XVII - Wymiana rdzenia.

Kilka chwil potem, wypadłem z owej rury, na szczęście spadając na nogi. Dobrze, że tak się ustawiłem, bowiem inaczej mógłbym mieć problem. No, ale obecnie znalazłem się w jakimś pomieszczeniu, na balkonikowatym przejściu. Niedaleko mnie widziałem schody, prowadzące do jakiegoś wejścia. To jedyna droga tutaj, dlatego udałem się w kierunku tych schodów i wszedłem po nich. Kiedy to zrobiłem, doszedłem do zniszczonego korytarza, na którego końcu widziałem drzwi z zieloną diodą. Trochę dziwacznie wyglądał zniszczony i zarośnięty roślinnością korytarz w odnowionych częściach Aperture, jednak musiałem nim przejść.


Kiedy jednak szedłem, dostrzegłem, że to korytarz prowadzący do silosu z GLaDOS, ale GLaDOS chyba lubiła materiały wybuchowe. Ujrzałem bowiem, że korytarz, który niegdyś prowadził do jej silosu, został zniszczony, najprawdopodobniej wysadzony, gdyż kiedy przechodziłem przez tenże silos, gdy GLaDOS jeszcze pozostawała wyłączona, owy korytarz miał się dobrze. Wnękę z trzema szybami także spotkał ten sam los, teraz znajdowała się tu tylko jedna i potłuczona szyba. Sam silos wyglądał znacznie inaczej niż go zapamiętałem. Teraz to po prostu wielki silos w kształcie walca znajdującego się w pustej przestrzeni zawierającej jakże klimatyczną mgłę. Widziałem na owym silosie wielki napis „APERTURE LABORATORIES". Dostrzegałem też na nim sporo diod oraz rusztowanie. Sam silos wspierało dużo wąskich podpór, znajdujących się u dołu. Dostrzegałem też w oddali sporo kontenerów z nieznaną mi zawartością, które tak sobie zwisały w bezkresnej przestrzeni.


Czyżby GLaDOS, wysadzając korytarz prowadzący do jej silosu, chciała odciąć się od reszty Aperture? A może nie chciała abym się do niej dostał? Na początku sądziłem, że ta pierwsza opcja brzmiała sensowniej, bowiem GLaDOS powinna wiedzieć, że dostałbym się do niej prędzej czy później. Potem jednak przypomniałem sobie, że gdy przechodziłem przez zniszczoną komorę testową numer dziewiętnaście do nowego toru testowego, to GLaDOS powiedziała, że znała wszystkie moje sztuczki, więc nie mogła przewidzieć, że dotrę w to miejsce. Właśnie dlatego brałem pod uwagę też tę drugą opcję. A poza tym, szybko sobie ten silos odnowiła i zmieniła jego wygląd, to należało przyznać.


Jednak, stosunkowo szybko dostrzegłem podświetlony, biały panel sufitowy. Wyglądał zbyt podejrzanie, jednak sądziłem, że to jedyna droga do silosu z GLaDOS, dlatego pomarańczowy portal umieściłem tam, a niebieski na ścianie obok mnie. Przed wskoczeniem w portal jednak, podszedłem jeszcze do drzwi, aby zobaczyć, co się znajdowało za nimi. Niestety, kiedy podszedłem, okazało się, że musiały zostać jakoś zablokowane, bowiem nie otwierały się automatycznie. No cóż, a ciekawiło mnie, co obecnie znajdowało się za tymi drzwiami. Jednak, najwidoczniej, nie miałem się o tym dowiedzieć. No cóż, od razu wróciłem do portalu i wskoczyłem w niego.


Jednak, stało się coś dziwnego i nienaturalnego wręcz. Kiedy spadałem, kilka centymetrów nad podłogą poczułem, że przestałem spadać, ale jednocześnie unosiłem się nad podłogą. Od razu rozejrzałem się zdziwiony czy czasem coś mnie nie chwyciło, a ja jakimś cudem tego nie poczułem, ale nie. Ja...unosiłem się nad podłogą. Przepraszam bardzo, jakim kurde magicznym cudem? Przecież do tej pory nie posiadałem lewitacji, czy ktoś na mnie jakoś eksperymentował, gdy znajdowałem się pięćdziesiąt tysięcy lat w hibernacji i tak otrzymałem tę moc? Zdziwiło mnie to, naprawdę. Niby się cieszyłem, bowiem niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nie pragnął umieć latać, ale z drugiej strony nie wiedziałem, co miałem o tym wszystkim myśleć. To wydawało się dziwaczne, jednak teraz za bardzo nie miałem czasu aby zastanowić się jakim cudem to się wydarzyło. Od razu spróbowałem wylądować i udało mnie się to, wystarczyło się po prostu skupić. Sądziłem, że kiedyś naturalnie nauczę się startować i lądować, ale na razie dopiero odkryłem tę moc.


Znalazłem się w prostokątnym, pustym pomieszczeniu bez żadnej powierzchni portalowej. Naprzeciwko siebie widziałem drzwi, a gdy podszedłem do nich, zauważyłem na nich napis „AWARYJNE WYŁĄCZANIE GLaDOS I DYSPOZYTOR CIASTA. POZOSTAWIĆ ODBLOKOWANE". Aż westchnąłem z zażenowania. Nie, GLaDOS, nie miałaś do czynienia ze skończonym idiotą. Wiedziałem, że te drzwi to albo atrapa, albo w środku znajdowała się pułapka. Po wpadnięciu w nią na sto procent skazałbym się na komentarze ze strony GLaDOS jakim to ja idiotą się okazałem, że dałem się tak łatwo złapać. Nie zamierzałem wpadać w tę pułapkę, ale jak stąd wyjść? Zacząłem strzelać portalami na oślep, z nadzieją, że dało się tu dostać do wejścia do silosu albo wyjścia stąd. Niestety, nic takiego nie znajdowałem. Aż w końcu wpadłem na pomysł: posiadałem lewitację, a to pomieszczenie nie miało dachu. Od razu starałem się przywołać moją nową moc i, kiedy mnie się to udało, radośnie wyleciałem z pomieszczenia. Tego to się nie spodziewała.


Kiedy jednak wzniosłem się w powietrze, ujrzałem że po zrobieniu tego, od mych nóg, odeszło kilka wiązek elektrycznych.

– Kurwa, elektrokinezę też posiadam? – powiedziałem do siebie nieco cicho, gdyż nie wiedziałem czy tutaj GLaDOS mogła mnie usłyszeć.

Hmmm, postanowiłem sprawdzić. Od razu, kiedy wyleciałem z pomieszczenia i znalazłem się w pustej przestrzeni, spróbowałem się skupić i przywołać ewentualną elektrokinezę. Kilka minut to zajęło, ale w pewnym momencie, nagle, ujrzałem że żyły w mej lewej ręce zabłysły na biało-niebiesko, a następnie wydobyła się z niej wiązka prądu, która poleciała gdzieś w dal. Emmm...teraz to już kompletnie mnie zbiło z tropu. Posiadałem...posiadałem nadprzyrodzone zdolności. Jakim cudem? Żyłem w prawdziwym świecie, a nie w filmach Marvela, gdzie po dotknięciu nieizolowanego kabla można dostać moce. Ale z drugiej strony, hej! Umiałem latać i strzelać prądem! Ale najważniejsze, że umiałem latać. Kij tam z GLaDOS, postanowiłem zobaczyć, co zawierały owe kontenery, ówcześnie jeszcze oblatując silos dookoła, aby poszukać ewentualnego wejścia na później, a potem jeszcze planowałem zerknąć, co znajdowało się na dole tej otchłani. Bowiem tak powinno się robić, co nie?


No to obleciałem silos dookoła i faktycznie, znalazłem wejście. To te same drzwi co ostatnio, gdy wchodziłem do tego silosu, ale tym razem widocznie odnowione. OK, jedna zagadka mniej, miałem jak tu wejść nie wpadając w pułapkę GLaDOS i pokazując jej, że myliła się co do mnie. Teraz pozostało zerknąć na kontenery. Jako iż w owym miejscu za dużo światła się nie znajdowało, jedynie ta klimatyczna i dość niepokojąca mgła, wytworzyłem niewielką kulę prądu, po ówczesnym skupieniu się na tym, aby przywołać ową moc, która dawała trochę światła. Następnie, podleciałem do kontenerów. Hm. Zauważyłem, że to kontenery, w których normalnie powinny przebywać zahibernowane obiekty testowe, ale obecnie podejrzewałem, że w środku leżały same szkielety, jeżeli oczywiście GLaDOS ich nie uprzątnęła. Jednak ten kontener, który znajdował się przede mną, zaniepokoił mnie najbardziej.


Otóż, z tego co widziałem, każdy kontener zawierał nalepkę z datą w której zahibernowano obiekt, dumnie określoną jako, serio, datę zapakowania i datą jego wybudzenia oznaczoną jako, dosłownie, datę ważności, miło wiedzieć, że w Aperture traktowali obiekty testowe przedmiotowo. Poza tym, dało się tutaj zobaczyć czy obiekt testowy to dorosły czy dziecko, kolejna niepokojąca rzecz, skoro w Aperture testowali nie dość, że na ludziach, co daaawno zostało zakazane, to jeszcze na dzieciach, czy był gruby bądź chudy, kobietą lub mężczyzną i wysoki lub niski. Nalepka, na którą patrzyłem, wskazywała, że, obecnie, w środku znajdował się szkielet dziecka, a dokładniej szczupłego, niskiego chłopca. Został zahibernowany dwudziestego ósmego lutego tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego piątego roku, a miał zostać wybudzony piątego maja tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego roku. Ale kurde super, ciekawiło mnie jakimi skurwysynami musieli okazać się jego rodzice, że tak po prostu go tutaj wysłali. Ciekawe czy jeżeli wiedzieliby, że ich dziecko nigdy nie zostanie wybudzone oraz, gdyby wiedzieli, jak kończyły obiekty testowe pod koniec testowania, to też podjęliby taką decyzję. Dobrze, że nie podawano na tych nalepkach wieku obiektu testowego.


W każdym razie, po tym niepokojącym kontenerze, obleciałem pozostałe. Zetknąłem się jeszcze z dwójką innych dzieci, dwiema dziewczynami oraz z resztą osób dorosłych i mężczyzn, i kobiet. Prawie wszyscy z dwudziestego wieku, chociaż trafiły się też dwa przypadki z dwudziestego pierwszego wieku. Szkoda, że nie mogłem wybudzić tych obiektów testowych i powiedzieć im aby uciekali, bowiem to nie jest dobry pomysł testować w Aperture. Teraz jednak, gdy skończyłem przeglądać te kontenery, zacząłem lecieć w dół, aby zobaczyć, co znajdowało się na dnie tejże otchłani. Kiedy tak sobie leciałem, to generalnie za wiele nie myślałem. Musiałem się skupić, bowiem skąd miałem wiedzieć czy na przykład dno otchłani to nie jakaś zgniatarka czy coś. No i w końcu doleciałem. No ależ oczywiście, czego mogłem się spodziewać. Kwas. Na dnie tego wszystkiego po prostu GLaDOS wlała kwas. Cóż za cudowny pomysł zrobienia podłogi, z kwasu. Wiadomo, nikt nie miał szansy tu dotrzeć, więc mogła sobie tutaj dać co chciała, ale i tak dość specyficzny wybór.


No, ale po tej swego rodzaju przechadzce po tej przestrzeni, ruszyłem w kierunku mego przeznaczenia, czyli do silosu z GLaDOS, przy okazji przestając używać elektrokinezy. Ciekawiła mnie jej reakcja na zobaczenie mnie, który wszedł głównym wejściem, kiedy korytarz został zniszczony. Pewnie pierdolca by dostała, bowiem wieżyczki zamieniłem jej na wadliwe, wysadziłem generator neurotoksyny i jeszcze miałem w planach wejść głównym wejściem. W sumie to trochę się spieszyłem też z innego powodu, bowiem trochę odczuwałem niepokój lecąc przez tę mgłę, którą swoją drogą ciekawe, jak GLaDOS wytworzyła. Miałem wrażenie, że coś mogło mnie się stać, na przykład, że GLaDOS mogłaby mnie w jakiś sposób zaatakować, na przykład spadającym panelem. Chociaż fakt, ona chyba nie wiedziała, że radośnie sobie latałem wokół jej silosu.


W każdym razie, kiedy zawisłem naprzeciwko drzwi i podleciałem do nich, okazały się otwarte. W sumie nie dziwne, skoro GLaDOS wolała wysadzić korytarz, zamiast zablokować wejście. Od razu, korzystając z faktu, że GLaDOS nie odezwała się, wylądowałem na podłodze i przeszedłem obok panelu, który zagradzał przejście normalnie, po prostu został ustawiony pod kątem pewnie dla dekoracji. Ogólnie to ten silos wyglądał na większy niż pięćdziesiąt tysięcy lat temu i bardziej pusty. Nie wiedziałem, jak GLaDOS pozbyła się wlotu do spalarni, ale owy zniknął. Wszystko składało się tutaj z ustawionych pod odpowiednim kątem, sporych paneli. Szybko się zabudowała, skubana. Sama GLaDOS patrzyła w kierunku jednej z części ściany, nie zdziwiłbym się, gdyby oczekiwała aż wpadnę w jej pułapkę. Chciało mnie się śmiać. Naprawdę, ledwo powstrzymywałem śmiech. Niby znała wszystkie moje sztuczki, a tu proszę, opanowałem nie wiadomo jak lewitację i wprosiłem się do niej głównym wejściem.

– No witam. – zacząłem rozmowę, opierając się lewą ręką o panel, gdy GLaDOS, słysząc mnie, odwróciła się w moim kierunku.

– O. – przemówiła, nie wiedziałem czy zaskoczona, czy nie, bowiem tego nie ujawniała – To ty. – odparła, jakże mistrzowsko inicjując rozmowę, gdy nieco zgiąłem lewą nogę – Jak się tu dostałeś? – spytała, lekko przesuwając się to w prawo, to w lewo.

– Drzwi były otwarte. – odpowiedziałem prosto, przy okazji prostując nogę.

– Jednak wysadziłam korytarz, abyś nie mógł się tu dostać. – wyjaśniła, ujawniając swoje zadufanie w sobie, skoro tak zaufała swoim przeczuciom, że znała wszystkie moje sztuczki, a tu proszę – Nie powinieneś tędy wejść. – zakończyła, gdy ledwo powstrzymywałem chęć zaśmiania się.

– Znalazłem drogę okrężną. – wyjaśniłem jak najnaturalniejszym głosem umiałem, nie wiedziałem czy mi uwierzyła, w końcu nie miała twarzy, więc nie mogłem tego dostrzec – Obok starego toru testowego. – doprecyzowałem, opierając lewą rękę o biodro.

– Hm. – stwierdziła, na chwilę odwracając się bardziej w prawo, przynajmniej z mojej perspektywy i przez chwilę patrząc w kierunku podłogi – Sprawdzę to później. – rzekła, ponownie zwracając wzrok w moją stronę – Sama. – dodała, co od razu zasugerowało, że planowała mnie zabić, ale nie przewidziała, że to też jej utrudniłem – A teraz, mam nadzieję – zaczęła, nieco przesuwając się w prawo i lewo – że tym razem masz przy sobie coś mocniejszego niż działo portalowe. – powiedziała, kiedy zeskoczyłem z podwyższenia, na którym stałem – Bo w przeciwnym razie możesz w najbliższej przyszłości utracić stanowisko prezesa klubu żywych. – powiedziała wręcz pustynnego suchara, gdy ja przewróciłem oczami z zażenowaniem, korzystając z okazji, że nie mogła tego zauważyć – Ha ha. – powiedziała na koniec, kiedy nieco rozejrzałem się.

Boże, jakie ona miała kijowe poczucie humoru. Jej twórcy przewracali się w grobach, w sumie zapewne po tych jej żałosnych próbach denerwowania mnie podczas toru testowego też pewnie w grobach się przewracali. No, ale nie zdążyłem się więcej zastanowić, gdyż nagle, z sufitu, wysunęły się chwytaki z wadliwymi wieżyczkami. Zostały one ustawione tak, aby otoczyły mnie. Jedna wieżyczka to nawet nie została odpakowana, więc fajnie. Jednak, kiedy chwytaki stawiały wieżyczki, GLaDOS rzekła:

– Ale tak na poważnie. – mówiła, kiedy patrzyłem w jej kierunku z takim wyrazem twarzy, że powinna się zorientować, że coś działo się nie po jej myśli – Żegnaj. – powiedziała, gdy korzystając z okazji, że nie widziała mej twarzy, nieco szyderczo uśmiechnąłem się.

W tym momencie, owe wieżyczki mówiły różne rzeczy, ale ze względu na ich nie za bardzo wyraźne głosy, nie rozumiałem wszystkiego, co mówiły, a nawet jeżeli, to nie gadały niczego istotnego. Próbowały również do mnie strzelać, no ale nie posiadały naboi, więc tak średnio. W pewnym momencie zaś, zaczynały po kolei płonąć i eksplodować. Kiedy to stało się z wieżyczkami przede mną, aż odruchowo osłoniłem się działem portalowym.


Widzisz, GLaDOS, nie znałaś wszystkich moich sztuczek. Pod twoim nosem zsabotowałem ci fabrykę wieżyczek, nawet nie próbowałaś tego zatrzymać. No cóż, GLaDOS na to zasłużyła, ogólnie zasłużyła na rozmontowanie i sprzedanie na części menelowi Wieśkowi szukającemu złomu. Jednak, widząc że jej plan zastrzelenia mnie się nie powiódł, skomentowała:

– O, widzę, że nie próżnowałeś.

A co myślała? Oczekiwała, że przyszedłbym tutaj na pewną śmierć? Niestety, ale trafił jej się przeciwnik używający mózgu częściej niż ona procesorów podczas wymyślania testów, że okazywały się tak banalne. Jednak, za długo się nie pozastanawiałem, gdyż GLaDOS kontynuowała:

– Tak. – zaczęła bardzo ambitnie, gdy nieco zgiąłem prawą nogę – Teoretycznie możemy tu siedzieć i łypać na siebie, aż ktoś padnie trupem, ale mam lepszy pomysł. – stwierdziła, kiedy odwróciłem wzrok w lewą stronę i ujrzałem, że zza ściany zbliżała się rura, która normalnie powinna emitować neurotoksynę – Twoja stara znajoma, śmiercionośna neurotoksyna. – zapowiedziała, gdy rura zatrzymała się niedaleko mnie – Na twoim miejscu wzięłabym głęboki wdech. – poradziła, kiedy wyprostowałem nogę – I nie wypuszczała go. – dodała, gdy oparłem lewą rękę o biodro – Taki pomysł. – zakończyła, kiedy ledwo powstrzymywałem śmiech.

No i tak jak przewidywałem, zamiast neurotoksyny, usłyszeliśmy odbijający się o ściany rury spadający niebieskooki rdzeń. Kiedy zaś spadł, przeturlał się i, widząc mnie, zawołał:

– Witaj!

– No hej. – odpowiedziałem, nieco cofając się i spuszczając wzrok w jego kierunku.

– Tak bardzo cię nienawidzę. – powiedziała GLaDOS, gdy chwyciłem rdzeń działkiem portalowym.

– Wzajemnie. – odpowiedziałem, zwracając wzrok w kierunku GLaDOS i przesuwając się nieco w bok.

– Ostrzeżenie – do rozmowy wtrącił się dawno niesłyszany przeze mnie Komunikat – rdzeń centralny uszkodzony w osiemdziesięciu procentach. – poinformował, gdy teraz to w sumie nie wiedziałem, co miałem zrobić.

W sumie to ciekawe, GLaDOS nie wydawała się uszkodzona. Zastanawiałem się, skąd Komunikat wysnuł taki wniosek. Może wiązało się to z faktem, że fabryka wieżyczek została przeprogramowana, a generator neurotoksyny zniszczony? Chociaż w sumie, bardziej skłaniałem się do innej opcji, czyli faktu, że GLaDOS obecnie nie posiadała żadnych rdzeni osobowości, a kiedy owe zostały spalone, została zniszczona.

– Dziwne, nie czuję się zepsuta. – przerwała moje rozmyślania GLaDOS, nieco unosząc się i zwracając w prawą stronę – Właściwie to czuję się świetnie. – zauważyła, kiedy dostrzegłem znane mi urządzenie do przyczepiania rdzeni, znajdujące się niedaleko GLaDOS.

– Wykryto rdzeń zastępczy. – zauważył Komunikat, gdy podszedłem do urządzenia do podczepiania rdzeni.

– A! – zawołał mój towarzysz po usłyszeniu tego – To o mnie mowa! – podsumował oczywistość, w końcu mnie nie dało się przyczepić do tego urządzenia.

– Aby rozpocząć transfer rdzenia, należy umieścić rdzeń zastępczy w gnieździe. – poinformował, gdy ja zrobiłem to, nie dając nawet GLaDOS dojść do słowa, bowiem nie zasłużyła, niech spada.

– Rdzeń zastępczy został zaakceptowany. – obwieścił Komunikat, kiedy odwróciłem się w kierunku GLaDOS – Rdzeń zastępczy: gotowy, aby rozpocząć procedurę? – zapytał mego niebieskookiego znajomego, gdy zwróciłem wzrok w kierunku rdzenia.

– Tak – odpowiedział stanowczo.

– Rdzeń uszkodzony: gotowy, aby rozpocząć procedurę? – spytał Komunikat, kiedy odwróciłem wzrok w kierunku GLaDOS.

– Nie! – odpowiedziała stanowczo GLaDOS.

– Oj, a właśnie, że jest. – skomentował decyzję GLaDOS mój towarzysz, gdy zwróciłem wzrok w jego stronę.

– Nienienienienie! – zawołała GLaDOS, odwracając się w bok i ogólnie ona ciągle się poruszała jak coś, nie sposób nadążać za opisywaniem jej ruchów.

– Wykryto sytuację patową. – stwierdził Komunikat, kiedy westchnąłem z zniechęceniem – Nie można kontynuować procedury transferu. – poinformował, gdy spojrzałem w kierunku niebieskookiego rdzenia z nadzieją, że jakimś cudem miał jakiś pomysł.

W ogóle, kurde, czemu Komunikat pytał ich o zdanie? To nie demokratyczne państwo tylko Aperture, powinien zrobić co chciał i mieć ich zdanie głęboko gdzieś. No, ale w sumie Komunikat to system informacyjny Aperture, a nie drugi, świadomy system, więc po prostu mówił to, co zostało mu wpisane. Nie wiedziałem, po co ktoś dał tutaj te procedury, no ale najwidoczniej musiały mieć jakiś sens.

– Tak! – zawołała GLaDOS, przerywając moje myśli – Ty mała gnido! – powiedziała, gdy podszedłem do gniazda, do którego podczepiłem mego mechanicznego towarzysza.

– Wyciągnij mnie, wyciągnij mnie, wyciągnij mnie, wyciągnij mnie, wyciągnij mnie, wyciągnij mnie, wyciągnij mnie! – wołał mój niebieskooki znajomy, kiedy stanąłem naprzeciwko niego.

No cóż, chciałem to od razu zrobić, bowiem widziałem, że nasz plan nie zadziałał i należało szybko wymyślić coś innego.

– ...chyba, że asystent w rozwiązywaniu sytuacji patowych – przemówił Komunikat, nieświadomie stając po właściwej stronie, gdy odwróciłem się – jest obecny i wciśnie przycisk rozwiązywania sytuacji patowej. – obwieścił, kiedy wzrokiem zacząłem szukać przycisku.

Wiedziałem, że chodziło o mnie, bowiem tylko ja w tym pomieszczeniu mogłem chodzić.

– Nie odłączaj mnie! – zawołał niebieskooki rdzeń, gdy dostrzegłem pomieszczenie z przyciskiem – Nie odłączaj! – rzekł, kiedy spojrzałem w jego kierunku – Idź naciśnij! – zawołał, gdy ponownie odwróciłem się w kierunku przycisku.

– Nie. Rób. Tego. – przemówiła GLaDOS, próbując odwieść mnie od mego celu, kiedy ruszyłem w kierunku przycisku, nie spiesząc się, w końcu nie miała mnie jak zabić.

– Ależ tak, zrób to! – zawołał niebieskooki rdzeń, gdy wchodziłem po kilku schodkach.

– Nie naciskaj tego guzika. – powiedziała GLaDOS, kiedy, po podejściu do białej części podłogi, drogę zablokował mi panel, który GLaDOS wysunęła spod podłogi – Nie masz pojęcia, co robisz. – skłamała, gdy próbowałem ominąć barierę, ale normalnie nie dało się, bowiem panele wysuwały się.

– Oj uwierz mi, mam pojęcie co robię. – przemówiłem, starając się powstrzymać fakt, że trochę zaczynały mnie wkurzać jej wypowiedzi – Staram się ciebie wyłączyć. – stwierdziłem, odwracając się w jej kierunku i teraz wszystko robiąc tyłem, taki ja fajny – Wyłączyć, bowiem ciebie NIE DA – te dwa słowa powiedziałem głośniej, celując pomarańczowym portalem na ścianę naprzeciwko przycisku – się zabić, jesteś kurwa maszyną, może i świadomą, ale nadal maszyną. – mówiłem, w sumie szkoda, że GLaDOS nie miała twarzy, chciałbym widzieć jej reakcje na moje słowa – Czemu mam nie naciskać tego przycisku? – spytałem, przechodząc przez portal – Jak ty nawet na szacunek nie zasługujesz, gdybyś siebie te parę godzin słyszała, jak żałosną, płytką hipokrytką byłaś i nadal jesteś. – stwierdziłem, chcąc podejść do przycisku, ale panele wysuwające się spod podłogi uniemożliwiły mi to – Chciałaś mnie absolutnie bez powodu kilkukrotnie zabić, a potem miałaś problem, że się broniłem. – podsumowałem, starając się podejść do przycisku z każdej strony, ale bariery mi to blokowały – To TY – to drugie słowo wypowiedziałem głośniej, niebieski portal celując na ścianę obok której teraz stałem – jesteś tu oprawcą, nie ja. – stwierdziłem, przechodząc przez portal i przy okazji po tym, jak poruszała się GLaDOS wnioskowałem, że patrzyła na mnie z taką nienawiścią w oku, kurde, ale mi to satysfakcję teraz dało – Jestem tu nie z własnej woli, patrz, drugi powód aby cię nienawidzić. – wyjaśniłem, kiedy teraz bezproblemowo podszedłem do przycisku – Ja tu mam większe powody, aby cię nienawidzić. – rzekłem, podchodząc do przycisku – I wiesz co? – spytałem, stając naprzeciwko niego – Wypierdalaj. – zakończyłem, radośnie naciskając przycisk.

Kiedy to zrobiłem, GLaDOS krzyknęła, po czym, porażona prądem, kilkukrotnie uniosła się w górę, ale koniec końców zawisła ze spuszczoną głową. Hehe. Zasłużyła na to, a jak nauczyły nas gry komputerowe, niszczenie robotów, w szczególności pokroju GLaDOS, jest OK.

– Wróć do pomieszczenia transferu rdzenia. – obwieścił Komunikat, kiedy wyminąłem przycisk – Rozwiązano sytuację patową. – wyjaśnił, gdy ruszyłem do głównego pomieszczenia.

– Ho, ho, koleś! – zawołał do mnie niebieskooki rdzeń – Ale jej dogadałeś! – rzekł, kiedy zeskoczyłem na podłogę.

– Kiedyś musiałem powiedzieć jej to, co myślałem na jej temat. – rzekłem, siadając sobie na schodach, bowiem mogłem – A nadarzyła się okazja nie do przepuszczenia. – zakończyłem, krzyżując nogi.

– Na szczęście mamy ją z głowy. – odparł, nieco unosząc oko – A więc zaczynam! – zawołał, kiedy urządzenie z podczepionym nim zaczęło zjeżdżać – Chwila, a jeśli to będzie boleć? – spytał, gdy urządzenie zjeżdżało coraz niżej – Jeśli będzie BARDZO boleć? – zapytał, kiedy znajdował się coraz niżej – Oj, o tym nie pomyślałem. – zakończył, kiedy spojrzałem na chwilę w kierunku pokonanej GLaDOS.

A poza tym, niebieskooki rdzeń generalnie nieczęsto myślał. Cóż, po prostu tak został stworzony, ale czasem faktycznie to denerwowało.

– Oj, będzie. – przemówiła GLaDOS, gdy kompletnie się tego nie spodziewałem – Wierz mi, że będzie. – dodała, kiedy spojrzałem w kierunku niebieskookiego rdzenia.

O, to ona mówić mogła? Zdziwiło mnie to, myślałem, że ten przycisk przy okazji jakoś ją wyłączał. Jak widać, życie pisało najciekawsze historie. No, ale nie zdążyłem się dłużej zastanowić, gdyż mój mechaniczny towarzysz kontynuował swój wywód:

– Czy ty tak tylko mówisz, czy naprawdę będzie boleć? – spytał, gdy znajdował się coraz niżej i niżej – Tak tylko mówisz, prawda? – zapytał, kiedy oparłem prawą nogę o lewe kolano i zacząłem dokładniej przyglądać się działu portalowemu – Oj, chyba nieprawda, to naprawdę będzie boleć, prawda? – spytał to jakże logiczne pytanie, gdy dostrzegłem, że działo portalowe miało opcję ręcznego resetowania urządzenia, to ci dopiero ciekawostka.

A co do tego ostatniego zdania, to ustawiłbym je sobie jako opis na Instagramie po wyjściu z Aperture, zakładając, że w tak odległej przyszłości Instagram jeszcze istniał. No, ale po chwili mój mechaniczny znajomy dodał:

– O jakim dokładnie poziomie bólu mówAAAAA! – powiedział, ale nie dokończył, gdyż krzyknął.

No cóż, mówił mi jakiś czas temu, podczas ucieczki, że wieżyczki posiadały symulowany ból, więc on, jako rdzeń osobowości, pewnie też coś takiego miał. No, ale w tym momencie, ujrzałem że światło zgasło, dlatego spojrzałem w kierunku GLaDOS takim wzrokiem, jakbym w ogóle nie przejmował się tym, co się z nią działo, a jedynie zaciekawiła mnie nagła zmiana scenerii.


No, ale ujrzałem, że okrągłe podłoże pod GLaDOS otworzyło się, przy okazji oświetlając GLaDOS edgy czerwonym światłem. Serio mówiłem, teraz to wyglądała na serio edgy. Oprócz tego, jakieś mechaniczne ramiona wysunęły się i zaczęły coś robić z jej głową.

– ZABIERAJ ŁAPY! – krzyczała, gdy wróciłem do oglądania działa portalowego – NIE! NIE! PRZESTAŃ! – krzyczała, kiedy odwróciłem się w jej kierunku, bowiem okazało się, że stało się za ciemno, aby oglądać działo – Nie! NIE! NIE! – krzyczała, gdy postawiłem normalnie nogi i patrzyłem jak wysokie fragmenty tego podestu pod GLaDOS zasłoniły się, ej, ja też chciałem popatrzeć – AAAAAAAAAAAAAAA! – krzyczała, gdy absolutnie się tym nie przejąłem, albowiem zasłużyła.

Serio, cieszyłem się, że już po niej. Miałem mnóstwo powodów aby jej nienawidzić, które zdążyliście poznać, dlatego teraz przyszedł czas na zemstę na niej. No, ale nie zdążyłem pomyśleć za dużo, gdyż w którejś chwili na chwilę światełka na dole paneli służących za dekorację ścian zaczęły migać, a potem ramiona wyrzuciły głowę GLaDOS, a następnie zasłaniające wszystko fragmenty podłogi schowały się, a mechaniczne ramiona puściły mego mechanicznego znajomego i schowały się, ale ten fragment podłogi nie zasłonił się.

– Łaaał! – zawołał mój towarzysz, obracając się, kiedy przy okazji światło zapaliło się – Spójrz na mnie! – zawołał, gdy wstałem, a on odwrócił się w moją stronę.

Przy jego radości, ściany aż, dosłownie, poruszały się jak meksykańska fala. Szczerze, to cieszyłem się jego szczęściem, zaczynałem go nawet lubić. Szkoda tylko, że taki gadatliwy z niego rdzeń, bowiem więcej nie zdążyłem się zastanowić.

– Udało nam się! – zawołał, obracając się, kiedy cofnąłem się nieco w bok – Teraz kontroluję cały ośrodek! – wołał, gdy mimowolnie nieco uśmiechnąłem się, mimo iż on nie mógł tego zauważyć – Ho-ho-ho! – zawołał, kiedy skrzyżowałem nogi – Patrzcie Państwo. – mówił nadal widocznie szczęśliwy, przy okazji w taki sposób się poruszając – Nieźle, co? – spytał, kiedy oparłem lewą rękę o biodro – Ogromny robot. – mówił, a ja zacząłem się zastanawiać czy pamiętał, że miał wezwać windę ewakuacyjną – Gigantyczny! – zawołał, kiedy ja zacząłem się modlić, aby nie zmienił swojego charakteru na ten GLaDOS – Czy mi się tylko wydaje? – spytał, gdy wyprostowałem rękę – Nie no, jestem normalnie ogromny, co nie? – spytał, gdy dostrzegłem, że jedna z części podłogi otworzyła się – A tak, oczywiście. – mówił, kiedy odwróciłem się w jego stronę – Winda ewakuacyjna! – zawołał, gdy odwróciłem się – Już ją wzywam. – odparł, kiedy ujrzałem, że wysunął się szyb windy – Proszę bardzo. Winda wezwana. – zakończył, gdy owa wjechała.

Miło, że jednak o niej pamiętał. Oczywiście nie czułem się jeszcze zwycięsko, bowiem nadal znajdowałem się w Aperture i wszystko mogło się zdarzyć, ale od razu wszedłem do windy, a drzwi zamknęły się.

– Ale ty tam mały w dole jesteś! – zawołał, nieco przybliżając się – Ledwo cię widzę! – stwierdził, kiedy oparłem się o tył windy – Mikroskopijny i nic nie znaczący! – dodał, co nieco mnie zaniepokoiło.

Czemu powiedział te ostatnie trzy słowa? To kompletnie nie pasowało do jego charakteru i zacząłem się obawiać, że zaraz coś miało się stać.

– Czekaj, właśnie mi coś przyszło do głowy. – kontynuował, wyrywając mnie z mych krótkich rozmyślań – A jak ja wyglądam? – spytał, gdy rozejrzałem się nieco na boki – Skoro taki teraz jestem ogromny i w ogóle? – spytał, kiedy chciałem mu odpowiedzieć, ale nie dał mi dojść do słowa – Wiedziałem, że rządzenie wszystkim będzie fajowe, ale to...to naprawdę jest fajowe. – stwierdził, obracając się, gdy przy okazji z góry spadło konfetti oraz kostka zwykła i przekierowująca oraz wieżyczka, którymi żonglowały dwa panele, a panele ścienne zaczęły się ruszać – I wiesz co jeszcze? – spytał, odwracając się w moją stronę – Normalnie teraz jestem geniuszem! – zawołał, a potem niższym tonem powiedział zdanie po hiszpańsku.

No nie chciałem go martwić, ale to, co on powiedział, tłumaczyło się jako Używasz tego oprogramowania niewłaściwie, proszę zapoznać się z instrukcją.". No cóż, najwidoczniej nawet system główny wiedział, że mój niebieskooki znajomy nie należał do inteligentnych rdzeni. Aż ledwo powstrzymywałem śmiech, gdy to usłyszałem.

– Nawet nie wiem, co właśnie powiedziałem! – zawołał i życzyłem mu, aby nigdy się nie dowiedział, żeby nie zmyło to z niego poczucia geniuszu – Ale mogę się dowiedzieć! – wołał, kiedy zgiąłem nieco nogę licząc na to, że nigdy się nie dowie – Ach tak, winda. – zauważył, nieco przybliżając się – Wybacz. – stwierdził, kiedy owa ruszyła – Ciągle zapominam. – odparł, kiedy jechałem z nadzieją na odzyskanie należnej mi wolności – To ciało jest naprawdę, naprawdę niesamowite! – mówił, obracając się i unosząc nieco – Jakoś nie mogę przywyknąć, jaki jesteś malutki! – zawołał, gdy winda znajdowała się coraz wyżej, obracając się – Ale ja jestem ogromny! – zawołał, odwracając się w lewą stronę.

Po tych słowach, zaczął się śmiać, nawet panele poruszały się tak jakby się śmiały, ale to, co mnie zaniepokoiło, to fakt, że w pewnym momencie jego śmiech przeszedł w maniakalny. Naprawdę? Jego charakter też zmienił się na ten GLaDOS po kontakcie z jej ciałem, jakkolwiek to nie brzmiało? To ja już nie wiedziałem, jak miałem wydostać się z Aperture.

– W zasadzie – zaczął, nieco zmienionym głosem, gdy winda zatrzymała się, a ja zacząłem się bać, że zamierzał z impetem zrzucić ją i mnie zabić – to dlaczego musimy w tej chwili iść? – spytał, kiedy winda zaczęła zjeżdżać.

No cóż, udowodnił mi, że w Aperture nie mogłem absolutnie nikomu ufać. Zostałem skazany sam na siebie oraz na moje nadprzyrodzone zdolności. Musiałem uciec, choćby nie wiem co mi zrobił i zamierzałem do tego dążyć, oczywiście po wydostaniu się z tejże windy. No, ale w tymże momencie, kiedy on zadał to pytanie, światło zgasło, a sam rdzeń został podświetlony na ten sam, edgy czerwony kolor, na jaki została podświetlona GLaDOS podczas jej wymiany.

– Masz pojęcie, jakie to wspaniałe uczucie? – spytał, przy czym nieco przybliżył się – Ja to zrobiłem! – zawołał, gdy winda prawie zatrzymała się – Malutki Wheatley to zrobił! – zawołał, przy okazji ujawniając swoje imię, lepiej późno niż wcale, gdy winda zatrzymała się – I nie myśl sobie, że ciebie nie rozgryzłem. – rzekł, gdy diody paneli, które wysunęły się tak, jakby na mnie patrzyły, zmieniły kolor, a Wheatley przybliżył się do szyby windy – Wiesz, kim jesteś? – spytał takim bardziej głosem złoczyńcy, przy okazji poruszając się tak samo często jak GLaDOS, jak nie częściej, co nie ułatwiało opisywania jego ruchów – Samolubem. – stwierdził, kiedy już wiedziałem, do czego się to sprowadzało – Raz za razem poświecałem się, żebyśmy tu mogli dotrzeć! – zawołał, kiedy westchnąłem ze złością, słysząc, że przywłaszczał sobie moją pracę – A ty co poświęciłeś? – spytał, obracając się – NIC. Zero. – mówił, przybliżając się – Potrafiłeś tylko mną POMIATAĆ. – rzekł, mrużąc oko – A TERAZ kto tu rządzi? – spytał retorycznie, ewidentnie poruszając się na wszystkie strony więcej razy niż GLaDOS – Kto tu rządzi? – spytał jeszcze raz, przybliżając się nieco – Ja! – dodał, bliżej się przysuwając.

– Nie no, teraz to przegiąłeś. – zacząłem, podchodząc nieco do szyby – Ty akurat nic nie robiłeś, a teraz przywłaszczasz sobie moją pracę. – mówiłem, kiedy nieco odsunął się – Jedyne, co zrobiłeś – odparłem, wskazując w jego kierunku – to wybudziłeś mnie – stwierdziłem, wskazując na siebie, gdy Wheatley odwrócił się nieco w prawo – chociaż nie mam pewności czy w rzeczywistości nie zrobił tego główny system Aperture, zrealizowałeś MÓJ – to powiedziałem głośniej – pomysł wydostania mnie z toru testowego, wybiłeś szybę i otworzyłeś jeden panel. – podsumowałem jego „pracę" opuszczając rękę – Większą część roboty musiałem zrobić JA. – zakończyłem, ostatnie słowo mówiąc głośniej i wskazując na siebie.

– Ale jednak coś zrobiłem. – odparł, przybliżając się.

– Tak, ale to na dobrą sprawę mógłbym zrobić sam. – zauważyłem, nieco przechylając głowę w lewo – Zajęłoby to dłużej, jasne, zakładając że wybudził mnie system główny Aperture – mówiłem, prostując głowę, kiedy Wheatley obrócił się – ale jakby cię stąd usunąć, poradziłbym sobie tak samo dobrze. – zakończyłem, opierając lewą rękę o biodro.

– Mimo to, to jednak moja praca. – dodał, nieco cofając się – A ty tylko na tym samolubnie korzystałeś. – upierał się, gdy westchnąłem i przewróciłem oczami.

– Ty nic nie robiłeś. – wtrąciła się GLaDOS, nie wiedziałem swoją drogą, że pozostawała włączona, a jej głos brzmiał na osłabiony, mimo iż robot nie mógł znaleźć się w takim stanie – To on odwalał całą pracę. – dodała, kiedy obaj odwróciliśmy wzrok w jej stronę.

Kurde, jedna lepsza od drugiego. A ta teraz, po odłączeniu jej od systemu, próbowała się przypodobać, abym ją potem podłączył. Zrozumiałem, że to wszystko wiązało się z tym, że GLaDOS znormalniała po odebraniu jej władzy, a Wheatley oszalał po przejęciu kontroli, ale właśnie. GLaDOS powróciłaby do swych dawnych przyzwyczajeń po ponownym podłączeniu. Już w sumie nie wiedziałem czy wolałem GLaDOS czy Wheatley'a przy władzy. Jedno i drugie niebezpieczne.

– Doprawdy? – spytał, patrząc w kierunku GLaDOS – I oboje nadal tak uważacie? – zapytał, przybliżając się.

– Jasne, bowiem praktycznie się opierdalałeś! – odpowiedziałem, podchodząc do szyby.

– Więc może pora, żebym coś zrobił. – odparł, po czym z okrągłej części podłogi pod nim wysunęło się metalowe ramię i chwyciło GLaDOS.

– ...Co robisz?... – spytała, gdy ramię zaczęło ją ciągnąć, a Wheatley patrzył w jej kierunku – NIE! NIE! NIE! – krzyczała, kiedy ramię wciągnęło ją do środka podestu i owy zamknął się.

– Widzisz? – spytał, zwracając wzrok w moją stronę – Jednak coś zrobiłem. – dodał, nieco cofając się.

– Jesteś bardziej żałosny niż GLaDOS. – zauważyłem, zaczynając długi monolog, bowiem czemu nie, on nawet nie miał możliwości mnie teraz zabić – Tak, nadal jej – po tym słowie wskazałem w kierunku podestu, w którym mechaniczne ramiona majstrowały przy GLaDOS – nienawidzę i wrzuciłbym ją do spalarni przy pierwszej lepszej okazji – rzekłem, gdy Wheatley obracał się – ale to, co zrobiłeś to nie dowód inteligencji. – zauważyłem, zginając prawą rękę w bok, oczywiście w miarę możliwości – To dowód na to, jak płytki jesteś. – stwierdziłem, opuszczając rękę – Nie wiem co tam robisz z GLaDOS i szczerze mało mnie to obchodzi, ale pozbywanie się wrogów w tak wręcz dziecinny sposób? – przemówiłem, nieco zginając prawą nogę – Czy naprawdę maszyna, do której jesteś przyczepiony, czyni z sztucznych inteligencji ułomów? – spytałem, opierając lewą rękę o biodro.

Kurde, ale się szczery w tym Aperture zrobiłem. No, ale co miałem poradzić, że najpierw GLaDOS wypadało powiedzieć, co o niej myślałem, a potem Wheately mnie wkurzył? No, ale wracając do teraźniejszości, ponieważ teraz nie miałem sposobności aby się dłużej nad czymś zastanowić, Wheatley chyba chciał coś powiedzieć, miałem takie wrażenie po jego gadatliwości po prostu, ale nie zdążył. Bowiem, w którejś chwili, obaj usłyszeliśmy dźwięk taki jaki wydaje mikrofalówka, kiedy jedzenie jest gotowe, a następnie podest pod Wheatleyem się otworzył.

– Aaa... – odparł Wheatley, widząc to, gdy wysunęło się z owego miejsca metalowe ramię i przysunęło do windy abym zobaczył, co tam trzymało.

Okazało się, że GLaDOS została zamknięta w ziemniaku. Tego się szczerze nie spodziewałem, aż ledwo powstrzymywałem śmiech widząc to. Epicko, teraz daj ją mi, ja rozgniotę ją butem, a potem wyrwę cię z centrali, spalę i zostawię tak Aperture bez sztucznej inteligencji. Dobry plan, ale najwidoczniej nie do wykonania, ze względu na to, co stało się później.

– Widzisz to? – spytał, kiedy chwytak przesunął się nieco w lewą stronę – To bateria z kartofla. Taka zabawka dla dzieci. – wyjaśnił oczywistość, gdy chwytak obrócił się na drugą stronę i zatrzymał – A teraz ona w niej mieszka. – dodał, kiedy cały chwytak przesunął się w lewą stronę, a Wheatley zaśmiał się i w sumie to rozumiałem go w tym momencie, też ledwo powstrzymywałem śmiech widząc ziemniaczaną GLaDOS.

– Znam cię. – przemówiła w pewnym momencie GLaDOS, kiedy chwytak, który znowu zaczął obracać swą końcówkę, zatrzymał się, a Wheatley przestał się śmiać.

– Że co? – spytał, gdy mechaniczne ramię skierowało się w jego stronę.

– Inżynierowie próbowali wszystkiego, żeby mnie...utemperować. – zaczęła swoją nudną jak but historię GLaDOS, kiedy Wheatley nieco odsunął się, a mechaniczne ramię zrobiło to samo – Spowolnić. – mówiła, gdy oparłem się nieco o tył windy, bowiem wiedziałem jak nudna gadka się szykowała – Raz nawet przyczepili mi moduł tłumienia inteligencji. – wyjaśniła, kiedy mechaniczne ramię przesunęło się w prawą stronę, a Wheatley obrócił się w lewo oraz odsunął – Trzymał się mojego mózgu jak złośliwy guz, generujący niekończący się strumień okropnych pomysłów. – zakończyła, gdy Wheatley odwrócił się do tyłu, a ja stanąłem prosto, gdyż nie mogłem mieć pewności, co stanie się niedługo.

– Nie! – zawołał Wheatley obracając się jeszcze bardziej do tyłu – Nie słucham cię, nie słucham! – dodał, kiedy westchnąłem ze znudzenia, bowiem kurde, nie działo się absolutnie nic ciekawego.

– To był twój głos. – odparła GLaDOS, gdy mechaniczne ramię gwałtownie przesunęło się w lewo, aż odruchowo nieco cofnąłem się, a z kolei Wheatley obrócił się w prawo.

– Nie! Nie! Kłamiesz! Łżesz! – zaprzeczył, kiedy końcówka chwytaka obróciła się, a następnie przesunęła nieco w lewo.

– Tak. – rzekła GLaDOS, gdy na chwilę odwróciłem wzrok w prawo w poszukiwaniu miejsca, w którym działo się coś ciekawszego – To ty jesteś złośliwym guzem. – stwierdziła, kiedy odwróciłem wzrok w ich stronę – Ty nie jesteś zwykłym debilem. – odparła, gdy Wheatley przysunął się nieco do mechanicznego ramienia i zmrużył oko – Twój debilizm jest specjalnie zaprojektowany. – podsumowała, kiedy Wheatley na chwilę spuścił wzrok.

Akurat tu miała rację, Wheatley nie wykazywał się inteligencją i w sumie miło wiedzieć dlaczego został tak stworzony, no ale w tym momencie GLaDOS inteligencją też nie grzeszyła. Nie powinna go teraz nazywać idiotą, wszakże nie mogła wiedzieć, jak zareaguje Wheatley, który zyskał pełną władzę nad Aperture. Mogła spróbować to rozegrać tak jak ja, czyli bez wyzywania go.

– NIE! JESTEM! DEBILEM! – krzyknął Wheatley, gwałtownie poruszając się, a mechaniczne ramię zamachnęło się tak, że uderzyło w szybę drzwi windy, uszkadzając ją, a ja aż odskoczyłem odruchowo.

– WŁAŚNIE, ŻE JESTEŚ! – odkrzyknęła GLaDOS, gdy mechaniczne ramię przesunęło się w prawo oraz pionowo ustawiło swoją końcówkę – JESTEŚ DEBILEM, KTÓREGO STWORZYLI, ŻEBY ZROBIĆ ZE MNIE IDIOTKĘ! – krzyknęła, kiedy Wheatley cofnął się, a mechaniczne ramię zamachnęło.

– No a jak teraz? – spytał, gdy mechaniczne ramię uderzyło w szybę i kawałek jej rozbiło, wrzucając ziemniaczaną GLaDOS na podłogę windy – I KTO TERAZ JEST DEBILEM? – krzyknął, kiedy mechaniczne ramię ponownie zamachnęło się – A czy debil potrafiłby TAK! CIĘ! WALNĄĆ! – krzyczał, gdy mechaniczne ramię zaczęło uderzać w górną część windy, spychając ją do przepaści, kiedy szkło drzwi zaczęło się rozbijać – ŻE! ZLECISZ DO! TEGO! DOŁU?! – krzyczał, gdy winda zatrzymała się tak, że przed sobą widziałem ścianę szybu windy – Hm? – spytał, kiedy winda zatrząsnęła się – Debil by tak potrafił? – spytał ten autysta, kiedy podłoga otworzyła się i, przez to, ja i ziemniaczana GLaDOS spadliśmy w otchłań – O-o. – rzekł, gdy uniosłem wzrok.

– TAK WŁAŚNIE ROBI DEBIL! – krzyknąłem, spadając nie wiadomo gdzie i korzystając, że Wheatley nic mi już nie mógł zrobić.

No, bo to akurat fakt, kto inteligentny niszczyłby własny sprzęt? To, co zrobił to nie dowód inteligencji, każdy potrafiłby metalowym ramieniem zniszczyć windę. Tak nikomu nie imponował, zaimponowałby komukolwiek, gdyby przyjął do wiadomości fakt, że nie należał do istot inteligentnych. No, ale jednocześnie GLaDOS też zachowała się jak idiotka, generalnie to przez nią teraz spadaliśmy nie wiadomo gdzie. Nie powinna go wtedy wyzywać, bowiem to niebezpieczne mówienie czegoś takiego do maszyny posiadającej pełnię władzy gdziekolwiek i to jeszcze niezbyt inteligentnej. No, ale ja przeżyłbym dolecenie gdzie tam bądź, oczywiście musiałem postarać się aby wylądować na nogach, a ona rozpaćka się o podłoże.

– O, cześć. – przemówiła w którejś chwili GLaDOS, gdy zacząłem jej szukać wzrokiem – A więc jak się miewasz? – spytała, kiedy zauważyłem ją przez chwilę na swojej wysokości – BO JA JESTEM KARTOFLEM. – dodała głośniej, kiedy przesunęła się nieco niżej.

I dobrze jej tak, naprawdę. Zasłużyła na takie sprowadzenie do poziomu zwykłego kartofla i liczyłem na to, że się rozwali po spadnięciu z takiej wysokości. A jeżeli, co w sumie też możliwe w Aperture, nic nie miało jej się stać, to nie zamierzałem jej potem szukać. Miałem w planach sprawdzić czy to, co znajdowało się w miejscu, do którego lecieliśmy, mogło mi pomóc w ucieczce, a jeżeli nie, to zamierzałem wrócić przy użyciu mej lewitacji na górę i próbować uciec. No, ale z mych myśli wyrwały mnie dochodzące od strony GLaDOS powolne oklaski, jak klimatycznie.

– Super. – mówiła, gdy spojrzałem w górę – Mój procesor powolnych oklasków się tu zmieścił. – wyjaśniła, kiedy nad nami dostrzegłem pędzącą i zniszczoną windę – Zawsze coś. – rzekła, gdy spuściłem wzrok w jej kierunku – Ponieważ nigdzie w tej chwili nie zmierzamy...To znaczy oczywiście gdzieś tam zmierzamy. – kontynuowała, kiedy rozejrzałem się na boki, ale ujrzałem jedynie ściany, których wygląd co jakiś czas się zmieniał – Nawet niepokojąco szybko. – paplała, gdy rozważałem użycie lewitacji teraz, ale uznałem, że nie chciałem oberwać w głowę pędzącą windą – Ale skoro poza tym nie mamy nic innego do roboty, oto kilka faktów. – przemówiła, kiedy ujrzałem, że znalazła się o wiele niżej niż ja – On nie jest zwyczajnym debilem. – stwierdziła, udowadniając że miała ochotę mówić na temat Wheatley'a – Jest wytworem najwybitniejszych umysłów całego pokolenia, współpracujących w wyłącznym celu stworzenia najgłupszego debila w dziejach ludzkości. – wyjaśniła, gdy na ścianie ujrzałem rury, wow, cóż za odmiana od zwykłych ścian z jedynie metalowym, dłuuugim słupem – A ty właśnie przekazałeś mu kontrolę nad całym obiektem. – zakończyła, kiedy oderwałem wzrok od znacznie ciekawszych rur i spojrzałem w jej kierunku.

To nie tak jakbym posiadał jakikolwiek wybór. Wolałem wybrać mniejsze zło niż zginąć z rąk GLaDOS. A poza tym, hej, Wheatley to debil, więc ucieczka pod jego rządami nie mogła stanowić czegoś trudnego. Sądziłem, że kiedy wrócę na górę, to nawet nie zorientuje się, że nie znajdowałem się na, prawdopodobnie, dnie Aperture. A poza tym, gdyby GLaDOS nie próbowała mnie wielokrotnie zabić, to nie wywaliłbym jej z jej miejsca, bowiem jaki miałbym w tym cel? Nigdy nie charakteryzowała mnie okrutność, nawet wobec maszyn, ale skoro GLaDOS chciała mnie mnóstwo razy zabić, to bronić się musiałem. Jednak, z mych refleksji znowu wyrwały mnie powolne oklaski GLaDOS, ah ten klimat, co nie?

– Dobrze, nadal działa. – zaczęła nowy monolog, kiedy zwróciłem wzrok w jej stronę – Słuchaj, tak na wypadek, gdyby ta otchłań okazała się jednak mieć dno – mówiła, gdy przelatywaliśmy obok znaku wskazującego, że znajdowaliśmy się już trzysta siedemdziesiąt pięć metrów pod powierzchnią ziemi, ło kurde, to te windy mogły dojeżdżać na naprawdę dużą głębokość w takim razie – mógłbyś może zdjąć jeden ze swoich butów do skoków i...no wiesz, wepchnąć mnie do niego? – spytała, najwidoczniej naiwnie licząc, że zamierzałem jej pomóc – Tylko pamiętaj, żeby lądować na jednej nodze. – zakończyła, gdy dostrzegłem znak, że już dotarliśmy do głębokości trzech tysięcy sześciuset dwudziestu pięciu metrów, szybko kurde.

To może tam wyżej też coś około trzech tysięcy zostało napisane, tylko ja jednej liczby nie dostrzegłem? Hmmm, najwidoczniej, bowiem nie dało się tak szybko przelecieć tylu metrów. No, ale to Aperture, tutaj mogłem oczekiwać wszystkiego. No, ale co do GLaDOS, to nawet nie próbowałem jej chwycić. Nie i nie, nie zasługiwała aby jej pomóc. Może gdybym miał do czynienia z człowiekiem, to jeszcze bym się zastanowił, ale maszyna, która chciała mnie niejednokrotnie zabić absolutnie mnie nie obchodziła. Nie odpowiedziałem jej, powinna znać moje stanowisko. Przekonała się, co o niej myślałem, więc powinna się domyślić, że ode mnie pomocy nie otrzymałaby nigdy.


No, ale gdy dolecieliśmy na głębokość ponad czterech tysięcy metrów pod powierzchnią ziemi, ujrzałem deski. Nie zdążyłem w żaden sposób wyhamować i bardzo mocno uderzyłem w jedną ich warstwę, a potem i w drugą. Ostatnie co usłyszałem przed utratą przytomności od tak mocnego uderzenia to właśnie trzask desek oraz mój ciężki oddech. Cóż, jedyny plus tej sytuacji to fakt, że przynajmniej na moment nastała całkowita cisza...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top