my american cigarettes

Jimin

Jeongguk zaciągnął się papierosem i podał Jasonowi zapalniczkę. Staliśmy na balkonie w mieszkaniu Ann, u której właśnie odbywała się impreza z okazji przejścia do kolejnego etapu eliminacji drużyny hokejowej. Mecz był "bułką z masłem", jak to określił Jeon i faktycznie - przewagę od początku miały Hallowell Wolves. Nic dziwnego więc, że drużyna, która w zeszłym sezonie przegrała zaledwie trzy razy rozgromiła tych, którym nie udało się wyjść nawet z grupy.

Impreza trwała już jakiś czas, a po salonie i kuchni, w których zgromadzeni byli goście kręciło się coraz to więcej osób. Piłem już któregoś drinka, czując powoli jak promile w mojej krwi dają o sobie znać. Starałem się mówić wyraźnie i nie przekręcać słów, ale mój angielski akcent nawet gdy byłem trzeźwy pozostawiał trochę do życzenia. Po jakimś czasie zacząłem do Jeongguka mówić po koreańsku, a że on nie miał nic przeciwko to tak też mi odpowiadał. Miał tego dnia bardzo dobry humor, w dodatku odniosłem wrażenie, że stara się być dla mnie miły. Nie walił co chwilę debilnymi tekstami, nie robił rzeczy, których nie powinien i skupiał swoją uwagę na mnie, czyli tam gdzie powinien. A gdy dosiadła się do nas jakaś jego była, koncertowo ją olał i odwrócił się do mnie, by najbardziej jak to możliwe dać jej znać, że ma spadać.

- Chcesz bucha? - zapytał w naszym rodzimym języku, gdy stałem tak chwilę i gapiłem się, jak wypuszcza dym z ust. Oparł się o barierkę i złapawszy mnie w talii przyciągnął mnie do siebie. Kiwnąłem głową, a on podstawił mi papierosa do ust. - Tylko się nie zakrztuś - ostrzegł, a gdy zacząłem kaszleć, zaśmiał się i pogłaskał mnie po plecach. Przysunąłem się bliżej jego ciała i wziąłem łyka mojego drinka z colą. Przez chwilę staliśmy tak. Ja milczałem, przytulony do jego boku, a on gładził tył mojej kurtki i rozmawiał z kapitanem. Gdy na balkon weszły jakieś trzy dziewczyny, Jeon dał jednej z nich swój niedopałek i chwycił mnie za rękę, by zaprowadzić mnie z powrotem do salonu.

Tam zajęliśmy miejsce na kanapie. Chłopak nie posadził mnie sobie na kolanach, ale gdy nasze uda się styknęły, położył na moim swoją dłoń. Objął mnie ramieniem, tym samym przyciągając mnie do siebie bliżej. Bliżej. Jeszcze bliżej. Mój drink powoli się kończył.

- Chcesz jeszcze jednego? - zapytał znów po koreańsku, szukając wzrokiem po stole i swojej szklanki.

- Tak - odparłem, a on chwycił nasze szkło i wstał, by podejść do drugiego stołu, na którym była jeszcze wódka i jakieś soki. Dla mnie wybrał jabłkowy, dla siebie pomarańczowy. - Dzięki - rzuciłem, gdy znów koło mnie usiadł. Jego dłoń dotknęła materiału moich czarnych dżinsów.

Skupiłem wzrok na jego ręce. Widoczne żyły ciągnęły się od nadgarstka aż do zgięcia łokcia, a drobne ranki przy paznokciach, które pewnie skubał były lekko wysuszone. Miał ładne dłonie. Męskie. Nie to co ja. Moje palce były krótkie i grube, w dodatku mniejsze, przez co czułem się jeszcze drobniejszy. Przy nim cały czułem się, jak takie dziecko, którym trzeba się zaopiekować.

Chyba nieświadomie nawet podłożyłem pod tą jego swoją rękę, którą od razu ścisnął z uśmiechem. Oderwałem wzrok od naszych splecionych palców i spojrzałem w bok. Do mojej głowy wszystko dolatywało z opóźnieniem. Chyba naprawdę za dużo wypiłem, pomyślałem, ale mimo to znów podniosłem szklankę z alkoholem i wziąłem łyka trunku. Delikatnie mnie rozgrzewał.

W salonie siedziało już sporo ludzi, ale jeszcze więcej rozmawiało w kuchni, czy paliło na balkonie. Oprócz elity było też sporo dzieciaków ze szkoły, które przyszły z kimś, więc jak na nie za duży dom Ann był tam całkiem niezły rozgardiasz. Posiedzieliśmy tak jeszcze jakiś czas, nim zrobiłem się senny. Jeongguk trochę się ze mnie nabijał i powtarzał, że mam słabą główkę, ale wtedy nie miałem siły mu przywalić. Usłyszałem jak krzyczy do Scotta, siedzącego po drugiej stronie stołu kiedy będziemy wracać. Bramkarz Wilków odparł, że za godzinę, bo musi czekać na Kurta. Nie usłyszałem reszty ich rozmowy. O czymś jeszcze mówili, ale sam nie wiedziałem. Bardziej skupiłem się na tym, by nie zasnąć.

- Jesteś śpiący? - zapytał Jeongguk, łapiąc moją brodę w palce. Nie odpowiedziałem, więc zapytał jeszcze raz. - Chcesz się położyć? Możemy poczekać na Scotta w aucie.

Kiwnąłem głową, ale chyba tylko dlatego, że serio miałem dość. Powinienem znać swój umiar. Ale gdyby wtedy Jeon zaproponował mi spanie nawet w wannie - zgodziłbym się bez zastanowienia.

Gdy wstaliśmy i zrobiliśmy kilka kroków, nagle lekko oprzytomniałem. Przynajmniej na tyle, by nie zasnąć na stojąco. Jeongguk wziął od kumpla kluczyki. Wyszliśmy przed dom. Czerwone auto chłopaka stało pod jednym z drzew, po drugiej stronie krawężnika. Jeongguk otworzył mi drzwi, a potem obszedł pojazd i usiadł obok mnie. Od razu położyłem mu głowę na ramieniu.

- Dobrze się bawiłeś? - zapytał, a ja zaśmiałem się, szukając odpowiednich słów, nawet w swoim, tak dobrze mi znanym języku.

- Tak, całkiem nieźle.

- Trochę wypiłeś - zaśmiał się, ale nie złośliwie. Objął mnie ramieniem.

- Nie jestem pijany - odparłem, patrząc na niego od dołu. Uśmiechnął się, a ja razem z nim. - Masz tu pieprzyk - zauważyłem, dotykając go zupełnie pod dolną wargą. Znów się zaśmiał.

- Jesteś przeuroczy, jak wypijesz.

- Nie mam wypite! - mruknąłem, a on wplótł palce w moje włosy. Już miałem mówić, by zostawił je w spokoju.

- Pozwól mi - powiedział, gładząc skórę mojej głowy. Przełknąłem ślinę.

- Jak będziesz mi tak robił to zasnę - powiedziałem, siląc się na wyraźny ton głosu. Jeongguka to nie zniechęciło.

Przez jakiś czas tylko tak się nimi bawił. Nie odzywał się, nie psocił. A ja przymknąłem oczy. Powoli odlatywałem. Gdy już naprawdę zrobiło mi się błogo, Jeon zbliżył się do mojego czoła, by mnie w nie cmoknąć. Zrobił to bardzo delikatnie, jak wtedy gdy kiedyś pocałował mnie w głowę. Westchnąłem, wtulając się bardziej w jego bok. Potem wydawało mi się, że słyszę, jak mówi moje imię, dlatego spojrzałem do góry na jego buzię. A wtedy odkryłem, że on już patrzy na mnie. 

Pośród tej ciszy, zakłócanej jedynie muzyką dobiegającą z domu na przeciwko, byliśmy sami, otoczeni rzędem innych samochodów, krasnalami ogrodowymi sąsiadki Ann i świetlikami, które dobrze widoczne były z naszego miejsca. Latarnia uliczna oświetlała nasze twarze, więc nie odpuściłem sobie popatrzenia na tą Jeona chwilę dłużej niż powinienem. I widziałem doskonale, jak chłopak zbliża się powoli, jak niepewnie zerka na moje usta, które potrafiłem w tamtym momencie tylko rozchylić, tylko poczekać. W ostatniej chwili zawahał się, przełknął ślinę i spojrzał mi jeszcze w oczy, szukając pozwolenia, albo właśnie odmowy. Ale nie znalazł niczego, dlatego że sam nie wiedziałem czego chcę. Moje oczy musiały być przestraszone, bo wycofał się trochę.

- Chcesz mnie pocałować? - zapytałem, niewiele myśląc. Alkohol sprawił, że mój mózg miał jakąś awarię.

- Nie wiem, czy mogę - odparł. Jego durnowaty uśmiech, zbytnia pewność siebie i styl na dupka wyparowały w jedną sekundę. W tamtym momencie siedział koło mnie w samochodzie zwykły chłopak, nastolatek, a nie gwiazda, fuckboy, bezczelny cham i prostak. I choć nie wiedziałem, czy to nie jego gierka, by jakoś mnie przekonać, jakoś zdobyć, to jednak dużo bardziej spodobała mi się ta wersja jego. - Ale chciałbym - dodał, szukając jakiejś zmiany w mojej twarzy.

- Nie całuję się z przypadkowymi chłopakami - powiedziałem, a on zamiast rzucić żartem, czy tekstem o samouwielbieniu, chyba spoważniał jeszcze bardziej.

- Nie chcę być tylko przypadkowym chłopakiem.

- Też nie chcę.

W końcu pocałował mnie, po kolejnym wahaniu, po minutach patrzenia sobie w oczy w ciszy i ciemności. Przymknąłem powieki i dałem się ponieść. Jego dłoń trzymała mnie za kark, a druga ręka w talii. Wąskie wargi poruszały się po tych moich, a po jakimś  czasie jego język zahaczył o ten mój. Dotknął kolczyka w kształcie serduszka. Pocałunek był leniwy, jakbyśmy mieli na to wieki, ale przez to wydawał mi się wyjątkowo czuły, romantyczny, potem coraz bardziej namiętny. Naprawdę było mi przyjemnie, a o moje żebra w zawrotnym tempie obijało się moje serce. Aż cały drżałem, gdy chłopak specjalnie znów dotykał kolczyka. Przeniósł swoją dłoń bardziej na moją szyję i kciukiem zaczął gładzić mój policzek. I pewnie trwałoby to w nieskończoność, gdyby Scott nie zapukał nam w szybę. Od razu się od siebie oderwaliśmy, przestraszeni. A on zaśmiał się i wystawił kciuki w górę. Wsiadł do auta, a chwilę później miejsce pasażera zajął Kurt.

Odjechaliśmy spod domu Ann.

Całą drogę, aż na naszą ulicę Jeongguk trzymał mnie za rękę, a ja leżałem na jego ramieniu, czując się jak w jakimś innym wymiarze. Nie wiedziałem już, ile z tego co działo się dookoła było prawdą, a ile nie. Ile sobie wymyśliłem, ile zdziałał alkohol? Czy Jeongguk naprawdę, ale to naprawdę potrafił zachować się hm... normalnie? Czy gdzieś tam pod maską złego chłopca kryła się jego druga osobowość, ta którą mogłem polubić, czy nawet się w niej zakochać?

Wysiedliśmy z samochodu i jeszcze chwilę staliśmy pod domem Lindsonów, zbyt speszeni, by teraz na siebie spojrzeć. Nie wiedziałem, co powinienem powiedzieć, więc to on odezwał się jako pierwszy.

- Nie chcę być powodem twojego smutku - zaczął, w końcu łapiąc moją dłoń. - Chcę byś był przy mnie zawsze szczęśliwy, dobrze?

- Nie wiem, co mam ci powiedzieć - odparłem zgodnie z prawdą, przełykając zalegającą w gardle ślinę. - Nie wiem, jak mam interpretować twoje zachowanie. Czasami tak bardzo mnie wkurzasz, tak mnie denerwujesz... ale czasami naprawdę cię lubię - przyznałem, a on zrobił kolejny krok w moją stronę. - Mieszasz mi w głowie.

- Ty mi też - powiedział, puszczając moją dłoń, za moment łapiąc moją buzię. Tym samym zmusił mnie, bym na niego spojrzał. - Nawet nie wiesz, jak bardzo. I myślę, że mógłbym się dla ciebie postarać. Bardziej. Tyle, ile tylko będziesz chciał.

- Ostatnio mówiłeś...

- Bo jestem idiotą - przerwał mi. - Powiedziałem, że zależy mi na seksie, na zabawie, z tym, że jeśli chodzi o ciebie... - zrobił pauzę, by moje serce mogło przez ten czas przejść kilka mini zawałów. - Z tobą jest inaczej.

- Czego ty w końcu chcesz, Jeon? - zapytałem, gdy zaczynało brakować mi powietrza w płucach. Ta rozmowa była trudniejsza, niż przypuszczałem. - Zastanów się poważnie, czego ode mnie naprawdę oczekujesz i wtedy mi powiedz. Bez oszukiwania, owijania w bawełnę. Bo nie będę ani twoją zabawką, ani nie będę dawał szansy komuś, kto nawet jej nie chce.

Chłopak kiwnął głową na znak zrozumienia. Po chwili odsunął się kawałek i puścił moją twarz. Staliśmy na ganku jeszcze kilka minut. Poczekałem aż skończy palić. Obiecał przemyśleć wszystko, by nie sprawiać mi problemów i odezwać się jak tylko będzie mógł. Na do widzenia dał mi całusa w czoło, który tylko rozbudził we mnie nadzieję, która bałem się, że będzie złudna.

Ale wspomnienie dzisiejszego pocałunku nie mogło opuścić mojej głowy.

I jego też.



|Jutro dzień wagarowicza, więc rozumiem, że wszyscy ładnie i grzecznie pójdziecie do szkoły/na uczelnie/do pracy, prawda?
Nowy rozdział w piątek, piąteczek, piątunio ( ˘ ³˘)♥ |

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top