Rozdział 17 (ostatni)

- Dlaczego tego nie bierze? - Louis zapytał doktor Goddard.

Siedział na jednym z bujanych krzeseł na oddziale neonatologicznym, trzymając Ellę w swoich ramionach. Harry siedział na innym krześle wraz z Jamiem. Przez kilka ostatnich dni pracowali nad tym, by odciągnąć ich czterotygodniowe bliźniaki od kroplówki i przerzucić je na butelki. To zabrało kilka prób, ale Jamie załapał jak ssać smoczek butelki i jak przełykać mieszankę. Jednak Ella nie.

- Próbuj dalej - zachęcała go lekarka. - Dojdzie do tego. Po prostu potrzebuje nieco więcej czasu niż jej brat.

Okazało się, że ze wszystkimi rzeczami Ella była nieco za Jamiem. To on pierwszy raz został odłączony od respiratora, pierwszy uzyskał prawidłową wagę i jako pierwszy wyzdrowiał, kiedy obydwoje zachorowali na pierwszą poporodową infekcję.

Louis jeszcze raz uniósł butelkę do ust Elli, delikatnie przyciskając czubek do jej ust. Ella miała jednak inny pomysł i odmawiała chwycenie smoczka. - No dalej, kochanie - namawiał ją Louis łagodnym tonem. - Możesz to zrobić. - Ponownie spróbował zaoferować jej butelkę, ale Ella ponownie nie brała w tym udziału.

Louis spojrzał na Jamie'go, który cały czas ssał butelkę, którą Harry trzymał. - Jak mu idzie?

Harry uśmiechnął się delikatnie. - Wspaniale.

- Zrobi to - powtórzyła doktor Goddard. - Nie poddawaj się z nią.

Louis spojrzał na małą, słodką twarzyczkę Elli. - Nigdy. - Ona szczerze spojrzała na niego. Może przeszła ciężką drogę, ale znała swojego tatusia i swojego papę. Prawie nigdy się nie denerwowała, kiedy któryś z nich ją trzymał. A ani Louis ani Harry nie mieli dość trzymania jej lub jej brata.

Harry był przekonany, że obydwoje wyglądali jak Louis, ale Louis również widział w nich wiele z Harry'ego. Nie tylko zielone oczy, które obydwoje wydawali się mieć, ale również ich determinacja. Harry był jednym z najbardziej zdeterminowanych ludzi jakich Louisa znał i wiedział już, że to od niego Jamie i Ella mają siłę do walki.

Louis wykonał kolejną próbę, by dać Elli butelkę, najprawdopodobniej nie taką ciepłą jaka była. Zmarszczyła lekko swoją małą twarzyczkę, nim ostrożnie otworzyła swoje usta i pozwoliła Louisowi wprowadzić smoczek do środka. Na krótko pozwoliła temu tam siedzieć bez wątpienia przyzwyczajając się do tego uczucia, następnie powoli zaczęła ssać.

- Harry! - Krzyknął Louis, szepcząc. - Spójrz!

Harry odwrócił swój wzrok do miejsca, w którym siedział Louis i rozpromienił się, kiedy zauważył, że Ella w końcu wzięła butelkę. - To wspaniałe - odszeptał. - Zrobiłeś to.

- Nie, to wszystko jej zasługa - stwierdził skromnie Louis.

- Dobra robota, Louis - nagrodziła go doktor Goddard. - Pozwól jej się trochę napić, następnie spróbuj, by jej się odbiło.

Ella skończyła, wypijając jakąś połowę swojej butelki, a Jamie dwie-trzecie, ale lekarka zapewniła Louisa i Harry'ego, że to dla Elli był świetny start, a Jamie miło kontynuuje progres.

Kiedy dzieci zostały przebrane i z powrotem ułożone w swoich inkubatorach na drzemkę, Louis i Harry wrócili do najbliższej prywatnej sali, gdzie zostawili swoje rzeczy.

Harry od dawna był wypisany ze szpitala, musiał zostać tylko na tydzień, ale on i Louis spędzali znaczną część każdego dnia na oddziale neonatologii razem z bliźniakami, pomagając w ich opiece i upewniając się, że Jamie i Ella wiedzą kim są. Doktor Goddard powiedziała im jak istotna w ich rozwoju jest obecność ich ojców.

Harry opadł na krzesło w chwili, kiedy weszli do sali.

- Wciąż zmęczony? - Zastanawiał się głośno Louis, siadając obok Harry'ego.

- Ciągle jestem zmęczony - powiedział mu Harry. - A nie ma ich jeszcze w domu.

- Cały czas się o nie martwisz - wskazał Louis. - To musi być wyczerpujące.

Harry westchnął. - Wciąż są takie maleńkie. Zapominają o oddychaniu. Ella dopiero teraz wzięła butelkę.

- Mają się odrobinę lepiej z każdym dniem - stwierdził Louis. - Doktor Goddard wydaje się myśleć, że dobrze sobie radzą, rozważając te wszystkie rzeczy.

Z kolejnym westchnieniem Harry skinął głową. - Wiem. Ja tylko...

Louis również skinął głową. - Wiem.

Siedzieli w ciszy przez krótką chwilę. Louis zamknął na moment swoje oczy, następnie ponownie je otworzył, by spojrzeć na Harry'ego.

Oczy Harry'ego były zamknięte. Jego skóra była blada oraz miał worki pod oczami. Louis wiedział, że Harry nie spał za dobrze, głównie dlatego, ponieważ on sam też nie. Ich przyjaciele i rodzina, cóż, rodzina Harry'ego, wszyscy przypominali mu i Harry'emu, że muszą wykorzystać ten czas, nim dzieci wrócą do domu na odpoczynek. Kiedy Jamie i Ella będą w domu, ich możliwości snu będą drastycznie zredukowane.

Chociaż tak ciężko było spać, kiedy bliźniaki były w tak niepewnym stanie. On i Harry spędzili mnóstwo czasu, szukając informacji na temat dzieci urodzonych przed terminem i tak wiele informacji przepływało przez umysł Louisa, wiedział że z Harrym musiało być tak samo. To wszystko sprawiało, że jego mózgowi ciężko było odpocząć.

Harry musiał poczuć na sobie wzrok Louisa. Uśmiechnął się delikatnie, nim powoli otworzył swoje własne oczy, by zerknąć na Louisa.

Na uśmiech Harry'ego, Louis poczuł przyspieszenie bicia serca lub coś podobnego go owładnęło. Nie był pewny co to było, czuł ciepło i komfort, coś czego nigdy wcześniej nie czuł. Lub przynajmniej nie pamiętał takiego odczucia.

Musiał mieć dziwny wyraz twarzy, ponieważ Harry zmarszczył czoło i zapytał. - Co?

Louis uśmiechnął się i pokręcił głową.

Harry również pokręcił głową. - Nie. Nie rób tego. Co to jest? Przypomniałeś sobie coś? - Louis kochał to, że Harry wciąż zadawał to pytanie, nawet po miesiącach negatywnej odpowiedzi za każdym pieprzonym razem.

- W pewien sposób - odpowiedział Louis. - Ale nie w taki sposób jaki masz na myśli.

Harry ponownie pokręcił głową. - W takim razie, jak?

Louis potrzebował chwili, by zebrać swoje myśli i znaleźć odpowiednie słowa, aby wyrazić co miał na myśli. W końcu wziął głęboki wdech i wypuścił powoli. - Przypomniałem sobie, że nigdy z nikim wcześniej się tak nie czułem tak jak czuję się teraz.

- Jak się teraz czujesz? - Zapytał Harry, cała jego uwaga była skupiona na Louisie.

Louis ponownie nabrał powietrze i je wypuścił. - Komfortowo. Szczęśliwie.

Zmieszanie było widoczne na twarzy Harry'ego. - Nigdy wcześniej nie czułeś się z nikim komfortowo lub szczęśliwie? Ciężko mi w to uwierzyć. Zawsze byłeś blisko ze swoją rodziną... cóż, dopóki się nie ujawniłeś. I powiedziałeś mi kiedyś, że Hannah nie była tylko twoją dziewczyną, ale także najlepszą przyjaciółką.

Louis czuł się trochę jak kukiełka z tym całym kręceniem głową. - To nie było tak. To nie było to co czuję tutaj. Z... tobą.

Louis nie przegapił rumieńca, który szybko rozprzestrzenił się od szyi Harry'ego do jego policzków. - Naprawdę? - Pisnął Harry. Przeczyścił swoje gardło i spróbował przemówić normalnym głosem. - Naprawdę?

- Naprawdę? - Potwierdził Louis. - Nie chciałbym być nigdzie indziej niż tutaj z tobą, z naszymi dziećmi, opiekując się naszymi dziećmi. Nie mogę sobie wyobrazić bycia szczęśliwszym od tego jaki jestem.

Nawet kiedy był tak zmęczony i wydawał się być zaskoczony deklaracją Louisa, Harry rozpromienił się od ucha do ucha. Jednak nic nie powiedział, najwidoczniej nie mógł nikt powiedzieć, gdy uderzył w niego sentyment, który Louis wyraził.

Gdy Harry cały czas nic nie mówił, Louis dopytał go o reakcję. - Co myślisz?

Słychać było jak Harry wciągnął i wypuścił powietrze. Louis połączył ten dźwięk z tym, że Harry próbował się ogarnąć, będąc tego wielokrotnym świadkiem, kiedy się z powrotem do niego wprowadził. Louis wiedział, że Harry potrzebował czasu, by zebrać myśli, aby spójnie odpowiedzieć. Potrzebował kilku kolejnych chwil, następnie w końcu powiedział. - Czekałem od września na to jak to powiesz.

Louis uśmiechnął się. - Przepraszam, że zajęło mi to tak długo.

Harry wzruszył ramionami i posłał mu ciepły uśmiech. - W końcu się udało, tak?

Louis odpowiedział ze skinieniem głową i oddał uśmiech Harry'emu.

Wtedy ziewnięcie opuściło usta Harry'ego, rujnując nastrój, jednak i tak sprawiając że się roześmiali.

- Powinieneś się zdrzemnąć, kiedy oni śpią. - Louis wyrecytował sugestię, którą słyszeli wiele razy odkąd Jamie i Ella się urodzili.

Harry westchnął z rezygnacją. - Masz rację - wstał z krzesła i poszurał do jednego z dwóch łóżek znajdujących się w sali.

Kiedy Harry ześlizgnął swoje buty i wspiął się pod pierzynę oraz koc na szpitalnym łóżku obok okna, spojrzał na Louis i stwierdził. - Też powinieneś się zdrzemnąć.

Ziewnięcie Harry'ego najwyraźniej było zaraźliwe, kiedy przyłapał na tym Louisa. - Myślę, że to zrobię.

Louis zaczął kierować się do drugiego łóżka, ale potem wciąż czuł emocje związane ze swoim odkryciem, zadecydował by iść za ciosem, zatrzymując się przy łóżku gdzie Harry próbował się komfortowo ułożyć.

Harry spojrzał na niego, zaskoczony.

- Będziesz miał coś przeciwko, jeśli do ciebie dołączę? - Zapytał nieśmiało Louis.

W odpowiedzi Harry uniósł koc i przesunął się na dalszą stronę łóżka, pozostawiając dla Louisa wystarczającą ilość miejsca, by się za nim wsunął. Bez zbytniego myślenia o tym, Louis objął Harry'ego. Harry był chętny. To był pierwszy raz, kiedy byli naprawdę blisko odkąd Louis się obudził w szpitalu, zapominając pięć lat swojego życia.

- Też się czuję w ten sposób - wyszeptał Harry.

- Co? - Odszeptał Louis.

- Komfortowo. Szczęśliwie.

Louis uśmiechnął się w ramię Harry'ego. - Cieszę się.

- Śpij dobrze, Louis.

Życzenie Harry'ego było dla Louisa rozkazem.

—————————————————————————————————————————-

Wiosna była w powietrzu, kiedy Harry i Louis szli do szpitala. Maj właśnie się zaczął, a powietrze było ciepłe i czuć w nim było zapach kwiatów rozsianych przy szpitalnym wejściu.

Zatrzymali się jak zwykle przy recepcji, by się podpisać, witając się z recepcjonistką, Helen. W chwili, gdy wręczyła im przepustki, chwycili się za dłonie i udali się do windy na oddział neonatologiczny do swoich dziewięciotygodniowych dzieci.

Doktor Goddard była tam, kiedy doszli na miejsce. Opiekowała się jednym z najnowszych dzieci, małą dziewczynką o imieniu Charlotte, ale spojrzała na nich i posłała im uśmiech, gdy udali się do miejsca, w którym leżały bliźniaki.

Jamie nie spał, kiedy zatrzymali się przy inkubatorze. Był podłączony tylko do jedno monitora, tego który monitorował jego oddech. Odkąd było to przenośne urządzenie, łatwo było Harry'emu podnieść Jamie'go. - Dzień dobry, Jamie-Bug.

Jamie ufnie spojrzał na Harry'ego, wiedząc że to jego tatuś.

- Ta mała wciąż śpi - skomentował Louis, patrząc na Ellę. Ona również była podłączona jedynie do maszyny sprawdzającej jej oddech. Obydwoje bardzo dobrze radzili sobie z jedzeniem i od jakiegoś czasu oddychały bez rurek.

Harry spojrzał na małą dziewczynkę i uśmiechnął się, kiedy jej małe rączki zaczęły wierzgać, jasny znak, że zaczynała się budzić. - Nie na długo.

Kiedy Ella otworzyła swoje oczy i zaczęła piszczeć, Louis podniósł ją niczym ekspert. - Ella-Belle, kochanie. Nie płacz.

Ella niemal natychmiast się uspokoiła w ramionach swojego papy. - No i proszę - zagruchał Louis. - Dzień dobry, kochanie.

Wtedy pojawił się doktor Goddard, wciąż uśmiechając się do pary młodych ojców. - Witam Harry, Louis.

- Dzień dobry - odpowiedzieli.

- Mam dla was dobre wieści - powiedziała im.

- Och? - Powiedział Harry, natychmiastowo zaciekawiony.

- Tak - potwierdziła lekarka. - Wierzę, że pan Jamie i pani Ella są gotowi, by wypisać ich do domu.

- Naprawdę? - Zapytał Louis, miał szeroko otwarte oczy, ale widać było, że próbował powstrzymać swoje podekscytowanie.

- W rzeczy samej. Bardzo dobrze jedzą i obydwoje mają ponad 2,5 kilo, a epizody z oddychaniem zdarzają się na tyle rzadko, że powinniście sobie poradzić z tym w domu.

Harry nie mógł się powstrzymać od uśmiechania od ucha do ucha, a kiedy spojrzał na Louisa mógł zobaczyć, że ten również był cały rozpromieniony. Tygodniami czekali na tą wiadomość.

- Kiedy możemy je zabrać? - Zastanawiał się głośno Harry.

- Doktor Goddard odpowiedziała. - Zakładając, że nie będzie żadnych wpadek pomiędzy dzisiaj a jutrem. Jestem gotowa wypisać je jutro z samego rana.

- To wspaniałe wieści! - Krzyknął Louis. - Dziękuję, doktor Goddard.

- Wy chłopcy jesteście dużą częścią ich wyjścia do domu tydzień przed terminem - wskazała. - Byliście tutaj codziennie, od samego początku sporo się nimi opiekowaliście. Tego właśnie potrzebowały, dużo miłości i zachęty.

Harry uśmiechnął się do niej, następnie do Jamie'go, a potem do Elli. - Nie chciałbym być nigdzie indziej niż z tą dwójką.

- Gratulacje, rodzinko - powiedziała doktor Goddard.

- Dziękujemy - odpowiedział Harry z największą szczerością jaką kiedykolwiek czuł.

Jamie zaczął kręcić się w ramionach Harry'ego, a Harry wiedział dokładnie czego chciał. Kiedy Ella usłyszała co robił robił Jamie, zaczęła robić to samo. Czas na śniadanie!

- Przygotuję wam butelki - zaoferowała lekarka.

Harry i Louis usiedli obok siebie na bujanych krzesłach, a w sekundzie, gdy butelki dotknęły ich ust, Jamie i Ella się uciszyli.

Kiedy Jamie był karmiony, Harry spojrzał na Louisa. - Nie mogę uwierzyć w to, ze wychodzą do domu.

- Nareszcie - stwierdził Louis.

Miła cisza panowała między nimi, kiedy bliźniaki piły resztę swoich butelek. Elli zajęło to troszeczkę dłużej niż Jamiemu, w wielu rzeczach musiała jeszcze nieco nadgonić, ale wypili całe swoje butelki niczym mali zwycięzcy.

Gdy skończyli karmić dzieci, Harry i Louis przebrali je i położyli na drzemkę. Ella padła od razu, a Jamie niedługo po niej.

Kiedy Louis wstał, pocierając delikatnie swoim wskazującym palcem policzek Elli, Harry podszedł do niego. - Powinniśmy iść. Jest dzisiaj tak wiele do zrobienia.

Wzrok Louisa uniósł się z twarzy Elli na Harry'ego. - Och?

Harry stanowczo skinął głową. - Musimy skontaktować się z moją mamą, Gemmą, Niallem oraz Liamem i dać im znać, że Jamie i Ella wychodzą do domu. Będą chcieli tam być. I musimy się upewnić, że mamy wszystko czego będa potrzebowali w domu.

Louis uśmiechnął się. - To oznacza, że możemy iść na zakupy?

Harry uniósł swoje brwi w zaskoczeniu. - Nie pamiętasz jak bardzo kochałeś zakupy, prawda?

- Zawsze kochałem zakupy - odpowiedział Louis. - Zakładam, że to mi zostało, nawet po tym jak powstało One Direction.

- Racja. - To ssało, że bez względu na to jak wiele czasu minęło, pamięć Louisa wciąż nie powróciła.

Louis sięgnął po dłoń Harry'ego i ścisnął ją. - Chodźmy, w takim razie. Im szybciej się na nich przygotujemy, tym szybciej będą w domu.

- W porządku, w takim razie, chodźmy.

~*~

Bliźniaki przywitały swój pierwszy komitet powitalny z pewnością siebie. Nawet jeśli nie mieli żadnej w swoim dziewięciotygodniowym pobycie na świecie, byli podawani od osoby do osoby, znosili to dobrze, zaczynając wierzgać i być niespokojnymi, kiedy przychodził czas na karmienie lub przebranie.

Kiedy nadszedł zmierzch babcia, dziadkowie, ciocia i wujkowie Elli i Jamie'go wyszli z obietnicami powrotu następnego dnia, by pomóc jak tylko mogli, chociaż Harry wiedział, że chcieli po prostu mieć wymówkę do tego, by trochę bardziej pogruchać do bliźniaków.

Harry i Louis nakarmili i przebrali Jamie'go i Ellę, następnie położyli ich do snu, jedno w każdej kołysce usytuowanej w ich sypialni. Zgodzili się położyć do łóżka, kiedy dzieci to zrobiły, próbując zyskać jak największą ilość snu, ale ciężko było opuścić widok położonych obok siebie kołysek.

- Są takie piękne - wyszeptał Louis.

Harry uśmiechnął się. - I w końcu są w domu. Kiedy się urodzili, naprawdę myślałem, że to nigdy się nie stanie.

- Już się nie obwiniasz, prawda? - Upewniał się Louis, jego ton był lekko zaalarmowany.

Harry wzruszył ramionami. - Może tylko trochę.

Louis poruszył się, by stanąć za Harrym i objął go w talii. To było nieco niezręczne z ich różnicą wzrostu, Louis było o kilka centymetrów niższy od Harry'ego, ale zawsze sprawiali, że to działało i nie było od tego wyjątków. - Musisz przestać, Harry. Nie zrobiłeś nic, by przyszły wcześnie, a one mają się dobrze. Lepiej niż dobrze. Są wspaniałe. Co ma znaczenie, ty jesteś wspaniały.

Harry odwrócił się w ramionach Louisa, obejmując jego szyję. Cierpko odpowiedział. - Ty też nie jesteś najgorszy.

- Dziękuję, ale jestem poważny - stwierdził Louis. - Jesteś wspaniały. Bez ciebie w ogóle, by ich tu nie było.

Wtedy bez żadnego ostrzeżenia, Louis uniósł swoją twarz i zakrył wargi Harry'ego swoimi własnymi. To był ich pierwszy pocałunek, który dzielili odkąd wspięli się do samochodu, by udać się do domu po wizycie u jego rodziny.

Wargi Louisa smakowały tak jak Harry pamiętał, mieszanka herbaty i czekolady. Jednak nie było żadnego smaku papierosów. Louis nie sięgnął po papierosa odkąd obudził się ze śpiączki. Do tego musiał się nieco przyzwyczaić.

Wszystkie myśli opuściły umysł Harry'ego, kiedy język Louisa wepchnął się pomiędzy jego wargi. Harry pozwolił swojemu zagłębić się w Louisie. Następnie pozwolił sobie zatracić się w tym pocałunku. Był ciepły, słodki i pełen pasji. Sprawiał, że wzdłuż kręgosłupa Harry'ego przechodziły dreszcze, a palce u stóp się podwijały i tylko tego chciał od czasu wypadku.

Jednak musieli się rozdzielić, aby złapać oddech i z niechęcią Harry odsunął się od Louisa.

- Czy to było w porządku? - Zapytał podenerwowany Louis, kiedy Harry oddychał głęboko, dochodząc do siebie po nagłym pocałunku.

Harry nabrał trochę więcej powietrza, a potem odpowiedział. - Było o wiele bardziej niż w porządku. Powiedziałbym, że wspaniale...

Louis uśmiechnął się, a Harry nic nie mógł na to poradzić, ale oddał uśmiech, czując że wszystko wróciło na swoje miejsce.

Louis ponownie spojrzał na Jamie'go i Ellę, obydwoje spokojnie chrapali. - Powinniśmy trochę się przespać. Obudzą się nim zdamy sobie z tego sprawę. - Podszedł do drugiej strony łóżka i zgasił lampkę, następnie ponownie okrążył łóżko, by wyciągnąć rękę dla Harry'ego.

Harry zgasił druga lampkę, nim chwycił oferowaną dłoń.

Teraz skąpani pod światłem księżyca, Louis przyciągnął Harry'ego do łóżka i wspiął się jako pierwszy, przesuwając się, by Harry mógł się wślizgnąć za niego. Bez żadnego wstępu, Louis przyciągnął Harry'ego, po praz pierwszy w domu, w ich łóżku, a Harry zrobił to tak chętnie jak wtedy w szpitalu, przytulając się w klatkę piersiową Louisa.

- Harry? - Wyszeptał Louis, jego usta były dokładnie przy uchu Harry'ego. To uczucie wzbudziło falę w Harrym.

- Co? - Odszeptał Harry.

- Kocham cię.

Te dwa słowa były wszystkim, by życie Harry'ego znów wspięło się na szczyt. Nie było nic przed i po. Było tylko teraz.

KONIEC

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top