20 - Beginning And End


Taehyung pov.

- Jimin i ja poznaliśmy się w wieku pięciu lat. Byłem biednym dzieciakiem z sierocińca, a że nie byłem też wystarczająco silny i duży, by walczyć o swoje, to starsze dzieciaki zawsze na stołówce przepychały się pierwsze i zabierały całe jedzenie, tak że dla mnie już nie wystarczało. Wiedziałem, że nie dam sobie z nimi rady, więc postanowiłem być sprytniejszy od tej bandy osiłków. Chodziłem po ogrodach bogato wyglądających domów, ale prawie w każdym hodowali tylko jakieś ozdobne chwasty, czyli nic do jedzenia. Pewnego dnia, kiedy powoli zacząłem tracić nadzieję i wątpić w swój plan natrafiłem na posiadłość państwa Park. Była ona kawałek drogi od sierocińca, ale w jej ogrodzie rosły najprzeróżniejsze owoce. Chodziłem tam tak często, jak się dało, aż któregoś dnia mnie złapano. A właściwie to złapał mnie sam Jimin i to jeszcze na gorącym uczynku, kiedy pakowałem pyszne gruszki do kieszeni. Był ode mnie silniejszy, więc nie mogłem mu się wyrwać. Chciałem krzyczeć, ale szybko mnie uciszył i pociągnął w miejsce, w którym nikt nas nie zobaczy. Powiedział mi wtedy żebym się nie bał, bo wie że przychodzę tutaj codziennie i kradnę owoce, ale mu to nie przeszkadza. Tak zaczęła się nasza znajomość. Każdego dnia bez wyjątku przychodziłem do Jimina. Jadłem, bawiłem się i szczerze śmiałem przez cały czas, aż któregoś jesiennego dnia rodzice Jimina znaleźli nas obżerających się słodyczami pod ulubioną wierzbą. Bardzo się wtedy bałem, ale Jimin obiecał, że nic mi nie będzie. Rodzice Chima nie byli zadowoleni, ale widzieli zmianę, przynajmniej jego mama, jaka zaszła w małym Jiminie. Śmiał się, bawił i rozmawiał, tak, że buzia mu się nie zamykała. Wcześniej za nim się poznaliśmy dowiedziałem się, że żył tu zamknięty, jak w jakimś pałacu. Prywatni nauczyciele, służące i to wszystko powodowało, że nie miał nawet przyjaciela. Pewnego dnia przyszedłem do Chima, ale jak zawsze zakradając się przez dziurę w ogrodzeniu. Chłopak od razu się na mnie rzucił z wielkim uśmiechem i powiedział, że mogę z nim mieszkać, bo jego mama nie może mieć więcej dzieci, a nie chciała by Jimin był dalej samotny. Od tego czasu wychowywaliśmy się razem, co prawda nie byłem traktowany po królewsku, tak jak Jimin, ale miałem niewiele mniej. Znaliśmy swoje słabości, sekrety...Zwierzaliśmy się sobie ze wszystkiego. Z biegiem lat ojciec Jimina się zmienił. Zaczął być zimny i oschły, ale to się pogarszało z każdym dniem. Gdy mieliśmy po jakieś szesnaście lat zachowywał się, jak tyran. Był apodyktyczny i wymagał posłuszeństwa, szczególnie od Jimina. Nie pozwalał mu normalnie żyć, cały czas na niego krzyczał, bez powodu, a nawet kazał mu okłamywać własną matkę. Jego ojciec to okropny człowiek, kiedyś taki nie był, ale to już przeszłość. Zachowywał się tak samo w stosunku do rodziny, jak do swoich opłacanych ,,pracowników". Jimin bardzo cierpiał, ale znosił wszystko dzielnie. Zawsze mi powtarzał, że się stamtąd wyrwiemy, że mamy szanse na lepsze życie, a w szczególności ja, bo przeszedłem za dużo. Moje przeżycia można porównać do tych Chima. Moi rodzice mnie nie chcieli, a rodzice, a właściwie ojciec, bo matka nie miała nic do gadania Jimina chciał go aż za bardzo. Pragnął, by Jimin przejął po nim ten cholerny interes, by był ,,kimś", nawet w przestępczym świecie. Wszystko jakoś się toczył, ciężko, bo ciężko, ale jakoś szło i wtedy...Nastał ten dzień. Siedziałem jak zwykle u ChimChima w pokoju. Lubiliśmy się czasami oderwać od tego całego gówna i pogadać na normalne tematy...Dla nas normalnie. Lubiliśmy gadać o samochodach, które kochaliśmy, o życiu, a no i o ...Chłopcach. Już jak byliśmy młodsi to wszystko wyszło między nami, właściwie piliśmy wtedy na pół jakieś drogie wino z butelki i leżeliśmy na dywanie i tak jakoś zeszło na te tematy. Uzgodniliśmy jednak, że nie pociągamy się nawzajem, a no i każdy z nas chciał być na dole, ale to już nie ważne. Jedną z takich rozmów właśnie usłyszał jego ojciec. Wpadł do pokoju zrobił nam awanturę. Jimina ukarał tak, że miał trafić niby przypadkiem do Jungkooka z zamiarem dokonania oszustwa i kradzieży, a mi groził, że jeżeli nie okradnę porządnie warsztatu, to mnie sprzeda do domu publicznego. Wszystko jednak się pokomplikowało, bo ja znalazłem przypadkiem swoje wybawienie, czyli moją nową rodzinę, a Jimina...Właściwie to samo, tylko niestety bez szczęśliwego zakończenia. Jungkook teraz rozumiesz o co chodzi. Ten stek bzdur na kartce, którą ci zostawił nie ma sensu. Jimin uważa, że jego ojciec cię nie tknie, kiedy nie jesteście razem. Zrobił to wszystko przez ciebie i dla ciebie. Byś mógł być bezpieczny, by nic ci się nie stało. Uważa, że nie musisz cierpieć, bo to on się zakochał na całe życie i tylko on poniesie za to karę. Musisz mu uświadomić, że to działa w dwie strony, pokazać, że też kochasz tak samo mocno.

Jungkook pov.

Słuchałem całej historii w skupieniu. Poczułem, jak w którymś momencie odłamki mojego poharatanego serca wracają na miejsce, by zacząć czuć jeszcze silniej. To jakby z małego nasionka nikłej nadziei, zaczęła wyrastać roślina, wypuszczające tak silne korzenie, bym mógł się podnieść. Łzy zebrały mi się w oczach, bo po tygodniu cierpienia mogłem znaleźć się w stanie kompletniej nieważkości. Siedziałem po prostu na kanapie, nikt się nie odzywał, a ja w tym czasie wracałem do żywych.

-Jungkook...?

-Tak? – Odpowiedziałem dopiero po chwili, wyrywając się z własnego świata.

-Teraz rozumiesz, że Jimin kocha cię ponad życie? Rozumiesz, że chciał poświęcić swoje, dla ciebie? Byś był bezpieczny i szczęśliwy, bez niego?

-Kocha mnie...Moje śliczne kochanie...- Mówiłem sam do siebie.

-Od kiedy wiesz? – Wyrwałem się z letargu, by zadać pytanie na które chciałem znać odpowiedź.

-Od ostatniego wyścigu...Nie kazał mi nic mówić, a ja nie chciałem go zawieść, bo jest dla mnie, jak prawdziwy brat, ale Jungkook...On cierpi tak jak ty, ale nie ma alkoholu i spokoju i tego wszystkiego...Sam rozumiesz, co to znaczy...

Natychmiast zerwałem się z miejsca.

Dosyć.


Miłego! ♥ 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top