to standardowy głos systemu, więc aby go wywalić musiałby wyjebać cały system. Sądziłem, że nie ważne co by zrobił, nie mógł tego osiągnąć. Sam fakt, że miał możliwość pozbyć się procesów, które zapobiegały eksplozji tego miejsca, do dzisiaj mnie dziwi. Pozostało mi wierzyć, że udałoby się uratować to miejsce przed eksplozją. W sumie szkoda, że nie wiedziałem ile jeszcze miałem czasu.


Obecnie jednak, chcąc nie chcąc, musiałem przejść ten test. Dlatego też przeskoczyłem przez portal i, po wylądowaniu na platformie, ponownie laserem aktywowałem ją. Poczekałem, aż przejedzie na tyle, aby jej część znalazła się za laserową barierą. Następnie zaś, laser szybko przekierowałem do odbiornika wyżej. Tak jak myślałem, wyłączył on laserową barierę. W sumie to miało sens, bowiem inaczej tej komory nie dałoby się przejść. Niby to test stworzony przez GLaDOS, więc nie zdziwiłbym się, gdyby tak go zrobiła. Z drugiej jednak strony podejrzewałem, że wtedy to pomieszczenie zostałoby ustawione jako ostatni test w całym torze. Chociaż nie, moment. Taka metoda zabicia obiektu testowego okazałaby się za oryginalna. No a jak zdążyłem się przekonać, GLaDOS nie grzeszyła oryginalnością w kwestii zabijania obiektów testowych. Także co by się nie stało, to i tak, i tak ten odbiornik wyłączałby laserową barierę.


No ale po wyłączeniu jej przeszedłem na drugą stronę i znowu aktywowałem platformę. Nie dezaktywowałem jej, bowiem wiedziałem, że przydałaby mnie się do złapania kostki przekierowującej. Dlatego też po prostu zeskoczyłem na podwyższenie z przyciskiem, gdy platforma już nad owo dojechała i zacząłem czekać. Nie zdążyłem się nad niczym sensownym zastanowić, bowiem platforma stosunkowo szybko dojechała pod dyspozytor kostek. Po dojechaniu tam, szybko wyłączyłem ją przekierowując laser w inne miejsce. Kiedy to nastąpiło, po prostu nacisnąłem przycisk i, gdy kostka spadła na platformę, portalami przeskoczyłem na nią. Teraz przejechałem na drugą stronę z kostką w taki sam sposób jak ostatnio. Nie ma sensu, abym miliard razy powtarzał to samo, bowiem powinniście już wiedzieć jak to osiągnąłem. Zaś po znalezieniu się po drugiej stronie nad podwyższeniem z przyciskiem portalami przekierowałem laser tak, aby padał w kierunku kostki. Oczywiście po zeskoczeniu na podwyższenie z przyciskiem musiałem zmienić położenie portali, aby wrócić do głównego pomieszczenia. No ale po znalezieniu się tam portalami ponownie odpowiednio umieściłem laser otwierając sobie wyjście.

– Dobrze. – skomentował mój wyczyn Wheatley, gdy odwróciłem się w stronę wyjścia – Nadal nic, idziemy dalej. – powiedział, kiedy przeszedłem przez drzwi i siatkę dematerializującą.

Za nimi nie ujrzałem jednak zejścia do pomieszczenia z windą. Dostrzegłem tam spadek i włączoną tubę transportową. Ja nie mogę, to z tym miejscem działo się AŻ TAK źle? Szkoda, że nie wiedziałem jak z tego miejsca dotrzeć do silosu z Wheatleyem. Gdybym to wiedział, to olałbym przechodzenie toru i po prostu tam do niego poleciał dzięki mej lewitacji.

– Bardzo przepraszam, ale winda jest...hm...nieczynna. – skomentował sytuację z tubą Wheatley, gdy podszedłem do owej – Stopiła się. – wyjaśnił, kiedy wszedłem do tuby.

Nawet nie chciałem pytać, jakim cudem winda mogła się stopić. Jasne, nie należało to do niemożliwych rzeczy. Wszakże obecne w Aperture windy zostały stworzone ze szkła oraz metalu. Z tego co wiedziałem, to metal topił się w przedziale od sześciuset do tysiąca stopni Celsjusza. Co wydarzyło się w tym pomieszczeniu z windą? Dodatkowo owego pomieszczenia też nie widziałem, więc jeszcze gorzej.

– Skoro już tu jesteś, to może cię oprowadzę. – odezwał się Wheatley, przerywając me krótkie przemyślenia, gdy tak sobie leciałem, bowiem co miałem do roboty – Z lewej strony...jakieś światełka. – powiedział, kiedy odwróciłem wzrok w odpowiednim kierunku – Nie mam pojęcia, do czego służą. – przyznał się, podkreślając jeszcze bardziej swój debilizm.

Po lewej stronie znajdowało się bowiem sporo mechanicznych ramion przytrzymujących ściany pomieszczeń testowych. Te światełka znajdowały się na tyle każdych z ramion. Prawdopodobnie nie służyły do niczego, podejrzewałem, że miały za zadanie jedynie odróżniać jedno mechaniczne ramię od drugiego.

– A z prawej widzimy, jak bardzo szybko zbliża się coś wielkiego – powiedział, ponownie przerywając me krótkie przemyślenia, kiedy poczułem wstrząs budynku oraz po lewej stronie ujrzałem, że zarwała się wentylacja oraz w moją stronę pędziło jakieś pomieszczenie testowe – O BOŻE, UCIEKAJ! – krzyknął, widząc to, gdy na szczęście dla mnie pomieszczenie zatrzymało się o metalowy wspornik umieszczony w poziomie – TEGO TAM NIE BYŁO! – ponownie krzyknął, kiedy po uderzeniu z owego pomieszczenia zaczęły odpadać mechaniczne ramiona – Nic ci nie jest? – zapytał, kiedy mechaniczne ramiona powoli przestawały się odczepiać – Czekaj, wyłączę wiązkę. – powiedział ten debilny pomysł, wszakże pode mną znajdowała się PRZEPAŚĆ – Zaraz, zaraz. – mówił, gdy tak spadałem z nadzieją, że na samym dnie tej przepaści nie znajdował się kwas – Eee...to nie pomoże. – stwierdził tę oczywistość, kiedy spadłem na podłogę, która od upadku zarwała się i okazało się, że w rzeczywistości stanowiła dach jakiegoś pomieszczenia biurowego – Nie wiem czemu sądziłem, że to pomoże. – zakończył swoją wybitnie długą wypowiedź, kiedy rozejrzałem się po miejscu, do którego wpadłem.

Owo pomieszczenie biurowe należało do całkiem sporych. Zostało pomalowane na szare kolory, które tak cudownie komponowały się z szarymi centralami stojących tu komputerów. W sumie generalnie to miejsce nie zawierało za dużo kolorów. Biurka, szafki, stare monitory komputerów, nawet zegar posiadały szare barwy. W sumie jedyne co się z tego wybijało to nowe monitory' komputera wiszący na ścianie po lewej stronie. Tak to typowe szaro-bure pomieszczenie biurowe jakich w Aperture mnóstwo.

– Teraz, gdy widzę, co zrobił z moim obiektem... – przemówiła GLaDOS przerywając mój opis, kiedy rozejrzałem się za drogą wyjścia – Gd odzyskamy kontrolę, mogę go zabić? – zapytała, gdy podszedłem do automatycznych drzwi, które okazały się otwarte.

Nie udawaj, że potrzebowałaś na to mego przyzwolenia. Umówmy się, nie ważne co bym odpowiedział, po ponownym podłączeniu zrobiłaby co by chciała. Liczyłem tylko na to, że jakoś udałoby mnie się uciec przed zagazowaniem mnie przez nią. Niejednokrotnie wspominałem już jak wolałem odejść z tego świata i moje poglądy na to nie uległy zmianie. W sumie na sto procent by mnie się udało, bowiem niejednokrotnie uciekłem GLaDOS. Raz zrobiłem to sam, więc to nie tak, że nie potrafiłem. Chociaż w sumie chwila, za każdym razem zrobiłem to sam. Wheatley praktycznie nic a nic nie robił, jedynie wybił szybę i wyciągnął mnie z pomieszczenia testowego. Tyle, te dwie rzeczy bezproblemowo mogłem zrobić sam, nawet gdybym nigdy go nie spotkał. No nie moja wina na dobrą sprawę, że został stworzony na kompletnego kretyna, co teraz tylko udowadniał. Niemniej irytowało mnie to, że wtedy w silosie GLaDOS przywłaszczył sobie moją pracę, cham skończony.


No gratulacje dla mnie, znowu zamyśliłem się tak, że nie zauważyłem kiedy doszedłem do końca kładki. Z zamyślenia wyrwał mnie fakt, że zauważyłem iż znajdujące się niedaleko panele uniosły się. Spod nich wydobywało się światło. Nawet i bez tego wiedziałem, że powinienem się tam udać, bowiem po prostu nie miałem wyboru. Dlatego też podszedłem tam i w akompaniamencie trzęsącego się budynku zeskoczyłem w nie tak wielką przepaść.


No na serio chciałem już, aby to wszystko się zakończyło. Ile można ciągnąć to samo? Chciałem już po prostu wyjść na zamarzniętą powierzchnię ziemi i umrzeć w spokoju na wolności.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top