Rozdział 9
Pov: El
Skoczyłyśmy z urwiska. Nie puszczałam ręki Max nawet na chwilę. Całe zostałyśmy zanurzone w wodzie. Nadal trzymając rudowłosą za rękę płynełyśmy w górę na powierzchnie.
Wynurzyłyśmy się z wody. Byłyśmy całe, spojrzałam na dziewczynę by sprawdzić czy wszystko okej.
- Max? Nic ci nie jest? - spytałam podpływajac do niej bliżej mając wciąż splecione ręce z dziewczyną.
- Nie. Wszystko okej - była trochę zdezorientowana, popatrzyła w górę, a ja zaraz po niej. Demodogi wycofały się i chyba narazie już nic nam nie grozi. Wyszłyśmy na brzeg, byłyśmy całe mokre, ale przynajmniej żyjemy.
- Musimy się dostać do Steve'a, to chyba w tamtą stronę - powiedziałam wskazujac ręką na zachód na co dziewczyna przytaknęła. Zaczełyśmy iść e tamtą stronę próbujac sie wysuszyć choć trochę.
- Myślisz, że będą nas szukać? - spytała idąc tóż przy mnie.
- Raczej narazie nie, ale martwię sie o tatę. Ma ranną rękę, a poszedł tam sam. Co jeśli coś mu sie stanie? - strasznie się o niego bałam. Musiałam to komuś powiedzieć, a Max mówie wszystko.
- Spokojnie El. Jest silny i wytrzymały, poradzi se. Nie zostawiał by nas i siebie na takie ryzyko. - jej słowa mnie uspokoiły. Max zawsze potrafiła poprawić mi humor w takich momentach.
Rozważając o dalaszym planie w końcu dotarłyśmy pod dom Harringtona. Jest bardzo duży i wydaje się przytulny. Zapukałyśmy do środka. Otworzył nam wysoki, przyznam, przystojny brunet. Zawsze podziwiam jego fryzure, Zdecydowanie jedna z najlepszych jakie w życiu widziałam.
Weszłyśmy do środka, a Steve się nami zajął dając rzeczy do przebrania.
Ubrałyśmy się w osobnych pokojach i wróciłyśmy do salonu gdzie czekał na nas Steve.
- Czyli, demodogi was goniły. Cała zgraja i zdołałyście uciec skacząc z urwiska? - spytał patrząc na nas.
- Tak, bałam się i nie wierzyłam, że sie uda, ale zaufałam El. - odparła Max co znów wywołało u mnie przyjemne uczucia. Jej słowa są dla mnie bezcenne. Daje mi tyle szczęścia pomimo całej sytuacji.
- Rozumiem, odpocznijcie. Niedługo pojawią sie inni, musimy wreszcie zakończyć tą gównianą wojne, osobiście zniszcze tą larwe. - powiedział pewny siebię brunet. Zadziwia mnie czasami jego pewność siebie.
- dobra dobra, hamuj popędy sam to się najwyżej połamiesz w gratisie. Musimy wymyśleć dobry plan. Taki żeby raz na zawsze zakończył to wszystko. - zgodziłam się z Max, a po czasię przyszli inni, w tym Hopper. Odrazu mi ulżyło. Powitałam go przytulasem co mocno odwzajemnił jak to on.
Omawialiśmy plan jak zawsze. Mike sie oczywiście musiał wtrącać ze swoimi durnymi pomysłami, ale tata i Max zawsze go uciszali.
- A więc tak, podzielimy sie na grupy. Jedna grupa będzie odpowiedzialna za podstawianie pułapek, bomb i innych ładunków. Będzie też nas osłaniać. Druga grupa, to grupa atakująca z daleka, pistolety, karabiny i mołotovy.
Trzecia grupa czyli ta główna. Będzie prowadzić główny atak na Vecne. Miotacze, strzelby i telekineza. - cały plan przedstawił Hopper. Każdy sie z nim zgodził.
- Miejmy nadzieję, że nie będzie żadnych strat. - powidziała Nancy biorąc rzeczy do tworzenia pułapek i zabierajac ze sobą Mike'a, Robin i Jonathana.
Zauważyłam, jak Max odchodzi na bok z Lucasem i zaczynają o czymś rozmawiać. Chciałam podejść i podsłuchać, lecz podszedł do mnie mój przybrany brat. Will.
- Hej El, jak się trzymasz? - zapytał siadając obok.
- Jest dobrze. Jestem gotowa, ale... trochę się boje - spojrzałam na niego, a ten położył rękę na moim ramieniu.
- Spokojnie, damy radę. Jesteśmy silni. A ty najsilniejsza z nas wszystkich. Nie ma sie czego bać. Wszyscy w ciebie wierzymy i wiem, że go pokonasz. - odparł na co się uśmiechnęłam.
- Naprawdę? - spytałam patrząc na niego wzrokiem radości i wdzieczności.
- Naprawdę El. Moim zdaniem jesteś najlepsza i nie wyobrażam se mieć lepszej siostry. - po tych słowach mocno go przytuliłam.
- a ty jesteś najlepszym bratem. - Will uśmiechnął się i odwzajemnił uścisk.
Po chwili postanowiłam mu opowiedzieć o moich uczuciach do Max. Jego reakcja mnie trochę zdziwiła, nie był zaskoczony, lecz szczęśliwy i dumny.
- Cieszę się, że nie boisz się tego przynać El. Pasujecie do siebię, musisz tylko zrobić pierwszy krok. Napewno ci sie uda, masz u mnie wsparcie. - on ma racje, jak nie spróbuje to się nie dowiem czy są jakieś szanse między mną, a Max.
- Dziękuję Will. - usłyszeliśmy głos Steve'a który nas wołał. Podzielono nas na grupy. Ja byłsm w drużynie z Max, Hopperem, Stevem, Nancy i Robin. Zbraliśmy rzeczy. Nastał ten moment. Moment ostatecznej walki. Kto wygra? Tego nie wiem? Kto zginie? Też nie wiem. Wiem tylko jedno. Nie mogę sie poddać. Będę walczyć do końca.
Poszliśmy w stronę głównego wejścia i zeszliśmy na drugą stronę.
------------------------------------------------------------
Jutro prawdopodobnie będzie 10 rozdział. Pozdrawiam <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top