Rozdział 5
LOUIS
Nie minęło dużo czasu od wyjścia ze szpitala, nim dni Louisa stały się pewną rutyną. Wstawał rano, a Harry robił mu jakieś śniadanie, następnie Louis spędzał poranek oglądając wywiady lub wystąpienia z sobą. To nie zaprzestało być dziwne. Nie pamiętał żadnego, odludnego momentu. Harry w południe robił lunch, następnie jeśli pogoda była sprawiedliwa, wychodzili na spacer i Louis zadawał Harry'emu pytania. Wieczorem Harry przygotowywał coś prostego na kolację, potem relaksowali się w salonie i oglądali w telewizji coś nie związanego z One Direction. Spali w tym samym łóżku, ale z tak szeroką szparą pomiędzy sobą, że pozostała dwójka członków One Direction mogłaby zająć to miejsce.
Louis przez większość czasu cieszył się towarzystwem Harry'ego. Harry był słodki, zabawny i uprzejmy. Louis mógł zauważyć to jak stali się przyjaciółmi. Chociaż były też inne czasy, kiedy sytuacja była napięta. Kiedy Louis mógł powiedzieć, że Harry chciał coś więcej od Louisa niż przyjaźń. Louis wciąż nie mógł zrozumieć tego jak mógł być w związku z mężczyzną, kiedy był taki szczęśliwy z Hannah i nigdy nie kwestionował tego kim był i czego chciał. Harry zaoferował się podzieleniem bardziej personalnymi, bardziej intymnymi zdjęciami z Louisem, ale Louis nie był na to gotowy.
Louis mógł powiedzieć, że Harry naprawdę martwił sę tym, że jego wspomnienia nie pokazywały żadnych znaków powrotu. Harry był często chory, przez większość poranków, Louis mógł usłyszeć jak brunet wymiotował w toalecie, a Harry nic nie mówił, ale szatyn myślał, że to przez stres związany z tym co się działo w popieprzonej głowie Louisa, sprawiał że brunet nie czuł się za dobrze.
Wyszedł ze szpitala już prawie dwa tygodnie temu, kiedy Harry musiał iść na spotkanie, zostawiając Louisa samego w przepastnym domu, którego odwoływał nabycia. Obejrzał wszystkie filmiki z One Direction jakie jego mózg mógł znieść i przeszedł przez wszystkie albumy ze zdjęciami na jego laptopie, wiele, wiele razy.
Potrzebował przerwy. Potrzebował wyjść z domu, z daleka od tych wszystkich rzeczy wywierających na nim presję, błagając by pamiętał życie, którego nawet nie był pewien czy chciał.
Harry powiedział mu, że to może zająć kilka godzin, więc Louis uznał, że ma wiele czasu by wyjść i zyskać trochę świeżego, pozbawionego presji powietrza.
Dom, który on i Harry (podobno) ze sobą dzielili był poza główną częścią Londynu w Mill Hill, ale nie było straszliwie daleko do stacji kolejowej. Louis zabrał swój portfel i jasną kurtkę oraz wyszedł z domu w kierunku stacji.
W ostatniej chwili przypomniał sobie, iż Harry go ostrzegł, że jeśli wyjdzie to może zostać rozpoznany, więc wziął beanie i parę aviatorek. Właściwie mogły one należeć do Harry'ego, ale Louis nie sądził, że ten miałby coś przeciwko.
Teraz myślał, że był ustawiony, wyszedł na rześkie, wczesno październikowe powietrze i zaczął iść w kierunku stacji, kierunek obrał po znakach umiejscowionych blisko rogów ulicy. Bycie na zewnątrz było tak dobrym uczuciem, nie był otoczony rzeczami i ludźmi, których powinien znać, lecz nie znał.
Na stacji dostał kilka spojrzeń, ale nikt się do niego nie zbliżył, kiedy kupił bilet zabierający go prosto do serca Londynu. Mógł nie pamiętać ostatnich pięciu lat, ale znał Londyn wystarczająco dobrze. On i jego rodzina przeprowadzili się do Greenwich, kiedy Phoebe i Daisy przyszły na świat, a Louis i Hannah spędzili wiele dni, biegając po Londynie, odkrywając to co miał do zaoferowania.
W pociągu, Louis upewnił się, że jego beanie była naciągnięta, naciągając na nią swoją bluzę dla większej pewności i trzymał za jej boki. Nawet z tym zauważył jak trzy dziewczyny się w niego wpatrywały, chichocząc i szepcząc i był całkowicie przekonany, że go rozpoznano. Nie były wystarczająco śmiałe, by do niego podejść, za co Louis był szczerze wdzięczny.
Pojechał metrem na Leicester Square. To było jednym z najbardziej ulubionych miejsc do spotkań jego i Hannah. To był piękny dzień, a Louis uznał że będzie zabawnie po prostu sobie spacerować. Był środek dnia roboczego, więc większość ludzi przechodzących obok niego była turystami, a oni wcale nie zwracali na niego uwagi, byli zbyt skupieni na gapienie się w teatry oraz markizy, robiąc zdjęcia i wchodząc do przeróżnych sklepów otaczających plac.
Po lekkim przemaszerowaniu, Louis zdał sobie sprawę z tego, że był trochę głodny. Myślał, że pamięta jak minął McDonalds podczas swojej drogi na plac i odtwarzając swoje kroki, odkrył że miał rację. W momencie, kiedy wszedł do restauracji zaatakował go zapach burgerów i frytek, wtedy uznał, że był naprawdę bardzo głodny.
Nie był w kolejce nawet przez dwie minuty, nim pierwsza dziewczyna podeszła do niego i poklepała jego ramię. Podskoczył, kiedy odwrócił się twarzą do niej. Nie mogła mieć więcej niż szesnaście lat. Z wzrokiem pełnym nadziei na swojej twarzy, zapytała. - Ty jesteś Louis Tomlinson, prawda?
- Umm... - Louis nie wiedział co powiedzieć. Po tym wszystkim nie był Louisem Tomlinsonem, którego ona oczekiwała. Szukała Louisa Tomlinsona z One Direction, nie zwykłego, starego Louisa Tomlinsona z Doncaster.
Niezrażona brakiem odpowiedzi dziewczyna ciągnęła dalej. - Jak się czujesz? To brzmiało na straszliwy wypadek? Czy z Harrym wszystko w porządku?
Louis wciąż nie miał pojęcia jak odpowiedzieć. Z tego co Harry mu powiedział, ich management na nich naciskał, aby nie wspominali o amnezji Louisa. - Mam się dobrze - zaryzykował niespokojnie. - Harry też.
Nastolatka uśmiechnęła się. Spojrzała przez swoje ramię i skinęła na dwie dziewczyny oglądające jej spotkanie z Louisem. Dwie dziewczyny dołączyły do swojej przyjaciółki. - Hej, Louis! - Powiedziały chórem z radością, całkowicie niepomne dyskomfortu Louisa.
Na ich krzyki, kilka dziewczyn w różnym wieku, nie wspominając o kilku nastoletnich chłopakach, odwróciło swoje twarze w kierunku Louisa. Jęczeli i płakali i nim Louisa zdał sobie sprawę z tego co się dzieje, był otoczony przez fanów One Direction, wszyscy pchali się na niego i zadawali pytanie za pytaniem.
Nagle ciężko było mu oddychać. Louis nawet nie miał pojęcia jak poradzić sobie z tym tłumem, który z każdą minutą robił się coraz większy, a Louis był naprawdę zmartwiony tym, że zaraz dostanie ataku paniki.
Mógł po prostu poczuć jak zaczyna się hiperwentylować, kiedy ktoś złapał go za ramię i przepchnął przez ludzi. Louis spojrzał za siebie, by zobaczyć kto go ratował albo porywał i zdecydowanie i dość szybko uznał, że to musi być manager restauracji. Miał na sobie ostre, czarne spodnie, koszulę i czerwony krawat. Wyprowadził Louisa z krzyczącego, płaczącego tłumu, przez kuchnię do małego biura.
Louis usiadł wdzięcznie na miękkim krześle, które menadżer mu podsunął. Wziął kilka głębokich wdechów, nim spojrzał na swojego wybawcę, oferując szczere - dziękuję.
- Jesteś jednym z tych chłopaków z One Direction, prawda? - Zapytał menadźer. Louis był w zgadywaniu wieku, ale sądził że ten facet był przed trzydziestką. - Tym, który miał wypadek samochodowy?
Skoro szydło wyszło z worka, Louis skinął głową. - Jestem.
- Przepraszam za ten bałagan - mówił dalej menadżer. Oddech Louisa stał się teraz normalny, mógł przeczytać plakietkę z imieniem mężczyzny, 'Stephen'.
Louis pokręcił głową. - Nie pana wina.
- Jest ktoś do kogo mogę zadzwonić? Twoja ochrona? - Zapytał uprzejmie Stephen.
Louis wiedział, że w takiej sytuacji powinien zadzwonić do Harry'ego, ale nawet gdyby pamiętał jego numer, a nie pamiętał, i nie zostawił swojego telefonu w domu, nie był w nastroju do słuchania reprymendy od Harry'ego za to, że wyszedł i postawił się w takiej sytuacji. Louis nawet nie wiedział kto jest jego ochroną, chociaż uważał, że był to ktoś mu przydzielony. Louis nie potrzebował żadnej ochrony odkąd tak naprawdę nie wychodził z domu, odkąd został wypisany ze szpitala, poza chodzeniem do lekarza i na terminy terapii. A na te Harry zawsze chodził z nim, więc wykorzystywali Dale'a, ochroniarza Harry'ego.
Nie, Louis musiał zadzwonić do kogoś innego. Kogoś, kto nie skrzyczy go za jego zachowanie. Wiedział co musiał zrobić. - Dzięki - powiedział Stephenowi. - Mam kogoś do kogo mógłbym zadzwonić. Możesz dać mi minutkę?
- Z pewnością - zgodził się menadżer. - Mogę przynieść ci coś do jedzenia?
Louis prawie zapomniał o tym po co tutaj przyszedł. - Jasne. Big Maca, frytki i colę?
- Jasne.
Louis zamierzał wyjąć portfel ze swojej tylnej kieszeni, ale menadżer zatrzymał to z ręką na jego ramieniu. - Nie, jest w porządku. To najmniej co mogę zrobić.
Z uśmiechem Louis powiedział. - Dzięki.
Stephen zostawił go samego w pomieszczeniu, zamykając drzwi, by dać Louisowi trochę prywatności. Louis wziął kilka głębokich wdechów, a następnie wykorzystał biurowy telefon, by zadzwonić pod numer, który pamiętał. Odebrała po dwóch sygnałach. - Louis?
- Hej, mamo.
Podał jej skróconą wersję tego co się stało, a ona natychmiastowo mu powiedziała, że po niego przyjedzie. Miał zaczekać w tym gabinecie, póki nie przyjedzie. Louis zapewnił ją, że nie postawi stopy za próg, póki to nie będzie bezpieczne.
Stephen wrócił z torbą pełną jedzenia i dużym napojem. Powiedział Louisowi, że może on zostać w jego biurze tak długo jak potrzebuje. Louis poinformował go, że będzie potrzebował pomieszczenia tak długo jak jego mama nie przyjedzie.
Do czasu nim Stephen zaprowadził jego mamę do biura, Louis miał długą sesję jedzenia swojego lunchu i czytał wczorajsze wydanie 'Daily Mail', tak samo gówniane jak pięć lat temu. Był bardziej niż gotowy, by jechać do domu.
Johannah natychmiastowo objęła go swoimi ramionami. - Och, kochanie. Tak bardzo mi przykro.
- Jest w porządku - wymamrotał Louis w jej ramię. - Powinienem wiedzieć lepiej. Harry mnie ostrzegał.
Po ściskaniu jej przez kolejny długi moment, odciągnęła się od niego na wystarczającą odległość, by spojrzeć mu w oczy. - Gdzie jest Harry? Nie powinien przyjść tutaj z tobą?
Louis pokręcił głową. Bóg jeden wiedział, że nie pamiętał kim był dla niego Harry, ale nie pozwoli mu za to odpowiadać. - To nie jego wina. Poszedł na spotkanie. Sam zadecydowałem, że wyjdę. Nigdy by mi nie dał wyjść, gdyby wiedział.
- Cóż, wciąż... - Nie skończyła swojego zdania, ale Louis zrozumiał jego sens. Nie ważne co powiedział, jego mama wciąż będzie winiła Harry'ego. - Jesteś gotowy do wyjścia?
Louis ochoczo kiwnął głową.
- Pojedziesz ze mną do domu, prawda? Chociaż na trochę? - Zapytała Johannah, chociaż nie bardzo wydawało się to być pytaniem.
- Jasne. Miło będzie zobaczyć dziewczynki.
- One również będą podekscytowane zobaczenie ciebie.
Louis ponownie podziękował Stephenowi za całą jego pomoc, następnie Johannah wyprowadziła go z pomieszczenia. - Taksówka na nas czeka - poinformowała go. - Sprawiedliwe ostrzeżenie. Jest kilku paparazzi na zewnątrz. Kilkoro twoich fanów musiał opublikować w internecie gdzie jesteś.
Louis westchnął. - Świetnie - przygotował się na to co czekało na niego za frontowymi drzwiami.
Pomimo tendencji jego mamy do przesadzania, tym razem tego nie zrobiła. W minucie kiedy wyszedł na zewnątrz, spotkał się z fleszami, które musiały być więcej niż tylko z dwóch aparatów. Z każdej jego strony było słychać krzyki.
- Louis!
- Jak się czujesz?!
- Jak Harry?!
- Louis!
- Zatrzymaj się i coś powiedz!
- Czy to prawda, że byłeś w śpiączce?
- Louis! Louis!
Po usłyszeniu swojego imienia więcej razy niż mógł zliczyć, Louis zakrył swoje uszy i pozwolił Johannah przepchnąć go przez tłum do czekającej taksówki.
Ciężko westchnął z ulgą, kiedy drzwi za jego matką się zamknęły. - To było szalone! - Wyjrzał na zewnątrz, ale jedynie przez chwilę. Aparaty były dokładnie za oknem, wciąż próbując strzelić kilka zdjęć. Spojrzał na Johannah. - Zawsze tak jest?
Westchnęła. - Tak sądzę. Nie wiem dokładnie. - Uśmiechnęła się i potarła dłonią jego grzywkę. - To nie ma znaczenia. Jedziemy teraz do domu.
Louis oparł się o skórzane siedzenie. Dom. Przynajmniej w końcu jechał do domu.
HARRY
W momencie kiedy drzwi otworzyły się z hukiem, Harry niemal wypalił dziurę w kuchennej podłodze.
Ze swoją matką zaraz za sobą, Louis wszedł tanecznym krokiem do kuchni, jakby Harry nie spędził czterech ostatnich godzin martwiąc się, że stało mu się coś okropnego.
- Louis! - Harry nic nie mógł poradzić na to, że krzyczał. - Gdzie byłeś?
Louis wyglądał na zakłopotanego. - Przepraszam, Harry. Zdecydowałem się wyjść i rzeczy w pewien sposób wydostały się spod kontroli, więc zadzwoniłem do mamy.
Harry wziął głęboki wdech, walcząc z ogarnięciem siebie. - Powinieneś zadzwonić do mnie, jeśli coś się stało.
- Wiem, ale zapomniałem mojego telefonu, a nie znam twojego numeru. Zadzwoniłem do mamy, a ona była wolna. Przyjechała i zabrała mnie na popołudnie do domu - wyjaśnił Louis.
- Do domu? - Powtórzył Harry, jego serce opadło mu do żołądka.
Louis skinął głową. - Musiałem spędzić trochę czasu z moimi siostrami i bratem. Było naprawdę, naprawdę miło.
Harry nawet nie wiedział co powiedzieć. Desperacko próbował pozbyć się uczucia strachu, który go opanował.
- Mamo, zostawisz nas na chwilę z Harrym? - Zapytał Louis. Wskazał na swoje lewo. - Salon jest tam.
Johannah otworzyła swoje usta, aby zaprotestować, ale Louis posłał jej spojrzenie i zamknęła je. Bez żadnego więcej słowa, poszła w kierunku jaki wskazał jej Louis, pozostawiając Harry'ego samego z szatynem.
- Przestraszyłem cię - stwierdził Louis, kiedy spotkał wzrok Harry'ego.
- Tak - przyznał Harry. - Dzwoniłem do każdego. Nikt nie wiedział gdzie byłeś. Nawet zadzwoniłem na policję, ale uznali, że za krótko cię nie ma, aby coś z tym zrobić.
Louis westchnął. - Przepraszam. Po prostu czułem się... przytłoczony. Chciałem wyjść.
- Gdzie poszedłeś?
- Leicester Square.
Harry jęknął. - Ile czasu zajęło zanim ktoś cię rozpoznał?
Louis wydawał się być lekko zaskoczony tym jak szybko Harry na to wpadł, ale pospieszył z odpowiedzią. - Wystarczająco, aby doszedł do McDonaldsa. Najpierw była jedna dziewczyna, potem następna i kolejna i jeszcze jedna.
Tym razem Harry westchnął. - Mogłem ci powiedzieć, że to się stanie. Nie mogę uwierzyć, że nie wpadłem na to, by sprawdzić w internecie.
- Czy to się dzieje za każdym razem, kiedy wychodzimy? - Chciał wiedzieć Louis.
Z wzruszeniem ramion Harry powiedział. - Przeważnie. - Poczekał chwilę, nim kontynuował. - Chociaż wróciłeś. Bezpieczny w domu.
Twarz Louisa opadła i starach z którym Harry walczył powrócić z zemstą. - W tym rzecz, Harry. To nie dom. Nie dla mnie.
- Ale...
Louis przystopował Harry'ego pokręceniem głową. - Kiedy byłem dzisiejszego popołudnia z mamą, dziewczynkami i Ernestem, zdałem sobie sprawę z tego, że tu po prostu nie czuję się jak w domu. O to chodzi. Tęsknię za przebywaniem z ludźmi, których znam, którzy mnie znają.
- Znam cię - zaprotestował Harry, chociaż wiedział, że gdyby nie powiedział nic, nie zrobiłoby to żadnej różnicy.
- Ale ja nie znam ciebie - stwierdził Louis.
Jego słowa sprawiły, że Harry'emu zrobił się niedobrze na żołądku i to nie miało żadnego związku z malutkimi dziećmi wewnątrz niego.
- Przepraszam - powiedział mu Louis, nim sam Harry mógł coś powiedzieć. - To po prostu nie działa. Muszę być z moją rodziną.
Harry bezwiednie położył dłoń na swoim brzuchu, chociaż Louis oczywiście nie wiedział dlaczego. - Ja jestem twoją rodziną - powiedział Harry. - Przez więcej niż pięć lat, byłem twoją rodziną.
- Chciałbym to pamiętać - powiedział Louis, jego ton był szczery. - Ale nie pamiętam.
- Louis...
- Przepraszam - powtórzył Louis. Muszę iść. Nie mogę być tutaj z całą tą presją o pamiętaniu. Już nie.
Ku jego przerażeniu, Harry poczuł łzy spływające po jego policzkach.
Louis zaoferował mu współczujące spojrzenie, ale w tym samym czasie wyprostował swoje postanowienie. - Po prostu spakuję trochę swoich rzeczy, które ze sobą wezmę.
- Proszę... - Harry ponownie próbował coś powiedzieć, ale wciąż nie mógł znaleźć poprawnych słów.
Louis podszedł do kuchennych drzwi. Jednak nim przez nie przeszedł, odwrócił się do Harry'ego. - Naprawdę przepraszam.
Żadne przepraszam nie powstrzymało jednak Louisa od spakowania się i wyjścia ze swoją matką.
Harry pozostał sam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top