Epilog
Nie wiem do kogo należy to zdjęcie powyżej, ale pozwoliłam sobie je wykorzystać, bo bardzo mi się spodobało♥
Jimin pov.
- Yghhh, co za wredna jędza! – A Jungkook zamiast się ze mną zgodzić, szczerzył się, jak nienormalny.
-I jeszcze ty mnie denerwujesz! Ja wcale tak nie...
-Robisz.
-Nie prawda! – Niech on się zamknie, bo zaraz wyjdę z siebie.
-Prawda i to bardzo głośno, ale nie dziwię ci się kochanie.
-Ty chyba naprawdę chcesz się kłócić. – Jungkook przewrócił oczami na moje słowa i złapał mnie w pasie, przenosząc do pozycji leżącej. Sam zajął miejsce nade mną.
Przyszykowany już do pocałunku, zostałem perfidnie oszukany i zamiast ulubionego buziaka, zostałem zaatakowany przez Jungkooka. Chłopak gilgotał mnie po całym ciele. Śmiałem się, jak szalony i stękałem pod Jungkookiem, wyjątkowo nie z rozkoszy, tylko pod wpływem tych cholernych tortur, jakie serwowały mi palce Jungkooka.
-Jungkook przestań.... Błagam, już nie mogę...
-No dobrze, mój piękny. Musimy się teraz ubrać, bo mamy kilka ważnych spraw do załatwienia, a no i w każdym momencie może ktoś tutaj wejść, a ja aktualnie wypinam gołe poślady, prosto na drzwi. – Zaczerwieniłem się trochę, ale przyznałem zmęczony tą zabawą racje.
-Jungkook, ale chyba o czymś zapomniałeś... - Przyciągnąłem Jungkookiego za szyję i złożyłem na moich ukochanych malinowych ustach buziaka. Nie nacieszyłem się jednak nim długo, bo mój chłopak szybko uciekł i zaczął szukać swoich rzeczy, które były porozrzucane po całym pokoju. Ktoś by pomyślał, że uprawialiśmy tu dziki seks, ale... No dobra, robiliśmy to i chce jeszcze raz, albo dwa, ewentualnie nieskończoną liczbę razy, ale wygląda na to, że faktycznie słowo ,,ważne" u Jungkooka jest ważne.
Poszedłem za przykładem, tylko, że ja wygrzebałem sobie świeże ubrania z szafy. Jungkookowi rzuciłem tylko jakieś największe gacie z mojej pokaźnej kolekcji, a i tak trochę mu obciskały co nieco. To nie moja wina, że ma takiego bydlaka.
-No co? Nie mam większych nie narzekaj. – Wzruszyłem ramionami, widząc minę Jungkooka.
-W sumie ty nie narzekasz, a wręcz błagasz o więcej, jak wkładam w twoją ciasną dziu...
-Jungkook ty dupku. – Teraz naprawdę się trochę na niego obraziłem. Zawstydzał mnie.
Poczułem ramiona chłopaka, który objął mnie od tyłu i pocałował najpierw w kark, a następnie w policzek.
-Zostaw mnie, skoro tak się prosisz to więcej nie będziesz miał okazji nigdzie ,,wsadzić" – Przy ostatnim słowie zrobiłem palcami w powietrzu cudzysłów, tak dla efektu.
-Kochanie przecież wiesz, że żartuje. Po prostu nie jestem chyba zbyt śmieszny, ale obiecuje, że się poprawię. Naprawdę cię to uraziło?
-Nie... Zawstydziło mnie, ale to nie chodzi o to. Wiem, że jesteś trochę niewyżyty, ale ja też...
-To o co chodzi? Przecież możesz mi powiedzieć wszystko.
-Jak to sobie wyobrażasz, co? Teraz pójdziesz, zostawisz mnie i...
-Kochanie ty moje, nigdzie nie idę, a tym bardziej cię nie zostawiam, jasne? – Odwróciłem się do Jungkooka, bo nic nie rozumiałem.
-Ale, co chcesz teraz zrobić?
-Spotkać się z twoim ojcem.
-Oszalałeś. Jungkookie, a jak on ci coś zrobi? – Zmartwiłem się, bo w końcu Jungkooki jest... Moim wszystkim i nie może mu się nic złego stać.
-Nic się nie martw. Chodź, już najwyższy czas wszystko sobie wyjaśnić. – Chłopak złapał mnie za rękę, splatając nasze palce i ciągnąc mnie w stronę drzwi.
-A Jungkookie... - Nie dałem mu odpowiedzieć, bo od razu stanąłem na palcach i zacząłem muskać jego wargi.
-Ufam ci Kookie.
-To dobrze, a teraz choć, bo chce już wrócić do naszego domu. – Niepewnie przytaknąłem głową i poszedłem za Jungkookiem... Powiedział ,,naszego" domu. Gdyby nie to, co mnie czeka za chwilę to skakałbym z radości.
Cała droga minęła w ciszy. Nikogo też nie spotkaliśmy, no może ciekawską Lise, która pokazywała dwa kciuki do góry, wychylając się zza drzwi prowadzących do kuchni. Cała Lisa, nawet jak nie musiała to tam siedziała, by choć trochę jeszcze sobie podjeść jakiś słodkości. Naprawdę nie wiem, jakim cudem ta dziewczyna była jeszcze taka szczupła. Ja na jej miejscu wyglądał bym, jak jakiś danut, a może donut.... Sam nie wiem, nie znam się na tych amerykańskich pączkach.
-Proszę, proszę.... Kogo my tu mamy... -Zamarłem. Mój ojciec strzelał błyskawicami. To nie może się dobrze skończyć. Musiałby się wydarzyć jakiś cud.
-Panie Park. – Zaczął Jungkook, lekko kłaniając się w wyrazie szacunku do mojego ojca. Wiem, że szanuje go tylko ze względu na mnie, bo tak naprawdę nie sądzę, by mojemu ojcu należało się takie coś, jak szacunek.
-A więc to tobie mój ,,syn" daje.
-Jimin nic mi nie daje. Chciałbym wszystko wyjaśnić. – No dobra Jungkookie, trochę naciągnąłeś fakty, ale chyba działa, bo ojciec jeszcze się na ciebie nie rzucił z łapami.
Nadal ściskałem dłoń Jungkooka i wcale nie miałem zamiaru jej puszczać.
-Co ty mi możesz chcieć wyjaśniać dzieciaku.
-Kocham Jimina, a on kocha mnie. Nie interesuje mnie to, czy pan to akceptuje, czy też nie. Chcemy być razem, bez ukrywania się przed kimkolwiek. Wiem, że przyjaźnił się pan kiedyś z moim ojcem i nie zawsze było kolorowo... Jeżeli mój ojciec zrobił przed śmiercią coś, co mogłoby panu w jakiś sposób zaszkodzić, to przepraszam w jego imieniu. A teraz pozwoli pan, że już pójdziemy. Chcemy się nacieszyć sobą, kiedy w końcu mamy taką możliwość. – Ojciec od wzmianki Jungkooka o jego dawnym przyjacielu zdawał się w ogóle nie słuchać. Mimo tego, że tak mnie potraktował, współczułem mu tej straty. Sam nie wiem, co bym zrobił bez Taehyunga, albo bez szalonej Lisy.
-Żegnaj tato. Powiedz mamie, że do niej zadzwonię. – Z tymi słowami zostawiłem ojca samego z jego wspomnieniami, które pewnie w tym momencie krążyły mu nieustannie po głowie.
Drzwi od domu się zamknęły.
Doszliśmy do zaparkowanego samochodu nieopodal. Jungkooki zatrzymał się przy nim, a ja wyrwany z rozmyślań wpadłem prosto w jego ramiona.
-Nie żałujesz? Wiesz myślę, że jak już nie będziesz mnie chciał w każdej chwili on cię przyjmie z powrotem, widziałem to w jego oczach.
-Ty głupku, zawsze cię będę chciał...Mam tylko nadzieję, że ojciec przemyśli i zrozumie swoje błędy.
-Kocham cię moja laleczko.
-Ja ciebie też mięśniaku.
I tak to było... Staliśmy w promieniach porannego słońca całując się, przytulając i szczerząc, jak zakochane nastolatki, które choć na chwilę mogły się oderwać od szarej rzeczywistości.
-Wsiadaj, jedziemy.
-Gdzie ty chcesz znowu jechać?
-Jak to gdzie... Pościgać się.
Ale to jeszcze nie koniec...
*********************
Podobało się? Mam nadzieję, że tak. Jeśli moglibyście to prosiłabym o waszą opinię, dotyczącą całego tego opowiadania, bo szczerze je kocham i chciałabym poznać też waszą♥
Zapraszam też na nowy rozdział Sudden Love ;)
MIłego♥
I...Do następnego?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top