18 - The Last Moments
Jimin pov.
Po niedługiej chwili, jaką spędziliśmy w samochodzie Jungkook podjechał pod, jak się okazało...Kebaba.
-Kebab?- Zapytałem, nie mogąc pohamować uśmiechu.
-Wybacz skarbie, ale nic o tej godzinie równie świeżego, jak pysznego nie dostaniemy. – Powiedział wysiadając i biegiem udał się pod budkę z jedzeniem.
O rany, roztapiam się. Jungkooki potrafi mnie ująć nawet kupnem kebaba. Normalnie wyśmiałbym taką randkę, ale nie kiedy jestem świadomy swoich uczuć i chce ten czas, który mi pozostał spędzić tylko z nim, choćby na jedzeniu głupiego fast fooda i gadaniu o niczym.
Nie chciałem marnować wspólnego czasu, dlatego wysiadłem z samochodu i po cichu zakradłem się od tyłu, do oczekującego na zamówienie Jungkooka.
Zakryłem mu oczy rękami.
-Zgadnij kto. – Powiedziałem radośnie, stają na palcach, by móc powiedzieć to do jego ucha.
-Hmmmm...Moja śliczna blondyneczka? – Jungkook odwrócił się do mnie z wielkim uśmiechem i objął w pasie przyciągając do siebie, jak najbliżej. Moje dłonie ułożyłem na jego umięśnionej klatce piersiowej, przy okazji badając, każdy szczegół, bo podczas seksu na masce, nie miałem okazji sobie dobrze podotykać. Musiałem to nadrobić, jak najszybciej.
Uśmiechnąłem się do Kookiego, najładniej, jak tylko potrafiłem, za co dostałem całusa w nosek.
-Nie jesteś zmęczony? – Naprawdę doceniam to, że tak o mnie dba, jak nikt inny, nawet moja matka.
-Tylko troszeczkę, ale buziak powinien na razie wystarczyć. – Nasze usta wciąż wyginały się w radosnych grymasach. Nawet wtedy, gdy dostałem wielkiego, słodkiego buziaka. Już chciałem pogłębić pocałunek, ale..
-Pańskie jedzenie gotowe! – No właśnie, moje jedzonko!
Starszy mężczyzna popatrzył na nas z politowaniem, podając kebaba Jungkookowi i życząc nam smacznego.
-Jungkookie, ale on jest duuuży, nie zmieszczę tyle. – Powiedziałem patrząc na kebaba, który został mi wręczony, kierując się jednocześnie na ławkę nieopodal.
-Ja mam większego, a jakoś go zmieściłeś i nie narzekałeś, wręcz przeci... - Chlasnąłem Jungkooka w ramię, na co on tylko się głośno zaśmiał podchodząc do ławki, by na niej usiąść.
Chciałem zrobić to samo, ale chłopak pociągną delikatnie za moje ramie, sadzając sobie na kolanach.
-Głupek. – Planowałem udawać obrażonego, ale...
-Twój głupek. – No właśnie, ale nie potrafię się na niego gniewać. Jungkook ucałował mnie w policzek, na zgodę.
-Wcinaj, bo brzusio mojej kruszynce nie da spokoju. – No co za pacan. Nie miałem zamiaru tego komentować, więc zabrałem się za jedzenie.
-Otwórz buzie mięśniaku. – Na moje słowa Jungkook posłusznie wykonał polecenie, a ja wpakowałem mu całe jedzenie z widelca prosto w usta.
-Pyszne, ale ty jesteś pyszni... - Wiedziałem, co chciał powiedzieć, ale nie dałem mu dokończyć, wkładając tym razem jeszcze więcej jedzenia do jego buzi. Zaczerwieniłem się, bo do mojej głowy napłynęły obrazy z dzisiejszej nocy. Moja głowa od razu pokazała mi obraz Jungkooka pomiędzy nogami, szalejącego językiem w moim wnętrzu.
Droczyliśmy się tak jeszcze przez chwilę, do momentu, aż się najadłem, a i tak większą część oddałem Jungkookowi, który w kilka chwil pochłoną całość.
-Jungkookie teraz przytul i spać.
-Już jedziemy do domu skarbie.
Nawet nie wiem, kiedy zasnąłem, bo obudziłem się w momencie, w którym Jungkook niósł mnie do sypialni. Wtuliłem się w jego tors, chcąc zapamiętać ten ukochany zapach mojego Jungkookiego.
-Jungkookie, nie. Bez kąpieli nie zasne. Przypominam ci, że jeszcze czuje twoje mleczko w sobie. - Chłopak chciał mnie położyć na łóżku, ale mu na to nie pozwoliłem. Chyba moje argumenty do niego przemówiły, bo od razu się odwrócił w stronę łazienki.
-Jiminnie dasz sobie radę, ja pójdę zanieść papiery... - Nie mogłem na to pozwolić, nie teraz.
-Nie, zostań ze mną, bo zasnę pod prysznicem.
-Dobrze zostanę. Rozbieraj się.
-Nie, ty.
-Ja mam cię rozebrać?
-Tak, szybciej, bo zasnę. – Pomogłem Jungkookowi mnie rozebrać. Chłopak jedną ręką mnie trzymał, a drugą odkręcił prysznic i ustawił odpowiedni strumień oraz temperaturę wody, szybko się samemu rozbierając i wchodząc ze mną do środka.
Mieliśmy dużo swobody, bo prysznic był ogromny i cały oszklony. Z góry lała się na nas ciepła woda. Staliśmy bardzo blisko siebie, mimo całej tej wielkiej przestrzeni. Zastanawiałem się po co, aż tyle miejsca, ale nie miałem siły, by w to teraz wnikać.
Jungkook delikatnie wmasowywał szampon w moje włosy. Było mi bardzo przyjemnie, gdy myj moje ciało, nie pomijając żadnego zakamarka, skupiając się na mojej dziurce, przez większość czasu czyszcząc ją z pozostałości spermy.
-Teraz moja kolej. – Wylałem trochę szamponu na rękę i zacząłem myć mięciutkie włosy Kookiego. Chłopak pochylił się trochę, bym miał łatwiejsze zadanie, za co byłem mu wdzięczny, bo jednak te kilka centymetrów to wcale nie jest tak mało. Skończyłem myć jego włosy, po czym wziąłem się za ciało. W czasie, gdy myłem tors i ramiona Jungkooka, on zajął się składaniem pocałunków na moim obojczyku, ramieniu i szyi.
Po skończonej kąpieli powycieraliśmy się nawzajem, umyliśmy zęby, a Kookie nawet posmarował mi buzię moim ulubionym kremem. I jak tu się w nim nie zakochać? Czemu nie mógł okazać się draniem, którego bym nienawidził?
Ubrałem za dużą na mnie białą koszulkę Jungkooka i jakieś cienkie bokserki, bo po co mi coś innego, skoro mam przy sobie chodzący grzejnik?
-Wskakuj, mój słodziaku. – Powiedział Jungkook, odsuwając kołdrę, bym mógł się położyć, by po chwili szczelnie mnie przykryć i wsunąć się obok. Jungkook leżał przytulony do moich pleców. Czułem jego oddech we włosach, w które zapewne wtulił swoją przystojną twarz.
-Tylko mój Jiminnie... - Wyszeptał mi jeszcze do ucha, by po chwili zasnąć, bo usłyszałem spokojny oddech i cichutkie, urocze pochrapywanie. Złapałem za rękę, która obejmowała mnie silnie w pasie, by sprawdzić czy to na pewno mi się nie śni.
Z moich oczu pociekły łzy. Nie wiem ile tak leżałem, ale na pewno długo. Nie potrafiłem się z tym pogodzić. Dlaczego, dlaczego to mi musiało się to przytrafić. Czy ja nie zasłużyłem w końcu w życiu na trochę szczęścia? Na miłość i kochającą rodzinę? Widocznie nie, ale zrobię co się da, by chociaż moja największa miłość jednostronnie nie cierpiała.
-Tylko twój...Na zawsze...
*****************
Wybaczcie spadek mojej aktywności, ale matura nie rozpieszcza. Gdy tylko się skończy to wszystko wróci do normy.
Miłego♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top