my american fans
Jimin
Ledwo zdążyłem odpisać Jeonggukowi, gdy do lokalu weszła jakaś grupka dziewczyn. Tego dnia dziewczyny oznaczały kłopoty, więc od razu się spiąłem. Moja zmiana w pracy kończyła się za dwadzieścia minut i tylko pomodliłem się w duchu, by Regan przyszła jednak trochę szybciej.
Dziewczyny na pewno mnie poznały. Gdy tylko odeszły kawałek od lady zaczęły się szepty i spojrzenia. Nie kojarzyłem ich za bardzo, ale dwie miały bluzy w barwach szkoły, więc nie trudno było się domyślić skąd są. Cztery pijawki gotowe wyssać mi krew za to, że ich idol woli moją dupę. Podszedłem do kasy. Nim się zdecydowały minęła chwila, w dodatku bardzo niezręczna, kiedy ja udawałem, że nie słyszę, jak o mnie plotkują, a one udają, że są ty tylko po lody. W końcu jedna z nich, ciemnowłosa Mulatka postanowiła coś kupić.
- Dwie porcje lodów truskawkowych - zamówiła, nadal lekko roześmiana z tego, co wcześniej powiedziała jej koleżanka, a co nie dotarło do moich uszu. - W wafelku - dodała, więc nabiłem cenę.
- Trzy dolary - odpowiedziałem, a one znów się zaśmiały. Co było zabawnego w tym co powiedziałem, przeszło mi przez myśl.
- Ile? - zapytała Mulatka, co chwilę odwracając się do koleżanek.
- Trzy - powtórzyłem.
- Możesz mówić wyraźniej? My tu w Ameryce mówimy po angielsku, a nie po jakiemuś tam - mruknęła rozbawiona, jakby to był najśmieszniejszy żart na świecie. Zwłaszcza, że po koreańsku mówiłem tylko do Jeongguka i to czasami. Tak to posługiwałem się angielskim.
- Przecież mówię po angielsku - odparłem, starając się opanować i tak lekkie zawstydzenie sytuacją. Mój angielski był dobry, ale nie najlepszy. Pierwsze o czym pomyślałem to to, że może faktycznie coś przekręciłem. - Trzy dolary - powtórzyłem jej, a ona w końcu położyła na tacę banknot. Odwróciłem się, by nałożyć loda.
- Wcale nie ma aż takiej fanej dupy - powiedziała koleżanka średnio rozgarniętej Mulatki, chyba specjalnie tak głośno, żebym wszystko usłyszał. - No a jeszcze twarz - rzuciła i dwie inne zaczęły się śmiać. Tylko jedna z dziewczyn mruknęła coś, że to było niemiłe.
Udawanie, że jestem głuchy przychodziło mi z trudnością, ale jeśli jeszcze chciałem tam popracować musiałem ugryźć się w język. Podałem dziewczynie loda, a potem bliżej kasy podeszła kolejna, ta której ewidentnie nie podobała się moja buzia.
- Jedną - rzuciła od niechcenia, jakby samo mówienie do mnie było obrazą jej majestatu.
- Jaki smak?
- A jakie macie? - zapytała, więc odwróciłem się i wskazałem na tablicę ze smakami. Jak byk było napisane, co dziś serwujemy. - Może być czekolada - wybrała, przykładając katę do terminala.
Usiadły gdzieś w kącie, by jeszcze coś na mnie nagadać, a wtedy do lokalu weszła kolejna. Stanąłem przy kasie.
- Pisałam do ciebie - odezwała się, omijając jakieś "dzień dobry, poproszę lemoniadę/lody/deser/cokolwiek".
- Nie kojarzę - odparłem, choć jej wściekła twarz kojarzyła mi się z jedną z tego tysiąca, które postanowiły życzyć mi śmierci przez to, że Jeon się ze mną umawiał.
- A powinieneś, kurwa - wysyczała, aż cofnąłem się dwa kroki. Wyglądała, jakby miała mi zaraz wydrapać oczy. - Ostatni raz cię ostrzegam, że masz się odjebać od Jeona, bo się to dla ciebie źle skończy, rozumiesz szmato? - warknęła i wtedy właśnie do lokalu wszedł Scott i Regan. Zdawało się, że wszystko słyszeli, bo było otwarte okno, a sama dziewczyna podniosła głos o zdecydowanie za dużo decybeli. Oboje zszokowani spojrzeli na dziewczynę.
- Cara? - zaczęła Regan, przez co zarówno owa "Cara", jak i kółeczko adoracji w kącie zamknęło się na chwilę. - Co to ma być?
- Ta głupia pizda spotyka się podobno z Jeonem, więc chciałam mu wytłumaczyć, że ma się odjebać, okey? - rzuciła, zaraz krzyżując ręce na piersiach, jakby to wszystko było takie oczywiste.
- Pojebana jesteś? - odezwał się Scott, zaraz szturchając Carę ramieniem. - Masz się tak do niego nie odzywać, ruro - powiedział, a ona jeszcze bardziej się na niego nastroszyła.
- To ty tak do mnie nie mów, Scott! Jeon to twój kumpel, nie widzisz, że to jest pedalstwo?
- Chuj ci do tego - mruknął, łapiąc ją za bluzę, którą miała na sobie. Wyprowadził ją do drzwi i otworzywszy je, prawie szepnął jej do ucha: wypierdalaj, dlatego dziewczyna zamachnęła się, by dać mu w twarz, ale powstrzymała ją ręka Regan.
I to właśnie Regan była tą, która odruchowo dała w twarz dziewczynie. Co prawda uderzyła ją wierzchem dłoni i niemocno, ale to wystarczyło, by wywołać wojnę. Z końca lokalu przybiegło czterech jeźdźców apokalipsy, którzy przepchali się do Cary.
- Pożałujesz, Reg - rzuciła jeszcze wkurzona nastolatka, mierząc nas spojrzeniami. - Scotty, ty też. A już w ogóle ty, głupia, skośnooka dziwko! - krzyknęła w moją stronę, nie rejestrując nawet mojego rozbawienia epitetem "skośnooka dziwka". To mnie rozbawiło, ale reszta sytuacji nieco mnie przestraszyła. Nie wiedziałem, że dziewczyny bywały takie zawistne, jeśli chodziło o ich byłych, czy nawet tylko ich "przygody". Czy serio każda laska w tym mieście była potajemnie zakochana w Jeongguku?!
- Nic ci nie zrobiły? - zapytał Scott, a Regan od razu poszła na zaplecze, by zadzwonić do szefa.
- Nie, w porządku - powiedziałem, choć gdy stres ze mnie schodził, czułem jak w moich oczach zbierają się łzy, których nie chciałem pokazywać przy tej dwójce i nikim innym. Regan wróciła z zaplecza z informacją, że nasz szef da nam kasetę z monitoringu.
- Groźby są karalne, Jimin - powiedziała, gdy pokręciłem na to głową. - One są nienormalne. Może serio coś ci zrobią - martwiła się, nerwowo obgryzając skórki. - Scott, odprowadź go to domu - poleciła i obaj już wiedzieliśmy, że sprzeciwianie się nic nie da.
Scott faktycznie poczekał aż przebiorę się z pracowniczego fartuszka, by potem odwieść mnie samochodem pod same drzwi. Gdy już miałem wysiadać, zapytał, czy na pewno wszystko dobrze, ale odparłem, że tak. Podziękowałem za podwózkę i wtedy on wrócił do Regan, a ja do domu, by móc schować się pod kołdrą i jeszcze raz wszystko sobie przemyśleć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top