23 - Hope


Jimin pov.

Powoli zacząłem żałować swojej decyzji. Siedziałem zamknięty w pokoju całymi dniami. Dobrze, że chociaż miałem balkon, więc mogłem sobie na niego wyjść, by odetchnąć świeżym powietrzem. Minął już jakieś tydzień, podczas niego udało się Taehyungowi raz przemknąć do mojego pokoju. Ucieszyłem się, kiedy mnie odwiedził, wiedziałem, że mogę na niego liczyć. Powiedział mi, że nie mają kontaktu z Jungkookiem, bo jego telefon jest prawdopodobnie wyłączony, a na portalach internetowych z których zazwyczaj korzystamy nie był dostępny ani razu. Zmartwiłem się, ale na pewno nic mu nie było, bo miałem informacje z pierwszej ręki o poczynaniach mojego ojca. Pewnie zrobił sobie wakacje, poznał kogoś i świetnie się bawi, a o mnie nawet już nie pamięta. Ta myśl była bardzo dobijająca, ale sam kazałem mu o mnie zapomnieć, więc nie mogę nic od niego wymagać, nawet jeśli bym chciał...A chce, bardzo. Chce by o mnie pamiętał, chce by mnie kochał, chce by trzymał mnie w swoich silnych ramionach, chce się z nim kochać i żyć wspólnie, bez żadnych zmartwień...Ale jest już za późno, a ja muszę się z tym pogodzić, choćby nie wiem co.

Z moich rozmyślań wyrwało mnie ciche pukanie i naciśnięcie klamki od drzwi, do mojego pokoju. Powiedziałem cicho pozwolenie na wejście, by po chwili zza drzwi zobaczyć wychylającą się głowę Lisy. Dziewczyna pracuje tu jakieś trzy lata. Przeprowadziła się z Tajlandii, a potem tak wyszło, że trafiła tutaj i tak już została. Pracuje tutaj, jako pomoc domowa i przy okazji jest moją przyjaciółką, na którą mogę liczyć właściwie tak samo, jak na Taehyunga. Ona również wiedziała o mojej orientacji, ale to Tae się wygadał. Wcale nie mam mu tego za złe, bo wtedy wyszedł powód dlaczego Lisa uciekła ze swojego domu. Okazało się, że jest lesbijką, a jej ojciec, tak samo, jak mój prowadzi nieczyste interesy. Właściwie to mój ojciec i jej są jak dwie krople wody. Zapewne dogadaliby się w tych sprawach.

Lisa weszła do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Zaprosiłem ją ruchem ręki, by usiadła koło mnie na łóżku.

-Coś się stało, Lisa? – Zapytałem dziewczyny, która ewidentnie chciała mi coś powiedzieć.

-Zanim powiem ci to, co zamierzam, chciałabym spytać, jak się czujesz?

-Niezmiennie, albo jeszcze gorzej...Mam wrażenie, że całe szczęście ze mnie uleciało, nie potrafię się uśmiechnąć. Zasypiam i budzę się z uczuciem pustki w sobie. Mam wrażenie, że jestem wyprany, jakby brakowało mi jakiegoś bardzo ważnego elementu, niezbędnego do życia. Wiesz może co to takiego?

Tęsknota jest tak bardzo duża, że nie potrafię jej opisać. Przyćmiewa mnie, a do tego jeszcze moje serce boli, tak jak nigdy wcześniej...Czuje zimno...Na całym ciele.

-Jimin, tak bardzo chciałabym ci pomóc. Jesteś dla mnie jak brat. Ty i Taehyung zrobiliście dla mnie tak wiele, a ja nie jestem w stanie się w żaden sposób odpłacić. Wiem, że to niewiele, co teraz chcę zrobić, ale skorzystajmy z tego, że twój ojciec ma dzisiaj spotkanie ,,biznesowe".

-Co masz na myśli? – Właściwie było mi już wszystko jedno, jedyne czego chciałem to Jungkooka, nic innego.

-Twoja mama ostatnio czuje się trochę lepiej. Lekarze mówią, że jeszcze trochę, a będzie zdrowa. Twój ojciec zapewnił jej najlepszą opiekę. Powiedziała mi, że chciałaby cię zobaczyć. Chcesz do niej iść?

-Chętnie ją odwiedzę, jeśli mam taką możliwość. Chyba to już właściwie czas, by powiedzieć jej prawdę. Nie jestem w stanie dać jej wnuka i chce, by o tym wiedziała.

-Jest jeszcze bardzo słaba, ale myślę, że to zrozumie, chociażby po to, żeby cię nie stracić. Jesteś jej kochanym synem, jak by nie patrzeć.

-Chodźmy. – Pokiwałem głową, na znak zgody i wstałem z łóżka kierując się za Lisą, która szła pierwsza i badała teren.

Wszedłem do pokoju, gdzie na specjalnym łóżku leżała moja zdrowiejąca mama. Dawno jej nie widziałem, bo była na jakiś terapiach daleko od domu, ale skoro już wróciła i czuje się o niebo lepiej, to ją odwiedzę z przyjemnością. Mam tylko nadzieję, że mnie zrozumie.

-Cześć, mamo. – Uśmiechnąłem się delikatnie, tak jak ona, gdy mnie zobaczyła.

-Jiminnie, dawno się nie widzieliśmy, słońce. Wyglądasz bardzo przystojnie, ty mój słodziaku. – Mój uśmiech się powiększył, a po policzku spłynęła łza radości, bo te smutku, już wszystkie wykorzystałem w tym tygodniu.

-Ty mamo też ładnie wyglądasz. Zdrowiej, niż ostatnio. Wracasz do sił. – Podszedłem do łóżka, siadając na krzesełku i łapiąc ją za rękę.

-Tęskniłem. – Powiedziałem, po chwili ciszy i wpatrywania się w swoje oczy nawzajem.

-Ja też, ale to nie za mną teraz tęsknisz. Widzę to w twoich oczach, w ogóle widzę zmianę, jaka w tobie zaszła....Jiminnie, ty promieniejesz. Dlaczego?

-Zakochałem się, mamo...Ja... - Spuściłem wzrok, na nasze splecione dłonie. Po chwili poczułem, jak mama delikatnie wzmacnia uścisk.

-Więc w czym problem kochanie? To wspaniale, należy ci się odrobina szczęścia.

-Ale ty nie rozumiesz... - To chyba już ta chwila, albo skończy się dla mnie dobrze, albo sam nie wiem, co będzie.

-Czego nie rozumiem Jiminie? Osoba, którą kochasz musi być bardzo szczęśliwa, o ile odwzajemnia twoje uczucia.

-Odwzajemnia...Znaczy odwzajemniała...

-Coś się stało?

-Bo ja...Uciekłem od niego. Boje się, że ojciec mu coś zrobi, a ja tak bardzo go kocham, a... - Po moich policzkach znów pociekły łzy smutku i bezsilności, a myślałem, że ich limit się już wyczerpał. Byłem w błędzie.

- Jimin, spójrz na mnie. – Nie miałem siły się sprzeciwiać, więc wykonałem jej polecenie.

-Kochasz te osobę?

-Tak, najbardziej na świecie.

-Musisz zrozumieć jedną rzecz Jiminnie. Miłość to najpotężniejsza moc na świecie, jak i zapewne poza nim. Przezwycięży wszystko i wszystkich, nawet twojego ojca. Wystarczy, że zawalczysz...Że zawalczycie razem o swoją miłość, bo choćbyś uciekał od tego uczucia, gdzie się da i jak się da, nie zdołasz tego zrobić. Pamiętaj, że teraz nie jesteś w tym sam. – Uśmiechnąłem się przez łzy, bo w moim ciele zapaliły się iskierki nadziei, że jednak wszystko dobrze się skończy. Wciąż miałem wątpliwości, ale ten promyk zaczął się tlić i pod żadnym pozorem nie chciał zgasnąć.

-A teraz synku powiedz mi, jak się nazywa mój przyszły zięć? – Zrobiłem wielkie oczy, zaskoczony tym, że mama wiedziała, że nie kocham kobiety, lecz mężczyznę.

-Ale...? Jak ty?

-Jak się dowiedziałam, że wolisz chłopców?

-Tak.

-Przed chwilą nieświadomie sam mi to powiedziałeś. – Uśmiechnęła się ciepło. Przeanalizowałem swoje wszystkie słowa jeszcze raz i... Dobra mama ma rację, ale nawet nie zauważyłem, kiedy do tego doszło.

-To jak ma na imię twój wybranek?

-Jungkook... Jeon Jungkook. – Mama wciągnęła powietrze ze zdziwienia, ale myślę, że właśnie zrozumiała o co robię tyle zamieszania.

-W takim razie, kiedy już po ciebie przyjdzie, a przyjdzie na pewno, przyprowadź go do mnie. Chce poznać mężczyznę, który tak bardzo zawrócił ci w głowie.

Widziałem, że mama jest już zmęczona, więc przytuliłem ją ostatni raz, każąc odpoczywać i wracać do zdrowia. Opuściłem pokój mamy i z pomocą Lisy znów znalazłem się w swoim. Położyłem się na łóżku, zwijając w kłębek i zacząłem rozmyślać, że może w końcu mi się uda stąd wyrwać, skoro nawet mama mnie wspiera.

Z moich rozmyślań wyrwało mnie pukanie w szybę balkonową. Ucieszyłem się, bo to oznaczało, że mojemu przyjacielowi znów udało się przemknąć.

Z lekkim uśmiechem podbiegłem do drzwi balkonowych otwierając je na oścież.

-Taehyu... - O cholera.

- Jungkook...!?

********************

Niespodzianka!

Miłego ♥

Ps   Aj ten Jiminnie...I co on narobił?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top