Rozdział 2
Pov: El
Wczorajszej nocy zasnęłam podczas ogladania telewizji przytulona do Hoppera. Obudziłam sie rano i tak jak codziennie szykowałam się do wyjścia do Max. Często zabieram ze sobą komiksy bo wiem, że je kocha i czytam jej je codziennie.
Podeszłam do kuchni robiąc sobie na szybko kanapkę do jedzenia. Tata już wyszedł na patrol po Hawkins. Często sie o niego martwie ale wiem że potrafi sobie poradzić.
Ubrałam na siebię koszule by nie zmarznąć i ruszyłam w strone szpitala jedząc po drodze kanapkę.
Gdy dotarłam na miejsce i zbliżałam się ku sali gdzie leży rudowłosa zauważyłam,że wynoszona jest stamtąd zniszczony sprzęt szpitalny.
- Nie... proszę nie... - moje serce zaczęło bić 2 razy szybciej i wbiegłam do sali. Zobaczyłam na podłodze odłamki szkła z rozwalonego okna, a łóżko szpitalne było wywalone na bok.
- Co tu się stało... - nie potrafiłam rozsądnie myśleć, tak bardzo się bałam, moją głowe zalały mroczne myśli, że już nigdy nie zobaczę Max żywej.
Nagle do pomieszczenia wszedł czarnoskóry chłopak. Lucas.
- Ktoś się włamał do sali i ją porwał - odpowiedział zmartwiony
- To nie mógłbyć byle kto. Co jeśli Vecna znów ją dopadł. Co jeśli znów coś chce jej zrobić... - zaczełam panikować. Biłam się z myślami. Nie mogę dopuszczać do siebie myśli o tym, że Max może być już martwa. Z zamysłów wyrwał mnie przyjaciel.
- El znajdziemy ją. Teraz mamy ciebie i z pewnością ją uratujesz - odparł próbujac mnie pocieszyć ale ja w głębi duszy byłam przerażona faktem jak wszyscy pokładaja we mnie nadzieję, a ja nie potrafie nawet ochronić siebię. Jednak musiałam działać. Nie mogę sie teraz poddać. Nie mogę pozwolic by znów coś sie stało Max. Nie jej.
- masz rację. Zbierzmy innych. Musimy działać jak najszybciej - odparłam pewnie na co chłopak przytaknął i sięgnął po swoją krótkofalówke.
- kod czerwony powtarzam, kod czerwony - czekaliśmy chwile na jakąkolwiek odpowiedź. Nagle z krótkofalówki rozbiegl sie odgłos
- tu Dustin, co sie dzieje. Odbiór - usłyszelismy głos naszego wesołego przyjaciela.
- Dustin, zbierz wszystkich i spotkajmy się przed chatą okej? - odpowiedział nie tracąc czasu
- Przyjąłem Lucas. Niedługo tam będziemy - odpowiedzial po czym Lucas wyłączył krórkofalówke i ruszyliśmy w stronę chaty.
Gdy dotarliśmy na miejsce inni już tam stali. Zaczeliśmy omawiać plan. Oczywiście nie obyło sie bez sprzeczek.
- Wejdą ci co potrafią się bronić i nie zginą po 5 minutach przebywania po drugiej stronie - powiedzial stanowczo Hopper na co część z zebranych zaczęła coś do siebie mówić.
- musimy ogarnąć miotacze i inne łatwopalne rzeczy - stwierdził Jonathan na co Nancy przytaknęła.
Hopper wytłumaczył wszystkim plan jasno. Pozostało teraz tylko się szykować do odbicia Max. Na niczym innym mi teraz nie zależało.
Przydzielono mnie do pomocy w robieniu koktajli mołotova z Robin. Szczerze mówiąc rozmawiałam z nią tylko pare razy. Usiadłyśmy razem obok potrzebnych rzeczy i zaczęłyśmy robić.
- jak sie trzymasz El? - spytała starsza na co mój wzrok automatycznie skupił sie na jej twarzy.
- jakoś daje radę... ale chce by sie w końcu to wszystko skończyło. Chce spowrotem spędzać miło czas z Max. Z nią było mi najlepiej - odpowiedziałam niewiele myśląc na co dziewczyna dziwnie się uśmiechnęła.
- co masz na myśli mówiąc z nią byłoby ci najlepiej? - spytała odkładajac jedną z gotowych butelek.
- no... poprostu. Czuje sie przy niej wyjątkowa i pełna takiego... dziwnego uczucia. Oddalabym dla niej wszystko, jest naprawdę wspaniałą przyjaciółką - odparłam też odkładajac jedną butelke
- tylko przyjaciółką? - spytała sie przyglądając sie mojej reakcji, a ja nie wiedzialam co odpowiedzieć. Nigdy nikt mnie o to nie spytał. Teraz sama nie znam na to odpowiedzi, nie potrafię narazie nic powiedzieć na ten temat. Nawet nie wiem dlaczego. Ani ja ani blondynka nic wiecej nie odpowiedziałyśmy, a po chwili skończyłyśmy robić koktajle w tym samym czasie inni też kończyli.
Gdy wszyscy już byli gotowi ruszyliśmy w stone wejścia na drugą stronę.
------------------------------------------------------------
Miałam wene twórczą więc tu macie kolejny rozdział z góry przepraszam za błędy i pozdrawiam z melisą ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top