XX - Iluzja wolnego wyboru. | Alternatywne zakończenie.
Otóż w środku tegoż testu, pierwsze co rzuciło się w oczy, to klatka ze szklanymi ścianami zwisająca spod sufitu. W niej znajdowała się starodawna kostka. Niedaleko klatki, na podłodze, stał przycisk, który aktywował jadącą w górę platformę. Znaczy na razie się nie poruszała, bowiem przycisk aktywował to aby jechała w górę. Naprzeciwko mnie, na drugim końcu testu, widniały dwie wnęki. W jednej znajdował się dyspozytor wylewający na podłogę wodę, a w drugiej ten sam dyspozytor, tylko z niego kapał niebieski żel. Oczywiście wiedziałem, co należało zrobić, ale i tak ten test stanowił choć trochę oryginalności. Wiecie, najpierw należało zalać kostkę żelem, doprowadzając owy do klatki dzięki kratowanemu sufitowi. Potem owa kostka odbijając się rozbiłaby szklane ściany, wypadłaby i należałoby ją chwycić, umyć w wodzie i postawić na przycisku. To zawsze trochę oryginalności, bowiem w poprzednich testach należało do kostki w jakiś sposób się dostać, a nie doprowadzić ją do siebie. Jasne, ten test nadal nie zaliczał się do trudnych, no ale cieszyłem się, że mogłem zrobić coś chociaż minimalnie innego.
Przechodząc jednak do teraźniejszości, po rozejrzeniu się, niebieski portal umieściłem nad kratowanym dachem, w oznaczonym miejscu. Pomarańczowy zaś dałem pod dyspozytorem wylewającym żel i zacząłem czekać. Faktycznie, po kilku chwilach kostka została zalana żelem i zaczęła odbijać się w klatce. Przy okazji tak uderzając o szklane ściany i powoli je rozbijając zaczęła bujać ową klatką. Oby w sumie nie spadła. Jasne, obecnie nikt by tego nie zauważył, szczególnie że ta część Aperture została opuszczona wiele wieków temu, ale i tak. Nie chciałem niszczyć czyjegoś sprzętu, nawet jeżeli należącego do wielkiej placówki, w której przebywałem pięćdziesiąt tysięcy lat. No ale na szczęście klatka najwidoczniej została przymocowana bardzo mocno do sufitu, gdyż nie spadła. Kostka zaś po kilku chwilach wypadła do pomieszczenia testowego i zaczęła odbijać się od podłogi i, co jakiś czas, od ścian. Od razu starałem się ją złapać, jednak to nie należało do najłatwiejszych czynności, nawet mimo iż od pewnego momentu w tym celu zacząłem wykorzystywać lewitację. Nie liczyłem ile czasu zajęło mi złapanie tej kostki, ale od pewnego momentu zaczęło mnie to trochę irytować, no bo ileż można? Na szczęście koniec końców udało mnie się to dziadostwo złapać i zabrać pod wylewającą się na podłogę wodę. Wolałem nawet nie pytać ile przeciętnemu obiektowi testowemu zajmowało złapanie tego skaczącego cholerstwa. Chyba jedyna wada tego niebieskiego żelu.
No ale po wypucowaniu kostki i uzyskaniu pewności, że już by się tak nie odbijała, zabrałem ją na przycisk. Oczywiście podszedłem do owego, a nie podleciałem. Rozumiecie, chciałem przeżyć jak najdłużej, więc jak najdłużej musiałem pozostać w tym ośrodku. Nadal uważałem to za ironię, bowiem normalnie to miejsce powinno stanowić dla mnie niebezpieczeństwo. Znaczy jasne, może nie stara część Aperture, bowiem z tego co się przekonałem, to Wheatley nie został połączony z tym miejscem i nie dziwne. No ale jak widać życie pisało najciekawsze historie i to wyjście na zewnątrz stanowiło dla mnie nie lada niebezpieczeństwo. Ech, chciałbym aby się okazało, że to nieprawda i, że tak naprawdę świat nie zamarzł. Chciałbym aby okazało się, że Internet nie działał z jakiegoś innego powodu. No ale skoro aplikacja pogodowa nie odczytywała temperatury oraz pokazywała same płatki śniegu, to coś to musiało sugerować.
Nie zdążyłem się, na szczęście, dłużej zastanowić nad apokalipsą, która spotkała świat zewnętrzny, gdyż stosunkowo szybko doszedłem do przycisku. Po podejściu do niego, po prostu umieściłem na nim kostkę. Po zrobieniu tego, okazało się, że przycisk faktycznie aktywował platformę, gdyż pojechała ona do góry, ale po chwili znowu zjechała na dół i zatrzymała się. Widząc to, jako iż znajdowała się we wnęce umieszczonej nieco wyżej niż normalnie mógł doskoczyć człowiek, od razu portalami przekierowałem tam żel. Nie zajęło to na tyle długo abym zdążył się nad czymś sensownym zastanowić, dlatego już po chwili odbiłem się od żelu i wskoczyłem na platformę. Po mym wylądowaniu na niej, okazało się, że nie ruszyła ponownie w górę. Hmmm...Tylko dlaczego? Trochę się zastanawiałem, co powinienem zrobić, aby dostać się na górę. Aż w końcu, po paru sekundach, przyszedł mi do głowy najłatwiejszy i w sumie najlogiczniejszy powód, dlaczego winda nie chciała ruszyć. Może po prostu musiałem żelem zdjąć kostkę z przycisku? Postanowiłem spróbować, bowiem co mi szkodziło. Miałem mnóstwo czasu.
Tak, okazało się, że miałem rację. Po skierowaniu niebieskiego portalu nad kostkę, gdy żel z niego spadający oblał ową, zaczęła się ona odbijać. I po spadnięciu z przycisku, platforma ruszyła i zatrzymała się naprzeciwko długiej kładki umieszczonej w pustej przestrzeni i prowadzącej do windy. Szczerze, nawet fajnie to wyglądało, dodając do tego fakt, że w owej przestrzeni nie znajdowało się żadne źródło światła. W sumie jedyne, co dawało tutaj światło, to trzy lampy zwisające nad windą. No ale cóż, od razu zszedłem z platformy, bowiem skacząca kostka mogła co jakiś czas spaść na przycisk i ściągać mnie w dół, co nie?
– Najważniejsze w nauce nie jest DLACZEGO. Chodzi o DLACZEGO NIE. – odezwał się Cave, przerywając moje rozmyślania, gdy ja ruszyłem powoli przed siebie, chcąc dosłuchać jego wypowiedzi do końca – Dlaczego nasza nauka jest tak niebezpieczna? – zapytał, kiedy uniosłem wzrok i trochę obserwowałem azbestowy sufit – Dlaczego nie ożenić się z bezpieczną nauką, jeśli tak bardzo ją kochasz. – rzekł, gdy powoli zbliżałem się do windy, dlatego aby wysłuchać wypowiedzi Cave'a do końca przystanąłem i usiadłem na barierce, oczywiście lewą ręką przytrzymując się przed ewentualnym upadkiem – W zasadzie dlaczego nie wynaleźć specjalnych drzwi bezpieczeństwa – kontynuował, kiedy na chwilę uniosłem wzrok i zacząłem obserwować azbestowy sufit, który serio wyglądał bardziej jak normalny metal, aniżeli azbest – które nie kopną cię w tyłek na odchodne, ponieważ właśnie zostałeś wylany. – zakończył tę część wypowiedzi, gdy opuściłem głowę i zacząłem patrzeć przed siebie.
Swoją drogą, to mógłby wyłączyć to czymkolwiek nagrywał swoje wypowiedzi lub głośniki, jeżeli wypowiedzi nagrywały się automatycznie. Jasne, to nic dziwnego, że czasem w jakiejkolwiek firmie jakiś pracownik zostanie wyrzucony z roboty, ale nie sądziłem aby obiekty testowe musiały to słyszeć. Szczególnie, że wątpiłem aby Cave miał na myśli obiekt testowy. Faktycznie, chodziło o jakiegoś pracownika, gdyż po chwili Cave dodał:
– Nie ty, obiekcie testowy, tobie idzie dobrze. – powiedział, kiedy wstałem, bowiem podejrzewałem, że niedługo skończy wypowiedź.
No, tak jak mówiłem, miał na myśli jakiegoś zwykłego pracownika Aperture. Właśnie dlatego wątpiłem, że obiekt testowy nawet w latach pięćdziesiątych musiał tego słuchać. No chyba, że w ten sposób chciał ostrzec osobę przemierzającą tor testowy co by się stało, gdyby źle się sprawował. To w sumie miało sens, bowiem innego powodu, dla którego ta wypowiedź się odtwarzała, nie znajdowałem.
– Tak, ty. – odezwał się znowu Cave, gdy ruszyłem w kierunku windy, bowiem sądziłem, że zdążyłbym dosłuchać jego wypowiedzi do końca – Pudło. Twoje rzeczy. Przez frontowe drzwi. – mówił, kiedy przekroczyłem siatkę dematerializującą i wsiadłem do windy – Parking. Samochód. Do widzenia. – zakończył, gdy drzwi windy zamknęły się i owa ruszyła.
Szczerze to w sumie zastanawiałem się, dlaczego akurat teraz wylał kogo tam bądź. Jasne, musiał mieć powód, bowiem bez przyczyny nie zwalniało się pracowników, ale ciekawiło mnie po prostu czemu. Cóż, najprostsza opcja to prawdopodobnie to, że źle wykonywał swoją pracę lub z jego powodu firma poniosła jakieś spektakularne szkody. Chociaż w sumie, w tym ośrodku absolutnie wszystko mogło się wydarzyć, więc może istniał jakiś powód, który nie przyszedł mi wtedy do głowy. Tak swoją drogą, to ciekawiło mnie, tak bardziej z przyziemnych spraw, bowiem o tym pracowniku to już nie miałem co za dużo do myślenia, jaki test czekał mnie jako kolejny. Umówmy się, na sto procent jakiś znajdował się na górze, gdyż do tej pory przeszedłem stosunkowo mało pomieszczeń. Jasne, nie liczyłem ile oraz w komorach testowych z lat pięćdziesiątych nie widniała żadna informacja, który to test z ilu, ale wątpiłem aby nawet wtedy tory testowe miały tak mało pomieszczeń. Jasne, nie wiedziałem czy to już koniec tego toru testowego, czy nie, gdyż nie znalazłem żadnej informacji na ten temat, ale w sumie po tym miejscu to mogłem się wszystkiego spodziewać. Cóż, w sumie to z jednej strony generalnie chciałem już skończyć testować. Zaczynało się to po prostu dla mnie robić nudne, gdyż tak ciągle wykonywać to samo jedynie z przerwą na wysłuchanie wypowiedzi, w tym wypadku, Cave'a z głośników oraz jazdę windą to trochę męcząca sprawa. Z drugiej jednak strony, nie spieszyło mnie się obecnie do wyjścia z tego miejsca. Wiecie czemu, prawda? Nie muszę się powtarzać. No ale i tak uważałem to za ironię losu, że obecnie żyłem tak długo jak przebywałem w tym miejscu. Cóż, za bardzo zginąć tutaj nie mogłem. Wheatley tutaj nie miał dostępu, bowiem nie ujawniał tego, a sądziłem, że raczej dałby znać, gdyby mógł ingerować w tę część tej placówki. GLaDOS z kolei leżała gdzieś tam kij wie gdzie zamknięta w ziemniaku, więc tym bardziej nic mi nie mogła zrobić. Nie mogłem też za bardzo nigdzie spaść, bowiem posiadałem lewitację, więc dzięki temu mogłem bezproblemowo uratować się przed upadkiem. A nawet jakby, to wystarczyłoby abym spadł na nogi i po problemie, wszakże nadal posiadałem buty wysokoupadkowe.
No i brawo, znowu tak się zamyśliłem, że nie zorientowałem się, że stałem tak sobie w windzie, która zdążyła już dawno się zatrzymać. Cóż, czy można mnie winić? Nie miałem się tutaj do kogo odezwać, więc jeżeli nie miałem czegoś do roboty poza staniem, to popadałem w zamyślenie. No ale serio, chciałbym z kimś przechodzić przez te wszystkie testy. Jasne, przez to pomieszczenia przechodziłoby się jeszcze łatwiej, ale przynajmniej miałbym z kim pogadać. Przechodząc jednak do teraźniejszości, przed sobą ujrzałem dłuuugą kładkę, prowadzącą do wysokiego przejścia, nad którym wisiała jedna, samotna jarzeniówka. No to co, od razu wyszedłem z windy i ruszyłem w tamtym kierunku, bowiem sądziłem, że to jedyna droga dalej.
– Gratulacje! – odezwał się Cave, kiedy powoli ruszyłem przed siebie, chcąc wysłuchać jego wypowiedzi – Sam fakt, że stoisz tu i mnie słuchasz oznacza, że dokonałeś czegoś wielkiego na rzecz nauki. – powiedział, gdy rozejrzałem się w prawo i lewo i po lewej stronie dostrzegłem jakąś oświetloną ścianę i kładkę prowadzącą gdzieś tam daleko. Poza tym, na jednej z ciemniejszych ścian zostało na biało napisane wielkimi cyframi „1971" – Jako założyciel i dyrektor generalny Aperture Science składam ci niniejszym podziękowania za udział i wyrażam nadzieję, iż mogę na ciebie liczyć podczas kolejnej rundy testów. – rzekł, kiedy podejrzewałem, że musiałem udać się właśnie na tamtą oddaloną kładkę, ale najpierw i tak postanowiłem sprawdzić, co stałoby się, gdybym poszedł prosto, dlatego też ruszyłem dalej przed siebie – Nie rzucimy naszych dokonań na publiczne pożarcie, jeśli nie będziemy mieli cholernej pewności, że są gotowe. – mówił dalej, gdy powoli zbliżałem się do przejścia dalej i uniosłem przy okazji wzrok, dzięki czemu ujrzałem nad sobą kolejną azbestową kulę – Dlatego tak długo, jak będziecie utrzymywać szczytową formę fizyczną, zawsze znajdzie się limuzyna, która będzie na was czekać. – dodał, kiedy spuściłem wzrok, patrząc przed siebie i przeszedłem przez wejście na drugim końcu korytarza oraz ruszyłem przed siebie długim, stworzonym z kamienia korytarzem – Caroline, pożegnaj się. – zakończył tę wybitnie długą wypowiedź, gdy rozejrzałem się, ale poza kamieniem nie widziałem tutaj nic interesującego.
– „Żegnaj, Caroline". – powiedziała Caroline, którą w sumie pierwszy raz od mego pierwszego wejścia do części Aperture z lat pięćdziesiątych usłyszałem, tak na dobrą sprawę.
– Prawdziwy z niej skarb. – zakończył Cave, kiedy wszedłem na normalną podłogę i ruszyłem już zwykłym, a nie kamiennym, korytarzem.
Szczerze mówiąc, to mało mieli testów w latach pięćdziesiątych. Podejrzewałem, że szczególnie skoro faktycznie testowali na bohaterach wojennych, olimpijczykach i astronautach to stworzyliby więcej pomieszczeń. No cóż, może nie mieli możliwości dać więcej testów w jednej azbestowej kuli, ja tam nie wiedziałem jaką owe miały pojemność. Poza tym, widziałem że mieli tych kul kilka, więc obstawiałem, że inne tory testowe znajdowały się właśnie w nich. Tak poza tym, to strasznie dziwnie brzmiało to pożegnanie się Caroline z obiektem testowym. Brzmiało jakby została stworzona jako maszyna, a po mym dotarciu do Aperture Science Innovators i jej pierwszej wypowiedzi, wnioskowałem że Caroline to normalny człowiek. Nie wiedziałem w sumie co za bardzo o tym myśleć, no ale cóż, też nie zdążyłem się za specjalnie długo zastanowić, bowiem dotarłem do holu końcowego tego toru testowego.
Nade mną zwisały te same, co w lobby początkowym, okrągłe i białe lampy. Po prawej stronie znajdowały się barierki złączone ze sobą liną, a za nimi jedynie kilka foteli. Na ścianie z kolei wisiał portret Cave'a Johnsona. Na ścianie naprzeciwko mnie znajdowały się szyby i wyjście z tego miejsca. Do owego prowadził czerwony dywan, obecnie zakurzony, bowiem wiadomo, od wieków nikt nie miał możliwości go odkurzyć. Z kolei na ścianie po lewej stronie wisiał jakiś plakat.
Szczerze, to miejsce nie prezentowało się źle. Widać w sumie, że tak jak i lobby początkowe zostało stworzone na bogato, co musiało oznaczać, że w tym ośrodku nie brakowało im pieniędzy. Co prawda nie mogłem wiedzieć jak owo lobby wyglądało w dalszych częściach szybu, ale widziałem już, że w latach pięćdziesiątych nie mogli narzekać na brak pieniędzy. W sumie ciekawe co sprzedawali, że tyle hajsu mieli. Cóż, podejrzewałem że ten żel repulsyjny i, ewentualnie, coś jeszcze, o czego istnieniu wiedzieć nie mogłem. Inaczej by nie mieli tylu pieniędzy aby utrzymywać tory testowe, płacić pensję pracownikom oraz jeszcze strzelić sobie takie ładnie wyglądające lobby. No ale nie miałem co się na jego temat dłużej zastanawiać, bowiem to po prostu ładnie wyglądające lobby. Dlatego też podszedłem do plakatu na ścianie po lewej stronie, chcąc dowiedzieć się, co się na nim znajdowało.
Owy plakat zawierał jedynie zdanie „DZIĘKUJEMY ZA TWÓJ UDZIAŁ!", a pod spodem widniało logo Aperture Science Innovators. Nah, nic ciekawego, ale miło, że dziękowali obiektom testowym, że poświęcili czas na przejście tego toru. To ewidentnie szło na plus dla tego, kto tutaj ten plakat powiesił. No ale że nie miałem co się specjalnie zastanawiać na jego temat, to po prostu ruszyłem w prawo i podszedłem do drzwi. Tak jak podejrzewałem, nie dało się ich otworzyć, bowiem zostały zabite jakąś drewnianą płytą. Obok nich, na ścianie z kolei wisiał napis „WINDA NA POWIERZCHNIĘ.", a obok niej znajdowała się narysowana na niebiesko postać stojąca w prostokącie, który ewidentnie symbolizował windę, bowiem niby co innego. Nie zdziwiło mnie to, bowiem to by się okazało za proste, gdybym mógł stąd wrócić na samą górę. A poza tym, to też realistyczne, że zablokowano wejście do tej windy. Skoro od tak dawna nie używano tego piętra, to dlaczego winda miałaby pozostać włączona i odblokowana? No i też właśnie, nawet jakby dało się przejść przez te drzwi to naprawdę szczerze wątpiłem, że obecnie winda by działała. Dlatego też po prostu, widząc to, zawróciłem i ruszyłem w kierunku metalowej kładki.
W czasie drogi, która jednak trochę zajęła, zacząłem się trochę zastanawiać. Ciekawiło mnie najbardziej, co nie powinno was dziwić, jak to się stało, że Ziemia zamarzła. Jasne, najprostsza odpowiedź to taka, że wypadła ze swej orbity i zaczęła oddalać się od Słońca. Tylko dlaczego? Ot tak o żadna planeta nie miała szansy wylecieć ze swojej orbity i zbliżać lub oddalać się do bądź od Słońca. Musiało się na Ziemi coś stać aby do tego doszło, ale nie miałem pojęcia co. Pierwsze i chyba jedyne co mi do głowy przychodziło, to fakt, że może eksplodowało samoczynnie bądź specjalnie coś niebywale potężnego, czego siła wybuchu dała radę wypchnąć naszą planetę z orbity tak, aby zaczęła się oddalać. Tylko co mogłoby posiadać aż taką siłę? Wątpiłem aby spowodowała to bomba atomowa, bowiem jak wielka owa musiałaby się okazać? No i też sądziłem, że aż tak wielkiej nie dało się stworzyć, a szczególnie jeżeli to coś cokolwiek wybuchło wysadzone przez kogoś specjalnie to...po co? Nikt nie posiadał odporności na temperaturę zera bezwzględnego, ba, nie wiedziałem jakie cheaty na życie trzeba byłoby mieć aby dożyć do takiej temperatury i dopiero po jej nastaniu umrzeć, a nie znacznie wcześniej. Cóż, nie dowiedziałbym się tego, bowiem po wyjściu z tej placówki umarłbym najpóźniej po kilku minutach. Nie posiadałem żadnej nadprzyrodzonej zdolności, która umożliwiłaby mi przeżycie, a przynajmniej o tym nie wiedziałem. Wiecie, zawsze mogłem zyskać nieśmiertelność, ale obecnie o tym nie wiedziałem, bowiem owa nie miała się jak ujawnić. Znaczy szczerze w to wątpiłem, bowiem to okazałoby się naprawdę dziwne, ale na dobrą sprawę wszystko się wydarzyć mogło.
No i brawo ja, tak się zamyśliłem, że nie zorientowałem się, że prawie wsiadłem do tej samej windy, z której niedawno wyszedłem. Serio żałowałem, że nie miałem się do kogo tutaj odezwać, bowiem to mogłoby mi pomóc nie zamyślać się tak często. No ale że przebywałem sam ze sobą, to musiałem się do tego przyzwyczaić. No, ale teraz, aby nie zamyślić się ponownie, wystrzeliłem pomarańczowy portal daleko na białą ścianę na drugim końcu tej wybitnie wielkiej przestrzeni. Następnie zaś ruszyłem przed siebie w poszukiwaniu białej ściany po tej stronie, po której ja się znajdowałem. Nie zajęło mi to jakoś specjalnie dużo czasu, bowiem gdy przeszedłem przez przejście prowadzące w kierunku starego lobby, na ścianie po prawej stronie dostrzegłem biały fragment. Widząc go, po prostu wystrzeliłem na niego niebieski portal i przeszedłem na drugą stronę. Jasne, wiedziałem że potrafiłem latać, ale wolałem z wiadomego powodu nie przyspieszać sobie drogi.
Tam, ujrzałem że znalazłem się na większej niż zwykle kładce, oczywiście z barierką. Przed sobą widziałem azbestową kulę, z której wyjechałem windą. Szczerze, wyglądało to naprawdę imponująco. No, bo wyobraźcie sobie taką azbestową kulę wiszącą sobie na jakichś wspornikach w pustej przestrzeni, a wokół jedynie winda, kładki i przejście do windy prowadzącej na powierzchnię. Aż wyjąłem telefon i, traktując go elektrokinezą aby się nie wyładował włączyłem go, po czym uruchomiłem aparat i zrobiłem zdjęcie. Znaczy wiedziałem, że z wiadomych przyczyn na niewiele mnie się ono przyda i nie miałem możliwości pokazać tego komukolwiek, ale i tak uznałem, że owe zdjęcie zrobię. Może w przyszłości jakimś cudem ludzkość się odrodzi i ktoś przypadkiem znajdzie mój telefon z tym zdjęciem i je zobaczy. No ale przechodząc do teraźniejszości, po zrobieniu zdjęcia schowałem telefon do kieszeni i odwróciłem się, bowiem iść dalej musiałem.
Za sobą znalazłem jedynie drzwi, które dało się otworzyć naciskając na długą, umieszczoną w poprzek klamkę. Również dopiero teraz dostrzegłem, że liczba „71", którą widziałem na ścianie z oddali, znajdowała się na pomarańczowym tle, a pod ową liczbą widniało słowo „BETA". O, czyżby oznaczało to pompownię innego żelu? Wiecie, ostatnio jak trafiłem do pompowni alfa, to okazało się, że uruchomiłem w rurach przepływ żelu repulsyjnego. Jeżeli faktycznie miałem trafić na jakiś nowy to w sumie ciekawiło mnie jakie posiadał specjalne właściwości. Cóż, skoro poprzedni odbijał na większą wysokość, to kolejny mógł bardziej przyspieszać biegnącego człowieka, zmieniać powierzchnię portalową lub umożliwiać chodzenie po ścianach. Innych właściwości żelu stworzonego w Aperture nie widziałem. No ale aby sprawdzić czy miałem rację musiałem iść dalej, dlatego od razu otworzyłem drzwi i przekroczyłem je, po czym skręciłem w prawo.
Faktycznie, trafiłem do pompowni pod względem rur podobnej do tej pompującej żel repulsyjny. Tutaj jednak, po mej prawej stronie, znajdowało się podwyższenie, do którego prowadziły schody. Na nim widniały dwie białe części podłogi, a pod ścianą po prawej stronie stało kilka centrali komputerów oraz wisiały jakieś urządzenia, których przeznaczenia nie znałem i nie znam do dzisiaj. Na ścianie nad tym wszystkim widniał napis „BETA". Samo pomieszczenie kontrolne pompowni znajdowało się wysoko, wysoooko, ale nie widziałem żadnych schodów czy windy, dzięki czemu mógłbym się tam łatwo dostać. No cóż, po mojej stronie widziałem dwie białe części podłogi oraz biały fragment ściany, więc wnioskowałem, że musiałem dostać się tam portalami. Tylko jak rozpędzić się tak, aby przy użyciu pędu dostać się na samą górę tego wybitnie wysokiego pomieszczenia?
Chwilę musiałem się rozejrzeć, szczerze mówiąc i w pewnym momencie po prostu rozważyłem użycie lewitacji. Na szczęście okazało się to zbędne, bowiem u góry, pod ścianą, zauważyłem biały fragment ściany oraz kładkę. Widząc to od razu uznałem, że musiałem się tam dostać, dlatego pomarańczowy portal umieściłem w tamtym miejscu, a niebieski na białym fragmencie ściany na mej wysokości i przeszedłem na drugą stronę. Musiałem oczywiście przeskoczyć, bowiem łatwą drogę dalej blokowała mi barierka kładki, no ale to nie stanowiło problemu. Zaś po dotarciu na górę w tym miejscu ujrzałem dwa drzwi, jednak niemożliwe do otwarcia od tej strony. A szkoda w sumie, bowiem ciekawiło mnie, co za nimi się znajdowało. No ale na dobrą sprawę czego mogłem oczekiwać od nieużywanej od tysięcy lat części tego ośrodka, co nie? Dlatego też po prostu podszedłem do zniszczonej części kładki po prawej stronie.
Po stanięciu tam, jeden portal wystrzeliłem na białą część podłogi znajdującą się najdalej, a drugi na ten fragment znajdujący się najbliżej mnie i po prostu skoczyłem w kierunku portalu. Naprawdę, mimo upływu czasu nadal przyjemnie się tak latało przy użyciu portali. W tej części tej placówki to już w ogóle, bowiem przeciętne pomieszczenie posiadało znacznie większe rozmiary niż komory testowe w nowym Aperture. No i generalnie pęd wykorzystany w ten sposób okazywał się przyjemny. No ale przechodząc do teraźniejszości, bowiem obecnie musiałem się skupić, w którejś chwili, po przeleceniu przez jeden z portali, dostrzegłem biały fragment ściany naprzeciwko mnie. Widząc go, od razu wystrzeliłem na niego niebieski portal, dzięki czemu po wpadnięciu w pomarańczowy zostałem wyrzucony przed siebie i wylądowałem na podłodze obok jakieś szyby. I po problemie, najważniejsze że dało się tu jakoś sensownie dostać. Wiecie, zawsze obecnie jedyną opcją mogłoby się okazać pójście na około, a tak już trafiłem w to miejsce. Swoją drogą ciekawe jak za czasów świetności tej części ośrodka pracownicy się tu dostawali. Może jakoś przez wcześniej widziane przeze mnie, zamknięte od drugiej strony, drzwi?
Teraz jednak musiałem uruchomić pompownię aby udać się dalej. Znaczy wiadomo, komory testowe mogłem przejść przy pomocy lewitacji, ale po pierwsze wiadomo, dlaczego nie chciałem tego robić. Po drugie, nie wiedziałem czy na przykład włączenie tej pompowni nie wpływało jakoś na otwieranie się wejścia i wyjścia do oraz z danego testu. To Aperture, tu absolutnie wszystko mogło się wydarzyć, więc to akurat nie jakoś specjalnie nieprawdopodobne. Dlatego też najpierw wszedłem do pomieszczenia po mojej prawej stronie, bowiem znajdowało się najbliżej. Na szczęście okazało się, że tam znajdowały się, co ciekawe, dwie wajchy, które uruchamiały niebieski i pomarańczowy żel. Szczerze, komory testowe z tymi dwoma żelami mogły stanowić coś ciekawego. Co prawda nie miałem na tamtym etapie zielonego pojęcia, co pomarańczowy żel robił, ale to nie zmieniało faktu. Przy pomocy dwóch żeli o specyficznych właściwościach dało się stworzyć ciekawy test, jeżeli tylko by się postarać.
Obecnie jednak, od razu podszedłem do obu wajch. Po stanięciu przed nimi, nim je przesunąłem do dołu, na ekranie znajdującym się nad centralą z wajchą uruchamiającą pomarańczowy żel ujrzałem przepompownię alfa w dole. Obecnie została ona oznaczona jako prostokąt ze znaczkiem „α". Od owego prostokąta odchodziło siedem linii prostych. Dwie odchodziły od prawego i lewego boku, a cztery od wierzchołków. Z kolei siódma linia odchodziła od górnego boku i prowadziła do większego prostokąta z czarnym napisem „POMPOWNIA BETA" znajdującym się na pomarańczowym tle. Od owego prostokąta odchodziło sześć pomarańczowych linii prowadzących do azbestowych kul, częściowo pomalowanych na pomarańczowo. Do powierzchni jeszcze trochę stąd drogi miałem, z tego co widziałem po tym ekranie. No ale w sumie w obecnej sytuacji to dobrze, plus nie sądziłem, że ze starego Aperture udałoby mnie się bezpośrednio wydostać z tej placówki. No ale w sumie miło wiedzieć, że nie poprzestali na żelu repulsyjnym i stworzyli jeszcze jakiś. W sumie ciekawiło mnie ile oni żeli w tym ośrodku natworzyli. Sądziłem, że dowiedziałbym się w przyszłości, dlatego też obecnie po prostu opuściłem obie wajchy. Po zrobieniu tego wydarzyło się to samo, co w pompowni alfa.
No, to teraz musiałem po prostu odnaleźć drogę dalej. Dlatego też odwróciłem się i ruszyłem do wyjścia z tego pomieszczenia. Nie miałem wam co opisywać, to po prostu biuro z biurkiem, centralami komputerów, jakimiś dwiema szafami i tak dalej, i tak dalej, dodatkowo w brzydkich kolorach. Bowiem dominujące barwy w owym pomieszczeniu to brązowy, biały, szary i jakiś taki pomarańczowy podchodzący pod brąz. Nie wiedziałem dokładniej jak ta barwa się nazywała, kto normalny przykładał pamięć do profesjonalnych nazw kolorów innych niż szary, brązowy, pomarańczowy i tak dalej. No, ale ułożenie tych kolorów w tym biurze jakoś tak mnie się nie podobało i współczułem pracownikom, którzy kiedyś musieli tu na co dzień pracować.
Jednak, wracając do mego wyjścia z tego miejsca, to ujrzałem je bardzo szybko. Otóż, po wyjściu z owego pomieszczenia biurowego i skręceniu w prawo, ujrzałem nie tak długi korytarz zakończony przejściem z siatką dematerializującą. W sumie ciekawiło mnie po co ją tu mieli. Może jako śmietnik? Wszakże ludziom owa siatka nic nie robiła, a mogła dematerializować nieautoryzowane przedmioty. W sumie wątpiłem aby w tamtym czasie pracownicy mieli działo portalowe, w końcu powinniście z opisanego przeze mnie gdzieś tam wcześniej plakatu pamiętać jak wielkie rozmiary ono kiedyś posiadało. No ale jakiś cel egzystencji tutaj tej siatki musieli mieć. Jasne, obecnie po przejściu przez nią zresetowało mi działo portalowe, ale ciekawiło mnie w jakim celu kiedyś zainstalowano ją akurat w tym przejściu. Obecnie jednak po prostu, po przejściu przez nią, przeszedłem dość krótki korytarz i otworzyłem drzwi, nad którymi widniał napis „WYJŚCIE".
Za nimi rozciągało się ogromne, stosunkowo ciemne pomieszczenie. W oddali oczywiście w przestrzeni wisiała sobie azbestowa kula, od której odchodziło wiele różnych kabli. Szczerze mówiąc, fajnie to nawet wyglądało. W sumie nie wiedziałem czemu, bowiem to tylko kula z wieloma odchodzącymi kablami. No ale chyba dla dużej ilości osób to wygląda całkiem fajnie. Poza tym, oczywiście niedaleko tej kuli, też w przestrzeni, znajdowała się platforma z windą. W górze znajdowało się też logo Aperture Science, tylko nie mogłem rozczytać jak obecnie nazywała się ta placówka. Na stówę nie Aperture Science Innovators, bowiem zbyt mało napisów dostrzegałem. Musiałem w takim razie dojść do części tej placówki z późniejszych lat, skoro zmienili sobie nazwę. Ciekawe w sumie czemu ją zmienili, Aperture Science Innovators nie brzmiało w sumie źle. Może po prostu z jakiegoś powodu chcieli ją skrócić, tego wiedzieć nie mogłem. Przechodząc jednak do dalszej części mego opisu tego pomieszczenia, w oddali widziałem jakieś wieeelkie pomieszczenie biurowe. Jakiś napis widniał nad szybami, ale z tej odległości za Chiny Ludowe nie wiedziałem, co zostało tam napisane. Poza tym widniały tutaj też takie rzeczy jak jakieś rusztowania, rury i tak dalej.
Szczerze, to pomieszczenie wyglądało serio imponująco. Znaczy jasne, gdybym widział tak wielkie miejsca z azbestowymi kulami na co dzień, to i one by mi spowszedniały. No ale to pierwszy raz, kiedy przez dłuższy czas przechodziłem przez tak wielkie miejscówki. No ale obecnie uznałem, że musiałem pójść do tamtego wysokiego pomieszczenia biurowego. Jasne, do windy mogłem zawsze dolecieć przy użyciu mej umiejętności latania. No ale po pierwsze, nie mogłem mieć pewności czy windy nie należało wcześniej jakoś aktywować. W związku z tym wolałem najpierw sprawdzić pomieszczenie kontrolne. Po drugie, z wiadomego powodu nie spieszyło mnie się do wyjścia na zewnątrz, a co za tym idzie chciałem sobie trochę pozwiedzać. Szczególnie, że na razie temu ośrodkowi chyba nic nie groziło, bowiem sądziłem, że gdyby na przykład za kilka chwil miał wylecieć w powietrze, to tutaj też dałoby się to poczuć. Dlatego w sumie posiadałem nieskończoną ilość czasu, bowiem Wheatley raczej nie miał tutaj dostępu. Inaczej już by to przynajmniej raz ujawnił, co nie?
No ale obecnie po prostu ruszyłem przed siebie. Przy okazji szukałem sposobu na dostanie się do pomieszczenia, bowiem z tego co wiedziałem, nie dało się do niego tak po prostu wejść z poziomu, na którym ja stałem. Przy okazji, kiedy tak szedłem, zwróciłem też na znajdujące się wysoko logo Aperture. Obecnie nazwa tego ośrodka, z tego co dostrzegłem, brzmiała po prostu Aperture. Ciekawiło mnie, czemu pozbyli się nazwy Aperture Science. W końcu nadal się nauką zajmowali, więc ten drugi człon wciąż by pasował. No cóż, może po prostu chcieli jakoś skrócić nazwę, aby jeszcze łatwiej dało się ją zapamiętać i/lub wymówić. Bowiem w sumie fakt, że nazwa z lat pięćdziesiątych wyglądała na za długą, nawet jeżeli nie należała do ciężkich do zapamiętania.
– Witaj, przyjacielu. – odezwał się Cave Johnson, przerywając moje rozmyślania, dzięki czemu zorientowałem się, że znajdowałem się coraz bliżej pomieszczenia biurowego – Nazywam się Cave Johnson, jestem dyrektorem generalnym Aperture Science. – przedstawił się, czym jeszcze bardziej udowodnił, że trafiłem do części ośrodka stworzonej w innych latach niż pięćdziesiąte – Być może kojarzysz nas z przesłuchań komisji senackiej z roku tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego ósmego w sprawie zaginionych astronautów. – dodał, kiedy przystanąłem, gdyż chciałem dosłuchać jego wypowiedzi do końca i na chwilę uniosłem wzrok – Prawdopodobnie korzystałeś też z wielu produktów, które wynaleźliśmy. – mówił dalej, gdy nieco uniosłem się nad podłogą i zwróciłem wzrok w lewo – A które inni ludzie w jakiś sposób nam wykradli. – dodał, kiedy zauważyłem na wielkim pomieszczeniu biurowym żółty napis „POMIESZCZENIE KONTROLNE" co jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że tam powinienem udać się na początku – Black Mesa może mnie pocałować w--- – zaczął, ale nie dane mu było dokończyć.
– Testowanie, psze pana? – przerwała wypowiedź Cave'a Caroline.
– Dobrze. – zmienił temat szef tego ośrodka, kiedy niedaleko jeszcze nieaktywnego wejścia do windy ujrzałem jakieś dwa znaki – Być może zadajesz sobie pytanie: „Cave, jak trudne są te testy? Co było w tej umowie o gabarytach książki telefonicznej, którą właśnie podpisałem? Czy grozi mi niebezpieczeństwo?". – mówił, gdy ruszyłem w kierunku owych znaków, gdyż ciekawiło mnie, jaką treść zawierały i przy okazji rozejrzałem się w prawo i lewo – Pozwolę sobie odpowiedzieć na te pytania pytaniem. Kto chce zarobić sześćdziesiąt dolarów? W gotówce. – powiedział, jeszcze bardziej zachęcając do testów, kiedy sprawdziłem kieszenie czy czasem nie wypadł mi telefon, ale na szczęście to nie nastąpiło – Możecie też spędzić do dwudziestu minut w poczekalni, jest z całą pewnością bardziej wygodna, niż ławki w parku, na których większość z was spała, gdy was znaleźliśmy. – obwieścił, udowadniając już na sto procent, że przerzucili się z testowania na astronautach, bohaterach wojennych i olimpijczykach na testowanie na bezdomnych – A zatem witam w Aperture. – przywitał nowe obiekty testowe, kiedy podszedłem do pierwszego ze znaków – Jesteście tutaj, ponieważ chcemy najlepszych, a to właśnie wy. – rzekł znaną z lat pięćdziesiątych formułkę, gdy na znaku zauważyłem napis „KIERUJ SIĘ W LEWO" i pomarańczową, przerywaną strzałkę wskazującą w odpowiednim kierunku – Nie, nie udało mi się zachować powagi. – rzekł, przy czym na początku tego zdania zaśmiał się, kiedy ja zauważyłem, że pod strzałką widniały napisy „NIE ŚMIEĆ, NIE BAŁAGAŃ, NIE DOTYKAJ SZKŁA." – Tak czy siak postarajcie się nie zabrudzić szyb. – poprosił, gdy odszedłem od znaku, bowiem to nie stanowiło niczego istotnego i podszedłem do drugiego – W zasadzie najlepiej będzie, jeśli nie będziecie dotykać niczego, co nie jest związane z testami. – zakończył swoją wypowiedź, kiedy podszedłem do drugiego znaku i spojrzałem na niego.
Ciekawe, czyli najwidoczniej trafiłem do części ośrodka, która została stworzona w latach siedemdziesiątych, ewentualnie pod koniec sześćdziesiątych. W sumie też ciekawe, że przerzucili się na testowanie na bezdomnych. Znaczy wiedziałem, że jeżeli ta afera z zaginionymi astronautami to prawda, to woleli nie ryzykować dalszego testowania na astronautach, bohaterach wojennych i olimpijczykach. Chociaż szczerze, nie chciało mnie się wierzyć w tych zaginionych astronautów. Znaczy jasne, w latach, w których ja zacząłem korzystać z Internetu, czyli w dwudziestym pierwszym wieku, ta sprawa na sto procent już stała się martwa, a najbardziej musiało się o niej słyszeć w latach sześćdziesiątych. No ale zawsze nawet przypadkiem powinienem trafić na chociażby jakiś artykuł na ten temat, co nie? W sumie sprawdziłbym teraz, czy to prawda, ale kurde Internet na całym świecie nie działał, więc tak trochę dupa ze zweryfikowaniem tego. No ale z drugiej strony, w tym miejscu absolutnie wszystko wydarzyć się mogło, więc nie zdziwiłbym się, gdyby okazało się, że to prawda. W sumie ciekawe, dlaczego testowali akurat na bezdomnych. Grup społecznych od zawsze istniało multum, więc mieli z czego przebierać. No ale w sumie racja, to z tymi bezdomnymi to też miało sens, ponieważ najłatwiej takowych ściągnąć do Aperture. No i też dało się ich łatwo zachęcić do tego, aby testowali, hajsik by każdego bezdomnego przekonał.
Przechodząc jednak do teraźniejszości, po wysłuchaniu wybitnie długiej wypowiedzi Cave'a i podejściu do drugiej tabliczki, spojrzałem na nią. Widniała na niej taka treść:
„OSTRZEŻENIE
RUCHOMA PLATFORMA
UŻYWAJ PORĘCZY"
Nah, nic interesującego, co mogłem jakoś w myślach skomentować na przykład. Po prostu zwykłe ostrzeżenie i tyle. Dlatego po prostu odwróciłem się i uznałem, że podejdę jeszcze do trzeciego znaku, który znajdował się nieco wcześniej. Zauważyłem go oczywiście podczas drogi do pierwszego znaku, ale uznałem, że najpierw sprawdzę te stojące koło platformy. No to ruszyłem w jego kierunku, ale podczas drogi nie zdążyłem się jakoś specjalnie zastanowić. Po prostu nie szedłem pół kilometra na godzinę, a znak nie znajdował się super daleko, więc szybko do niego podszedłem i spojrzałem w jego kierunku. Widniało na nim logo Aperture na jakimś takim wyblakłym żółtym kolorze, chyba? Nie wiedziałem dokładnie, w sumie wyglądało to też jak jakieś żółto-białe tło czy coś w tym stylu. No ale sama treść brzmiała:
„Witamy w
aperture
Gdzie nauka jest teoretyczna, ale twoje $60 jest FAKTEM!"
Tak, z nieznanego mi powodu nazwa tej placówki w logo została napisana małą literą. Szczerze mówiąc, trochę debilnie to wyglądało jeżeli interesuje was moje zdanie. W końcu nazwy własne, takie jak nazwa jakiegoś ośrodka, powinno się pisać wielkimi literami. Tak, ja wiem, że kiedyś w Internecie panowała ta idiotyczna moda na pisanie zdań zaczynając je małą literą i podpinanie tego pod minimalizm, mimo iż to gówno miało ze sobą wspólnego. No ale sądziłem, że w latach siedemdziesiątych oraz pod koniec sześćdziesiątych ludzie mieli choć ćwierć mózgu i przestrzegali zasad pisowni. Dlatego właśnie nazwa tego ośrodka napisana małą literą wyglądała kijowo.
No ale obecnie, po zapoznaniu się z treścią obecnych tu trzech znaków, rozejrzałem się, aby zorientować się jak dostać się do pomieszczenia kontrolnego. Nie musiałem rozglądać się jakoś specjalnie długo, gdyż kiedy uniosłem wzrok, ujrzałem w górze zniszczoną kładkę. Część umożliwiała na łatwe zeskoczenie z niej, plus po mojej lewej stronie widniała biała część ściany ustawiona pod odpowiednim kątem. No to co, najpierw dostałem się portalami na kładkę. Oczywiście nie od razu użyłem pędu do dostania się do pomieszczenia kontrolnego, to zbyt proste. Bowiem, po dostaniu się na górę, ujrzałem po lewej stronie, na końcu, jakieś drzwi na fotokomórkę. Jako iż obecnie zostały zamknięte, nie mogłem posiadać stuprocentowej pewności, że dało się je otworzyć. No, ale że miałem nieskończenie wiele czasu, to uznałem, że najpierw udam się w ich kierunku i spróbuję je przekroczyć. Może znajdowało się tam coś interesującego, kto ci tam wiedział. Miałem czas, to postanowiłem sobie pozwiedzać stare Aperture, bowiem jak na razie nic nie zwiastowało destrukcji tego ośrodka. Nadal uważałem, że gdyby na przykład z jakiegoś powodu miał wybuchnąć, to zapowiedź tego dałoby się odczuć nawet na najniższych piętrach.
No ale dłużej zastanowić się nie zdążyłem, bowiem bardzo szybko dotarłem pod drzwi. Okazało się, że fotokomórka działała, bowiem drzwi bezproblemowo otworzyły się. Za nimi zobaczyłem duże, brązowo-szare pomieszczenie biurowe. Widniało tu kilka biurek, szaf, komputerów i innych tego typu biurowych spraw. Również, z jakiegoś nieznanego mi powodu, dwa z krzeseł obrotowych leżały na biurkach. W sensie tak, jak na przykład w szkołach kładło się krzesła na stole przed jakąś dłuższą przerwą, czyli nogami do góry. Nigdy nie rozumiałem, po co się tak z krzesłami robiło, no ale widać to praktyka nie tylko w szkole, ale też w ośrodku naukowym. Poza tym, kiedy wszedłem w głąb, po lewej stronie, w rogu, dostrzegłem kolejne drzwi na fotokomórkę. Szczerze, one zaciekawiły mnie najbardziej, bowiem tak poza tym, to nie widziałem tutaj nic ciekawego. Ot, zwykłe pomieszczenie biurowe i tyle.
Żeby stanąć pod fotokomórką, musiałem wskoczyć na niewielkie, sześcienne coś, prawdopodobnie jakąś małą szafkę. Po prostu te drzwi, z jakiegoś nieznanego mi powodu, zostały zastawione. Szczególnie, że okazały się otwarte, więc tym bardziej nie rozumiałem zastawienia ich dużą i małą szafą. No, ale za nimi dostrzegałem długi korytarz i, na jego końcu, jakieś pancerne i zamknięte drzwi. Także, po prawej stronie i również na końcu korytarza, dostrzegłem wyważone drzwi pancerne. Szczerze, zaciekawiło mnie to, dlatego postanowiłem tam wejść i sprawdzić, co się tam jeszcze znajdowało. Znaczy nawet jeżeli widniały w tym korytarzu inne pancerne drzwi, to prawdopodobnie tak jak te na końcu, które wyważone nie zostały, zostały zeszklone. No, ale zawsze obok nich mógł znajdować się głośniczek z nagraną kwestią Cave'a odnośnie tego, co za danymi drzwiami się znajdowało. No to przedostałem się za owe drzwi i ruszyłem przed siebie korytarzem.
Nie zdążyłem się jakoś sensownie nad czymś zastanowić, bowiem bardzo szybko doszedłem do jednych z drzwi. Owe, jak pewnie domyśliliście się, zostały zeszklone i przy okazji nieco poniszczone. W sumie nie dziwne, bowiem znajdowały się tu wiele wieków, aż dziw bierze, że same się nie przewróciły czy coś. Oto ostateczny dowód na to, że zeszklonego czegokolwiek nawet koniec świata nie poruszy. Przechodząc jednak do tego, co zostało nagrane na znajdujący się po prawej stronie głośniczek, to oczywiście od razu nacisnąłem czerwony przycisk i zacząłem odsłuchiwać:
– Jeżeli jesteś uczulony na orzeszki ziemne, powinieneś o tym komuś powiedzieć teraz, bowiem następny test może zamienić twoją krew w wodę z orzeszków ziemnych* na kilka minut. – obwieścił tą rewelacyjną, normalnie dziesięć na dziesięć, wiadomość, gdy aż zasłoniłem twarz dłońmi, kompletnie ignorując fakt, że twarz miałem zasłoniętą maską i przejechałem dłońmi w dół – Z drugiej strony**, jeżeli uda nam się to zrobić, będą musieli wymyślić nowy rodzaj Nagrody Nobla, aby nam ją dać, więc trzymaj się tam. – zakończył, kiedy odwróciłem się i na chwilę spojrzałem w kierunku sufitu, ale owy nie prezentował się zbyt interesująco.
Ja pierdolę, oni to ewidentnie musieli coś ćpać przed wpadnięciem na pomysły tych jakże inteligentnych inaczej eksperymentów. Dobrze, że chociaż obok drzwi nie widniał napis, że eksperyment przerwano. Oznaczało to, że albo nigdy nie udało im się zmienić krwi w wodę z orzeszków ziemnych, albo mało który obiekt testowy uzyskiwał taki efekt, albo mało kto z tego powodu umierał. Oczywiście nie mogłem wykluczyć żadnej z tych odpowiedzi. W normalnych warunkach najprawdopodobniejszą hipotezę stanowiłoby to, że nigdy nie udało im się tego osiągnąć. No, ale znajdowałem się w Aperture, niejednokrotnie przekonałem się, że tutaj wszystko wydarzyć się mogło. No ale i tak, wolałem nie wnikać, co oni musieli chlać wpadając na takie poronione pomysły. Serio, jak to brzmi, zamiana krwi w wodę z orzeszków ziemnych. Mi by to normalnie do głowy nie przyszło. Chyba serio nie mieli co robić z pieniędzmi, że przeznaczali je na takie głupie i niemożliwe eksperymenty. No ale szczerze mówiąc akurat na ten temat starałem się nie myśleć za dużo, bowiem uznawałem i nadal uznaję go za pojebanego. Po prostu ruszyłem dalej przed siebie w kierunku kolejnych drzwi, z nadzieją na zastanie czegoś normalnego.
Wiadomo, kolejne drzwi również zostały zeszklone, ale to chyba norma w tym szybie dziewiątym. W końcu on sam został zapieczętowany wiele wieków temu. Tutaj również nie dostrzegałem informacji o przerwaniu eksperymentu, więc chociaż kurde tyle dobrego. No ale od razu nacisnąłem zielony przycisk pod głośniczkiem, aby wysłuchać na jaki poroniony pomysł eksperymentu tym razem wpadł Cave i jego ekipa.
– Przeciętny ludzki mężczyzna zbudowany jest w około sześćdziesięciu procentach z wody. – stwierdził ten oczywisty fakt Cave, gdy spojrzałem na chwilę w prawą stronę – Jeśli chodzi o nas, jest to nieco wygórowane. – rzekł, kiedy aż zacząłem się obawiać, czego niedługo się dowiem, skoro pojawiło się takie zdanie – Więc jeżeli czujesz się nieco odwodniony w następnym teście, to jest to normalne. – poinformował, gdy oparłem się o ścianę obok głośnika, po czym założyłem ramię na ramię – Będziemy uderzać w ciebie z jakiegoś silnika odrzutowego i sprawdzimy czy nie dałoby się sprowadzić cię do dwudziestu lub trzydziestu procent. – obwieścił, kiedy, nadal ignorując fakt, że miałem twarz zasłoniętą maską, uderzyłem się w czoło na kształt charakterystycznego facepalma.
– Ja pierdolę. – skomentowałem bardzo ambitnie wypowiedź z głośnika, opuszczając rękę.
Jeden eksperyment gorszy od drugiego, no brawo. Chyba jednak im się to nie udało, bowiem inaczej bardzo szybko obok tych drzwi pojawiłaby się nalepka o przerwaniu eksperymentu. Nawet ja wiedziałem, że dwadzieścia lub trzydzieści procent wody to za mało. Istniała cała masa powodów, dla których ludzki organizm, nie tylko mężczyzn, wbrew temu co powiedział na początku swej wypowiedzi Cave, składał się z około sześćdziesięciu procent z wody. No ale najwidoczniej serio albo nie mieli na co wydawać pieniędzy, albo im się nudziło, albo ich pojebało od codziennej pracy w podziemiach, albo wszystko na raz. Ja rozumiałem, że w tej części ośrodka testowali na bezdomnych, ale i tak bez przesady. No cóż, pozostało mi liczyć na to, że kolejne nagrane wiadomości nie zawierały już informacji o równie porąbanych eksperymentach.
No to po prostu stanąłem prosto i ruszyłem przed siebie w stronę kolejnych drzwi. Coraz bardziej zbliżałem się do tych wyważonych i szczerze ciekawiło mnie, czemu te jedne konkretne drzwi dało się przekroczyć. Jasne, mogłyby z jakiegoś mi nieznanego powodu zostać niezeszklone, ale to też dziwne. Skoro zamknięto absolutnie cały szyb dziewiąty, to kurde cały i bez wyjątków. Poza tym, te drzwi wyglądały tak, jakby coś za nimi kiedyś wybuchło i tak doprowadziło do ich wyważenia. Nie wiedziałem, co mogło się tam stać, ale jako iż nadal przebywałem w tym ośrodku to nie wiedziałem czy chciałem pytać.
Nie zdążyłem się dłużej zastanowić, bowiem te wszystkie drzwi nie zostały jakoś bardzo oddalone od siebie i bardzo szybko doszedłem do ostatnich zamkniętych. One jako jedyne znajdowały się na ścianie równoległej do mnie, jeżeli kogoś to ciekawiło. Po podejściu, standardowo nacisnąłem zielony przycisk pod głośniczkiem. Ciekawiło mnie w sumie, jaki porąbany eksperyment wymyślili tym razem.
– W porządku. – odezwał się bardzo szybko Cave, nie dając mnie się dłużej zastanowić nad czymkolwiek – Pracujemy nad małym eksperymentem teleportacyjnym. – obwieścił, kiedy oparłem się o ścianę naprzeciwko jedynych otwartych drzwi – Obecnie nie działa to ze wszystkimi typami skóry, więc postaraj się zapamiętać, która skóra jest twoja – zaczął to niecodzienne zdanie, gdy założyłem ramię na ramię i przy okazji spojrzałem w kierunku głośnika – i jeżeli nie przeteleportuje się wraz z tobą, zrobimy co możemy, aby z powrotem przyszyć cię do niej. – zakończył swoją wypowiedź tym jakże przepięęęknym zdaniem, kiedy wyprostowałem ręce i stanąłem prosto.
Zacząłem jeszcze bardziej zastanawiać się, co oni tam ćpali w tym starym Aperture. W ogóle jak oni, jeżeli oczywiście wypowiedź Cave'a to prawda, stworzyli cokolwiek, co by teleportowało człowieka bez jego skóry? To raczej się nie wydarzyło albo zdarzało się raz na milion przypadków, bowiem ani na drzwiach, ani obok nich nie widziałem informacji o tym, aby eksperyment został przerwany. No ale w sumie i tak, jeżeli podejrzewali, że to jakiekolwiek urządzenie teleportacyjne mogło czasem przeteleportować kogoś bez skóry, co oznaczało śmierć na miejscu i każdy to wiedział, to jednak powinni to przed daniem tego do toru testowego naprawić. Chciałem w sumie wierzyć, że to jednak nie okazało się prawdą, no i serio dobrze, że w latach sześćdziesiątych, oczywiście pomijając fakt, że wtedy mnie nawet na świecie nie było, nie musiałem tutaj nic testować. Z tego co się przekonywałem, z każdą dekadą wpadali na coraz to bardziej poronione pomysły eksperymentów. No ale obecnie postanowiłem bardziej skupić się na jedynych drzwiach, przez które dało się przejść. Dlatego też od razu przekroczyłem je i rozejrzałem się po miejscu, do którego trafiłem.
Miejsce, w którym się znalazłem, wyglądało jak dłuuugi, pusty dok. W oddali widziałem jakieś metalowe rusztowania oraz po prawej i lewej stronie doku dostrzegłem dwie białe rury idące w dal. Na ścianach z kolei znajdowały się włączone lampy. Ja sam stałem na metalowej kładce, oddzielonej od właściwego doku metalową barierką. Kiedy zaś poszedłem bardziej w lewo, doszedłem do zamkniętych, metalowych drzwi. Z kolei niedaleko nich widniało pomarańczowe koło ratunkowe z dużym, białym napisem „BOREALIS". No spoko, czyli w tym doku musiał kiedyś znajdować się jakiś właśnie tak nazwany statek. Ciekawe, co się z nim stało. Nie mógł tak po prostu stąd wypłynąć, wszakże ten ośrodek od zawsze znajdował się pod ziemią. Może na nim też przeprowadzano eksperymenty związane z teleportacją i na przykład przypadkiem przeteleportowano go nie wiadomo gdzie? W sumie tylko taka opcja wydawała się w tym miejscu najsensowniejsza. Tylko jeżeli owa hipoteza okazałaby się prawdziwa, to ciekawiło mnie, gdzie obecnie znajdował się Borealis. Szkoda w sumie, że sam nie umiałem się teleportować, to może mógłbym przeteleportować się w miejsce, gdzie obecnie znajdował się ten statek i to sprawdzić. Oczywiście zakładając, że owy znajdował się nadal na Ziemi. No ale tak poza tym, to nie znajdowało się tutaj nic ciekawego. Jasne, mógłbym przeskoczyć lub przelecieć nad barierkami i sobie po doku pochodzić, ale po co? Nie wydawał się on interesujący, bowiem jedyny interesujący element tego doku, czyli Borealis, pozostawał nieobecny. No to cóż, nie miałem tutaj nic więcej ciekawego do roboty, dlatego po prostu zawróciłem i ruszyłem w kierunku wyjścia i z doku, i później z tego korytarza z drzwiami.
Droga jednak trochę mi zajęła, dlatego przez ten czas zacząłem zastanawiać się trochę na różne tematy. W sumie tak sobie teraz spojrzałem na działo portalowe i zacząłem się zastanawiać, jak ono właściwie działało. Na sto procent posiadało jakąś skomplikowaną budowę, wszakże to działo strzelające dwoma portalami. Nie miałem żadnej koncepcji, jak mogło zostać stworzone. Nie znałem się za bardzo na budowie przeciętnych urządzeń, bowiem mnie to po prostu nie interesowało, więc za bardzo nie mogłem wpaść na pomysł, jak owo działo mogło zostać stworzone. W sumie w pewnym momencie wpadła mi do głowy kompletnie szalona koncepcja, ale na dobrą sprawę w tym miejscu mogła okazać się prawdziwa. Może jedną z części tego urządzenia stanowił jakiś wewnętrzny generator niewielkich czarnych dziur, które potem za pomocą jakichś innych części działa portalowego konwertowały ową na portal. Nie wiedziałem jak to by mogło działać, ale to w sumie jedyne, co w tamtym momencie przyszło mi do głowy. No, a w tej placówce serio mogłoby się to okazać prawdą, przekonałem się, że w tym miejscu nawet szalona hipoteza mogła zostać zrealizowana. Niemniej, lubiłem to działo portalowe, przyjemnie przeskakiwało się tak po prostu przez portale. W sumie w kontekście sytuacji, która działa się na zewnątrz, zastanawiało mnie w jakiej temperaturze ono zamarzało. Znaczy przy zerze bezwzględnym to na sto procent by nie działało, ale ciekawiło mnie jaką miało temperaturę zamarzania. No chyba, że jakimś cudem, co w sumie w tym miejscu mogłoby się wydarzyć, stworzyli je tak, że zamarznąć nie mogło. Po tym miejscu absolutnie wszystkiego mogłem się spodziewać.
No ale dłużej nie zdążyłem się zastanowić, gdyż doszedłem do drzwi na fotokomórkę, które otworzyły się. Wydały przy tym charakterystyczny dźwięk i to właśnie wyrwało mnie z zamyślenia. W sumie dobrze, bowiem to miejsce sprzyjało rozmyślaniu na różne tematy. No ale po otwarciu się drzwi, po prostu wskoczyłem na niewielką szafkę, przeskoczyłem do pomieszczenia biurowego i z niego wyszedłem. Chociaż nie, jednak wcześniej się cofnąłem, bowiem na ścianie niedaleko drzwi, kątem oka, dostrzegłem jakiś plakat. A, że to kolejna rzecz do eksploracji, to postanowiłem go sprawdzić. Po podejściu do niego, zauważyłem, że na owym została narysowana jakaś postać w pomarańczowym kombinezonie. Owa, z tego co dało się wywnioskować po tym, jak została narysowana, znajdowała się w ruchu. Trzymała również oparty o ramię kijek zakończony w sumie nie wiem dokładnie czym. Wyglądało to jak biała chusta, przywiązana do kijka tak, że dałoby się coś tam schować. No, ale pewności to ja mieć nie mogłem, bowiem nie należało to do dużej części samego rysunku oraz plakat dość wysoko się znajdował. Żałowałem, że nie posiadałem jakiegoś przybliżenia w oczach, to znacznie ułatwiłoby opisywanie takich szczegółów. Jasne, nie stanowiło to nic super istotnego, ale w takim miejscu szczegóły mogły zawsze ubarwić to, co się oglądało. Wracając jednak do plakatu, po lewej stronie koło tej postaci widniał taki oto napis:
„PAMIĘTAJ!
JEŻELI ZAUWAŻYSZ POMARAŃCZOWY KOMBINEZON
NACIŚNIJ CZERWONY PRZYCISK!"
Słowo „czerwony" zostało napisane owym kolorem, najwidoczniej aby jeszcze bardziej podkreślić o jaki przycisk chodziło. Nie ogarniałem jednak za bardzo, o co z tym plakatem chodziło. Jasne, podejrzewałem, że odnosił się do postaci, która została prosto zilustrowana po prawej stronie plakatu. Tylko o kogo mogło chodzić? Jedyną osobę, która kiedykolwiek chodziła w pomarańczowym kombinezonie i którą znam, to ja pięćdziesiąt tysięcy lat temu. No, ale umówmy się, ten plakat na sto procent nie odnosił się do mnie, na pewno wisiał tutaj od lat, w których ta część Aperture funkcjonowała. Nie miałem w sumie nawet żadnej hipotezy, kogo to mogło dotyczyć. Zważywszy na to, że widząc ową osobę należało nacisnąć czerwony przycisk wnioskowałem, że to ktoś niebezpieczny i/lub poszukiwany. No i ten pomarańczowy kombinezon sugerował jakiś obiekt testowy. Tylko tyle udało mnie się wysnuć z tego plakatu, nie przychodziło mi do głowy, kogo chciano w latach siedemdziesiątych dwudziestego wieku złapać. No cóż, w tym ośrodku wszystko mogło się zdarzyć, sądziłem, że nie powinienem się w to za bardzo wgłębiać. W końcu ten plakat i tak już baaardzo dawno temu się zdezaktualizował, czyż nie? Dlatego też po prostu uznałem, że przestanę zastanawiać się na jego temat i ruszę sprawdzić pomieszczenie biurowe. Dlatego też po prostu odwróciłem się i wyszedłem z tegoż pomieszczenia.
Po zrobieniu tego, podszedłem do zniszczonej części kładki i na jednym z ustawionych pod kątem panelach dałem pomarańczowy portal tak, aby mieć pewność, że używając pędu dolecę do celu. Po zrobieniu tego, skoczyłem i w locie umieściłem pod sobą niebieski portal. Żałowałem, że nie przyjdzie mi wykorzystać pędu na zewnątrz. Podejrzewałem, że to musiało okazać się jeszcze fajniejsze niż takie latanie w zamkniętej przestrzeni. Jasne, akurat ta część tej placówki należała do bardzo wysokiej, ale i tak, mimo to nie mogłem sobie nie wiadomo jak daleko poskakać portalami. Pal licho to, że znajdowały się tu na przykład metalowe fragmenty czegokolwiek, na których nie dało się umieścić portalu. Ściany czy podłoga w większości miejsc też nie należały do wybitnie równych, bowiem co logiczne uległy zniszczeniu przez tyle tysiącleci. No cóż, musiałem się nacieszyć tym, co miałem, póki nadal mogłem w miarę normalnie żyć. Nadal uważałem to za ironię losu, szczerze mówiąc. Nigdy nie sądziłbym, że żywy pozostawałbym tak długo, jak długo by mi ucieczka z tego miejsca zajęła.
Dłużej zastanowić się nie zdążyłem, bowiem kilka chwil potem wpadłem w portal i zostałem wyrzucony przed siebie. Dzięki temu szybko wylądowałem na pustej, gładkiej podłodze niedaleko otwartych drzwi na fotokomórkę. Nad nimi wisiał wielki, żółty napis brzmiący „POMIESZCZENIE KONTROLNE". Przynajmniej teraz posiadałem stuprocentową pewność, że musiałem się tu udać. W końcu z tego miejsca na sto procent dało się uruchomić windę, a tego obecnie najbardziej potrzebowałem. Dlatego po prostu, bez zbędnych przemyśleń, wszedłem do owego miejsca i rozejrzałem się.
To, co od razu rzucało się w oczy, to fakt, że panował tu wyjątkowy mrok. W sumie jedyne światło tutaj dostawało się zza drzwi oraz w oddali widziałem jakąś uruchomioną lampkę biurkową. Trochę mnie to zdziwiło, bowiem stara część tegoż ośrodka udowodniła mi, że prąd tutaj normalnie działał. No ale cóż, może po prostu ewentualny przycisk lub wajcha uruchamiając windę włączyłaby też i światło. Po tym miejscu nawet najbardziej bezsensownej rzeczy mogłem się spodziewać. Ogólnie z tego co widziałem, to owo pomieszczenie kontrolne stanowiło jedno, wielkie biuro. Znajdowały się tu rzeczy, które widziałem w poprzednim pomieszczeniu, tylko więcej i nieco inaczej rozłożonych. Przez to nie mam wam w sumie co za dużo opisywać, bowiem bezproblemowo możecie sobie wyobrazić, do jakiego miejsca trafiłem.
No ale cóż, bez powodu się tu nie dostawałem, uznałem, że czas na znalezienie sposobu na uruchomienie windy. Dlatego też ruszyłem w sumie w kierunku włączonej lampki, bowiem uznałem, że tam znajdę cel mych poszukiwań. W końcu z jakiegoś powodu ta lampka została włączona, nie? Na sto procent nie jako jedyne źródło światła, bowiem dawała go bardzo mało, w sumie oświetlała jedynie blat i niewielką okolicę.
– O, cześć. – usłyszałem stosunkowo szybko głos GLaDOS dochodzący od strony oświetlonej przez lampkę części biurka – Słuchaj, znasz się na mordowaniu. – rzekła, kiedy słysząc to przewróciłem oczami oraz westchnąłem z zażenowaniem, oczywiście tak, aby tego nie usłyszała – Mógłbyś (au!) zamordować tego ptaka? – poprosiła, gdy zwróciłem wzrok w kierunku, z którego dochodził jej głos.
Chyba ją porąbało, jeżeli myślała, że po tym wszystkim tak po prostu bym ją wziął. Jasne, gdybym miał do czynienia z człowiekiem lub jakimś zwierzęciem to jeszcze bym się zastanowił, ale GLaDOS to maszyna. To jeszcze bardziej ułatwiało mi mienie jej w dupie. Po prostu po tym wszystkim, co zrobiła, nie zasługiwała na pomoc. No, a wierzyłem, że mogłem wydostać się z Aperture bez jej pomocy. W końcu nie istniały rzeczy niemożliwe, na sto procent dało się Wheatleya jakoś wyłączyć bez kolejnej wymiany rdzenia. No ale w sumie uznałem, że zobaczę jak zareaguje, gdybym jej nie podniósł. Może starałaby się mnie jakoś przekonać, że powinienem to zrobić, a chciałbym usłyszeć, jak zamierzała to zrobić. No i miałem dużo czasu, więc mogłem sobie na to pozwolić. Na początku jednak, GLaDOS trzy razy wydała odgłos „au", bowiem ptak nie zamierzał przestać jej dziobać. Kurde, mógłby ją zadziobać. Sądziłem, że to nie takie łatwe, bowiem z tego co w górnej części tej placówki zdążyłem ujrzeć, to PotatOS, bowiem w końcu uznałem, że tak zamierzałem teraz ziemniaczaną GLaDOS nazywać, posiadała sporo metalowych części. No i w sumie też nie wiedziałem, ile ten ptak ją już dziobał, może nie jakoś specjalnie długo. Także ta, sądziłem, że zwykłemu ptakowi trochę by zajęło dziobanie PotatOS do stopnia, w którym by ją zniszczył.
– Zaczekaj. – rzekła, przerywając moje wspaniałe rozmyślania – Zabij go, a będziemy kwita. Nie będę chować urazy. – powiedziała, gdy założyłem ramię na ramię, oczywiście ze względu na fakt, że trzymałem działo portalowe to w miarę możliwości i nieco zgiąłem nogę.
Chyba nie myślała, że uda jej się mnie w tak prosty sposób oszukać. W końcu skoro podczas testów w nowym Aperture miała do mnie problem, że niby ją zabiłem, to wszystkiego mogłem się po niej spodziewać. Szczególnie, że wszyscy wiedzieli, że maszyny nie dało się zabić oraz ja jedyne co robiłem, to się broniłem, bowiem to tak naprawdę ona zaczęła. Dlatego też teraz nie miałem powodów, aby jej ufać. Jasne, możecie powiedzieć, że ten ziemniak mógł mieć za mało mocy na kłamstwa. No ale co z tego? Po ponownej wymianie rdzenia na sto procent by mnie zabiła. Nie sądziłem, że mogłaby się wznieść ponad swój egoizm i po powrocie do swej dawnej formy nadal utrzymywać to, że nie kryłaby urazy.
– Proszę, zabierz go ze mnie. – poprosiła, znowu wcinając się w moje znacznie ciekawsze od niej przemyślenia.
Nie kurde, wolałem, aby cię zadziobał. Trochę normalnego ziemniaka zostało w PotatOS, więc przynajmniej po zadziobaniu GLaDOS tenże ptak mógłby coś zjeść. A akurat obecnie jeżeli miałem w tej kwestii wybór, to bardziej przejmowałem się losem przeciętnego ptaka, niż wrednej maszyny. Poza tym, skoro miałem wybór, to ja naprawdę wolałem zamarznąć od razu po wyjściu z tego ośrodka. Preferowałem śmierć na wolności, a nie uduszony neurotoksyną przez tak płytką maszynę, jaką z charakteru ewidentnie PotatOS stanowiła.
– On mnie zjada. – powiedziała, kiedy na chwilę odwróciłem się, ale w sumie nic sensownego nie widziałem, ze względu na brak światła.
To dobrze, bowiem na to zasłużyła. Nadal, to tylko maszyna, więc szczególnie tak wrednej nikt by nie żałował. Mogła po prostu się wobec mnie zachowywać normalnie i zrozumieć swój błąd. W końcu to ona chciała mnie pierwsza zabić, mimo iż nic złego jej nie zrobiłem. A co za tym idzie miałem prawo się bronić, a ona nie miała prawa mieć z tego powodu do mnie problemu, bowiem sama sobie na to zapracowała. No i przez to nie posiadałem powodu, aby ufać, że po ponownej wymianie rdzenia by pozostała przy swoich zapewnieniach. Na dodatek i tak miałem umrzeć, nie ważne co bym zrobił, więc po co miałem tracić na nią czas?
– Po prostu zdejmij go ze mnie... – ponownie poprosiła, gdy w sumie doszedłem do wniosku, że podnieść ją i tak musiałem, bowiem prawdopodobnie pod gniazdem tego ptaka znajdował się przycisk uruchamiający windę.
Nie cieszyłem się z tego powodu, naprawdę wolałem, aby ten ptak ją zjadł. Przynajmniej raz by się na coś przydała. Zastanawiałem się w sumie, czy mógłbym ją jak coś rozgnieść butem. W sumie raczej tak, gdyż bateria ziemniaczana, do której ją Wheatley wsadził, nie należała do dużych urządzeń. Odpowiednio mocny nacisk, na przykład poprzez skok czy upadek z bardzo wysoka, powinien ją skutecznie rozpaćkać. No, a po podniesieniu pewnie bym się dowiedział, czy w ogóle musiałem przeprowadzić ponowną wymianę rdzenia, aby się wydostać. Dlatego też, niechętnie, ruszyłem w kierunku mniejszego pomieszczenia, w którym znajdowało się gniazdo ptaka. No i, gdy tam wszedłem, budynek nieco zatrząsnął się, a ptak odleciał. W sumie nie wiedziałem, czy przestraszył się mnie, czy tego niespodziewanego wstrząsu, no ale odleciał.
– Och, dzięki. – podziękowała, kiedy ptak odleciał – Czułeś to? – skomentowała wstrząs, gdy spojrzałem w jej kierunku – Ten idiota nie ma pojęcia, co tam robi. – dodała, gdy uniosłem wzrok i ujrzałem w sumie dopiero teraz, że koło windy w oddali został uruchomiony jeden z reflektorów – Jeśli ktoś go nie odłączy, za kilka godzin wszystko wybuchnie. – poinformowała, kiedy w miarę możliwości założyłem ramię na ramię i spojrzałem w stronę mej przeciwniczki.
O, czyli teraz miałem aż trzy opcje śmierci do wyboru. Zamarznięcie, uduszenie neurotoksyną lub rozerwanie przez wybuch, normalnie do wyboru do koloru. Tak w sumie teraz się zacząłem zastanawiać i wbrew wszystkiemu chyba jednak wolałem zginąć w eksplozji. W końcu, szczególnie jeżeli dostać się w miarę blisko czegokolwiek, co miało wybuchnąć, powinno stanowić to coś bezbolesnego. Co prawda nie wiedziałem co miało wybuchnąć, ale i tak. No, ale z drugiej strony umarłbym nadal w niewoli, a szczerze to jak tak dalej sobie myślałem, to chyba jednak wolałem umrzeć poza tym miejscem. Mimo to, nie zamierzałem PotatOS podnosić. Wierzyłem, że dało się jakoś inaczej uciec, niekoniecznie biorąc ją ze sobą. Zawsze dało się go odłączyć pewnie ot tak o i po prostu zostawić centralę bez głównego rdzenia. Komunikat pewnie by sobie poradził, przez pięćdziesiąt tysięcy lat bez GLaDOS ani innej głównej sztucznej inteligencji ten ośrodek jedynie popadł w ruinę, ale nie wybuchł. Nie wiedziałem co prawda jak odłączyć Wheatleya bez wymiany rdzenia, ale nie istniały rzeczy niemożliwe, na sto procent i to dało się zrobić.
– Nie mogę się ruszać. – przemówiła, przerywając me przemyślenia, gdy spojrzałem w jej stronę – A ty będziesz mnie potrzebować, bo muszę go zastąpić. – dodała, kiedy na chwilę spuściłem wzrok, bowiem podłoga wydawała się ciekawsza od PotatOS – Chyba, że planujesz odrąbać sobie głowę i wetknąć ją w moje poprzednie ciało. – mówiła, gdy skrzyżowałem nogi oraz ponownie uniosłem wzrok w stronę windy, bowiem wszystko wydawało się ciekawsze od ziemniaczanej GLaDOS – Czyli mamy impas. – podsumowała, kiedy zwróciłem wzrok w jej stronę.
Cholera, naprawdę? Musiałem wziąć PotatOS ze sobą? Liczyłem na to, że dało się bez niej uciec z tego miejsca. Po prostu nie zasłużyła na to, aby jej pomagać. Gdybym miał do czynienia z człowiekiem lub zwierzęciem to jeszcze bym się zastanowił, czy nie pomóc, no ale w wypadku maszyny nie zamierzałem. Gdyby nie zachowywała się wrednie wobec mnie, gdy znajdowaliśmy się jeszcze na górnych piętrach tej placówki, to bym ją teraz wziął bezproblemowo. No a jak pewnie wiecie, uznałem, że jednak wolę zamarznąć, ale jednocześnie umrzeć na wolności niż zostać uduszonym neurotoksyną.
– A więc co ty na to? – przerwała moje wyjątkowo krótsze przemyślenia – Zanieś mnie do niego i włóż mnie z powrotem w moje ciało, a ja nie dopuszczę, byśmy wylecieli w powietrze i puszczę cię wolno. – zaoferowała, kiedy przewróciłem oczami słysząc jej denne próby przekonania mnie, abym wziął ją ze sobą i cicho westchnąłem z zażenowaniem, oczywiście tak, aby tego nie usłyszała, w czasie, gdy budynek przy okazji się zatrząsnął.
Naprawdę myślała, że tymi słabymi zdaniami przekona mnie, abym zabrał ją ze sobą? Nie miałem powodów, aby to robić. Nie wierzyłem jej, bowiem nie zasługiwała na zaufanie po tym, jak zachowywała się, gdy nie została zamknięta w ziemniaku. Tak, rozumiałem, że taki ziemniak mógł nie wytwarzać odpowiednio dużej mocy, której potrzebowała, aby mnie okłamywać i to jak najbardziej neutralnym głosem umiała. No, ale podejrzewałem i, jak zdążyliście się przekonać, posiadałem ku temu logiczne podstawy, że po ponownej wymianie rdzenia wróci do swoich dawnych przyzwyczajeń. Na sto procent nie zrozumiała swoich błędów, umówmy się, udowodniła, że posiadała mentalność dwuletniego dziecka, które nie dostało tego, co chciało i teraz wkurwiało dorosłych. No a sądziłem, że skoro już zachowywała się jak najbardziej stereotypowa kobieta jaką można sobie wyobrazić oraz została stworzona jako maszyna, to nie zmieniłaby się tak łatwo. No cóż, uznałem, że zaczekam czy coś jeszcze miała mi do powiedzenia. Jeżeli by się okazało, że faktycznie nie obeszłoby się bez wymiany rdzenia, to bym ją wziął. Co najwyżej później, gdyby chciała mnie zabić, to spróbowałbym wytworzyć tak ogromną wiązkę elektryczną, jaką bym mógł i jaka jednocześnie mogłaby ją wyłączyć. Może by mnie się udało, kto ci tam wiedział. W końcu nie mogłem wiedzieć, jak potężną elektrokinezę posiadałem.
– Żadnych sztuczek. – przerwała me epickie rozmyślania GLaDOS, gdy zwróciłem wzrok w jej stronę – Ten ziemniak wytwarza napięcie jeden i jedną dziesiątą wolta. – poinformowała, kiedy w miarę możliwości założyłem ramię na ramię i stanąłem prosto – Dosłownie brak mi energii, by cię okłamywać. – zakończyła, gdy na chwilę zwróciłem wzrok w lewą stronę, ale niczego ciekawego tam nie ujrzałem.
No, czyli tak jak myślałem, ten kartofel nie wytwarzał odpowiedniej ilości energii, aby PotatOS mogła kłamać. Nie zmieniało to jednak faktu, że centrala, z której została odczepiona, już wytwarzała odpowiednią ilość mocy na kłamstwa. No a co za tym idzie po ponownej wymianie rdzenia mogła porzucić swe obecne zapewnienia i udusić mnie neurotoksyną. Chociaż nie, MOMENT. Prawie zapomniałem, że przecież zniszczyłem jej generator neurotoksyny oraz przekonałem się, że nie miała zapasowego. No spoko, czyli uduszenie mnie nie wchodziło w grę. Nie zmieniało to jednak faktu, że zawsze mogła mnie w jakiś inny sposób zamordować. Przeprogramowanie fabryki z wieżyczkami na przykład trwałoby kilka sekund, należało jedynie wymienić szablon. A obecnie ona wiedziała, co stało się z jej fabryką, więc po ponownym powrocie do swego pierwotnego ciała mogła mnie po prostu rozstrzelać. Nice try, ale i tak obecnie PotatOS nie wierzyłem, bowiem nie posiadałem ku temu podstaw.
– Nawet jeśli kłamię, nie masz nic do stracenia. – wtrąciła się GLaDOS, przerywając me przepiękne przemyślenia – I tak zginiesz. – dodała, kiedy tym razem zwróciłem wzrok w prawą stronę dla odmiany.
No tak, wiedziałem, że bym zginął. Zdążyłem się z tym pogodzić, a fakt, że tak naprawdę nie miałem już dla kogo żyć mi w tym tylko pomagał. No ale mimo to wolałem zamarznąć i umrzeć poza Aperture. Jasne, PotatOS nie wydawała się wiedzieć, co zaszło na zewnątrz, ale ja wiedziałem i tyle wystarczało. No a skoro miałem aż trzy opcje śmierci do wyboru i tylko jedna nastąpiłaby po moim wydostaniu się z tego miejsca, to chyba logiczne, co wolałem wybrać. No i dodatkowo, rozstrzelanie mnie przy pomocy wieżyczek stanowiłoby wygraną GLaDOS, a nie ważne, co miało się ze mną stać po wyjściu na dwór nie zamierzałem dopuścić, aby ta wredna maszyna wygrała. No a gdybym zamarzł to by przegrała, bowiem to nie ona doprowadziłaby do mojej śmierci, no i też nie umarłbym w niewoli. No i dodatkowo, hej! Gdybym wydostał się na zewnątrz zawsze mogłoby się okazać, że na przykład posiadałem jakąś zdolność nadprzyrodzoną, która mogłaby mi umożliwić przeżycie w warunkach zera absolutnego. W końcu jeżeli takową posiadałem, to obecnie nie mogła się objawić, bowiem nie miała jak, co nie? Jasne, to wydawało się zbyt piękne, aby mogło okazać się prawdą, ale kto ci tam wiedział. Dowiedziałbym się dopiero, właśnie, po wydostaniu się na zewnątrz.
– Słuchaj, mnie też się to nie podoba. – ponownie wtrąciła się PotatOS, przerywając me przemyślenia, gdy spojrzałem jej w stronę – Tak naprawdę mnie się podoba jeszcze mniej, bo to ja zostałam częściowo zjedzona przez ptaka. – dodała, kiedy spojrzałem w stronę pomarańczowego portalu w oddali, bowiem on wydawał się znacznie bardziej interesujący niż GLaDOS, przy okazji zginając nieco lewą nogę.
O i proszę, znowu jej egoizm wychodził na pierwszy plan. Ja z kolei spadłem z wysoooka i chyba tylko cudem nie rozbiłem sobie głowy. Dodatkowo zostałem sam na świecie oraz tak naprawdę nie wiedziałem czy zamarznę, czy nie po wyjściu na mróz, jaki panował w świecie zewnętrznym. Ją z kolei dało się odbudować, bowiem to maszyna, więc nie powinna się tym przejmować. No, ale mimo to ja nie narzekałem na swój los, a ta mechaniczna parówa, delikatnie mówiąc, nawet w formie ziemniaka uważała się za najbardziej poszkodowaną. Teraz jeszcze bardziej nie ufałem jej w to, że by mnie wypuściła po ponownej wymianie rdzenia. W końcu skoro nie potrafiła nawet mając do dyspozycji tylko jeden i jedną dziesiątą wolta przestać zachowywać się egoistycznie, to czemu miałaby się zmienić po powrocie do swej normalnej formy, że tak to nazwę? Jeżeli chciała, abym jej ufał, to powinna to rozegrać tak, abym naprawdę uwierzył, że zamknięcie w ziemniaku jakoś ją zmienia. Znaczy to i tak należałoby do skomplikowanych, bowiem nie posiadałem podstaw, aby jej ufać.
– Chyba znowu nadlatuje ten ptak! – zawołała, ponownie wyrywając mnie z zamyślenia, gdy zwróciłem wzrok ponownie w stronę sufitu, bowiem wszystko wydawało się bardziej interesujące od GLaDOS – Podnieś mnie! – dodała, kiedy na suficie nie znajdowało się nic ciekawego, więc opuściłem wzrok.
Naprawdę sądziła, że bym się na to nabrał? Dźwięki wydawane przez ptaka nie znajdowały się poza ludzkim zakresem słuchu, więc bym go usłyszał. A tymczasem nie słyszałem żadnego krakania ptaka czy czegoś w tym stylu, więc mogłaby sobie znaleźć jakieś wiarygodniejsze kłamstwa. A nawet jeżeli owy ptak by tutaj nadlatywał to lepiej, bowiem może by ją zadziobał. Ptak by się najadł, a ja bez PotatOS na sto procent stałbym się minimalnie szczęśliwszym człowiekiem. Normalnie dwie pieczenie na jednym ogniu. No ale wracając do teraźniejszości, wspominałem już niejednokrotnie, że nie zamierzałem jej ufać, bowiem nie posiadałem ku temu powodów. Oszukała mnie o trzy razy za dużo, więc szczególnie przy tak łatwej do zdementowania wypowiedzi bym jej nie uwierzył. W sumie dobrze, że ten ziemniak, w którym została zamknięta, nie posiadał na przykład jakiegoś działka laserowego, bowiem podejrzewałem, że wtedy by mnie z wielką chęcią ustrzeliła. To GLaDOS, po niej dało się tego spodziewać. A, że należała do wybitnie przewidywalnych sztucznych inteligencji tylko w tym pomagało.
– Posłuchaj. – znowu wtrąciła się w me cudne przemyślenia – Dobrze się bawiliśmy podczas testowania i budowania wzajemnej wrogości, choć przyznaję, że czasem posuwaliśmy się za daleko. – zaczęła swoją przemowę, z której definitywnie wynikało, że nadal nie potrafiła zrozumieć, iż to ona zachowywała się tutaj w negatywny sposób, w czasie, gdy zwróciłem wzrok w prawo, prostując nogę przy okazji – Ale teraz nikt nie liczy punktów. – mówiła dalej, gdy ponownie zwróciłem wzrok w jej stronę, bowiem w sumie po prawej nie widniało nic ciekawego – Po prostu rozmawiamy jak zwykli ludzie. – mówiła dalej, kiedy w sumie zacząłem się zastanawiać, czy nie trzepnąć jej elektrokinezą – I nie żartuję mówiąc, że mamy poważne kłopoty. – zakończyła, gdy na chwilę spojrzałem w stronę podłogi.
Chyba generalnie wychodziło na to, że czy chciałem, czy nie, musiałem ją wziąć. Po prostu te wszystkie jej wypowiedzi brzmiały jakby wymiana rdzenia stanowiła jedyną szansę na ucieczkę. No to cóż, uznałem, że ją wezmę. Co najwyżej obecnie posiadałem szansę jeszcze lepszej obrony, czyli elektrokinezę, więc jakby PotatOS wróciłaby po wymianie rdzenia do starych przyzwyczajeń, to dostałaby odpowiednio silną wiązką prądu. Dlatego też, westchnąłem zniechęcony, oczywiście tak, aby tego nie usłyszała i podszedłem do niej. Następnie po prostu ją podniosłem, przy okazji przypadkiem aktywując przycisk, który pod GLaDOS się znajdował. Z owego poleciały iskry i to całkiem sporo z niego leciało, ale z tego co słyszałem i ujrzałem po spojrzeniu w lewo windę aktywował, a to najważniejsze.
– AU! – krzyknęła PotatOS, kiedy starałem się przyczepić ją do działa portalowego tak, aby nie spadła – Dźgnąłeś mnie! – dodała, gdy jakoś ją przyczepiłem tak, że nie powinna zlecieć przy na przykład pierwszym zeskoczeniu z wysoka – Co z tobą jes-OooAaaa. – zaczęła, wydając dźwięki sugerujące, że najprawdopodobniej przez to dziobanie przez ptaka coś w niej serio zaczęło szwankować – Poczekaj. Masz może multimetr? – zapytała to durne pytanie, bowiem chyba logiczne, że jako obiekt testowy nie posiadałem takich przedmiotów, kiedy przy okazji ruszyłem w kierunku wyjścia – Nieważne. To działko musi być częściowo wykonane z magnezu... – wysnuła hipotezę, gdy wyszedłem z pomieszczenia z przyciskiem uruchamiającym windę i ruszyłem w stronę głównego wyjścia – Czuję się jakbym wytwarzała o pół wolta za dużo. – dodała, kiedy idąc tak w stronę wyjścia na chwilę zwróciłem wzrok w jej kierunku – Miej na mnie oko, trochę pokombinuję. – ciągnęła dalej, gdy nie wiedziałem, co ona tam zamierzała kombinować, skoro obecnie za dużo możliwości wykonywania czegokolwiek nie miała – O zob--- – zaczęła kolejne zdanie, ale nie dokończyła, bowiem przerwało jej zwarcie, przez które się wyłączyła, co wnioskowałem po tym, że jej oko przestało świecić na żółto.
No przynajmniej miałem dzięki temu pewność, że by mnie nie obrażała bezpodstawnie co sekundę. To na sto procent dało się zakwalifikować do miana zalet, bowiem znudziły mnie już jej docinki, które kierowała w moją stronę. Swoją drogą, tak teraz sobie przypomniałem, że na początku mej drogi przez wtedy jeszcze zniszczone Aperture Komunikat powiedział, że sztuczne inteligencje tej placówki mogą działać, kiedy mają zasilanie minimum jeden i jedną dziesiątą wolta. Miło wiedzieć, że mówił prawdę, ale to też znaczyło, że wbrew pozorom na przykład taka GLaDOS nie należała do prądożernych maszyn. Chyba jej jedyna zaleta tak swoją drogą, zaraz po tym, że w swej normalnej formie nawet fajnie wyglądała. Zawsze ktoś mógł stworzyć ją w formie humanoidalnej, no ale jednak się postarano i zrobiono jej normalną formę tak, jak zrobiono.
Jednak nie zdążyłem się dłużej na ten temat zastanowić, bowiem ujrzałem, że wyszedłem z pomieszczenia kontrolnego.
– Uch! – odezwała się PotatOS, kiedy wystrzeliłem portalem na ścianę koło kładki – Gdzie jesteśmy? – zapytała, gdy kątem oka spojrzałem w jej stronę – Długo byłam wyłączona? – spytała, kiedy chciałem jej w sumie odpowiedzieć, ale nie dała mi dojść do słowa – Dodatkowe pół wolta pomaga, ale na zasilenie jakichś cudów nie wystarczy. – mówiła, nie dając mi odpowiedzieć na zadane przez nią chwilę temu pytania, gdy uznałem, że walić to i zeskoczyłem z podwyższenia, na którym pomieszczenie kontrolne się znajdowało – Jeśli zacznę zbyt intensywnie myśleć, usmażę tego ziemniaka, zanim uda nam się – rozpoczęła to wybitnie długie zdanie, przy okazji pod koniec słyszalnie zaczynając się wściekać, kiedy umieściłem niebieski portal na ścianie po mojej prawej stronie – spalić atomowym ogniem tego małego idiotę, który – mówiła, ewidentnie odnosząc się do Wheatleya, ale nie dokończyła, bowiem przerwało jej kolejne zwarcie, a ja, jak gdyby nigdy nic, przeszedłem przez portal.
Taaa, Wheatley też mnie wkurzał, ale bez przesady, aby go od razu palić. Po co się tak trudzić? Zgniecenie wydawało się znacznie prostszą opcją, a również spełniłoby swoje zadanie. W sumie dobrze, że Wheatley nie został połączony z tym miejscem, bowiem nie chciałbym wiecznie słuchać jego wypowiedzi. Wystarczyło mi to, że tak po prostu przypisał sobie moje zasługi w dojściu do silosu GLaDOS i wymianie rdzenia. Serio, jak tak o tym myślałem, to szczególnie z perspektywy czasu wydawało się to jeszcze bardziej wkurzające. Wszakże jak zapewne pamiętacie on nie zrobił nic, jedynie zbił szybę, wyłączył światło w komorze testowej, otworzył ścianę i wybudził mnie po pięćdziesięciu tysiącach lat. Chociaż co do tego ostatniego to nie mogłem posiadać stuprocentowej pewności czy dokonał tego on, czy system tego ośrodka jeszcze bardziej się uszkodził i w konsekwencji tego z jakiegoś powodu zostałem wybudzony, a nie umarłem.
Nie zastanowiłem się jednak nad tym dłużej, bowiem musiałem dostać się na część kładki, która najwidoczniej po naciśnięciu czerwonego przycisku jakoś ustawiła się naprzeciwko windy. To oczywiście nie stanowiło problemu, po prostu umieściłem pomarańczowy portal na ścianie za mną jak najwyżej mogłem i skoczyłem. W locie oczywiście niebieski portal dałem na białym fragmencie podłogi pode mną. Nadal przyjemnie się stosowało pęd w przemieszczaniu się pomiędzy portalami. Czas mijał, a nadal uznawałem to za tak samo fajne jak za pierwszym razem, gdy pięćdziesiąt tysięcy lat temu dotarłem do pierwszego testu zawierającego pęd. No ale nie zdążyłem nad tym pomyśleć, bowiem bardzo szybko wpadłem w portal i wyleciałem przez drugi w kierunku fragmentu kładki. Parę sekund później, przeleciałem przez ówczesne logo Aperture i wylądowałem niedaleko windy, która otworzyła się. Szczerze, z perspektywy obserwatora musiałoby to całkiem fajnie wyglądać. No ale nadal zastanawiałem się, po co do tej części tejże placówki doprowadzano ciągle prąd, że aż działało między innymi światło, windy oraz ta kładka mogła się opuścić czy tam unieść na wysokość windy. Trochę to wydawało się bez sensu, bowiem po co marnować prąd na miejsce, w którym nikt normalnie by się nie znalazł? No ale racja, szybko doszedłem do wniosku, że to Aperture, tutaj szukać logiki to jak starać się odkurzyć pustynię. Dlatego po prostu wsiadłem do windy i, kilka sekund potem, owa ruszyła w górę...
______________________________________
*Legitnie, w tej kwestii w oryginale pojawia się „peanut water". Też nie wiem, co ćpali autorzy tej kwestii.
**W oryginale jest „On the bright side", ale w sumie jedynie to określenie, którego użyłam, pasuje do kontekstu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top