my american girls
Jeongguk
Przyszedłem do lodziarni, kiedy Jiminowi zostało kilka minut pracy. Zmieniała go Helen, która gdy mnie tylko zobaczyła, pogratulowała wygranej ostatnich dwóch ważnych meczy. Jimin podał mi jeszcze kubek pełen lodów z bitą śmietaną, a potem zrobił rozliczenie i zostawił na chwilę na pastwę Helen. Przybrany i gotowy, wyszedł z zaplecza, a wtedy zebraliśmy się i poszliśmy spacerkiem do mnie. Jak zwykle, nie było mamy, ale tata ucieszył się, widząc znów Jimina, który spalił buraka, jak przypomniał sobie sytuację, kiedy się poznali. Wziąłem nam jakiś sok i poszliśmy do mnie do pokoju, gdzie włączyłem telewizje, by leciało coś w tle, a zająłem się rozmową z chłopakiem. Co jakiś czas Jimin odpisywał komuś na wiadomości, przez co przejęła nade mną kontrolę moja ciekawska natura i w końcu podejrzałem wiadomości, gdy się z jakiejś śmiał.
- Kto to "Jin"? - zapytałem, a on pokręcił głową ze śmiechem.
- Mój przyjaciel z Busan - odparł i znów coś odpisał koledze. - Myślę, że byście się polubili. Jest tak samo głupi, jak ty - rzucił, a ja tylko przekręciłem oczami. - I tak samo bezpośredni.
- To znaczy?
- Nie daje mi spokoju z jakimś durnym zakładem.
- Ty się założyłeś?
- Nie. On i jeszcze taki nasz kumpel. Ale ja muszę to sprawdzić. Nieważne, lepiej nie wnikajmy w to.
- Jak chcesz - odparłem i wzruszyłem ramionami, obejmując go i kładąc brodę na jego głowie, dalej podglądając ich wiadomości. - Tęsknisz za nim?
- Najbardziej tęsknię za jedzeniem w domu, bo Jin i tak truje mi ciągle tyłek i często rozmawiamy na kamerce, więc czuję się jakby był tu obok.
- Możemy iść do jakiejś azjatyckiej restauracji, jeśli chcesz - zaproponowałem, a on uśmiechnął się pięknie, ukazując rząd białych zębów.
- Jasne - odpowiedział, odkładając już telefon, który i tak co chwilę wibrował, przez wiadomości Jina.
- A może odpuścimy sobie dziś lodowisko? - zapytałem, siadając wygodniej na kanapie. Moja ręka odnalazła drogę do włosów chłopaka, ale gdy ten tylko poczuł moje palce, od razu się odsunął, przypominając mi o ich niedotykalności. - Obejrzymy coś razem, odpoczniemy. Jesteśmy na lodzie codziennie.
- Ty jesteś. Ja mam tylko kilka godzinek w tygodniu - odparł, ale sam też ułożył się wygodniej.
- Nie daj się prosić - mruknąłem, patrząc jak jego mimika twarzy zmienia się. Marszczył nos, gdy się nad czymś zastanawiał, a na jego czole powstawała długa kreska. - Już mi się nie chce nigdzie iść.
- Przecież nie musisz iść ze mną.
- Ale wieczór chcę spędzić właśnie z tobą - powiedziałem, zawstydzając go tym chyba lekko. Starał się to zamaskować, ale wiedziałem, jak takie teksty działają chociażby na dziewczyny, więc na niego też mogły. Najwyraźniej działały. - Zostaniesz ze mną? - zapytałem jeszcze, uśmiechając się do niego, potem robiąc smutną minę, która powinna go powalić na kolana i przekonać. Ale on zaśmiał się.
- Jesteś niemożliwy - odparł, chyba średnio zadowolony z pomysłu odpuszczenia sobie jazdy na łyżwach tego dnia. - Mam poświęcić trening dla filmu z tobą? - parsknął, a ja wstałem z kanapy i podszedłem do jednej z szafek, w których trzymałem wszystko to, co uzdrawia duszę. Wyjąłem dwa piwa. Jimin znów się zaśmiał.
- Masz poświęcić trening dla mojej boskiej osoby, a jeśli to cię nie przekonuje to mam jeszcze piwo. - Puściłem mu oczko i poszukałem zapalniczki, którą otworzyłem obie butelki. Podałem mu jedną. Zawahał się, ale ostatecznie wziął łyka. - To jakie lubisz filmy? - zapytałem, biorąc laptopa na kolana.
- Jeszcze nie powiedziałem, że zostanę - mruknął, ale udawałem, że tego nie słyszałem. Włączyłem wyszukiwarkę. - Ale może być jakiś thriller - dodał po chwili, widząc jak czekam aż się zdecyduje.
Tak naprawdę to nie obchodził mnie film. Chciałem spędzić z nim czas, móc go przytulić, czy chwilę pomilczeć. Dlatego włączyłem coś, co miało całkiem ujmującą okładkę. Tytuł, czy fabuła nie były wtedy takie ważne. Poszedłem za to po popcorn, który był moim małym guilty pleasure, a który też lubił Park. Przez jakiś czas jedliśmy go normalnie, a potem zakładaliśmy się, kto więcej trafi do buzi. Potem ja rzucałem w niego, on we mnie. Więcej z tego trafiało na ziemię niż do naszych ust, ale kto by się tym przejmował?
Jimin wyglądał naprawdę ładnie, kiedy się śmiał. Mrużył oczy, a jego policzki wydawały się wtedy jeszcze słodsze. W ogóle cały był taki, no właśnie - uroczy? Czy to dobre słowo, na określenie chłopaka? Pewnie, że tak, ale jeszcze nikt tak idealnie do niego nie pasował jak on. Znałem wcześniej równie drobnych chłopaków, którzy wydawali mi się delikatni, ale nadal coś mi w nich nie pasowało. Z Jiminem wszystko mi pasowało. Dlatego leżałem z nim na kanapie, potem na podłodze i wpychałem mu popcorn do ust, a potem znosiłem jego "ty cholerny dupku!" i "zabiję cię, głupi buraku!", a nie siedziałem u Scotta, Jasona, czy nie leżałem w towarzystwie jakiejś ślicznotki, która byłaby łatwiejsza, szybsza, nie aż tak niepokorna. Jimin mnie przecież czasami wkurzał. Upokarzał. Może nie przed innymi, bo takiej władzy nie miał, ale wystarczyło, że pytałem, czy gdzieś wyskoczymy, a on odpisywał krótko i zwięźle - nie. To wystarczyło, bym czuł się nisko, bardzo nisko. A jednak. Uginałem kolana i próbowałem tak długo, aż w końcu nie wybłagałem, lub nie wymusiłem spotkania. To było do mnie niepodobne. Nigdy w życiu czegoś tak absurdalnego nie robiłem.
Pierwszą osobą, która tak mnie potraktowała była Isabella. Dlatego przez jakiś czas mi na niej zależało. Już nie. Teraz była tak samo nieważna, jak dziewczyny którymi się znudziłem i dziewczyny którymi nigdy się nie zainteresowałem. Isabelli mogłoby nie być. Mogłoby nie być Frances Goldsmith i jej tupetu, ani Maisie Reidy i jej wielkich cycków. Mogłoby nie być Emmy, która zawsze potrafiła mnie rozbawić, ani Kathy Simpson, która uważała, że wszystko jej się należy. Już nie obchodziło mnie, że Maisy kupiła nową bieliznę, Emma puściła się z moim kumplem z drużyny, Fran nagadała z zazdrości koleżankom, że mam małego, a Kathy przepłakała cały dzień, bo kazałem jej spieprzać. Oprócz tej czwórki było wiele innych, które tak samo nie miały znaczenia. Ledwo pamiętałem ich imiona, a co dopiero jak dobrze, czy źle mi z nimi było. Oddałbym je bez wahania, gdyby tylko on - niski blondyn, o krótkich palcach, suchych włosach, lekko popękanych ustach chciał. Jedno słowo.
- Nawet nie wiesz, co mi robisz, złotko - powiedziałem, gdy chłopak wylądował koło mnie na podłodze, gdy tylko zrobił unik przed lecącym w jego stronę ziarenkiem popcornu. - Jak na mnie działasz...
- Nie próbuj ze mną flirtować - mruknął, siadając po turecku.
- Dlaczego?
- Jeon, przecież już ci to tłumaczyłem.
- A ja nadal nie rozumiem.
- To trudno. Nic na to nie poradzę.
- Jimin - odezwałem się, by zwrócić jego uwagę. Spojrzał się na mnie, ale po jego minie wywnioskowałem, że bił się z myślami. - Jesteś najpiękniejszym chłopakiem, jakiego widziałem.
- Tanimi komplementami nic nie zdziałasz - bąknął, zjeżdżając wzrokiem na sekundę na moje usta.
- Może są tanie, ale szczere. Czy ty w ogóle wiesz, jaki jesteś piękny?
- Przestań - zaśmiał się, zasłaniając usta.
- Naprawdę.
- Wcale nie.
- Jesteś najpiękniejszy. Jesteś piękniejszy od każdej dziewczyny.
- Jeon, nie mów tak - śmiał się dalej, ukrywając już nie tylko usta, ale i rumieńce. Podniosłem się lekko i usiadłem na łydkach koło niego. Złapałem jego ręce. - Zostaw!
- Nie. Chcę widzieć twoją twarz - powiedziałem, drocząc się z nim przez chwilę. - Złotko, pokaż mi się.
- Nie mów tak na mnie - mruknął, patrząc na mnie między palcami. - Robisz to specjalnie. Zawstydzasz mnie.
- Może - odparłem, biorąc w końcu jego dłonie w swoje. Jego buzia była nadal trochę zaróżowiona, ale przez to wyglądał jeszcze bardziej słodko. Powoli szalałem. - Po prostu mi się podobasz.
Jimin zaśmiał się jeszcze raz, trochę nerwowo. Gdy się zbliżyłem, odsunął się zaniepokojony.
- Chyba się mnie nie boisz, co?
- Właśnie, że tak - mruknął, patrząc na mnie spode łba. - Kto wie, co ci strzeli do głowy.
- Teraz? Teraz na przykład chciałbym cię pocałować.
- Jeśli to zrobisz, dam ci w twarz i ucieknę.
- Zaryzykuję - powiedziałem, ale nie udało mi się go pocałować, bo wstał na równe nogi. Wtedy go złapałem. Zaczął się śmiać, a ja chwyciłem go w talii i podniosłem.
Obróciłem go przodem do siebie i przyjąłem kilka lekkich ciosów w szyje i tors. Potem pacnął mnie nawet w buzię, ale nie chciał zrobić mi krzywdy. Oczywiście cały ten czas mnie wyzywał, szarpał się i śmiał, kiedy niosłem go do ściany, do której go przyszpiliłem. Podrzuciłem go w ramionach i złapałem go pod pośladkami. Jego plecy zetknęły się ze ścianą. Chcąc nie chcąc, zarzucił mi ręce na szyję. Zbliżyłem się, a on zesztywniał ze strachu. Wstrzymał oddech. Jego oczy były szeroko otwarte, ciemne, ale uważne. Wargi miał lekko rozchylone, w jednym miejscu przecięte. Oblizałem swoje usta.
- Daj mi szansę - poprosiłem, siląc się na cichy szept, który dotarł do jego ucha. Przekrzywiłem głowę w prawo i zbliżyłem się do jego szyi, potem samego płatka ucha. - Nikt jeszcze nie zawrócił mi tak w głowie.
- Mówisz to każdej - odparł, też cicho, ale w jego głosie była nutka goryczy. - A mną znudzisz się tak szybko, jak szybko zacząłeś się interesować.
- A jeśli nie?
- Na pewno.
- A jeśli nie? - powtórzyłem, łapiąc z nim kontakt wzrokowy. - A jeśli to ty jesteś tym, dla którego się zmienię?
Jimin parsknął śmiechem.
- To nie film, Jeon. Ludzie się od tak nie zmieniają. I już na pewno ty nie zmienisz się dla kogoś takiego jak ja.
- Jeśli mam się kiedyś zmienić to tylko dla ciebie - powiedziałem, ale Jimin spojrzał w bok, unikając mojego wzroku. Posmutniał, przez co poczułem się winny. Chciałem by był znów uśmiechnięty, szczęśliwy. Naprawdę mówiłem mu prawdę?
Ile razy wciskałem podobne kity dziewczynom?
Kathy Simpson zaczęła się ze mną spotykać, gdy jej chłopak planował się oświadczyć. Wystarczyło powiedzieć, że jest powodem dla którego w ogóle oddycham. Banalne? Pewnie! Ważne, że zadziałało.
Emma była jedną z tych, które wspominam dobrze, bo i dobrze się z nią dogadywałem. Ale nie zmienia to faktu, że by się ze mną spotkać, uciekła z imprezy urodzinowej babci, a której to urodziny były już ostatnie w życiu. Smutne? Oj tak. Ale co mnie obchodziła jej rodzina?
Maisie? Maisie początkowo spodobała się Jasonowi, a gdy ten już zrobił swoje, to ja byłem pierwszy w kolejce by ją pocieszyć. A sam Jason przybił mi piątkę i dał kilka wskazówek, by poszło mi szybciej. Brzmi bezczelnie? Ach, dopiero się rozkręcam.
Frances Goldsmith dała mi w szkolnej toalecie, podczas apelu z okazji święta niepodległości. Do dziś pamiętam, jak dochodząc, pobrudziłem jej czarną bluzeczkę, o co była zła. Przestała się gniewać, gdy zobaczyła, że jej "foch" obchodzi mnie tak samo mocno, co ona sama, gdy już miałem ją odhaczoną. Chamsko? Tylko troszeczkę.
Były to jedne z najświeższych przykładów, które akurat dobrze pamiętałem, a o którychś kiedyś opowiadałem braciom z drużyny i z których się śmialiśmy. Licytowaliśmy się, która była lepsza, gdy już podaliśmy dalej. Potem ścigaliśmy się kto więcej zaliczy na imprezie. Rekord należał do Kurta - 6. Byłem zaraz za nim z wynikiem o jedną gorszym, z czego jeszcze jakiś czas temu byłem dumny. A teraz modliłem się tylko, by Jimin się nie dowiedział.
Nadal nie było mi żal tych dziewczyn, bo niby czemu? Starałem się, by było im ze mną dobrze, stawiałem sprawy jasno. Do niczego ich nie zmuszałem. Same przychodziły, a potem nie chciały się odczepić. A wstyd zaczynało mi być, tylko gdy myślałem
co powiedziałby na to Jimin?
Powiniem traktować go jak resztę. Powinienem powiedzieć, czego chcę i ewentualnie zaakceptować fakt, że on nie jest zainteresowany. Odkąd go poznałem nie przeleciałem nikogo, a to już o czymś świadczyło. O tym, że kompletnie mi odbiło.
- Puść mnie, chce iść do domu - powiedział w końcu Jimin, a wtedy go pocałowałem.
| Kolejny rozdział w piątek |
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top