my american sweetie

Jeongguk

Scott był przyjacielem, na którego zawsze mogłem liczyć, praktycznie w każdej sytuacji. Więc gdy tylko napisał mi, bym jak najszybciej porozmawiał z Jiminem, od razu napisałem chłopkowi wiadomość, że za chwilę u niego będę. W międzyczasie zadzwoniłem też do samego Scotta, a po krótkiej rozmowie z nim, pędziłem w laczkach na drugą stronę ulicy.

Byłem wściekły i zmartwiony, a mieszanka obu tych emocji była naprawdę niebezpieczna.

Wleciałem do domu sąsiadów z prędkością światła. Sophie, najmłodsza z Lindsonów wpuściła mnie i pozwoliła wejść na górę do Jimina, którego zastałem oczywiście w łóżku, zakrytego kołdrą po sam czubek głowy. Blond czupryna podniosła się, gdy tylko otworzyłem drzwi do pokoju. Wydawał się być smutny. Od razu podszedłem do łóżka, łapiąc go w swoje ramiona, w które tak chętnie wpadł. Przeniosłem go na swoje kolana i zacząłem głaskać powoli jego plecy, zakryte materiałem bluzki w barwach drużyny, którą dostał ode mnie. Chwilę zajęły nam przytulania i uspakajanie się, dlatego dopiero po dłuższej chwili odgarnąłem Jiminowi włosy z czoła i powiedziałem, że Scott dał mi znać o tym, co stało się w lodziarni.

Jimin wyjął swój telefon, zaraz odpalając aplikację z wiadomościami i pokazał mi kilka konwersacji z moimi byłymi koleżankami. I z każdą z nich piekliłem się jeszcze bardziej. Niektóre z dziewczyn przechodziły same siebie. Wypisywały do niego głupoty, groziły mu, naśmiewały się i powtarzały, że jest zabawką na chwilę, co nie było prawdą. Ostatecznie przeczytałem całą masę pogróżek. Zauważyłem też, że było sporo dymków konwersacji, których chłopak nawet nie odczytywał. Wtedy pomyślałem, że cholera serio miałem dość dużo na sumieniu. I to nie tak, że wszystkie te dziewczyny były moimi "friends with benefits". Niektóre po prostu raz, czy dwa razy przelizałem, czy złapałem za tyłek na imprezie. Niektóre były tylko fankami, nieważne nawet czy moimi, czy drużyny. Dlaczego nagle, gdy kogoś sobie znalazłem, powstała taka burza? Ja przynajmniej miałem większość takich świrusek zablokowanych.

- Jeny, nawet nie wiesz, jak mi głupio - powiedziałem, gdy zabrał telefon. - Serio. I przykro mi, złotko, poważnie. Ale spokojnie, nikt cię nie skrzywdzi, porozmawiam sobie z kim trzeba.

- Nie o to chodzi - mruknął, lekko kuląc się na moich kolanach. - Po prostu... no wiesz. Piszą, że i tak mnie zaraz zostawisz i myślę, że im też mogłeś kiedyś mówić, że ci zależy.

- Nawet nie myśl o takich głupotach - mruknąłem, bojąc się że Jimin może zacząć myśleć o daniu mi szansy, jak o błędzie. - Na nich mi nie zależało. Nie zależało mi nigdy na nikim innym, tylko na tobie.

- Skąd mam wiedzieć, że to prawda? - zapytał, w końcu patrząc mi w oczy. Był jeszcze bardziej rozgoryczony niż, gdy przyszedłem. Po chwili nawet zaczęło zbierać mu się na łzy. - Nie zaliczyłeś mnie jeszcze, więc jesteś miły, ale gdy już dam ci dupy może powiesz kumplom, że fajna ze mnie dziura i pójdziesz szukać innej - rzucił, wbijając mi tym trochę nóż w serce. Nawet jeśli jego obawy nie brały się znikąd to jednak chciałem, by wiedział, że moje uczucia do niego są prawdziwe, niewymuszone.

- Jestem w tobie zakochany - przyznałem, a on pokręcił tylko głową.

- Nie wiem, co mam o tym myśleć. Jeśli to ma tak wyglądać, że każde moje wyjście z domu będzie skutkowało konfrontacją z jakąś twoją byłą, która rzuci się na mnie z siekierą, to chyba zacznę się obawiać o swoje życie.

- Nic ci nie zrobią, przysięgam - zapewniłem go, łapiąc jego śliczną buzię w dłonie, zmuszając go tym samym do spojrzenia na mnie. - Nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić.

- A co, jak sam mnie skrzywdzisz? Co, jak naprawdę zaraz mnie zostawisz, bo ci się znudzę? Przecież do tej pory lubiłeś dziewczyny.

- Chcę tylko ciebie - upierałem się, a on coraz bardziej załamywał. W końcu się popłakał, a ja od razu wtuliłem go w swoje ciało.

Widok zrozpaczonego Jimina łamał mi serce. Właściwie to czułem się jak ostatni prostak i cham, nawet jeśli nie zrobiłem niczego przeciwko niemu. Wiem, że nie chciał być tylko kolejną osobą z listy do zrobienia i naprawdę byłem pewny, że jest dla mnie kimś więcej. Dlatego chciałem z nim spróbować na poważnie. Nawet jeśli był tylko chłopakiem z wymiany, żadną cheerleaderką z nogami do nieba i boskim biustem. Chciałem go takiego, jakiego go znałem. Taki mnie interesował i o takim chłopaku myślałem przez ostatnie dwa miesiące. To on sprawił w zaledwie parę tygodni, że zapomniałem o regularnym zaliczaniu przypadkowych dziewczyn.

Gdy Jimin trochę się uspokoił, położyliśmy się do łóżka i zakopaliśmy pod kołdrą. Nie płakał już, ale nadal był smutny. Martwiło mnie to i siedziałem tam, czując się jak w oczekiwaniu na wyrok.

- Kazałeś się ode mnie odpierdolić Frances Goldsmith - powiedziałem, zwracając tym jego uwagę. - Zrobiłeś to koncertowo, dając do zrozumienia innym szmatom dookoła, że jestem zajęty. Tym wszystkim zdzirom odpisujesz, że ich czas już dawno minął. Dlaczego więc nadal się tak boisz? Wiem, że nie jestem święty, ale kurwa, nie oglądałeś nigdy filmów o nastolatkach? To ja jestem tym przystojnym gościem, który zmienia swój paskudny charakter dla tej jednej niewiasty - powiedziałem, zaraz słysząc jego lekki śmiech.

- Czy właśnie porównałeś nas do romansidła? I mnie do niewiasty? - zapytał, patrząc na mnie już bardziej rozbawiony.

- Chcę się dla ciebie zmienić.

Jimin zaśmiał się jeszcze głośniej.

- Dobra, przyznaję, to było typowo serialowe - rzucił, lekko uderzając moją klatkę piersiową. Złapałem jego drobne rączki, zaraz je całując.

- Nie smuć się już, złotko - powiedziałem, przyciągając go do siebie maksymalnie mocno. Po chwili chłopak zaczął się szamotać i krzyczeć, że go uduszę, więc zacząłem go łaskotać.

Jimin miał bardzo wrażliwe pachy i brzuch, więc to tam uderzałem, szybko powodując, że Park zapomniał o zmartwieniach. Śmiał się jak opętany, uciekał ode mnie, starał się bronić przez gilgotkami, ale na marne. W końcu powaliłem go brzuchem na dół i przytrzymując jego nadgarstki nad głową, znów zaatakowałem jego boczki. Rzucał się na wszystkie strony, płakał ze śmiechu i błagał żebym przestał, ale ja z sadystycznym uśmiechem tylko jeszcze przyspieszałem jego tortury.

- Proszę, już nie mogę... - zajęczał, jak moje dłonie zawędrowały do jego pach. Puściłem go w końcu, ale nadal z niego nie zszedłem. Siedziałem mu na biodrach, więc wykorzystałem sytuację, by zniżyć się trochę i zacząć podnosić jego koszulkę. - Zboczeńcu, daj mi spokój - zaśmiał się i mnie z siebie zrzucił.

Chłopak przekręcił się na plecy, ale znów dorwałem się do jego ubrania. Znów się zaśmiał, a ja włożyłem dłonie pod jego bluzkę. Leżałem obok, więc pocałowałem go, a skoro nie zaprotestował to pogłębiłem pocałunek, ściągając z niego niepotrzebne odzienie, przynajmniej to górne. Chciałem by się odstresował, by było mu dobrze, więc zjechałem ustami na jego sutki, których pieszczenie, całowanie, podgryzanie i lizanie zajęło mi naprawdę kupę czasu. Wiedziałem, że go to podnieci, wiec jak już zabrakło miejsca w jego dżinsach, odpiąłem pasek i zdjąłem resztę ubrań, zaraz chwytając w dłoń jego przyrodzenie. I choć w centrum mojego zainteresowania nadal znajdowała się jego klatka piersiowa, to dawałem mu też przyjemność tam na dole.

Wstydził się nadal, bo przecież pozostawałem jego jedynym partnerem, w dodatku nagość nie była dla niego tak naturalna, jak dla mnie.

- Zrelaksuj się - powiedziałem cicho, zasysając się na jego sutku, zaraz otrzymując za to jęknięcie. - Jesteś naprawdę taki śliczny, złotko. Nie wstydź się.

- Też się rozbierz - poprosił, więc na chwilę przestałem zadowalać go ręką i zsunąłem swoje spodnie, od razu prawie czując na swojej męskości mniejsze dłonie.

I pewnie znów doszłoby do tego, co ostatnio u mnie w domu. Znów sprawiłbym mu ogrom przyjemności, a może i on postarałby się zrobić coś dla mnie, ale obaj musieliśmy szybko z powrotem założyć spodnie, bo do drzwi zapukała Nadine Lindson. Syknąłem ciche przekleństwo, bo naprawdę lepszej chwili nie mogła sobie wybrać, ale założyłem na siebie ubranie, które dopiero co zdejmowałem. Jimina rumiane policzki nagle stały się jeszcze bardziej czerwone, a sam chłopak zaczął pośpiesznie zakładać odzienie. Potem do pokoju weszła Nadine mówiąc, że koniecznie musimy zjeść z nimi obiad.

Koniecznie to ja musiałem znów zacząć pieścić mojego chłopaka, a nie kurwa biec do salonu na obiad ze stojącym kutasem i ochotą na wszystko to, co robi się za zamkniętymi drzwiami.

Nie chciałem jednak być niemiły, bo przecież to od tej kobiety zależało, czy będziemy mogli się z Jiminem spotykać u niego w pokoju, gdy u mnie będzie to niemożliwe. Wstaliśmy z łóżka i zeszliśmy na dół, dostając szklankę wody zamiast wspaniałego orgazmu.

Dopiero później, gdy Jimin odprowadzał mnie do drzwi, mogłem choć na chwilę złączyć swoje wargi z tymi jego. Nadal czułem podświadomie, że chłopak jest kłębkiem nerwów i naprawdę chciałem coś na to poradzić, ale w tej chwili mogłem jedynie cmoknąć go jeszcze w czoło i obiecać, że nie pozwolę, by stała mu się krzywda.

- Jak tylko znów do ciebie będą wypisywały to daj mi znać. Powiedz o którą chodzi, a ja się tym zajmę - obiecałem, a on kiwnął głową i rozejrzawszy się po przedpokoju, przylgnął na moment do mojego ciała. Pogłaskałem jego jasne włosy, ale szybko strącił moją dłoń, przypominając mi, że nie lubi, gdy ktoś ich dotyka.

- Widzimy się jutro? - zapytał.

- Po szkolę zabiorę cię do Portland, okey? Pójdziemy na randkę, żebyś przypadkiem nie zapomniał, jakiego wspaniałego masz chłopaka. 

- Mój wspaniały chłopak nadal jest cholernie pewny siebie.

- Wiadomo - rzuciłem, jeszcze raz cmokając jego śliczną, lekko już roześmianą buzię, w końcu wracając do domu, zaczynając od razu przeszukiwać głębie mojego telefonu, by każda głupia szmata dała nam obu wreszcie spokój.


| Jesteście absolutnie przekochani, a Wasze komentarze i miłe słowa naprawdę mnie cieszą, więc dziękuję jeszcze raz wszystkim i każdemu z osobna!

Kiedy chcecie nowy rozdział? I proszę mi nie pisać, że już, bo nie nadążę z pisaniem 😂|

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top