XXIX - Na Księżyc i z powrotem. | Alternatywne zakończenie.

– Posłuchaj, nawet jeśli nadal uważasz, że jesteśmy wrogami, to przynajmniej jesteśmy wrogami ze wspólnym interesem: zemstą. – powiedziała GLaDOS po podłączeniu do gniazda i wy nawet nie wiecie jak śmiesznie wyglądał obracający się ziemniak, z którego wydobyły się przy okazji wiązki prądu – Lubisz zemstę, prawda? – zapytała i szczerze? Wyjebane miałem, ja się nawet mścić nie chciałem, jedynie zamierzałem pozbyć się Wheatleya bowiem wyglądało na to, że to jedyna sensowna droga ucieczki – Każdy lubi zemstę. – rzekła, kiedy przy okazji jechaliśmy w górę, bowiem nie w dół, przy czym uniosłem wzrok – No to już, idziemy się mścić. – zakończyła, przy okazji przestając się kręcić, gdy ujrzałem, że wylot u góry otworzył się.

Mam ci, PotatOS, zdefiniować słowo „wyjebane"? Nie, na serio, ja tu na nikim się mścić nie chciałem, bowiem a i po cholerę. Jedyne na czym mi zależało to na wydostaniu się z Aperture i śmierci na zewnątrz, tyle. Czemu ona w ogóle myślała, że chciałem się na Wheatleyu mścić? Jasne, okazał się zdrajcą, ale w sumie nie dziwne, wszakże ewidentnie centrala tak na niego wpływała. A co do tego czy nadal traktowałem GLaDOS jako wroga to zacznijmy od tego czy kiedykolwiek ją tak traktowałem. Ona bardziej stanowiła cringe przeszkadzajkę w drodze do mego celu, aniżeli pełnoprawnego wroga. Jasne, próbowała mnie zabić, jednak ucieczka od jej sposobów do trudnych nie należała, więc to też nie tak, że kiedykolwiek w tym miejscu znalazłem się w takim niebezpieczeństwie, od którego na przykład cudem uciekłem. Jedyne co to bardziej cringe'owałem i do dzisiaj cringe'uję jak to wszystko wspominam nad jej zachowaniem i ogólnie mentalnością.

– Proszę, proszę. – odezwał się stosunkowo szybko Wheatley, wtryniając się w me przemyślenia, kiedy znalazłem się w silosie – Witaj w MOJEJ KRYJÓWCE! – rzekł, gdy zszedłem z podestu i owy zjechał prawdopodobnie na sam dół – Według lampki na tym tutaj panelu sterowania za sześć minut cały budynek wyleci w powietrze. – dodał, miło się w końcu dowiedzieć ile czasu do wybuchu pozostało, jednak mnie to nie pocieszało, bowiem obawiałem się, że mógłbym w tyle czasu nie zdążyć – Jestem prawie pewien, że to problem z lampką. – powiedział i jasne. Oszukuj się dalej. Żyj w swoim idealnym świecie – Ale na wszelki wypadek i tak muszę cię zabić. – dodał, kiedy zacząłem się po tymże, częściowo zniszczonym na dobrą sprawę, silosie rozglądać w poszukiwaniu powierzchni portalowych – O czym już rozmawialiśmy. – rzępolił, a ja kurde żadnych powierzchni portalowych nie widziałem, nie no, wytrąbiście – Czyli powiedzmy, że to będą trzy minuty, potem minuta przerwy... – kontynuował i Boże, oby zaczął próby zabicia mnie bombami, bowiem zauważyłem w pewnym momencie szklaną rurę z białym żelem – wtedy zostają komfortowe dwie minuty na wyłączenie tego, co powoduje te wszystkie pożary. – dodał i wątpiłem, aby to wyłączył, bowiem za ten cały rozpierdol odpowiadał rdzeń r e a k t o r a, który Wheatley doprowadził do stanu stapiania się – No, to taki jest plan. – mówił, kiedy trochę się nudzić zaczynałem, bowiem nie działo się nic, co mogłoby mi umożliwić pokonanie tego niebieskookiego gnojka – Poza tym oglądałem z taśmy, jak ją zabiłeś i nie zamierzam popełniać tych samych błędów. – rzekł, o kurwa, przebłysk inteligencji?! Normalnie nie może być, jednak z drugiej strony nawet wśród ludzi czasem największemu debilowi to się mogło zdarzyć, więc mogłem darować – Mój plan ma cztery części: – mówił, powracając do zachowywania się jak debil, bowiem kto inteligentny by opowiedział swemu przeciwnikowi jaki ma plan – Pierwsza: żadnych powierzchni portalowych. – powiedział, a ja zacząłem powoli cofać się w kierunku rury z białym żelem, jednak najwidoczniej tego nie zauważył – Druga: natychmiast puszczam neurotoksynę. – dodał i chwila, moment, ciągnik stop na chwilę.

Jakim cudem on mógł mieć dostęp do neurotoksyny? Przecież rozjebałem generator, kiedy szliśmy do tego silosu aby naklepać GLaDOS. Jasne, normalnie może miałby możliwość odbudowania go, jednak podejrzewam, że nawet maszynie zajęłoby to więcej niż bodajże dobę, nie zdziwiłbym się, gdyby tyle już minęło od jego zniszczenia. No a poza tym to idiota, wątpiłem, aby wiedział jak owy generator odbudować. No i nie sądziłem, że Aperture posiadało więcej generatorów, bowiem gdyby tak prezentowała się rzeczywistość to GLaDOS, po zorientowaniu się, że jeden nie działał powinna w ułamku sekundy przysłać neurotoksynę z drugiego generatora. No ale zauważyłem szybko, że z wywietrzników owa zaczęła się wydobywać, wiadomo, na razie nie w ilości zdolnej mnie szybko zabić, jednak i tak. Co on tam znalazł? Do dzisiaj nie mam zielonego pojęcia, jakim cudem to mogło się wydarzyć. Chociaż fakt, to Aperture, a w tym miejscu wszystko mogło się zdarzyć. To zdanie działało niezależnie od sytuacji.

– Trzecia: osłony bombowe dla mnie. – wtrącił się w me przemyślenia, udowadniając swój debilizm jeszcze bardziej, gdy ja na te bomby czekałem za rurą, gdzie one są, halo – Co wiąże się bezpośrednio z punktem numer cztery: bomby do rzucania w ciebie. – mówił, chwila, chyba jeszcze coś się przegrzewać zaczęło oprócz reaktora...a nie, to tylko miernik kretynizmu właśnie wywalił poza normę i leciał dalej – Ty wiesz co? – spytał, kiedy ujrzałem, że osłonił się jakimiś pomarańczowymi panelami z logiem Aperture – Ten plan jest tak dobry, że dam ci fory i zakręcę neurotoksynę. – mówił dalej i jak coś to on podczas tych wszystkich wypowiedzi się ciągle poruszał, jednak nie ma bata abym nadążył z opisywaniem tego plus na sto jeden procent obecnie nie pamiętam wszystkich jego ruchów – Oczywiście żartuję. – dodał, nieco opuszczając na chwilę pomarańczowe panele – Żegnaj. – powiedział, normalnie jaka pewność, że by mu się udało mnie zabić.

– Pełna wydajność neurotoksyn za pięć minut. – poinformował Komunikat, o, tego dawno nie słuszałem, kiedy Wheatley rzucił we mnie bombą.

Znaczy wiadomo, owa nie trafiła mnie, tylko uderzyła w rurę bezproblemowo ją rozbijając. Kiedy to nastąpiło, biały żel rozlał się po sporej części pomieszczenia robiąc mi powierzchnię portalową. No cóż, Wheatley, jeden z czterech punktów twojego planu właśnie poszedł do piachu. A mógłby tutaj mieć wszystkie rury nie szklane, bowiem z jakiegoś powodu tylko ta z białym żelem została stworzona ze szkła. No chyba, że myślał, że to jakieś ultra mega hiper duper pancerne szkło, którego bomby nie miały szans rozbić. Po takich inteligentnych inaczej istotach absolutnie wszystkiego dało się spodziewać.

– Nieee! – krzyknął Wheatley, jakże kurde dramatycznie, wcinając się w me przemyślenia – Eee...tak naprawdę to udawałem ciebie. – mówił, kiedy wyszedłem zza rozbitej rury – Bo właśnie wpadłeś w moją pułapkę. – powiedział, gdy korzystając z faktu, że nie miał jak tego zobaczyć, spojrzałem na niego zażenowanym wzrokiem – Właśnie tu i właśnie teraz. Ha. – dodał, gdy z jakiegoś powodu na chwilę przestał we mnie rzucać bombami, kij wiedział czemu – Bo tak naprawdę to ja chciałem, żebyś mnie podstępem nakłonił do rozwalenia tej rury. – mówił, przy okazji opuszczając bariery i kuźwa, dopiero teraz zauważyłem na jednym z paneli, że przy logo Aperture przekreślił pierwszą część nazwy i zastąpił ją swoim imieniem.

Kurwa, jak to brzmiało, Wheatley Laboratories. Normalnie gdybym umiał mówić emotikonkami, to teraz bym go zaspamował tą płaczącą ze śmiechu. Ogólnie też po zauważeniu tego ledwo powstrzymywałem śmiech. Serio, straszny z niego narcyz, a dodając do tego, że jedyne co z Aperture zrobił to doprowadził ten ośrodek na skraj drugiego Czarnobyla nie pomagał. Nie mógł po prostu zostawić nazwy taką, jaką ją Cave stworzył?

– To znaczy żeby ci się wydawało, że podstępem. – wtrącił się w me krótkie przemyślenia, opuszczając bariery, jednak tak, że gdyby rzucił we mnie bombą to portalami mógłbym ją przekierować tak, aby uderzyła w niego od dołu – To daje fałszywą nadzieję, a ta rodzi zbytnią pewność siebie i prowadzi do błędów. – nie przestawał rzępolić, gdy pomarańczowy portal umieściłem pod nim – I katastrofalnych w skutkach potknięć. – kontynuował swój mega długi monolog, gdy musiałem zmienić ustawienie portalu, bowiem jednak opuścił bariery tak, aby od dołu nie dało się go trafić. No ale to nic, umieściłem pomarańczowy na jednym z białych paneli u góry – Wszystko jest częścią mojego planu. – dodał, zaczynając we mnie bombami rzucać, a ja nieco cofnąłem się i, nim bomba uderzyła w podłogę, wytworzyłem pod nią niebieski portal – Oj, przecież ja właśnie...popełniłem swój pierwszy prawdziwy błąd. – zreflektował się i szkoda, że nie zauważył faktu iż popełnił kwadrylion innych błędów, które doprowadziły nas do miejsca, w którym się znaleźliśmy – Bo ci powiedziałem o swoim planie. – rzekł, jednak więcej powiedzieć nie mógł, bowiem trafiła go jego własna bomba – Aaa! – krzyknął po uderzeniu go, po czym bariery uniosły się, a on zawisł do dołu, jakby został wyłączony.

– Dobra robota! – pochwaliła mnie GLaDOS, kiedy zacząłem rozglądać się za ewentualnym pierwszym uszkodzonym rdzeniem – Umieszczam pierwszy rdzeń w pobliżu kładki! – poinformowała, gdy ujrzałem ową kładkę pod jednym z boków silosu – Bierz go i spróbuj mu przyczepić! – dodała, kiedy pomarańczowy portal umieściłem na panelu nad kładką, a niebieski pod sobą.

Ciekawiło mnie jakim cudem ona mogła kontrolować to, że te rdzenie zostały zabrane przez jakiś chwytak i teraz na owym chwytaku trzymane w tymże silosie. Przypominam, w tamtym momencie nadal znajdowała się w formie ziemniaka odłączonego od głównej centrali, więc ośrodkiem kontrolować nie mogła. Serio nawet żadnej koncepcji nie miałem oraz do dzisiaj nie mam. Zastanowić się jednak dłużej nie mogłem, bowiem tak jakby miałem cztery minuty i szesnaście sekund.

– Kosmos, kosmos, chcę lecieć w kosmos – mówił rdzeń, gdy ujrzałem go zwisającego na wspomnianym chwytaku pomiędzy fragmentami kładki – tak, proszę, kosmos. – nie przestawał, kiedy uznałem, że ten rdzeń wezmę i przyczepię Wheatleyowi normalnie, do drugiego użyję lewitacji, trzeci znowu ogarnę normalnie, a jeżeli bym musiał przyczepiać jeszcze kolejne to ogarnę to naprzemiennie – Kosmos, kosmos. Lecieć w kosmos. – kontynuował i osobiście chyba wolałem nie pytać o rolę tego rdzenia, kiedy nie został uszkodzony.

Ogólnie on ciągle gadał na temat kosmosu, nawet kiedy do niego podszedłem i w ostatniej chwili, przed zawaleniem się kładki oraz rury z żelem repulsyjnym pod nią, go chwyciłem. Może stanowił rdzeń zafiksowania na punkcie testowania, ale coś mu się poprzestawiało i swoje zafiksowanie zmienił na kosmos? To jedyna hipoteza na jego temat jaka przychodziła mi obecnie do głowy. W sumie dobrze, że on nie został do głównej centrali podłączony jako główny rdzeń, bowiem wtedy podejrzewałem, że ani byśmy się zdążyli obejrzeć, a już Aperture by w ten kosmos wyleciało. W sumie to też w tym momencie zaczęło mnie ciekawić co by się stało, gdybym ja został stworzony jako rdzeń osobowości w Aperture i gdyby mnie podłączyć do głównej centrali. Też bym zgladosiał? A może zachowywałbym się normalnie? Tego oczywiście się nigdy nie dowiemy wiadomo czemu, jednak tak przez chwilę, gdy się na żelu repulsyjnym odbijałem i próbowałem podłączyć rdzeń kosmosu, zacząłem zastanawiać.

– Ostrzeżenie – odezwał się Komunikat, gdy rdzeń został przyczepiony – Uszkodzenie rdzenia na poziomie pięćdziesięciu procent. – poinformował, kiedy w powietrzu przesunąłem się tak aby wylądować na żelu białym – Naruszono system wentylacyjny: neurotoksyny nieaktywne. – kontynuował i spoko, jednak akurat to miałem głęboko gdzieś, bowiem miałem pewność, że przed wypuszczeniem ich udałoby mnie się doprowadzić do kolejnej wymiany rdzenia – Eksplozja reaktora za cztery minuty. – dodał, gdy ujrzałem, że ekran odliczający czas się włączył, o, nie zauważyłem aby się wyłączył po przyczepieniu rdzenia.

– Uuuu...Co...co się stało? – zapytał Wheatley, ponownie zaczynając kolejny monolog – Co się stało? – spytał otaczając się barierami i zorientuj się, to nie takie trudne do ogarnięcia – Co...co...co ty mi przyczepiłeś? – pytał i miło wiedzieć, że zorientował się iż coś zostało do niego podczepione, jak na niego to już sukces – No co to jest? – nie przestawał pytać i kurde to chyba oczywiste, że uszkodzony rdzeń – Momencik – mówił, gdy po tym słowie usłyszałem dźwięk klikania oraz, unikając rzucanych we mnie bomb, umieściłem pomarańczowy portal pod nim, bowiem tam się barierami nie osłonił – Ech, te przeklęte bomby są przyklejone. – rzekł oczywistość i w sumie miło, że się zorientował, że to wszystko wina użycia przeciwko niemu jednej z jego bomb, przebłyski inteligencji to niecodzienność u niego – Ale nic, przekonfigurowałem osłony. – dodał, kiedy nieco cofnąłem się przed nadlatującą bombą i umieściłem pod nią niebieski portal – Jedziemy dalej. – mówił, gdy bomba radośnie w portal wpadła – Aha, rdzeń do mnie przyczepiłeś! – zorientował się, normalnie zapłon zardzewiałego ruskiego czołgu sprzed rewolucji przemysłowej, powinszować – Aaa! – ponownie krzyknął, nie mogąc dokończyć monologu, bowiem bomba go trafiła.

Kiedy to nastąpiło, ponownie zawisł do dołu tak jak ostatnio. W sumie to dobrze, bowiem to chwilowe wyłączenie go nie dość, że ułatwiało przyczepienie uszkodzonego rdzenia, to jeszcze na chwilę zapanowała cisza, a przynajmniej w kwestii gadania.

– Dobra, świetnie! – odezwała się PotatOS, to na tyle z przerwy w gadaniu jak widać – Teraz następny rdzeń! – dodała, gdy uniosłem się nad podłogą, bowiem jak pamiętacie w taki sposób zamierzałem ogarnąć ten rdzeń.

– SZYBKO: JAK WYGLĄDA SYTUACJA? – zawołał rdzeń, dzięki czemu łatwiej zauważyłem iż zwisał na chwytaku nad podłogą, niedaleko miejsca, nad którym niedawno zwisał rdzeń kosmosu – O hej tam, cześć! – rzekł, najwidoczniej zauważając mnie, kiedy zacząłem lecieć w jego kierunku – Jestem Rick. – przedstawił się i miło wiedzieć jak się nazywał, nawet jeżeli na dłuższą metę ta informacja by mnie się nie przydała – Co tu porabiasz? – spytał, gdy zawisłem naprzeciwko niego – Czyżby jakaś przygoda? – zapytał, kiedy chwyciłem go działem portalowym i zacząłem lecieć w kierunku Wheatleya.

Co do tego rdzenia to podejrzewałem, że nim się uszkodził to mógł spełniać rolę rdzenia odwagi. Jak najbardziej widziałem sens istnienia takowego rdzenia, a szczerze po jego dalszych wypowiedziach brzmiał jak jakiś poszukiwacz przygód, a przynajmniej mnie się tak skojarzył. Ciekawiło mnie jaki trafiłby się kolejny rdzeń, bowiem szczerze jak na razie przekonywałem się, że te uszkodzone wydawały się ciekawsze niż w pełni sprawnie działające rdzenie. Ciekawiło mnie też, co by się stało, gdyby Rico podłączyć jako rdzeń główny. No cóż, ośrodek pewnie by stał niewzruszony na miejscu, jednak obiekty testowe mogłyby mieć przesrane. Wszakże nie wiadomo na jakie pomysły testów by rdzeń zachowujący się jak poszukiwacz przygód wpadł. Chociaż z drugiej strony może jego tor testowy nie zawiewałby nudą, więc jak widać wszystko ma swoje zalety. No poza GLaDOS. Ona zalet nie miała.

– Ostrzeżenie: Uszkodzenie rdzenia na poziomie siedemdziesięciu pięciu procent. – odezwał się Komunikat wcinając się w me przemyślenia, kiedy drugi rdzeń podłączyłem do centrali – Zegar eksplozji reaktora zniszczony. – mówił, gdy zauważyłem, że ekrany faktycznie wyłączyły się – Aktywowano awaryjny protokół zapobiegania niepewności eksplozji reaktora: – kontynuował, udowadniając przy tym, że w tej placówce wszystko miało wywalenie długie nazwy, kiedy wylądowałem na białym żelu – ta placówka ulegnie samozniszczeniu za dwie minuty. – dodał, nie no, suuuper, liczyłem na to, że udałoby mnie się kolejny rdzeń złapać i podłączyć do Wheatleya.

Wnioskując po tym, że obecnie Wheatley został uszkodzony w siedemdziesięciu pięciu procentach sądziłem, że kolejny rdzeń by wystarczył aby całkowicie go uszkodzić. Plus też chyba wiadomo czemu nie mogłem się doczekać wymiany rdzenia, co nie? Plus akurat PotatOS, jeżeli miała zaprogramowany jakikolwiek instynkt samozachowawczy to faktycznie powinna mnie wypuścić, bowiem wiedziała, że miałem elektrokinezę. Także no, mogłem jej bezproblemowo naklepać gdyby jednak po wymianie rdzenia próbowała mnie zabić.

– Dość! – zawołał Wheatley, ponownie włączając się, tak samo jak ekrany odliczające czas. Kurna, to co w końcu one odliczały, skoro niby zegar eksplozji reaktora został zniszczony? – Mówiłem ci, żebyś nie przyczepiał mi tych rdzeni. – rzekł i to najwidoczniej nic, że w rzeczywistości mi tego nie powiedział, bowiem nawet jeżeli chciał, to jego poprzedni monolog przerwało uderzenie bombą – Ale ty nie słuchasz. – kontynuował, osłaniając się barierami tak, aby zasłaniały go od góry i dołu – Ani trochę. – walił zdaniami pojedynczymi, kiedy uciekając przed bombami zacząłem rozglądać się za panelem, z którego wyrzucona bomba miała szansę go trafić – Cały czas tylko milczysz. – kontynuował swoje obwinianie mnie, kiedy uznałem, że ten panel naprzeciwko tego nad kładką powinien spełnić swoje zadanie – W milczeniu nie słuchasz ani słowa. – dodał, gdy pomarańczowy portal dałem na odpowiednim panelu, po czym cofnąłem się przed nadlatującą bombą – Bezgłośnie mnie osądzasz. – nie przestawał gadać, gdy umieściłem portal pod bombą i owa szybko w niego wpadła – Tacy ludzie są najgorsi. – rzekł, gdy przewróciłem oczami z zażenowaniem, korzystając z faktu, że nie mógł tego zauważyć – Aaa! – krzyknął po zostaniu uderzonym bombą.

Jasne, nie odzywałem się do niego praktycznie wcale, ale po pierwsze nie miałem mu po prostu nic do powiedzenia. Dyskutować z nim nie zamierzałem bowiem nie dość, że nie zasłużył to umówmy się. Próba dyskusji z debilem nie miała sensu, bowiem takowi nie słuchali argumentów drugiej strony, nie ważne jak bardzo sensowne by się okazały, bowiem tkwili w swoich błędnych przekonaniach. No a po drugie to nawet jeżeli bym chciał coś mu powiedzieć, to on wiecznie gadał, gadał i GADAŁ kompletnie nie dając mi dojść do słowa. No i też jasne, jak się niejednokrotnie podczas opowiadania przeze mnie tej historii przekonaliście osądzałem go w myślach, jednak to miało sens. W końcu takie debilne akcje jakie on odstawiał to nic tylko komentować i wyśmiewać w owych myślach. Jeżeli chciał na mnie na przykład użyć guilt trippingu* to powinien to jakoś sensownie rozegrać, bowiem obecnie nie widziałem jak na kogokolwiek to miałoby zadziałać.

– Masz kolejny rdzeń! – zawołała GLaDOS, wcinając się tym samym w me krótkie przemyślenia – Ten powinien już wystarczyć! – dodała, kiedy zacząłem wzrokiem szukać owego rdzenia.

No kurde, gdzie ten rdzeń? Nie widziałem go nigdzie, co nie pomagało, bowiem przypominam, że miałem ograniczony czas i to bardzo. Przed potraktowaniem Wheatleya bombami widziałem na zegarze, że zostało mi mniej niż dwie minuty. Na szczęście jednak po chwili, gdy uniosłem wzrok, ujrzałem wsuwającą się przez ubytki w ścianie szynę i na niej przesuwający się chwytak z różowookim rdzeniem.

– Hamulec samochodowy wynaleziono dopiero w tysiąc osiemset dziewięćdziesiątym piątym roku. – zaczął przemawiać, kiedy rozejrzałem się za możliwością dostania się do owego rdzenia, bowiem zwisał wysoko nad ziemią i to jeszcze w miejscu, w którym znajdował się jedynie biały żel – Wcześniej istniała konieczność, aby ktoś pozostał w pojeździe, poruszając się w koło, podczas gdy pasażerowie załatwiali swoje sprawy. – dodał ten fakt, który brzmiał debilnie jak jasna cholera i na sto procent fałszywie, kiedy uznałem, że do tego rdzenia dostanę się za pomocą pędu, według zegara miałem półtorej minuty, więc powinienem zdążyć – W wiktoriańskiej Anglii pospólstwu nie wolno było spoglądać bezpośrednio na królową – walił faktami, no ciekawiło mnie czy tym razem ten fakt okazałby się prawdziwy, pomarańczowy portal umieszczając na panelu nad kładką – z uwagi na podejrzenie, iż ówczesna biedota posiadała zdolność wykradania myśli. – mówił, kiedy stanąłem równo pod rdzeniem i umieściłem pod sobą portal niebieski – Dzisiejsza nauka stwierdza, iż mniej niż cztery procent ubogich jest w stanie tego dokonać. – rzekł i akurat co do wiarygodności tego faktu nie miałem pewności, bowiem normalnie bym w tę końcówkę nie uwierzył, jednak ja sam posiadałem dwie nadprzyrodzone zdolności, więc jak widać wszystko wydarzyć się mogło.

Ten rdzeń przed uszkodzeniem na sto procent spełniał rolę rdzenia wiedzy. Obecnie nawet czasami dawał fakty, które brzmiały wiarygodnie, więc to tylko podbudowywało moją teorię. Jednak co do dostania się do niego samego, to szybko musiałem wrócić niedaleko niego. Jasne, nadal do dostania się do tegoż rdzenia potrzebowałem użyć pędu, jednak po znalezieniu się na kładce niedaleko jednego z białych paneli ściennych, równoległych do podłogi, zawaliła się rura rozlewając pomarańczowy żel. No to widząc go i odpowiednio długo przebywając w Aperture wiedziałem, że musiałem go wykorzystać. Dlatego też no, do użycia pędu skorzystałem z tegoż żelu, co faktycznie pomogło, bowiem dałem radę doskoczyć do rdzenia i działem portalowym go chwycić. W ogóle co by się nie stało, jednak GLaDOS przed wypuszczeniem mnie musiała wiedzieć jedno: działa portalowego nie oddam. Ni chuja, zamierzałem je ze sobą zabrać, bowiem po pierwsze zawsze mógł zdarzyć się cud i mogło okazać się, że ja bym przeżył w takich temperaturach jakie panowały na zewnątrz oraz działo portalowe przy nich nie zamarzało. No a wtedy korzystanie z działa portalowego na zewnątrz musiało sprawiać jeszcze większą frajdę. Nie wiedziałem co prawda czy portale działały na zamarzniętych powierzchniach, ale zawsze chociażby strzałem z elektrokinezy mógłbym powierzchnie roztapiać. Po drugie to nawet jakbym zamarzł, to może w przyszłości ludzkość by się odrodziła, ktoś by znalazł moje zwłoki oraz działo portalowe i mógłby z niego skorzystać. A po trzecie sądziłem, że to niejedyne działo portalowe w tej placówce, więc to nie tak, że bym PotatOS zabierał możliwość testowania czy coś.

– Ostrzeżenie: Uszkodzenie rdzenia na poziomie stu procent. – odezwał się Komunikat, wtryniając się w me przemyślenia po przyczepieniu rdzenia do Wheatleya.

– Aaaeeeaa! – zawołał w ten cudowny, normalnie dziesięć na dziesięć, sposób Wheatley.

– Wymagana jest ręczna wymiana rdzenia. – kontynuował Komunikat, gdy ujrzałem, że panel z ziemniaczaną GLaDOS na nowo wjechał do silosu.

– Achaaa. – skomentował jego wypowiedź Wheatley, kiedy rozejrzałem się, bowiem na razie nie miałem co więcej do roboty – Rozumiem. – dodał, po czym zachichotał, no ja nie wiedziałem co na jego miejscu miał do brechtania, jednak fakt, debili się nie zrozumie.

– Rdzeń zastępczy: gotowy aby rozpocząć? – zapytał Komunikat, nadal udając, że Aperture to demokratyczne państwo, kiedy zastanawiałem się czy przy takich procedurach zdążą przed wybuchem reaktora.

– Tak jest! – zawołała GLaDOS, kiedy ponownie zacząłem oglądać działo portalowe – Dawaj! – wołała, normalnie tej się ewidentnie do władzy spieszyło, ku zaskoczeniu absolutnie nikogo kto chociaż minimalnie ją znał.

– Rdzeń uszkodzony: gotowy aby rozpocząć? – spytał Komunikat, gdy trochę działo portalowe otrzepałem, bowiem podczas tych wszystkich burzliwych wydarzeń się zakurzyło.

– Co ty na to? – zapytał i typie, nie rób mi tu sytuacji patowej, bowiem nie wiem jak ty, ale ja nie chciałem ginąć w wybuchu.

– Interpretacja niejasnej odpowiedzi jako TAK. – zdissował go Komunikat, kiedy ledwo powstrzymałem się od śmiechu, bowiem tego ewidentnie Wheatley się nie spodziewał.

– Nie! Nie! NIE, NIE, NIE! – zawołał a ja szczerze liczyłem na to, że ten reaktor znajdował się centralnie pod nami, bowiem jeżeli już miałem wylecieć w powietrze to chociaż bezboleśnie poproszę – Ktoś nie załapał mojego sarkazmu. – dodał i typie, twoje pytanie nijak się miało do sarkazmu, może Internet nie działał, ale jakąś offline encyklopedię powinien mieć.

– Wykryto sytuację patową. – przemówił Komunikat, Boże, daj mi cierpliwość, bo jak dasz mi siłę to osobiście dokonam wymiany rdzenia przy pomocy elektrokinezy – Wykryto pożar w pomieszczeniu rozwiązywania sytuacji patowych. – dodał w akompaniamencie odpadających fragmentów ścian, kiedy wzrokiem zacząłem szukać owego pomieszczenia – Trwa gaszenie. – dodał, gdy z hydrantów u góry zaczęła spadać woda, jej, deszcz! To nic, że z hydrantów, po prostu dawno nie widziałem deszczu i nie miałbym w swoim życiu okazji go więcej zobaczyć.

– A, to się tak po prostu zmywa? – spytał Wheatley, kiedy spuściłem wzrok i zauważyłem, że żele zaczęły znikać – Przydatna informacja. – powiedział, gdy liczyłem na to, że białego żelu całego mi nie zmyje, bowiem bym go jeszcze pewnie potrzebował – To znaczy byłaby przydatna, ale nieco wcześniej. – doprecyzował, kurde, to chyba oczywiste, że takie żele dało się zmyć, w końcu po obiektach testowych przemierzających testy z żelami należało umyć komorę przed przybyciem kolejnych.

– Do asystenta w rozwiązywaniu sytuacji patowych: – rzekł Komunikat, zwracając się do mnie, widzicie, w Aperture nie pracowałem, a i tak miałem już jakieś stanowisko, taki ja epicki – proszę wcisnąć przycisk rozwiązywania sytuacji patowej. – poprosił, kiedy na szczęście ujrzałem pod Wheatleyem biały kawałek podłogi, dzięki Bogu.

– Idź nacisnąć guzik! – zawołała PotatOS, gdy niebieski portal umieściłem na białej powierzchni – Naciśnij go! – wołała, kiedy w celu przyspieszenia wszystkiego podleciałem do krat oddzielających mnie od przycisku.

– Nie naciskaj tego guzika! – wołał Wheatley, jednak jeżeli myślał, że by mnie przekonał, to źle myślał.

Ogólnie teraz GLaDOS i Wheatley przekrzykiwali się, PotatOS kazała mi iść nacisnąć guzior, a Wheatley próbował mnie od tego odwieść. Wiecie, taka odwrócona sytuacja sprzed pierwszej wymiany rdzenia, nie ma sensu tego opisywać. Ich przekrzykiwanie się niczego nie wnosiło do mej obecnej sytuacji, szczególnie, że szybko pomarańczowy portal strzeliłem na suficie w pomieszczeniu i wróciłem do tego niebieskiego. Kiedy jednak znalazłem się tam, okazało się, że Wheatley zaminował to miejsce, bowiem po moim dostaniu się tam bomby na podłodze wybuchły, wysadzając przycisk. Mnie natomiast wyrzuciło do głównego pomieszczenia przez wysadzone kraty.

– CZĘŚĆ PIĄTA! ZAMINOWAĆ GUZIK PATA! – zawołał Wheatley, super, jednak tak sprowadzał zagładę na naszą trójcę jakby nie wiedział.

– Ty kurwo. – powiedziałem cicho, oczywiście tak, aby tego nie usłyszał, podpierając się na rękach.

– Co? Jeszcze żyjesz? – zapytał zdziwiony i w sumie fakt, sam sobie się dziwiłem, że ten wybuch nawet nic poważniejszego mi nie zrobił – Żartujesz. – powiedział, kiedy na chwilę odwróciłem się w jego kierunku – No cóż, ja nadal jestem w tej obudowie i nadal tu rządzę. – mówił, gdy chwyciłem działo portalowe i rozejrzałem się po pomieszczeniu, no kurna musiał istnieć jakiś sposób, aby tego kretyna odczepić od centrali – I NIE MAM BLADEGO POJĘCIA, JAK TO WSZYSTKO NAPRAWIĆ. – zawołał i miło, że się wreszcie przyznał, w końcu kiedyś by wypadało.

Kurna, tylko co JA miałem zrobić? Przycisk został wysadzony, więc sytuacja patowa tkwiła w miejscu. No niby kiedy uniosłem wzrok ujrzałem, że część dachu się rozpadła i za nim dostrzegałem księżyc. Nie no, pojebało was? Portal na księżyc miałem strzelać? Wiedziałem, że skała księżycowa przewodziła portale, jednak to kretyński pomysł, bowiem by mnie wyssało w przestrzeń. Jednak...Na serio nie miałem innego wyjścia, ten jebany księżyc to jedyna druga powierzchnia portalowa jaką tutaj miałem. No cóż, pozostało mi wierzyć, że zdążyłbym się czegoś chwycić nim by mnie kompletnie wyssało. Dlatego też po prostu ten portal tam strzeliłem.


Szybko na owy księżyc doleciał i tam też się otworzył. Kiedy to nastąpiło, tak jak podejrzewałem, zaczęło mnie zasysać w portal, tak samo jak i jakieś odłamki ścian na przykład. Wheatleya też w sumie odczepiło, jednak nie całkowicie, nadal na jednym czy tam dwóch kablach się trzymał.

– Aaa! – krzyknął, gdy zasysało mnie w stronę portalu – Aaaaaaaa! – krzyczał, kiedy udało mnie się przed całkowitym wyleceniem przez portal chwycić jego trzymadeł, które każdy rdzeń miał u góry i dołu – KOSMOS! – zawołał, gdy znalazłem się po drugiej stronie portalu.

Słysząc to, uniosłem wzrok i faktycznie, znajdowaliśmy się na księżycu. Nawet niedaleko nas widziałem jakiegoś łazika oraz dumnie stojącą, amerykańską flagę. Ziemię w oddali też widziałem jak coś i faktycznie, zamiast zielono-niebieskiej kuli stała się biała. No cóż, skoro z Ziemi księżyc widziałem to oznaczało, że słońce nadal miało się dobrze, tylko z jakiegoś powodu prawdopodobnie nasza planeta się od niego oddaliła. Niemniej, dziwny to widok znaleźć się nawet na kilka chwil we Wszechświecie, wszakże z wiadomych przyczyn nigdy w nim nie gościłem. No ale przynajmniej teraz mogłem się wam pochwalić, że chwilę przebywałem na Księżycu, a to też zaleta.

– Aaa! – krzyknął stosunkowo szybko Wheatley, nie dając mnie się dłużej zastanowić, gdy jeszcze trochę patrzyłem w dal – Puść! – zawołał, kiedy spuściłem wzrok w jego kierunku i niech spierdalał, nie zamierzałem wylecieć w przestrzeń – Jesteśmy w kosmosie! – zawołał oczywistość, bowiem łatwo dało się zorientować, gdzie nas portal zabrał.

– Kosmos? – zawołał zza portalu rdzeń kosmosu – KOSMOS! – zawołał ponownie, odczepiając się i wylatując do swego sensu egzystencji, aż od wyrzutu jedną ręką puściłem odruchowo jeden z uchwytów.

– Puszczaj! Puszczaj! – wołał Wheatley, gdy ja bardziej od niego chciałem aby szanowna pani GLaDOS nas kurna wciągnęła, bowiem w końcu wylatujące z Aperture powietrze pewnie by się skończyło i bym tu zwiądł – Nadal jestem podłączony. – stwierdził oczywistość i kurde kapnąłbym się, bowiem nadal nas w przestrzeń nie wyrzuciło – Dam radę się wciągnąć. – mówił ujawniając swój egoizm, gdy chwyciłem drugi z jego uchwytów – Mogę jeszcze to naprawić! – skłamał, bowiem to on doprowadził ten ośrodek na skraj eksplozji, więc ni chuja by tego nie naprawił.

Ty mały egoisto, oczywiście, że musiał myśleć tylko o sobie. Nie wiem czy wiedział, ale puścić go nie zamierzałem, bowiem jeżeli już miałem ginąć, to chciałem aby to nastąpiło na Ziemi. No a nawet jakby to posiadałem instynkt przetrwania, więc jeżeli mogłem zapewnić sobie nie wylecenie w przestrzeń to zamierzałem z tego skorzystać.

– Już to naprawiłam. – odezwała się zza portalu GLaDOS, kurna, szybka ona z naprawianiem – I ty już NIE wrócisz! – dodała, kiedy ujrzałem wysuwający się przez portal chwytak.

– O nie. – skomentował jej wypowiedź Wheatley, gdy chwytak znajdował się coraz bliżej niego – Zmiana planu. – mówił, kiedy kabel czy tam kable go trzymające nieco zwinęły się – Trzymaj mnie. – powiedział i spoko, póki GLaDOS by mnie nie chwyciła to nie zamierzałem się puszczać – Mocniej! – zawołał, ale kija mu to dało, bowiem chwytak rąbnął go tak, że aż odruchowo go puściłem – AH! – krzyknął, gdy spojrzałem za nim – Złap mnie, złap mnie, złap mnie! – wołał, ale no takiej możliwości nawet gdybym chciał to nie miałem, bowiem wyrzuciło go daleko, daleeeko w kosmos – Złap mnieee! – wołał odlatując, gdy spojrzałem w dół i okazało się, że to co mnie trzymało, to chwytak GLaDOS.

Dobra, jeszcze nie cieszyłem się z tego, bowiem zawsze mogła po chwili i mnie wypchnąć w przestrzeń. Jednak...nie, nie wypchnęła mnie. Szczerze? Nie spodziewałem się po niej tego, że mogłaby mnie uratować. W końcu teraz miała idealną okazję aby mnie zabić, wystarczyło po wypchnięciu Wheatleya mnie nie chwytać lub w pewnym momencie mnie wypchnąć. No muszę powiedzieć, że tu mi zaimponowała, bowiem nigdy bym nie podejrzewał, że wzniosłaby się ponad swoją bezpodstawną nienawiść do mnie. Nie mogłem się jednak dłużej zastanowić, bowiem kiedy zostałem wciągnięty do Aperture i najwidoczniej portale zostały wyłączone, chwytak puścił mnie, a ja opadłem na podłogę. Ostatnie co ujrzałem przed utratą przytomności to ten sam chwytak łapiący głowę GLaDOS i ciągnący ją oraz fakt, że GLaDOS sama w sobie rozglądała się.


Kurde, co to za przygoda, normalnie nie spodziewałbym się, że kiedyś przeżyję coś takiego. Obecnie najważniejsze, że GLaDOS nie pozwoliła mi wylecieć w kosmos, jednak na dobrą sprawę nie świadczyło to automatycznie o tym, że by mnie nie zabiła. Wszakże mogła mnie uratować aby jakoś osobiście mnie zabić, po kimś takim jak ona to jedna z wyjątkowo prawdopodobnych hipotez. Nie miałem podstaw aby po tym jak się wobec mnie zachowywała jej zaufać ot tak o. Najważniejsze, że bym nie wyleciał w kosmos, no a co do wyjścia na zewnątrz to zawsze mogłem ją potraktować elektrokinezą, gdyby chciała mnie zabić. Także no, jeżeli został jej zaprogramowany jakiś instynkt samozachowawczy to powinna mnie wypuścić, bowiem o tej mojej zdolności wiedziała. Co do tego ile pozostawałem nieprzytomny to nie wiedziałem, podejrzewałem, że standardowe kilka minut. Kiedy zaś obudziłem się, ujrzałem, że leżałem w windzie, jak miło. Co prawda to nie świadczyło automatycznie, że GLaDOS mnie wypuści, wszakże wszyscy pamiętamy co odstawił Wheatley, jednak zawsze to jakiś krok naprzód. Przed sobą, nadal na podłodze w windzie, ujrzałem również działo portalowe. Miałem je w rękach, kiedy wysysało mnie i Wheatleya przez portal? Nie pamiętałem, ale na dobrą sprawę co to kogo obchodziło, najważniejsze, że mogłem je sobie wziąć. Kiedy natomiast wstawałem, podnosząc też w tym samym czasie owe działo, ujrzałem przed windą jakieś dwa roboty. Jeden to ten, którego w jednej z komór testowych toru Wheatleya zobaczyłem jak uciekł do windy. Drugi z kolei sięgał mu wzrostem do połowy oraz miał okrągły kształt i niebieskie oko. Ciekawe czy to te roboty do testowania kooperacyjnego, o którym wspominał Wheatley? Podejrzewałem, że tak, bowiem średnio widziałem jaką inną rolę w takim miejscu jak Aperture mogłyby spełniać. Personel na nogach jak się przekonałem się tutaj nie przydawał, bowiem absolutnie wszystko działo się automatycznie, więc zapewne.


Obecnie jednak, po mym całkowitym wstaniu, ujrzałem, że GLaDOS odwróciła się w moim kierunku. Kiedy to zrobiła nawet dotychczasowo opuszczone panele się uniosły i serio, wyglądały jakby patrzyły w moim kierunku przez jedną, niebieską i okrągłą diodę na każdym z nich. Osobiście w sumie nie zdziwiłbym się, gdyby to robiły, bowiem nie dość, że przekonałem się iż tutejsze panele miały jakiś rodzaj świadomości to jeszcze w Aperture absolutnie wszystko zdarzyć się mogło.

– Bogu dzięki, nic ci nie jest. – przemówiła GLaDOS, nie dając mnie się dłużej zastanowić – Wiesz co? – zapytała, obracając się na chwilę w, z mojej perspektywy lewo – Będąc Caroline, dowiedziałam się czegoś bardzo cennego. – mówiła i nie wmówisz mi, że do GLaDOS przeniesiono umysł Caroline. Po prostu nie, nie dostałem na to sensownych dowodów, a to nawet jak na Aperture brzmiało zbyt nieprawdopodobnie – Myślałam, że jesteś moim najgorszym wrogiem, a tak naprawdę przez cały czas byłeś moim najlepszym przyjacielem. – dodała i nice try, ale ja i tak jej nie lubiłem i nie lubię, nie po tym co odstawiała. Mogła mnie sobie traktować jak chciała, jednak ja nigdy jako przyjaciółki nie zacząłbym jej traktować – Dzięki temu nagłemu wzruszeniu, którego doświadczyłam, gdy ratowałam ci życie – mówiła, a ja zauważyłem, że w miarę jak się poruszała podczas tego monologu panele również się ruszały tak jak ona, wiadomo, w miarę ich możliwości – dowiedziałam się innej ważnej rzeczy: gdzie w moim mózgu mieszka Caroline. – kontynuowała i akurat co do tego miałem dwie poważne wątpliwości.

Po pierwsze, GLaDOS nie miała mózgu tylko procesory. Jasne, może i dla niej to odpowiednik mózgu, jednak to NADAL debilnie brzmiało. Zawsze dało się to jakoś sensowniej wypowiedzieć, nawet nie mówiąc dosłownie, że po prostu w procesorach, na dysku czy gdzie tam bądź. Po drugie, na serio nadal próbowała mi to wmówić? Jak już chciała abym uwierzył, że faktycznie do niej została przeniesiona Caroline, a dokładniej jej umysł, to mogłaby mi sensowniejsze dowody przedstawić. Bowiem jasne, skoro Cave o tym wspominał, że chciał aby tak się stało, to pewnie naukowcy próbowali to osiągnąć. Jednak NIE wierzyłem, że im się to udało, to NADAL zbyt zaawansowana kwestia, nawet jak na ten ośrodek. Sorki, ale mogła przestać chociaż na końcu kłamać, bowiem te jej kłamstwa dało się banalnie prosto zdementować.

– Usunięto Caroline. – odezwał się na do widzenia Komunikat, przerywając me przemyślenia.

Boże, kolejny. Nawet jeżeli to podejrzewałem, że po prostu GLaDOS na szybko jakiś folder o tej nazwie stworzyła i teraz go wykopała. Bowiem nawet jeżeli faktycznie Caroline została przeniesiona do GLaDOS to owa GLaDOS po prostu nie mogła jej usunąć, bowiem by ją to na stówę wyłączyło. Oczywiście pomińmy fakt, że nadal nie wierzyłem iż faktycznie Caroline do GLaDOS przeniesiona została z powodów, które już niejednokrotnie wymieniłem.

– Żegnaj, Caroline. – pożegnała ją GLaDOS i nawet panele się schowały, już tak na dłużej – Powiem ci, że kasując przed chwilą Caroline, dowiedziałam się czegoś bardzo cennego. – kontynuowała i kurna, ile ona się rzeczy obecnie dowiadywała tak swoją drogą – Najprostsze rozwiązanie problemu jest na ogół najlepsze. – mówiła i tak, to akurat fakt, niejednokrotnie w swoim życiu się o tym przekonałem, brawo, chociaż raz umiałaś nie kłamać, wystarczyło to wdrożyć w swe dalsze mechaniczne życie – Powiem szczerze. – dodała i serio by się przydało, podczas mego pobytu w Aperture naokłamywała mnie za wszystkie czasy – Zabicie cię nie jest łatwe. – dodała i nie wiem, może jest, może nie, nie mnie oceniać, jednak po prostu jej metody należały do przewidywalnych i prostych do uniknięcia po prostu – Wiesz, jak wyglądały moje dni? – zapytała, no ja już tylko czułem to nadlatujące obwinianie mnie o wszystko co zaszło – Po prostu testowałam. – przyznała się, Boże, ja bym się na jej miejscu zanudził, no ale w sumie zapewne do tego została zaprogramowana – Nikt mnie nie mordował. – kontynuowała, nadal nie potrafiąc pojąć, że co by się nie stało maszyny zabić się nie dało, weź mi ją ktoś sprzed oczu – Ani nie wsadzał w ziemniak. – dodała i hej, tego akurat nie uczyniłem ja, o to ból dupy do Wheatleya i to nic, że obecnie sobie w kosmosie dryfował – Ani nie karmił mną ptaków. – kontynuowała i no sorki, ale to akurat czysty przypadek, że tam na dole żył sobie jakiś ptak, który akurat wtedy ją dorwał – Miałam całkiem przyjemne życie. – powiedziała i co kto lubi, skoro została zaprogramowana tak aby wiecznie testować to mogła to lubić – Ale wtedy pojawiłeś się ty, ty niebezpieczny wariacie. – rzekła, Boże, serio proszę o tą cierpliwość, bo jak dasz mi siłę, to ostatnie co ta kretynka zobaczy to wielka wiązka prądu lecąca w jej kierunku – I wiesz co? – spytała, przy okazji w miarę możliwości ruchowych centrali przybliżając się do szyby – Wygrałeś – dodała, odsuwając się – Idź sobie. – rzekła i bardzo kurde chętnie, tylko windę włącz.

O dziękuję, faktycznie ową windę włączyła. Oczywiście jeszcze się nie cieszyłem, to WCIĄŻ nie oznaczało, że wyjdę na wolność. Zawsze na do widzenia mogła mnie okłamać i na przykład ta winda mogła jechać w kierunku pomieszczenia wypełnionego w całości ogniem i zrobionego z metalu.

– Było miło. – mówiła i kurde jak dla kogo, ja tu się miło nie bawiłem – Nie wracaj. – dodała i o to martwić się nie musiała, nawet jeżeli bym na zewnątrz jakimś cudem przeżył to wracać nie zamierzałem, ni chuja.

Najważniejsze, że wreszcie miałem od niej spokój. Przekonaliście się niejednokrotnie, że irytująca z niej cholera, która po prostu nie potrafiła przyznać się do błędu. Ona to wszystko zaczęła, chciała mnie kompletnie bez powodu zabić. Ja jedyne co zrobiłem to grzecznie tor testowy przeszedłem, nawet jej kamer portalami nie strącałem. No a tymczasem ona chciała mnie spalić, bo tak. Nawet jeżeli jakimś cudem faktycznie do niej zostałaby przeniesiona Caroline i to pod przymusem to nie usprawiedliwiało to takiego jej zachowania wobec Bogu ducha winnych obiektów testowych, które nic nie miały do jej przeniesienia do komputera.


Jednak moje przemyślenia jak szybko się zaczęły tak szybko zostały przerwane. Otóż winda zatrzymała się przed jakimiś szaro-czerwonymi drzwiami i, gdy owe otworzyły się, ujrzałem za nimi wieżyczki celujące we mnie. Czego mogłem się spodziewać po GLaDOS, co nie? Oczywiście, że tak by się to skończyło, w końcu taka ograniczona maszyna jak ona nig--- a nie. Jednak mnie nie rozstrzelały, bowiem po wycelowaniu we mnie ich celowniki wyłączyły się i swymi skrzydłami zaczęły grać tę samą melodię, którą przed pierwszą wymianą rdzenia słyszałem w jednym z testów, pod kryjówką tego tajemniczego człowieka. Dobra, tego się nie spodziewałem. Nie, serio podejrzewałem, że taka ograniczona maszyna jak GLaDOS nigdy nie wzniosłaby się ponad wyżyny swej bezpodstawnej nienawiści do mnie i by mnie nie wypuściła. Dodatkowo kiedy winda ponownie ruszyła w górę na poszczególnych piętrach widziałem inne wieżyczki, nawet te uszkodzone. Te nieuszkodzone także grały tę przyjemną melodię. W pewnym momencie dodatkowo winda zwolniła i powoli wjechałem do wielkieeego pomieszczenia z mnóstwem wieżyczek. Na jednym z wysuniętych najbardziej paneli podłogowych stała też o wiele szersza wieżyczka niż pozostałe. Kiedy wjeżdżałem, przyjemną melodię grała jedynie jedna wieżyczka. Jednak po całkowitym wjechaniu windy najpierw grać i przy okazji też i śpiewać piosenkę „Cara Mia" zaczęła szersza wieżyczka. Po nastąpieniu tego cała reszta wieżyczek zaczęła grać melodię, a szeroka śpiewała. Nawet w tle ujrzałem o wiele wyższą, serio, chyba ze dwa razy wyższą od innych, wieżyczkę w panterkę i z koroną. Ona ani nie grała melodii, ani nie śpiewała, ot sobie tam z tyłu stała i prawdopodobnie doglądała tego wszystkiego.


Kurna, nie spodziewałem się tego po GLaDOS, to wręcz do niej nie pasowało. Nie dość, że mnie uratowała przed wyleceniem w przestrzeń, wypuściła z Aperture, co za tym idzie uszanowała, że wolałem zamarznąć jeżeli już nie miałem wyboru, to jeszcze takie miłe pożegnanie. Naprawdę, teraz to mi zaimponowała, bowiem kompletnie nie podejrzewałem, że byłaby w stanie się na coś takiego zebrać. Plus też miło, że przed zamarznięciem mogłem posłuchać przyjemną dla ucha piosenkę. Aż się mimowolnie uśmiechnąłem słysząc i widząc to, bowiem takiego gestu bym się nie spodziewał po prostu. Dodatkowo, co do wieżyczki w koronie, to ona też w pewnym momencie zaczęła grać tę melodię, dało się wywnioskować, że za basy tutaj odpowiadała po tym jak dalsza część piosenki brzmiała. Jednak wiadomo, wszystko co dobre szybko się kończy, także i ten koncert. Kiedy bowiem winda dojechała na górę pomieszczenia przyspieszyła. Jadąc mijałem nawet zniszczone jeszcze części tego ośrodka, co w sumie mnie zdziwiło, bowiem sądziłem, że GLaDOS by je odbudowała. Cóż, może po prostu nie zdążyła, bowiem Aperture to wielka placówka, nawet dla takiego robota jak ona. Albo może nie chciała odbudowywać tych części z jakiegoś powodu, po niej i tego mogłem się spodziewać.


Jednak w końcu winda zatrzymała się przed staro wyglądającymi drzwiami. Owe chciały się otworzyć, jednak tylko skrzypnęły i nie dziwne, bowiem w sumie miały prawo zamarznąć. Na szczęście nie oznaczało to, że bym tu został na wieki, bowiem nagle usłyszałem od ich środka taki dźwięk, jakby włączyć palnik gazowy, a nawet kilka. Hej, to sprytne, że ktoś kiedyś pomyślał o czymś takim. Jasne, na sto procent nie myślano o sytuacji apokaliptycznej, jednak zawsze to coś. Dodatkowo zadziałało to, bowiem po chwili drzwi otworzyły się i na dzień dobry oślepiło mnie światło słoneczne, którego tak dawno nie widziałem. Nadal miło dostać potwierdzenie, że to nie wina ewentualnego braku słońca, że świat zamarzł.


Długo zastanowić się nie mogłem, bowiem przyzwyczaiłem się do słońca i dzięki temu za drzwiami ujrzałem zamarznięte pole pszenicy. Dodatkowo słońce też widziałem, jednak faktycznie, znajdowało się jakoś tak dalej niż normalnie, gdy patrzy się z Ziemi na Słońce. Jednak o, to jednak nie zero absolutne, bowiem usłyszałem huczący wiatr. No a jak wiadomo gdyby panowało zero absolutne to wiatr nie mógłby wiać. Dodatkowo, kiedy wyszedłem, okazało się, że działo portalowe miało w poważaniu temperaturę i nadal działało. Nawet kiedy spróbowałem strzelić portalem w zamarznięty beton pod mymi nogami to działo strzeliło, tylko wiadomo, wiązka rozbryzgnęła się na lodzie. Nie no, kurwa, to niemożliwe. Na stówę znajdowałem się na zewnątrz?


Nie mogłem jednak na ten temat się zastanowić, bowiem usłyszałem zatrzaskujące się za mną drzwi. Kiedy się odruchowo odwróciłem ujrzałem za sobą starą, przyrdzewiałą szopę z metalowymi śmieciami po bokach. Serio? Wejście do TAKIEGO ośrodka jak Aperture stanowiła taka szopa? Niby to spoko sposób na ukrycie wejścia, jednak i tak dysonas poznawczy dało się odczuć. Jednak, po chwili drzwi jeszcze raz się otworzyły i wyleciała zza nich brudna Kostka Towarzysząca, po czym drzwi zatrzasnęły się na amen. Dodatkowo ta Kostka Towarzysząca wyglądała jak sprzed pięćdziesięciu tysięcy lat, więc miło wiedzieć, że GLaDOS nadal trzymała te modele kostek. Miło, że GLaDOS mi ją dała, to może bym się w momencie śmierci nie czuł za bardzo samotny. Jednak co do śmierci to najpierw od razu sprawdziłem czy na stówę znajdowałem się na zewnątrz. Wiecie, GLaDOS zawsze mogła mnie wysłać do jakiegoś osobnego pomieszczenia z ekranami i głośnikami symulującymi świat zewnętrzny. W Aperture na sto procent dałoby się taką ultra realistyczną iluzję zrobić. Jednak...nie. Znajdowałem się na dworze, nawet jak pomyślałem o tej możliwości to świat stał jakim go zastałem. Nawet po chwili monitory ewentualne się nie wyłączyły ani nic. Oznaczało to, że GLaDOS wzniosła się na wyżyny i mnie wypuściła.


To jakim cudem ja żyłem? Minęła dłuższa chwila nim GLaDOS wyrzuciła Kostkę, rozejrzałem się, sprawdziłem czy to na serio świat zewnętrzny, a mimo to nie zacząłem zamarzać. Ba, ten lodowaty chłód od początku odczuwałem jako po prostu zimny, późnojesienny poranek, aniżeli nieludzkie mrozy. Dopiero teraz sobie to uświadomiłem, jednak nawet wtedy nie zamarzłem jak w typowym amerykańskim filmie. Czy...ja jednak na serio miałem jeszcze jakąś zdolność, która umożliwiała mi przeżycie w takich mrozach? Aż nie chciało mnie się w to wierzyć, ale to działo się naprawdę. Nie wiedziałem wtedy czy się cieszyć, czy nie. Znaczy dzisiaj, kiedy na nowo odnalazłem wasze trio to wiem, że dobrze iż przeżyłem, jednak wtedy nie myślałem nawet o tym, że by udało mnie się was odnaleźć. W sumie nawet nie wiedziałem co miałem o tym zdarzeniu myśleć, na to szanse miałem jak na wygranie w Eurojackpot, a tymczasem się ziściły. Kurna, szkoda, że w tym świecie Eurojackpot z wiadomych przyczyn nie istniał, to po TAKIM szczęściu aż bym poszedł w niego zagrać z nadzieją na kolejny cud. Jak coś to działo portalowe nadal nie przestawało działać, więc miło wiedzieć, że w kwestii zamarzania zamarzało prawdopodobnie przy temperaturze zera bezwzględnego. Hej, jeżeli bym chciał lub musiał go użyć to lód mogłem roztopić strzałami z elektrokinezy, więc to nie tak, że kompletnie by mnie się nie przydało w tym świecie.


Obecnie jednak uznałem, że wypadałoby znaleźć jakieś z zamarzniętych miast lub innych dawnych skupisk ludzkich. Gdzieś musiałem się osiedlić, a uznawałem taką lokalizację za najsensowniejszą. Dlatego też działem portalowym wziąłem Kostkę i niosłem ją trzymając działo skierowane w stronę gruntu. Po prostu tak by mnie się wygodniej szło, no oraz ręce by mnie się bezpodstawnie nie męczyły.


Moja droga nie przebiegła spokojnie. W którejś chwili, gdy oddaliłem się od zakamuflowanego wejścia do Aperture usłyszałem podejrzanie znajomy, męski głos, który nie pamiętałem skąd kojarzyłem:

– Jakim cudem żyjesz?

C.D.N.

Kiedy? Nie wiem. Wiem jednak, że nastąpi, powinniście się przekonać, że opowiadań z Zardonikiem nie porzucam.

__________________________________________________

*Guilt tripping – technika manipulacyjna, którą kochają wyjątkowo bardzo rodzice-skurwiele. Polega na tym, że manipulator tak prowadzi rozmowę z ofiarą, aby ta poczuła się winna tego, co się wydarzyło, mimo iż wina na dziewięćdziesiąt dziewięć procent nie leży po stronie ofiary. Wbrew pozorom w Portal 2 GLaDOS nagminnie stosuje tę technikę manipulacyjną mimo iż spójrzmy prawdzie w oczy, w grze Chell jedynie się broniła, to GLaDOS chciała ją bez sensownego powodu zabić. Normalnie guilt tripping jeżeli wiesz, że manipulator na tobie tego używa, jest denerwujący i bekowy w sumie też, jednak w grze GLaDOS używa tej techniki na tyle nieumiejętnie, że to po prostu wkurwia i cringe'uje aniżeli po prostu irytuje czy śmieszy.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top