my american climax
Jeongguk
Jimin bardzo mnie zaskoczył tym, że ostatecznie przystał na moją propozycję i pozwolił mi się sobą zająć, nawet w takiej pozycji, w której się znajdowałem. I musiałem przyznać, że zaczynało mi się podobać, jak się rządził, a potem jak ulatywała z niego pewność siebie, którą przywracałem mu komplementami. A jego ciało było przesłodkie, smakowało mi tak bardzo, że nie mogłem się opamiętać.
Zacisnął mięśnie, gdy doszedł, a chwilę później poczułem, jak kończy na mój brzuch. Gdy położył się obok, miałem ochotę go tylko przytulić, bo wyglądał tak bezbronnie i ślicznie z lekko spoconym czołem i rozchylonymi ustami, że na pewno zrobiłbym to, gdyby nie oczywiście kajdanki, które przez moje wierzganie się na pewno zostawiły na moich nadgarstkach czerwone ślady. Ale nie przeszkadzało mi to. Właściwie to podobały mi się tego typu znamiona, jakich czasami potrafiło być pełno po seksie. Lubiłem siniaki, ślady po paznokciach, malinki, rozmazany makijaż i ślady po zaciśniętych dłoniach. I lubiłem, gdy inni tez to widzieli i myśleli o tym, jak o mojej sprawce.
Jimin chwilę tylko odsapnął, a potem podniósł się, mimo nadal drżących nóg i usiadł na moich biodrach, by pochylić się do moich ust, które przelotnie cmoknął.
- Zasłużył pan na anulowanie kary - powiedział, zaraz uśmiechając się słodko, sięgając do kieszonki w swojej kamizelce, by wyjąć z niej kluczyk od kajdanek. Położył go na moim torsie, zaraz nad pępkiem i zniżył się na moich nogach, by ostatecznie znaleźć się między nimi.
Znalazł wśród pościeli niedawno używaną buteleczkę i znów wylał trochę jej zawartości na swoją dłoń, zaczynając robić mi dobrze. Trochę podkurczyłem nogi, spoglądając to na niego to na sufit, gdy odchylałem głowę.
Nie potrzebowałem już dużo. Jego własny orgazm mnie podniecił, więc mój przyszedł bardzo szybko. A gdy wysapałem prośbę o przyspieszenie to już w ogóle. Gdy kończyłem, on nie odpuścił, co tylko przedłużyło samą przyjemność. Chyba był z siebie zadowolony, bo uśmiechnął się słodko i znów zbliżył, by pocałować mnie, tym razem trochę dłużej, plącząc nasze języki. Położył się obok, przesuwając palcem po mojej klatce piersiowej, na której mieszały się dowody naszej małej zdrobni. Omijał je, ale jednocześnie dotykał samych mięśni, które chyba wyjątkowo mu się podobały.
Moje ciało podobało się dziewczynom. Leciały na kaloryfer i widoczne bicepsy, o udach, na których widok miały mokro już nie wspominając, ale nie pamiętam, był bym tak zadowolony z tego, że komuś się podobam jak w tej chwili.
- Możesz mnie już uwolnić, złotko, co? - zaproponowałem, a on się zaśmiał, zgarniając z mojego brzucha kluczyk.
Sięgnął do zapięcia.
Usłyszałem, jak chwilę przy nim majstruje, ale po chwili zatrzymał się. Spojrzałem w jego twarz. Oczy miał szeroko otwarte, podobnie jak usta.
- Co? - zapytałem, a on tylko nerwowo zerknął w moją stronę. To nie oznaczało niczego dobrego. - Jimin, co jest?
Najpierw zaśmiał się nerwowo, a potem odchrząknął, pokazując mi... złamany kluczyk.
- Żartujesz?! - rzuciłem, zaraz trochę podnosząc się, szarpiąc kajdankami. Jimin patrzył się na kawałek klucza, który został mu w dłoni z niemałym zawałem serca.
- Jezu, co teraz?! - zapytał, jakbym to ja wiedział. - Masz zapasowy? - zapytał, ale pokręciłem głową.
- To były takie gówniane kajdanki do kompletu. I tak się dziwie, że nie zepsuły się, jak szarpałem.
Znów mocniej pociągnąłem za łańcuch, ale cholerstwo ani trochę nie ustąpiło. Może wcale nie były takie gówniane?
W dodatku kawałek kluczyka utkwił w zamku i Jimin nie mógł go ruszyć.
Chłopak wstał z łóżka i zaczął kręcić się dookoła własnej osi, jakby w poszukiwaniu odpowiedzi. Chwycił za nóż, który leżał koło niedojedzonej kanapki na moim biurku, ale piłowanie łańcucha dało tyle, co nic. Potem starał się pilniczkiem otworzyć zamek, ale ten nie był takim łatwym przeciwnikiem.
- Kurwa mać, jakiś inny pomysł? - zapytał, ale gdy sam rozejrzałem się po pokoju, nie znalazłem niczego, co by mogło pomóc mi się uwolnić. - Jakieś kombinerki?
- Pewnie, bo w szafie koło majtów trzymam cały zestaw małego mechanika - syknąłem, a on odrzucił na bok pilniczek.
- Nie złość się na mnie, bo cię tak zostawię! - mruknął, ale tylko westchnąłem, spanikowany. - Jak mogłeś nie mieć zapasowego klucza?
- Co dałby ci zapasowy, skoro kawałek tamtego utknął w zamku, cwaniaku?
Jimin wydawał się zrezygnowany.
- Twój ojciec nie ma w garażu jakiś narzędzi? - zapytał, ale tylko jęknąłem żałośnie.
- A jak mu wytłumaczysz to, że nagle potrzebujemy czegoś takiego?
- Powiem, że to dla Lindsonów.
- John Lindson to osiedlowa złota rączka, więc na pewno ma u siebie cały zestaw podobnego badziewia.
- To niech on nam pożyczy!
- Jezu - mruknąłem, jeszcze parę razy szarpiąc kajdankami, które musiały być chyba z jebanego tytanu, skoro nie ustępowały tak długo. - W "Pile" odcinali sobie nogi, ale ja cholera potrzebuje tych rąk! Jak ci będę robił palcówkę?
- Nie myśl w takiej sytuacji o palcówce! - warknął i rzucił mi w twarz poduszką, przed którą nie miałem nawet jak się obronić.
- Przecież widzę, że jesteś znów zawstydzony! Przyznaj, że chciałbyś!
- Jeon Jeonggu, skup się! - krzyknął, zakładając ręce na piersiach. Zaraz wyjął z biurka opakowanie chusteczek i zaczął wycierać mój brzuch. - Może... albo nie. Albo... Matko, nie wiem. Może jakiś twój kolega ma jakiś sprzęt?
- Kurwa - syknąłem, bo sytuacja zaczynała się robić beznadziejna. - Zadzwoń do Scotta. Mój telefon ładuje się przy ścianie.
Jimin sięgnął po komórkę, po czym odblokował telefon i wybrał numer do chłopaka, podstawiając mi do ucha komórkę, tłumacząc się, że ja mu to lepiej zobrazuje. Scott, jak to Scott, na szczęście odebrał od razu.
Dość trudno było mi to mu wyjaśnić, ale po prawie kwadransie ciągłego śmiania się ze mnie, zgodził się przyjechać. Kazał zaczekać chwilę, bo podobno wychodził właśnie od Regan z lodziarni.
Jimin w tym czasie zdążył się ubrać, wywietrzyć trochę w pokoju, by nie pachniało tam samym seksem i założył mi na tyłek bokserki.
Niedługo później usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, a potem głos mojego ojca witającego najpierw Scotta, potem... Jose, a potem jeszcze Jasona! Kurwa, szkoda, że całej drużyny nie zaprosili! Cała trójka weszła po schodach na górę i stanęli w drzwiach. Wystarczyło jedno spojrzenie, a padli śmiechem, wręcz turlając się po podłodze.
Cóż, mi nie było tak bardzo do śmiechu, a Jimin stał obok i tylko zasłaniał czerwoną buzię dłońmi.
- Weźcie się do roboty, durnie - warknąłem, ale na szczęście zauważyłem, że bramkarz Wilków ma ze sobą cały asortyment garażowy.
Jason nie odpuścił sobie strzelenia kilku foteczek, jak leżę przykuty do własnego łóżka, ale na szczęście, jak tylko ścisnęli ze mnie srogą bekę, wzięli się za uwalnianie mnie. Kombinerki poszły w ruch.
- Chyba zaatakowało cię dzikie zwierze, Jeon - zaśmiał się Scott, pochylając się nad jedną z moich malinek na szyi.
- Ciebie chyba też, stary - odbiłem piłeczkę, bo gdy lekko podwinęła mu się bluzka, ukazał mi się cały sznur maków na jego ciele.
- Regan to taka dzika kocica, wiesz? - zaśmiał się, siłując się jeszcze chwilę z łańcuchem.
- Ty go tak załatwiłeś? - zwrócił się do Jimina Jose, a blondyn tylko jeszcze bardziej się zawstydził, ale ostatecznie kiwnął głową. - Kurwa, zazdro, Jeon - rzucił chłopak i klepnął Jimina w tyłek, puszczając mu oczko, a we mnie aż się zagotowało.
- Masz kurwa szczęście, że jestem nadal przykuty - rzuciłem do niego, napinając się od razu, ale na jego szczęście, odszedł kawałek od Parka, podnosząc do góry ręce w geście obronnym.
- Sory, stary, nie mogłem się powstrzymać - odparł, ale wcale mu to nie pomogło. Jason kazał nam się obu uspokoić. - A tak właściwie to o co chodziło z tym twoim kolanem? Bo wiesz, nie chciałem cię znokautować, ale widzę, że nadal jest sine - powiedział, wskazując na moja nogę. Scott posłał mi dość wymowne spojrzenie, a Jason tylko westchnął.
- Powiedz im - rzucił kapitan, a Scott od razu znów zwrócił się do mnie.
- O co chodzi?
W tamtym momencie łańcuch ustąpił pod naporem siły i byłem wolny. Chłopacy usiedli, bo zapowiadało się na dłuższą rozmowę, więc Jimin powiedział, że skoczy po coś do picia.
Powiedziałem im w końcu prawdę, bo byliśmy drużyną i na nią zasługiwali. Może i wcześniej nie chciałem ich martwić, ale teraz czułem, że mogą mnie w tym wesprzeć. Gdy Jimin wrócił z jakimś sokiem, usiadł koło mnie, więc objąłem go ramieniem.
- Sory, że tak długo to ukrywałem, ale serio to chujowa sytuacja i nie chcę, by było gorzej niż w zeszłym roku. To nasz ostatni sezon, chłopaki. I chcę z wami grać.
- Masz nam mówić, jak tylko się pogorszy - powiedział Jason, jak zwykle będąc najbardziej opanowany i trzeźwo myślący w takich przypadkach. - I odpuść sobie jeden z tych nadchodzących meczy.
- Żartujesz?
- Odpuść Kansas. Tulsa jest silniejsza - postanowił i choć wiedziałem, że to dobry pomysł to zacząłem protestować.
- Kocham cię stary, ale jak zobaczę cię na lodzie dziś wieczorem to powiem trenerowi, co się dzieje - dorzucił swoje trzy grosze Scott.
- Nie mogę nagle zrezygnować. Zwłaszcza, że mecz jest za kilka godzin - rzuciłem, ale Jason już wybierał numer do jednego z chłopaków, który grał na zastępstwie.
- Jason ma rację - dodał Jose, jako pierwszy wstając, by zacząć się zbierać. - Damy radę, jasne?
Wiedziałem, że raczej nie odpuszczą. Byłem zły, ale i rozumiałem, że nie chcą mnie stracić nim zrobi się naprawdę groźnie. Każdy etap był trudniejszy, a przed sobą mieliśmy jeszcze kilka meczy nim będziemy w chociaż ćwierćfinałach. Nie chcieli ryzykować. Ale tracąc głównego strzelca dużo stawialiśmy na szali. Jeśli przegralibyśmy zarówno z Tulsą jak i z Kansas City moglibyśmy powiedzieć "papa" pucharowi i dalszemu turniejowi. Nawet nie chciałem myśleć o tym, jak by się to skończyło.
Gdy chłopacy wychodzili, zatrzymałem na chwilę tylko Jose, któremu chciałem zakomunikować, że nie podoba mi się, jak patrzy się na Jimina.
- Jesteśmy braćmi, czy nie? - odpowiedział na to, a Scott i Jason zatrzymali się na schodach, by na nas popatrzeć. - Nie podajesz i rozumiem to, jasne?
- To trzymaj ręce przy sobie - ostrzegłem go, ale po chwili przeprosił, więc zbiliśmy piątkę i po zarzuceniu na siebie dresów i koszulki, poszedłem na dół, zamknąć za nimi drzwi.
Wieczorem musiałem obejść się smakiem i przyjść na mecz nie jako gracz, a jako widz.
| Jak zrobić sobie samej na złość, tutorial:
wiesz doskonale, ze masz kolokwium
nic nie umiesz
zostawiasz sobie wszystko (jak zwykle) na ostatnią chwilę, bo czemu nie
robisz sobie wolny dzień w pracy, by się nauczyć
wracasz do domu, kladziesz notatki na biurku
myślisz "zobacze cos się dzieje na fb/insta/wtt/w mojej glupiej gierce dla ośmiolatków/na każdej stronie z memami
i o dziwo nie spędzasz całego dnia na telefonie
zasypiasz zanim jeszcze przescrollujesz całego fejsa
budzisz się o 23
masz zawał
idziesz dalej spać i budzisz się idelanie na zajęcia
by isc na kolosa i dostać zasłużonego laczka
kurna na twarz
Oto szybki sposób na niezdanie roku
Nie polecam (¬_¬)ノ
Ale przynajmniej Wasze przeslodkie komentarze pod Jabłkami poprawiły mi humor. Dziękuje, tego mi było trzeba ♡ |
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top