my american car
Jimin
Jeon napisał do mnie o umówionej godzinie, bym już schodził. Ubrałem się ładnie, bo chciałem mu się podobać, nawet jeśli to nadal tylko nadęty dupek. I choć raz chciałem być ze sobą szczery. Nie prasowałbym tej pieprzonej koszuli w groszki dla siebie, no nie? Zwłaszcza, że rękawy cholernie trudno było doprowadzić do ładu.
Pogoda nam dopisała, więc wziąłem tylko lżejszą kurtkę i wyszedłem, mówiąc Nadine, że będę w kinie.
Jeon wyszedł z samochodu i na powitanie dał mi szybkiego całusa, którego się nie spodziewałem. Ale ucieszyłem się i mimowolnie nawet zawstydziłem. Potem zająłem miejsce pasażera. Chłopak ruszył przed siebie.
- Świetnie wyglądasz - powiedział, zerkając na mnie co chwilę. - I ładnie ci w prostych włosach. Ostatnio miałeś takie loczki, nie?
- Ach tak, ale to przez odżywkę - odparłem, zakładając blond kosmyk za ucho. - I dziękuję.
- Dla mnie się tak ładnie ubrałeś? - zapytał, ale nie było w tym ironii, czy klasycznej dla niego - bezczelności. Dlatego nie dałem mu z łokcia i nie wyzwałem go, a mruknąłem tylko "może". - Chciałbym żebyś się dla mnie tak stroił. Nosisz kolczyk ode mnie?
- Mam dziś ten tęczowy - powiedziałem, a gdy chłopak zatrzymał się, by na przejściu dla pieszych przepuścić staruszkę, pokazałem mu język. - Podoba mi się i jest wygodny, nie to co ten napis.
- Nosiłeś tamten?
- Tylko przymierzyłem - powiedziałem, bo i samo "fuck" wydawało mi się wulgarne, szczególnie na języku.
- Mam dla ciebie już nowy prezent. Właściwie to leżał u mnie w szafie już kilka dni, ale sam wiesz, że nie widzieliśmy się ostatnio.
- Nie musisz mi robić prezentów - rzuciłem, mimo tego, że w środku gotowałem się z ciekawości.
- Ale chcę. Z resztą, podejrzewam że za ten dasz mi jednak w pysk - zaśmiał się, gdy dojeżdżaliśmy do dużego parkingu na tyłach fast fooda, na którym to stało dużo samochodów i na środku którego stał też ogromny ekran. - Dlatego dam ci go na odchodne, by w razie czego zwiać.
Wjeżdżając na parking, Jeon zapłacił ludziom z obsługi, którzy stali zupełnie przy bramce. Samochód zajął dosłownie ostatnie miejsce w drugim rzędzie, tyłem do ekranu. Już dalej widzielibyśmy dużo mniej.
- Ej no! Teraz będę się zastanawiał, co to może być.
- Zajmij myśli czymś innym - zaproponował i schylił się do mnie, by odpiąć mój pas bezpieczeństwa. Puścił mi oczko.
Wysiedliśmy z samochodu. Chłopak otworzył bagażnik, a moim oczom ukazał się koc i parę poduszek, na których mogliśmy swobodnie usiąść i się oprzeć.
- Przygotowałeś się - rzuciłem i zająłem miejsce. Koło mnie zaraz usiadł chłopak. Z boku zauważyłem dodatkowy koc.
- Jak będzie ci zimno, to możesz się przykryć - powiedział. - Przy wejściu sprzedają popcorn. Pójdę kupić, ale musisz obiecać, że już nie będziesz nim rzucał - zaśmiał się.
- Obiecuję - odpowiedziałem, a on ruszył się z siedzenia i zniknął mi z zasięgu wzroku. Zrobiłem zdjęcie, by uwiecznić tą chwilę, a potem odpisałem na kilka wiadomości przyjaciół. Przy okazji wysłałem też zdjęcie mamie.
Jeongguk wrócił akurat, gdy zaczynał się film. Rzuciliśmy się na popcorn, jak wygłodniałe króliki, bo obaj go uwielbialiśmy, więc po napisach początkowych nie mieliśmy już co jeść.
Chłopak objął mnie ramieniem, a ja dłużej ze sobą nie walcząc, położyłem mu głowę na barku i na moment przymknąłem oczy. Potem skupiłem się na filmie. Czułem na sobie jego wzrok, ale nie komentowałem tego. Miło mi się leżało, a potem faktycznie poprosiłem o ten koc, bo było już chłodno. Jeon przykrył mnie, a potem złapał moją rękę w tą swoją - większą i cieplejszą. Gdy kciukiem zaczął głaskać skórę moje dłoni, uśmiechnąłem się i przysunąłem jeszcze bliżej jego ciała. Było mi naprawdę dobrze, a atmosfera wokół wydawała się w tamtym momencie wyjątkowa. Kino samochodowe różniło się od tego standardowego, miało w sobie coś niezwykłego. I było to coś, czego w Korei bym nie doświadczył. Było w tym coś amerykańskiego i podobało mi się to. Tak samo, jak podobało mi się, jak Jeongguk w którymś momencie cmoknął mnie w głowę. Zrobił to tak delikatnie, że przez chwilę nie wiedziałem, czy to aby na pewno się stało, ale tak - cmoknięcie wymsknęło mu się spomiędzy warg.
Podczas tego wieczoru nie stało się nic takiego; ot zwykłe oglądanie filmu w samochodzie, a potem krótka rozmowa przed powrotem do domu. Nie było czułych pocałunków, nie było dzikiego seksu na tyłach jego auta, na tych miękkich poduszkach, czy pod kocykiem. Nie było wyznań, ale nie było też chamstwa, którego dopiero tego dnia nie wyczułem w jego obecności. Dobrze się bawiłem i dobrze się czułem. Skłamałbym mówiąc, że nie chciałem czegoś więcej, ale cieszyłem się, że do niczego nie doszło. Nie umiałbym się oprzeć, jak ostatnim razem, a nie chciałbym potem czegoś żałować. Dlatego kolejny buziak w policzek na pożegnanie był jak najbardziej na miejscu.
Jak tylko poczułem, że wargi Jeona już nie stykają się z moją skórą, odsunąłem się. Chłopak sięgnął po coś z tylnego siedzenia i wręczył mi pakunek, owinięty w niebieski papier.
- Nie przyjmuje zwrotów - powiedział, lecz mimo mojego ciekawskiego spojrzenia nic mi nie zdradził.
Dopiero, gdy wróciłem do pokoju odkryłem, że w środku były łyżwy. I to nie byle jakie. Na pudełku, pod warstwą papieru widniała nazwa firmy, na której widok moje oczy wytrzeszczyły się tak bardzo, że myślałem, że wypadną mi z orbit. Szybko otworzyłem pudełko i zobaczyłem je. Piękne, białe Jacksony ze srebrnymi sznurowadłami i delikatnym futerkiem w środku cieszyły moje oko. Na metce umieszczonej w pakunku był też typ łyżew, rozmiar i cena, na której naklejone było serduszko, przez co nie mogłem jej odczytać. Ale wystarczył mi typ łyżwy, bym wiedział, że były naprawdę profesjonalne i naprawdę drogie. A żeby było mało to na płozie wygrawerowany był napis. Myślałem, że to też nazwa firmy, czy coś podobnego, ale gdy napis ułożył się w litery: fine ass bby, prawie zszedłem na zawał. Zaśmiałem się, a potem jeszcze raz przyjrzałem łyżwom. Zacisnąłem szczękę, ale po chwili i tak wybuchnąłem śmiechem. Wziąłem do ręki telefon i wybrałem Jeongguka.
- Oszalałeś? - zapytałem go na wstępie, a on się zaśmiał. - To są cholernie drogie rzeczy, nie mogę przyjmować takich prezentów.
- Kolczyki nie kosztowały mniej, z resztą - znów się zaśmiał - chcę byś je miał. Pasują do ciebie. Jak tylko je zobaczyłem, pomyślałem o twoich ślicznych nóżkach.
Jego słowa spowodowały u mnie szybsze bicie serca, ale w porę się uspokoiłem. Podszedłem do okna, by odkryć, że on sam siedzi na parapecie swojego po drugiej stronie ulicy. Pomachał mi.
- Nie mogę przyjąć tak drogiego prezentu.
- Możesz i przyjmiesz, bo reklamacji nie przyjmuję. W dodatku są podpisane - rzucił, znów się śmiejąc. Widziałem jak pawie spada przez to z parapetu.
- Jakim cudem w ogóle to napisałeś?
- Jak łyżwy przyszły to wysłałem je do jubilera. Tam robią takie rzeczy. Masz jeszcze jedne płozy, są w pudełku i są bez napisu, ale jednak chciałbym byś nosił te podpisane na razie.
Westchnąłem w słuchawkę.
- Nie masz co robić z pieniędzmi, Jeon? - zapytałem, posyłając mu przez ulicę zażenowane, ale i dziwnie szczęśliwe spojrzenie nr 5.
- To nic takiego. Mówiłem ci, że nie musisz pracować w jakiś lodach.
- Wiesz, że poza prezentami to mam też swoje wydatki?
- Dam ci kartę.
- Jesteś szalony - mruknąłem, a on tylko uśmiechnął się, co zobaczyłem przez okno.
Milczeliśmy chwilę, a ja oglądałem łyżwy. Naprawdę były eleganckie i piękne. W dodatku chłopak trafił idealnie z rozmiarem.
- Skąd wiedziałeś, że trzydzieści dziewięć?
- Podejrzałem w szatni kiedyś - powiedział, wzruszając ramionami.
- Dziękuję za nie, ale nie...
- Nie chcę słyszeć, że ich nie weźmiesz - przerwał mi. - Są twoje. Jak ich nie chcesz to wyrzuć, ale są dla ciebie i tylko dla ciebie.
Nie pytałem o więcej. Nie pytałem, dlaczego w ogóle mi je kupił, ani co chce w zamian. Po prostu cieszyłem się, a on razem ze mną. W końcu podziękowałem, a potem jeszcze chwilę porozmawialiśmy, zanim pożyczyliśmy sobie dobrej nocy.
Światło w jego pokoju zgasło dużo później niż w moim.
Chyba naprawdę traciłem dla niego głowę.
| Kolejny we wtorek! 💙 |
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top